„Siostra mojego ukochanego była dla niego jak matka. Stała się teściową z koszmarów i rozbiła nasz związek”

kobieta smutna z powodu problemów w związku fot. Adobe Stock
„Matka Krzyśka zmarła, gdy miał 15 lat. Opiekowała się nim siostra. Koleżanki zazdrościły mi, że nie mam teściowej. Tymczasem Bożena była gorsza, niż teściowa z dowcipów. Gdy się poznałyśmy, od razu wytknęła mi rzekomą nadwagę, zbyt niskie zarobki i niekulturalne zachowanie.”
/ 05.03.2021 10:02
kobieta smutna z powodu problemów w związku fot. Adobe Stock

Nie ma chyba człowieka, który nie słyszałby w życiu choć jednego dowcipu o teściowej.

– Ile mamusia u nas zostanie?
– Tyle, ile będziesz chciał.
– Oj, to mamusia już wyjeżdża?

Stare, ale podobno bardzo prawdziwe. Mówię podobno, bo mnie matki narzeczonego nie było dane poznać. Zmarła na atak serca, gdy Krzysiek miał zaledwie piętnaście lat. Ojca nawet on nigdy nie poznał. Po śmierci mamy jego wychowaniem zajęła się kilka lat starsza siostra.

– To ci się trafiło. Jakbyś wygrała w totolotka – skomentowała koleżanka, gdy opowiedziałam jej o sytuacji ukochanego.

Nie cieszyłam się, że dotknęło go takie nieszczęście, ale z drugiej strony czułam, że jest mi trochę łatwiej niż innym kobietom. Nie będę musiała dogadywać się z osobą, dla której mój Krzysztof zawsze pozostanie małym Krzysiem – myślałam.

Nie miałam pojęcia, że czekało mnie znacznie trudniejsze zadanie

Przez kilka pierwszych miesięcy naszej znajomości Krzysiek zwlekał z zaproszeniem mnie do domu. Aż mi się to dziwne wydawało. Kiedy pytałam o przyczynę takiego zachowania, tłumaczył enigmatycznie, że siostra, z którą mieszka, jest wyjątkową pedantką.

– Ale przecież ja się dostosuję do jej reguł – mówiłam wtedy z uśmiechem. – Zobaczysz, będziesz ze mnie dumny.
– Bożence trudno dogodzić – tylko ciężko westchnął Krzysiek.

Uznałam, że przesadza. W końcu większość kobiet lubi, kiedy w ich otoczeniu panuje porządek. Nie widziałam w tym nic dziwnego. Do swojego zdania udało mi się w końcu przekonać i narzeczonego. Po pół roku znajomości zaprosił mnie do siebie. Denerwował się przed tym spotkaniem, jakby chodziło o egzamin, a nie o zwykłą wizytę w jego rodzinnym domu.

– Pamiętaj, nie zakładaj wyzywających ubrań – zastrzegał. – I nie chodź po domu w butach. Bożenka nie lubi takich kobiet.

– Kochanie – przytuliłam się do Krzysia, przekonana, że przesadza. – Na pewno wszystko będzie dobrze. W końcu twoja siostra jest ode mnie tylko kilka lat starsza. Jestem pewna, że znajdziemy wspólny język.

Jakże bardzo się myliłam! Wystarczyło jedno spojrzenie, gdy Bożena otworzyła mi drzwi, by przeszedł mnie lodowaty dreszcz. Ta kobieta wyglądała jak własna babka! W sumie nie potrafię powiedzieć, co ją tak postarzało. Nie miała pomarszczonej twarzy, włosy nosiła ścięte krótko, więc nie chodziło o niemodny strój czy fryzurę. Postarzał ją sam wyraz twarzy. Usta miała zaciśnięte w wąską linijkę, co powodowało, że twarz przybierała ironiczny, jakby ciągle kpiący wyraz.

– Ty musisz być Olga – wycedziła. – Rzeczywiście masz kilka kilo nadwagi. Robisz coś z tym? – usłyszałam na dzień dobry.

Poczułam, jak po twarzy na szyję spływa mi szkarłatny rumieniec. Kiedyś w chwili słabości wyznałam Krzysiowi, że dodatkowe kilogramy to mój największy kompleks. Nie rozumiałam wprawdzie, po co wspominał o tym siostrze, ale ona najwyraźniej postanowiła tę wiedzę wykorzystać na pierwszym spotkaniu.

