Narodziny mojej młodszej siostry Marzeny od razu i na zawsze ustaliły nasze role. Ja byłam dzieckiem wiecznie sprawiającym problemy, ona zaś – córeczką idealną.
Nasza mama lubiła oglądać albumy ze zdjęciami, szczególnie podczas spotkań rodzinnych. Za każdym razem zdjęcia Marzeny wywoływały zgodne okrzyki zachwytu, a moje rodzina pomijała milczeniem. Widok nieładnej dziewczynki wprawiał wszystkich w zakłopotanie. Byłam niezdarnym dzieckiem, często się przewracałam. Na większości fotografii miałam umorusaną twarz i siniaki… I pozując, nigdy się nie uśmiechałam.
– Jak dieta? – pytali mnie krewni, jakby nie było innych tematów do rozmowy.
Do Marzeny odnosili się w zupełnie inny sposób. „Nasza księżniczka” – tak mówili, gdy była dzieckiem. A potem gratulowali jej zdanego egzaminu na studiach, kolejnego sukcesu towarzyskiego czy chłopaka.
Ona wydawała rozkazy, ja potulnie słuchałam
Jednak nikt nie wiedział, co kryje się za słodką minką i uprzejmością mojej siostry. Tylko ja znałam jej prawdziwą naturę.
– Zrób kolację i zajmij się Bartkiem – kategoryczny głos Marzeny wyrwał mnie teraz z zamyślenia.
Jak zwykle kiedy chciałam mieć chwilę dla siebie, siostra wydawała mi jakieś polecenie. Po jej maturze przeniosłyśmy się do mieszkania po babci. Niby należało do nas obu, ale ja czułam się w nim jak niechciany gość. Albo służąca.
– Bartek przyjdzie o siódmej, masz go zagadać. Wymyśl jakiś interesujący temat – ciągnęła siostra. – Możesz mu zrobić spaghetti z boczkiem.
– Czemu ja mam go zagadywać? – zdziwiłam się. – Przecież to twój chłopak.
Zwykle gdy ktoś odwiedzał Marzenę, ja musiałam wyjść z mieszkania, bo siostra dawała mi do zrozumienia, że woli się mną nie chwalić – a tu taka zmiana.
– Umówiliśmy się na dzisiaj, ale wczoraj kogoś poznałam – odparła, z zadowoleniem przeglądając się w lustrze.
Odrzuciła do tyłu swoje piękne włosy blond i leciutko przypudrowała nos. Przestraszyłam się:
– To znaczy, że ciebie nie będzie?
– Chyba jasno się wyraziłam. Jestem na dzisiaj z kimś umówiona, a nie chcę odwoływać kolacji z Bartkiem. Musisz się nim zająć – stwierdziła Marzena. – Jeszcze tego brakowało, żebym się na niego natknęła, jak gdzieś pójdziemy z Patrykiem!
– Ale co ja mam mu powiedzieć?
– Wytłumaczysz, że ciocia źle się poczuła i musiałam do niej pojechać. Pewnie wrócę w ciągu dwóch godzin.
I wyszła. Miałam niewiele czasu na przygotowanie kolacji. I to z kim! Z Bartkiem, który od dawna bardzo mi się podobał… Oczywiście nie dawałam po sobie poznać, że od razu wpadł mi w oko. Widziałam go zaledwie parę razy, wymykając się z mieszkania na rozkaz Marzeny. Jednak za każdym razem serce biło mi szybciej, gdy mijałam go w drzwiach.
W pobliskim sklepie kupiłam ziemniaki, szynkę, rukolę, ser i pomidorki. Postanowiłam zrobić pieczone kartofelki z czymś na kształt sałatki Cezara. Byłam niezłą kucharką, więc nie groziła mi kulinarna klęska.
Zdążyłam się ładnie ubrać i uperfumować, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Bartek zdziwił się trochę na mój widok, ale nie wyglądał na zawiedzionego. Uśmiechnął się miło i wręczył mi butelkę włoskiego czerwonego wina. Kiedy ją otwierał, ja usprawiedliwiałam Marzenę, kłamiąc jak z nut. Nie przejął się zbytnio. Chwilę potem pochylił się nad półmiskiem z gorącymi kartofelkami.
– Ale pachnie! – zachwycił się chyba szczerze. – To twoje dzieło?
– Tak. Lubię gotować.
– Zupełnie jak twoja siostra. Zawsze mi gotuje coś pysznego.
Oczywiście nie wiedział, że to ja przyrządzałam potrawy, które Marzena mu serwowała. Już miałam na końcu języka wyznanie, komu za nie powinien dziękować… W porę się w ten język ugryzłam. Bartek rozlał wino do kieliszków, ja nałożyłam kartofelki i sałatkę na talerze. Od razu zabraliśmy się do jedzenia.
– Wyśmienite! – pochwalił moje dzieło już po pierwszych kęsach. – Dawno nie jadłem czegoś tak pysznego.
Zarumieniłam się, ale nie zdążyłam odpowiedzieć, bo przerwała nam moja komórka. Zostawiłam Bartka przy stole i poszłam odebrać. Dzwoniła Marzena.
