Policję do domu państwa Ł. wezwała sąsiadka, która zaszła tam, żeby oddać prodiż. Ponieważ na dzwonek nikt nie zareagował, a wiedziała, że pani Izabela w domu powinna być, zajrzała przez okno. I zobaczyła na podłodze w kuchni dwa ciała.
– Jaka straszna tragedia – łkała starsza pani. – To byli tacy mili ludzie. Mieszkali tu od zawsze. Chodziłam z Izą do tej samej klasy w podstawówce. Jaki potwór mógł to zrobić? Tak zabić w biały dzień… Nawet w tej spokojnej dzielnicy już nie jest bezpiecznie. Wiecie, że tu grasuje oszust, który nabiera emerytów? To pewnie on.
Owszem, wiedziałam
Od kilku miesięcy dostawaliśmy zgłoszenia o kolejnym wyłudzeniu pieniędzy. I mimo ostrzeżeń, staruszkowie dawali się nabrać. Ale zamiana drobnego oszusta na mordercę nie wydawała się prawdopodobna. Z drugiej strony, przez lata pracy w policji widziałam różne rzeczy. Czasem naprawdę trudno uwierzyć, do jakich zbrodni zdolni są ludzie. Ciała rodzeństwa, Izabeli i Ludwika Ł., leżały w przestronnej kuchni na podłodze wyłożonej beżowymi kafelkami. Krwi nie było. Kucnęłam obok lekarza, który dokonywał wstępnych oględzin. Zza otwartych okien dolatywało narzekanie sąsiadki. Po drugiej stronie uliczki zebrał się tłum mieszkańców okolicznych domów jednorodzinnych. Kiedy ich wcześniej mijałam, słyszałam komentarze:
– To na pewno ten oszust! – Pan Ludwik pewnie się bronił, nigdy nie był bojaźliwy… – I kto im pomnik postawi, jak rodziny nie mają, biedaki…
Spojrzałam na martwego mężczyznę na podłodze. Miał sześćdziesiąt parę lat. Jego twarz wykrzywiona była skurczem lęku. Lewa dłoń leżała wyciągnięta, a wokół niej owinięty był złoty łańcuszek z krzyżykiem. Dałam znać technikowi, żeby włożył łańcuszek do koperty na dowody.
– I co pan myśli, doktorze? – spytałam.
– Na oko ona została uduszona, a on dostał ataku serca. Prawa dłoń denata leżała na klatce piersiowej kobiety.
– Myśli pan, że ją udusił, a potem dostał zawału?
Medyk jeszcze raz przyjrzał się układowi ciał i skinął głową.
– Postawiłbym na to pół pensji. Ślady na jej szyi pasują do jego dłoni. Według mnie to było zabójstwo w afekcie. Jakaś gwałtowna kłótnia, jemu puściły nerwy i ją udusił, a potem stres go zabił. Sprawa odhaczona. Poprawią się pani statystyki wykrywania – mrugnął okiem.
Niby tak. Ale ja zawsze chciałam wiedzieć, dlaczego coś się stało. Między innymi z tego powodu zostałam policjantką. Podniosłam się i podeszłam do ściany. Wisiały na niej zdjęcia, na których Izabela i Ludwik wciąż się uśmiechali – wędrując po górach, pozując na tle jakiejś wspaniałej katedry, odpoczywając na plaży. Na jednych byli jeszcze młodzi, na innych w dojrzałym wieku.
Widać, że to rodzeństwo było ze sobą blisko
Nie jak ja i mój brat, z którym od zawsze byłam na noże. Rozejrzałam się po domu. Na piętrze były dwie sypialnie – męska i kobieca. Na stoliku nocnym Ludwika Ł. stało zdjęcie, na którym był z inną kobietą. Przytuleni, uśmiechali się do siebie z miłością. Na oko mieli po trzydzieści kilka lat. Zdjęcie było przepasane czarną wstążką. Zeszłam na parter. Sąsiadka jeszcze rozmawiała z policjantem w ogrodzie, zapuszczając ciekawskiego żurawia do środka domu.
– Kim jest ta kobieta? – zapytałam ją, pokazując zdjęcie.
– A, to była żona pana Ludwika, świeć Panie nad jej duszą – przeżegnała się szybko. – Już myśleliśmy, że zostanie na wieki kawalerem, w końcu źle mu nie było, przecież opiekowała się nim siostra. Ale pewnego dnia przywiózł do domu Klaudię, tak miała na imię. Byli bardzo zakochani, bardzo. Ale co z tego – westchnęła i rozłożyła ręce – Bóg mu widać nie zaplanował małżeńskiego szczęścia.
– Co się stało?
– Zachorowała. Marniała z dnia na dzień. Pan Ludwik szalał. Jeździli po lekarzach, robili tysiące badań. Co było lepiej, to potem robiło się gorzej. I w końcu po kilku latach zmarła. I znów byli sami. Miał szczęście, że siostra męża nie znalazła i mogła się nim zaopiekować.
– Ona nigdy nie miała własnej rodziny?
Sąsiadka pokręciła głową.
– Znałam ją całe życie, wychowywałyśmy się na tej ulicy, do tej samej podstawówki chodziłyśmy – wyjaśniła. – Ona nigdy chłopcami się nie interesowała. Może gdyby nie jej brat, do zakonu by poszła, bo bardzo religijna była. Ale opiekować się nim musiała. Bez niej by zginął, mówię pani. Święta kobieta.
Zaczęła mnie denerwować.
A co to, facet nie potrafi sam się sobą zająć?
