„Siostra nie ma kasy, ale święta muszą być z przepychem. Co roku bierze pożyczkę, by udawać bogatą przez kilka dni”

niezadowolona kobieta fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„Zamiast ryby w panierce – łosoś, zamiast śledzia – sushi, zamiast pierogów z kapustą – jakieś podobno modne z szyjkami rakowymi. A ciasta tak udziwnione, że nie wiadomo czy je jeść, czy może tylko oglądać. Dobrze, że chociaż opłatek był normalny”.
/ 20.12.2023 20:43
niezadowolona kobieta fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

Od kilku lat Anna, moja starsza siostra, kilka tygodni przed świętami wpada w szał zakupów. Szuka najlepszych, co w jej mniemaniu oznacza drogich. I byłoby to jeszcze zrozumiałe, gdyby naprawdę miała na to pieniądze, ale nie ma. Od kilku lat bierze pożyczkę, by zorganizować luksusowe święta niemal jak z reklamy. Tylko że ta sztuczność razi na każdym kroku.

– Opamiętaj się – mówiłam do niej w zeszłym roku, gdy lekką ręką wydała 3 tysiące na nowy telewizor w prezencie dla męża pod choinkę.

Zawsze o takim marzył – przekonywała. – Więc niech ma na stare lata.

Kręciłam z niedowierzaniem głową, bo kompletnie nie rozumiałam, po co to robi. Po co się zapożycza i kupuje coś, na co normalnie ją nie stać. A Jurek, jej mąż, wcale nie jest lepszy, bo wcale nie próbuje wybić jej tego z głowy. Doskonale pamiętam zwłaszcza zeszłoroczne święta, gdy przesadziła i zamówiła dziwaczny catering.

Wigilia zaskoczyła wszystkich

Zasiedliśmy wtedy do kolacji w stałym gronie. Ja, Jurek z Anią, ich syn z rodziną i moja córka z mężem. Już na progu uderzył mnie w nozdrza dziwny zapach. Nie wyczułam za to charakterystycznego dla świąt aromatu kapusty czy sernika. Proponowałam Ani, że coś przygotuję od siebie, ale uparła się, że nie będziemy tyrać w święta. Zgodziłam się, ale kiedy zobaczyłam, co będziemy jeść, zdębiałam.

– Kochani, siadajcie – zaraz wszystko podam – powiedziała Ania i zniknęła w kuchni.

Zajęliśmy się rozmową i czekaliśmy. Patrzyłam na zastawę stołową, sztućce niemal jak ze złota i obrus z haftem złotą nicią. Czułam się jak w wytwornej restauracji, a to był dopiero początek. Siostra wmaszerowała do salonu w asyście męża i z wielką dumą na twarzy. A na stole pojawiły się potrawy, które wszystkich wprawiły w osłupienie.

Zamiast ryby w panierce – łosoś, zamiast śledzia – sushi, zamiast pierogów z kapustą – jakieś podobno modne z szyjkami rakowymi. A ciasta tak udziwnione, że nie wiadomo czy je jeść, czy może tylko oglądać. Dobrze, że chociaż opłatek był normalny.

Wszyscy popatrzyli na siebie nieco skonsternowani. Tylko Jurek zaczął nakładać sobie po kolei potrawy.

Babciu, a kiedy będzie barszczyk? – zapytał jej wnuk.

– Nie będzie.

– A normalnie pierogi? 

– Też nie – odpowiedziała stanowczo. – Na co czekajcie? Próbujcie. To naprawdę wykwintne potrawy.

To trzeba było jej przyznać – były wykwintne. A jednocześnie mało smaczne i kompletnie niepasujące do tradycyjnej wigilii.

Jeszcze się łudziłam

– Aniu, na pewno masz coś... bardziej klasycznego w kuchni, prawda? – próbowałam podpytać, gdy zobaczyłam jak wszyscy dosłownie grzebią widelcami w tym, co mieli na talerzach.

– Ale o co ci chodzi? Nic więcej nie ma na dzisiaj. Całe menu jest na stole. Widzę jednak, że wam nie smakuje. W ogóle nie doceniacie tego, co przed wami stoi, a ja wydałam tyle pieniędzy.

– Niepotrzebnie mamo – do rozmowy wtrącił się Adam. – Zwykły barszcz z uszkami byłby OK. Po coś chyba jest ta tradycja.

– Wam to nie można dogodzić – ze złością powiedziała Ania i wyszła do kuchni.

Jurek podreptał za nią, a my wtedy odetchnęliśmy. 

Jestem głodny – powiedział synek Adama.

– Wrócimy do domu i zjemy coś konkretnego. Wytrzymaj jeszcze trochę – przekonywał go Adam.