– Już jest? – spytała.
– Właśnie usiedliśmy do stołu – powiedziałam spokojnie.
– Mam nadzieję, że jeszcze trochę z tobą wytrzyma – rzuciła niegrzecznie.
Nic nie odpowiedziałam. Byłam przyzwyczajona do tego typu odzywek. Rozłączyła się, a ja wróciłam do stołu.
Co on wygaduje? Chyba się przesłyszałam
Mimo wszystko było mi przykro. Przez Marzenę straciłam dobry humor. Tymczasem Bartek tak jakby niczego nie zauważył.
– Jesteś zupełnie inna niż twoja siostra – stwierdził z uśmiechem, bez pytania dokładając sobie wszystkiego.
Nie odebrałam tego bynajmniej jako komplementu, więc bąknęłam tylko:
– Zawsze czułam się gorsza.
– Gorsza? – spojrzał na mnie zdziwiony. – Chyba nie masz powodów, żeby tak się czuć. Bo ja ich nie widzę.
– Daj spokój – machnęłam ręką. – Już przywykłam, że cała rodzina uważa mnie za brzydkie kaczątko.
– Nie rozumiem ani ciebie, ani rodziny. Moim zdaniem jesteś bardzo ładna.
Zaschło mi w gardle z wrażenia. Czyżbym wypiła za dużo i się przesłyszałam? Ale nie, on chyba to mówi serio!
– Ojej – bąknęłam, czerwieniejąc jak burak. – Chyba powinniśmy…
Chciałam wstać i uciec do pokoju, ale on wziąłby mnie wtedy za ostatnią idiotkę… Zostałam więc, powtarzając sobie, że to tylko zdawkowy komplement.
– Właściwie to ja chciałem z tobą porozmawiać już od jakiegoś czasu – powiedział Bartek już całkiem poważnie.
– Od jakiegoś czasu…? – powtórzyłam niezbyt przytomnym tonem.
– Tak, ale nie było okazji, bo zwykle widuję cię w drzwiach, kiedy już wychodzisz. A właściwie uciekasz.
– Wychodzę za każdym razem, kiedy Marzena kogoś zaprasza.
– Naprawdę? Dlaczego?
– Bo Marzena…
W tym momencie usłyszałam chrobot klucza w zamku. Zerwawszy się z krzesła, skoczyłam na korytarz. To była Marzena.
– Już jestem – stwierdziła.
– A mnie już nie ma! – rzuciłam tylko, chwytając kurtkę i szalik.
Wypadłam na dwór. Za dużo wrażeń…Musiałam się jakoś uspokoić. Prószył drobny śnieg, a ja stałam i czułam, jak krew pulsuje mi w skroniach. I nagle dotarło do mnie, że mam już dość takiego życia.
Wreszcie mi to przeszło przez gardło!
Marzena traktowała mnie coraz gorzej. Przyzwyczaiła się do tego. Obie do tego przywykłyśmy… Dlaczego pozwalałam, żeby mnie tak traktowali – ona i rodzina? Dlaczego nigdy się nie zbuntowałam? A wystarczyło, że Bartek powiedział mi parę miłych słów, abym sobie uświadomiłam, że może jednak zasługuję na coś więcej!
Uznałam, że nie wrócę do babcinego mieszkania. Zadzwoniłam do przyjaciółki z pytaniem, czy mogę u niej przenocować. Potem wybrałam numer Marzeny.
– Jesteś podła! Jak mogłaś mi to zrobić?! – zawołała, zanim otworzyłam usta.
– O co ci chodzi? – zdumiałam się.
– Jak to o co? Jeszcze pytasz, ty żmijo?! Bartek właśnie ze mną zerwał!
Nie wierzyłam własnym uszom.
– Ale dlaczego?
– Bo woli ciebie! Nigdy bym nie przypuszczała, że moja własna siostra zachowa się w taki sposób!
– A mnie się nie podoba sposób, w jaki ty mnie traktujesz – odparowałam. – Nie będę z tobą dłużej mieszkać.
Powiedziałam jej, że przenocuję u Jolki, a potem poszukam pokoju do wynajęcia. Roześmiała się tylko szyderczo:
– No to życzę powodzenia!
Chwilę później zadzwonił do mnie Bartek. Chciał się ze mną spotkać. Odetchnęłam pełną piersią. Poczułam, że zaczynam nowe życie. Wciąż bardzo się tego boję, ale wierzę, że będzie dobrze. Może brzydkie kaczątko zamieni się w końcu w łabędzia?
Czytaj także:
„Robert to mój rycerz na białym koniu. Zakochał się we mnie, mimo że byłam niemiła, płaczliwa i roztrzepana”
„Bartek po każdej libacji kajał się i przepraszał, a naiwna ja dawałam się nabrać. Mam dość traktowania mnie jak idiotkę”
„Sąsiad to stary tetryk, któremu wszystko przeszkadza. Wyzywał nas od durni, aż w końcu doczekał się śmierdzącej zemsty”