– Nie, ja… – jąkałam się. Bożena przerwała mi bezpardonowo.
– No tak, Krzysiek mówił, że brak ci silnej woli. Jego poprzednia dziewczyna schudła dziesięć kilo. Ale do tego trzeba chcieć coś ze sobą zrobić – westchnęła siostra mojego narzeczonego, obrzucając mnie ironicznym, niemal pogardliwym spojrzeniem.

Poczułam, jak kulę się w sobie. Wszystko we mnie krzyczało: Wyjdź stąd! Ale nie wyszłam. Zostałam dla Krzyśka. Chociaż dalej wcale nie było lepiej. Bożena wypytywała mnie o wszystko niczym urząd podatkowy, a kolejne podawane przeze mnie informacje kwitowała kpinami. Dowiedziałam się, że za mało zarabiałam, byłam za gruba, za dużo jadłam, nie umiałam się zachować przy stole…

Po dwóch godzinach, gdy w końcu stamtąd wyszliśmy, odetchnęłam z ulgą!

– Twoja siostra to czarownica – nie mogłam się powstrzymać, by nie wyrazić swojego zdania od razu na klatce schodowej. – Trzeba mnie było uprzedzić! Ta wizyta to był koszmar! – jęknęłam.
– Nie przesadzaj – usiłował zbagatelizować problem Krzysiek. – Bożence nie było łatwo. Wcześnie straciliśmy mamę, wszystko od zawsze było na jej głowie. Nie ułożyła sobie życia, dlatego jest przyzwyczajona kontrolować moje.

Twoje może sobie kontrolować jak chce, ale do mojego jej nie dopuszczę, pomyślałam wtedy, choć na głos już nic nie powiedziałam, nie chcąc zaogniać konfliktu. Jak postanowiłam, tak też zrobiłam. Nie zapraszałam Bożeny, nie przyjmowałam zaproszeń od niej, nie odbierałam telefonu, nie dawałam się zaprosić nawet na kawę czy na zakupy. Przez Krzyśka docierały do mnie sygnały, że jego siostra jest rozczarowana, ale postanowiłam być konsekwentna.

W końcu to ten babsztyl nie umiał się zachować, a nie ja! Nie przewidziałam tylko jednego. Krzysiek z czasem coraz bardziej miał dosyć tej całej sytuacji. Nie raz i nie dwa powtarzał mi, że znalazł się między młotem a kowadłem. Ignorowałam sygnały, które mi wysyłał, wierząc, że wszystko w końcu jakoś się ułoży. Tym bardziej, że w międzyczasie Krzysiek mi się oświadczył.

Planowaliśmy ślub. Ale nic się nie ułożyło

Trzy miesiące przed tym, kiedy mieliśmy ostatecznie powiedzieliśmy sobie „tak”, Krzysiek stwierdził, że musi ze mną poważnie porozmawiać.

– Długo o tym myślałem – powiedział cicho. – Zawsze będziesz kobietą mojego życia, ale Bożenka cię nie akceptuje. Nie wiem, dlaczego. Od pierwszej chwili nie potrafiła cię polubić, choć tak się starała.

Starała się! Westchnęłam w duchu. Dobrze, że ja się tak nie starałam o ten nasz związek! Krzysiek tymczasem mówił dalej.

– Jej zdanie dla mnie zawsze było bardzo ważne. Nie zapominaj, że była dla mnie jak matka. Nie chcę całego życia spędzić w konflikcie z ukochaną siostrą. To moja najbliższa rodzina. Dlatego muszę zerwać zaręczyny. Od teraz jesteś wolną kobietą.

Myślałam, że to zły sen. Przez chwilę miałam wrażenie, że się przesłyszałam. Ale Krzysiek powtórzył swoje zimne, spokojne słowa jeszcze raz. I potem jeszcze raz… Aż do mnie dotarły. Poczułam je całą sobą. Usiłowałam go błagać, żeby to przemyślał, obiecywałam zmienić swoje nastawienie do Bożeny. Wszystko na nic. Krzysiek powtarzał, że podjął decyzję. Nie pozostawało mi nic innego jak się z nią pogodzić.