A kobieta to już nie może mieć własnych planów, tylko musi swoje życie podporządkowywać potrzebom mężczyzny? Według tej tu pewnie tak. Ale to nie jej wina, tak została wychowana – zmitygowałam się. Wbili jej to do głowy w domu, w kościele. Uśmiechnęłam się do starszej pani, która tak naprawdę chciała dobrze. Odwzajemniła uśmiech.
– Złapiecie mordercę, prawda? – jej głos lekko drżał. – Bo ja się boję, że on może i do mnie zapukać. Do tej pory tylko oszukiwał, a teraz już morduje. Ale to pewnie dlatego, że pan Ludwik twierdził, że kiedy oszust przyjdzie do nich, to on się na niego zasadzi i udowodni oszustwo.
– Pani nadkomisarz – usłyszałam za sobą; młody policjant był lekko podekscytowany. – Musi to pani zobaczyć.
W kuchni, na szafce wiszącej na ścianie naprzeciwko wejścia technicy odkryli kamerę. Włączoną. Usadowiłam się w salonie, gdzie był odtwarzacz wideo, i włożyłam do niego taśmę z kamery. Po chwili na ekranie ujrzałam zbliżenie twarzy Ludwika Ł.
– No już, włączyłem. Iza? – obrócił się, ale kuchnia była pusta.
Potem chciał odsunąć kamerę od brzegu szafki, ale coś mu przeszkadzało. Sięgnął tam dłonią i w polu kamery ujrzałam, że trzyma w dłoni książkę w torebce foliowej. Kiedy wyjął ją z torebki, książka okazała się notatnikiem. Ludwik Ł. był zdziwiony. Zszedł z drabinki i wreszcie ujrzałam go całego. Obiektyw kamery był nakierowany nieco w dół, tak że widziałam z góry całą kuchnię. Ludwik Ł. otworzył notatnik tam, gdzie był założony złotym łańcuszkiem. Mężczyzna wziął drobiazg do ręki, popatrzył nań z niedowierzaniem, a potem zaczął czytać. Po chwili usiadł ciężko na krześle przy stole. Miałam wrażenie, jakby nagle przygniótł go wielki ciężar. Zrozumiałam, że oto obserwuję zarzewie tragedii. Do kuchni weszła Izabela Ł.
– Włączyłeś kamerę? Wszystko widać?
Brat uniósł głowę znad notatnika i ona wtedy zobaczyła, co on czyta. Zastygła w pół ruchu, jej prawa dłoń pobiegła do gardła, gestem zaskoczenia i lęku.
– Ty ją zabiłaś? – głos mężczyzny był zduszony emocjami, uniósł dłoń z łańcuszkiem. – Ja przywiozłem ukochaną kobietę do domu rodzinnego, do siostry, żeby była tu szczęśliwa i bezpieczna, a ty ją zabiłaś? Trułaś ją miesiącami, rozwaliłaś jej wątrobę i nerki. A jednocześnie udawałaś, że jesteś taka zasmucona, taka pomocna. I wszystko to tu opisałaś! Z jaką satysfakcją! – szurgnął notatnikiem tak, że ten poleciał po podłodze pod szafki. – Ukradłaś jej nawet ten łańcuszek, który dostała ode mnie. Szukaliśmy go… – głos mu się załamał. – Dlaczego nigdy nie zauważyłem, jaką jesteś fałszywą żmiją?!
– Ludwik, kochany, to nie tak… – po twarzy kobiety spływały łzy.
– A jak?! – to już był krzyk.
Izabela wzdrygnęła się i cofnęła o krok, gdy jej brat gwałtownie wstał z krzesła.
– Kocham cię. Zawsze kochałam. Ale ty nigdy… zawsze były inne, nie ja – powiedziała.
– Też cię kochałem, jesteś moją siostrą! Jesteś rodziną, najważniejszą osobą w moim życiu. Ale dlaczego zabiłaś mi żonę?
– Bo mi cię odebrała! – teraz już i kobieta krzyczała. – Myślałeś tylko o niej, z nią chciałeś podróżować, oglądać telewizję. I z nią sypiałeś. I mówiłeś o dzieciach. Z nią! A ja poszłam w odstawkę. Już nie byłam ważna. Byłam tylko siostrą! – płakała.
Zaskoczenie na twarzy mężczyzny zmieniło się w niedowierzanie, a na koniec w przerażenie.
– Jestem twoim bratem – wycharczał.
– Ale ja tego nie czuję – odparła hardo Izabela i uniosła głowę. – Nigdy tego nie czułam. Dla mnie zawsze byłeś mężczyzną… Pięknym i godnym pożądania. Kiedyś miałam nadzieję, że i ty spojrzysz tak na mnie pewnego dnia, ale – rozłożyła ręce – tak się nie stało. Trudno. Dla ciebie jestem tylko siostrą, ale wystarczało mi, że byłeś ze mną.
– I dlatego zabiłaś kobietę, którą kochałem?! Zesłałaś na nią cierpienie, bo chciałaś, żebym… żebym „wrócił” do ciebie?!
Trząsł się i widziałam, jak gniew go opanowuje
Na miejscu kobiety zaczęłabym uciekać, ale ona postanowiła obłaskawić lwa. Podeszła do brata blisko, uśmiechając się zalotnie. Położyła mu dłoń na piersi, zaczęła ją gładzić.
– Ludwiczku, minęło przecież tyle lat, jestem pewna, że już za nią nie tęsknisz. I tak nie byłoby ci z nią dobrze, była egoistką. A ja mogę dać ci wszystko. Przy mnie jesteś kró…
Nie dokończyła, bo mężczyzna w szale chwycił jej szyję obiema rękami i, krzycząc w rozpaczy, zaczął ją dusić. Zatrzymałam taśmę. Na ekranie zastygł obraz dwóch osób w śmiertelnym zwarciu. Już wiedziałam, jak ten film się skończy.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”