Łakocie jak z wystawy

Sama marzyłam już o tym, by znaleźć się we własnym mieszkaniu i otworzyć lodówkę. Czekała na mnie porcja pierogów i śledzik w śmietanie. Aż mi zaburczało w brzuchu na myśl o tych jakże zwykłych pysznościach. Wtedy siostra wróciła do nas z przyklejonym uśmiechem do twarzy i paterą pełną ciasta. Pomyślałam, że chociaż teraz oszukam głód łakociami, ale srodze się pomyliłam. Patrzyłam na ociekające błyszczącym lukrem ciasta i zastanawiałam się, gdzie jest zwykły sernik lub miodownik.

– Aniu, a makowca nie ma? – spytał nieśmiało Jurek, który widocznie też zatęsknił za czymś klasycznym.

– Nie ma, nie musimy jeść tego co wszyscy.

– Ale przecież są święta...

– Jak ci nie pasuje, to idź do sąsiadów – powiedziała.

Po czym Jurek zamilkł i sięgnął po pierwszy z brzegu kawałek w czerwonej masie plastycznej i z wahaniem go spróbował. Jego mina mówiła wszystko, choć na głos nie powiedział już ani słowa. Atmosfera zgęstniała jeszcze bardziej.

Nietrafione prezenty

Nareszcie przyszedł czas na prezenty i tylko mały Wojtek ochoczo pobiegł w stronę choinki. 

– To dla ciebie od Mikołaja – powiedziała Ania, wręczając mu dość spore pudełko.

Mały zaczął rozpakowywać, ale okrzyków radości nie było słychać. Wręcz przeciwnie. Gdy już uporał się z opakowaniem, w jego rękach pojawił się wielki robot.

Babciu, Mikołaj się pomylił – powiedział.

– A to niby dlaczego?

– Ja chciałem klocki Lego, ten robot jest brzydki.

Ania zrobiła się cała czerwona, ale nic nie powiedziała oprócz tego, że klocki to dostają wszystkie dzieci, a ten prezent jest wyjątkowy.

Szybko okazało się, że każdy z nas dostał coś, co nie wzbudziło radości, ale według Ani było na miarę luksusowych świąt. Ona za to była średnio zadowolona ze zwykłych prezentów od nas – ciekawej książki i pięknej chustki, która jeszcze niedawno podobała się jej w jednym ze sklepów. Po rozdaniu upominków nie było już mowy o dalszym wspólnym wieczorze, więc wszyscy zaczęli się zbierać.

– Poczekajcie, spakuję wam coś na wynos. To było za drogie, żeby miało się zmarnować – powiedziała Ania i pobiegła do kuchni.

Za chwilę każdy dostał pokaźny pojemnik wypełniony rarytasami ze stołu.

Wróciłam do domu, zjadłam swoje prawdziwe wigilijne potrawy i położyłam się spać. A rano zaniosłam pojemnik od siostry do lodówki społecznej. Niech ktoś z tego skorzysta.

Nic nie zrozumiała

Kilka miesięcy później przy kawie siostra zaczęła mi się żalić, że ledwo wiążę koniec z końcem, a emerytura rozchodzi się w mig.

– Po co brałaś tę pożyczkę na święta? Teraz masz za swoje – powiedziałam.

– Jak to po co? Chciałam, żeby chociaż w święta było tak jak u innych, wystawnie.

– Dziwne masz myślenie. Nie rozumiem, co i komu chcesz udowodnić. Chyba tylko tobie pasowała ta luksusowa kolacja.

– Mówisz tak, bo zazdrościsz.

– A niby czego? Chyba głupoty. Ja w życiu bym się nie zadłużyła na coś takiego. Poza tym w święta chodzi o coś zupełnie innego, niż złota zastawa i wymyślne potrawy. Nie pamiętasz już, jak było u rodziców?

– Pamiętam i właśnie dlatego chcę czegoś innego. Przez te kilka dni chcę poczuć się lepsza, bogatsza.

Nie potrafiłam tego zrozumieć. Myślałam jednak, że może siostra coś zrozumiała. Myliłam się jednak, bo w tym roku grudzień przyniósł powtórkę z rozrywki. Ania znów wzięła pożyczkę i aż się boję, co pojawi się tym razem na świątecznym stole. Coś czuję, że na wszelki wypadek każdy przyniesie swoją tradycyjną wałówkę. A siostra się obrazi, że nie doceniamy jej starań.

Czytaj także: „Przyzwyczaiłam się do samotnych świąt na emeryturze. W tym roku czekała na mnie jednak niespodzianka”
„Mąż kolejne święta spędzi w szpitalu. Kiedyś kochałam jego powołanie, teraz jestem wściekła, bo karpia muszę jeść sama”
„Siostra oznajmiła, że nie spędzi świąt z zakłamaną rodziną. Wrzuciła mnie do jednego wora z toksyczną matką”

Redakcja poleca

REKLAMA