Kolejne tygodnie były koszmarem. Mój świat się rozpadł na milion kawałków

Nie potrafiłam się pozbierać po tym, co mnie spotkało. Byłam pewna, że Krzysiek jest miłością mojego życia. A zostawił mnie… dla siostry? Jak ja miałam z tym dalej żyć?! Nie wiem, jak dalej potoczyłoby się moje życie, gdyby nie Paweł. Pracowaliśmy razem kilka lat, ale wcześniej nie zwracałam na niego uwagi, zajęta związkiem z Krzyśkiem. Teraz raz i drugi pozwoliłam się zaprosić na kawę.

Nawet się nie obejrzałam, a zwierzałam się Pawłowi jak najbliższemu przyjacielowi. To nie była wielka miłość. Ale Paweł był spokojny, odpowiedzialny, zdawał się rozumieć mnie jak mało kto. Kiedy po roku poprosił mnie o rękę, zgodziłam się za niego wyjść. Byłam pewna, że od tej pory moje życie będzie wyglądało tak, jak życie wielu innych kobiet. Będę wracała z pracy, gotowała mężowi obiad, z czasem pojawią się dzieci. Fakt, nie będzie między nami płomiennego uczucia i z czasem pewnie zapomnę o tym, jak to jest kogoś kochać. Wystarczy mi bezpieczna stabilizacja, jaką Paweł mi zapewni.

Najwyraźniej jednak zły los postanowił ze mnie zakpić. Dokładnie pamiętam moment, w którym spotkałam Krzyśka. Wracałam z przymiarki sukni ślubnej. Byłam roześmiana, szczęśliwa… I wtedy go zobaczyłam. Choć minęły trzy lata, nie zmienił się ani trochę. Nadal sprawiał wrażenie zamyślonego chłopca. To on dostrzegł mnie pierwszy.

– Olunia – powiedział cicho.

Natychmiast się odwróciłam. Był jedną z niewielu osób, które używały tego zdrobnienia. W jego ustach zwykłe słowa zabrzmiały niczym muzyka.

– Pięknie wyglądasz – powiedział, nie odrywając ode mnie oczu.

W jednej sekundzie wróciły wszystkie uczucia. Poszliśmy do pobliskiej kawiarni. Z jednej kawy zrobiły się trzy. Nie byliśmy w stanie przestać rozmawiać. Opowiedziałam Krzyśkowi o tym, że wychodzę za mąż. Nie wiem, dlaczego, ale nagle te słowa w moich ustach zabrzmiały dla mnie pusto, jakbym mówiła, że kupiłam nową torebkę. Krzysiek momentalnie to wyczuł, bo spojrzał na mnie uważnie.

– Nie kochasz go… – bardziej stwierdził fakt niż zapytał.

O sobie mówił niewiele. Dowiedziałam się tylko, że niedługo po naszym rozstaniu wyprowadził się od siostry i wynajął niewielkie mieszkanie na drugim końcu miasta.

– Chciałabyś zobaczyć, jak się urządziłem? – zapytał cicho w pewnym momencie.

Zadrżałam. Czy przyszło mi do głowy, że zdradzam narzeczonego kilka tygodni przed ślubem? Tak, oczywiście. Jednak nic nie było w stanie mnie powstrzymać. To było niezapomniane kilka godzin. Nagle wróciły wspomnienia. Czułam się, jakbyśmy nigdy się nie rozstawali. Oboje jednak wiedzieliśmy, że to musi być nasze ostatnie spotkanie.

– Cieszę się, że zachowasz dobre wspomnienia – powiedział Krzysiek, gdy wychodziłam.

Ale dało się wyczuć smutek w głosie. Płakałam jak dziecko przez całą drogę do domu. Pawłowi powiedziałam, że boli mnie głowa. Uwierzył. Bo dlaczego nie? Przecież zawsze byłam wobec niego szczera…

Kilka tygodni później wzięliśmy ślub. To nie była huczna uroczystość

Nalegałam na to, żebyśmy pobrali się w kameralnym gronie, a Paweł zgodził się bez wahania.

– Zależy mi tylko na tym, żebyś była szczęśliwa – powtarzał.

Wiedziałam, że trafiłam najlepiej jak mogłam. Co jednak mogłam poradzić na to, że jeszcze noc przed ślubem śniłam o Krzyśku? Nie spałam dobrze. Myślałam, że to z nerwów. Ale przez kolejne kilka dni po uroczystości nie czułam się lepiej. Było mi ciągle niedobrze, byłam zmęczona…

– A może zrób test ciążowy? – poradziła mi koleżanka z pracy, widząc, co się ze mną dzieje.

Bez przekonania kupiłam test. Zrobiłam go – i zdębiałam. Test pokazywał dwie kreski. Od pierwszej sekundy wiedziałam, co to oznacza. Kobiecej intuicji się nie oszuka. To nie było dziecko mojego męża. Ale co miałam teraz zrobić? Musiałam brnąć w to kłamstwo. Paweł oszalał z radości na wieść o ciąży. Nie planowaliśmy wprawdzie tak szybko dorobić się dzieci, chcieliśmy jeszcze nacieszyć się sobą, jednak skoro maleństwo już miało przyjść na świat…

Ciąża przebiegała książkowo. Po dziewięciu miesiącach na świat przyszedł Sebastianek

Wystarczyło jedno spojrzenie na nowo narodzone dziecko, bym poczuła ukłucie w sercu. To był wykapany Krzysiek! Podobieństwo było uderzające, nie mogło być mowy o żadnej pomyłce. Boże, jakże się cieszyłam, że Paweł nigdy nie poznał mojego poprzedniego chłopaka i nie widział żadnych jego zdjęć! Mąż niczego nie podejrzewał. Oszalał na punkcie synka, podobnie jak ja. Nic nie było zbyt dobre dla naszego pierworodnego.

Zrezygnowałam z pracy, żeby jak najwięcej czasu spędzać z dzieckiem. Chodziliśmy na place zabaw i do parku. I właśnie podczas jednego z takich spacerów spotkałam swoją niedoszłą szwagierkę. Od razu poznałam, że to Bożena. Nic się nie zmieniła. Miała ten sam zacięty, pełen pretensji do świata wyraz twarzy.

– Widzę, że ułożyłaś sobie życie po rozstaniu z Krzyśkiem? – rzuciła cierpko, obrzucając mnie i wózek pełnym ironii spojrzeniem.

Jak zwykle na dźwięk głosu tej dziwnej kobiety po plecach przeszły mi zimne dreszcze. A Bożena, jak zła wróżka z bajki, pochyliła się nad wózkiem. Odruchowo chciałam ukryć Sebastianka przed jej wzrokiem, ale nie zdążyłam. Bożena tylko raz spojrzała na twarz mojego synka i aż zacisnęła usta, jakby powstrzymywała okrzyk. Oburzenia? Zachwytu? W każdym razie jedno było pewne, ona od razu wiedziała. Wiedziała, kto jest ojcem mojego dziecka. W najgorszych snach nie przewidywałam, że ta wiedźma stanie się strażniczką mojej największej tajemnicy!

– Czy Krzysiek widział… twojego syna? – zapytała tylko jakimś dziwnym, lekko zduszonym głosem.
– Nie utrzymujemy kontaktów – warknęłam, odruchowo przykrywając Sebastianka kocykiem, jakby chcąc ochronić go przed wzrokiem tej zgorzkniałej kobiety.

Niestety, było już za późno. I obie dobrze o tym wiedziałyśmy.

Pewnie mąż by sobie nie życzył – zaśmiała się chrapliwie Bożena.

Nic nie odpowiedziałam i szybko wymówiłam się od dalszej rozmowy koniecznością nakarmienia małego. Świadomość, że Bożena poznała mój największy sekret, była straszna. Od tamtego spotkania minął miesiąc, a ja nie potrafię przestać się zastanawiać, co może się dalej wydarzyć.

Czy Bożena zdecyduje się zniszczyć moje małżeństwo i zdradzi Pawłowi tajemnicę, tak jak zniszczyła mój związek z jej bratem? A może źle oceniam tę kobietę? Może ona jest tylko nieszczęśliwa – i swoim nieszczęściem wcale nie chce zarażać innych? Nie wiem, jaka jest prawda i nie wiem, czy kiedykolwiek ją poznam. Wiem tylko jedno. Nie ma chwili, żebym nie żałowała, patrząc na Sebastianka, że nie jest dzieckiem Pawła i że moje życie nie jest przez to prostsze. Ale czy człowiek może coś poradzić na miłość, gdy spotka ją na swojej drodze?

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Mój mąż miał raka płuc, więc zostałam z nim z obowiązku
Dobrze nam się układało, ale po 15 latach małżeństwa stałam się nagle tylko... kumplem
Zabiłam męża dla pieniędzy z ubezpieczenia, bo chciałam opłacać młodego kochanka

Redakcja poleca

REKLAMA