„Robert to mój rycerz na białym koniu. Zakochał się we mnie, mimo że byłam niemiła, płaczliwa i roztrzepana”

Robert to mój rycerz fot. Adobe Stock, Drobot Dean
– Udało mi się go na chwilę włączyć. Martwi mnie jednak ten ważny dokument, który nie ma kopii. Dane najprawdopodobniej da się odzyskać, ale może to sporo kosztować. – No ładnie! To sobie zarobiłam! – mało nie popłakałam się z nerwów.
/ 09.03.2022 07:45
Robert to mój rycerz fot. Adobe Stock, Drobot Dean

Sytuacja nie wygląda ciekawie, ale przecież mogłoby być gorzej... Kończę przepisywać tekst i delikatnie zamykam laptopa. Następnie równie ostrożnie wsuwam go do pokrowca i odkładam na miejsce, do szuflady. Oj, teraz uważam na swój komputer, którego naprawa słono mnie kosztowała.

Chucham na niego i dmucham

Robert też bardzo tego pilnuje.

– Anka. Już mnie poznałaś. Omotałaś – mówi z uśmiechem. – Nie musisz znów psuć laptopa. I to tyle razy…

Roberta poznałam w mało romantycznych okolicznościach. Pamiętam, że poprawiałam jakąś ważną pracę. Chyba magisterkę. Roiło się w niej od błędów stylistycznych i ortograficznych, a wygląd i układ tekstu też wymagał sporych poprawek. Już prawie kończyłam i byłam bardzo zmęczona, bolały mnie oczy i głowa. Jednak zamiast odłożyć resztę pracy na następny dzień, pracowałam dalej. Siedziałam na łóżku przykryta kocem, którym w pewnej chwili chciałam się lepiej okryć. Pociągnęłam za materiał jakoś tak nieszczęśliwie, że... otwarty laptop spadł na podłogę!

Ekran całkiem się zaczernił. O, nie! Tylko nie to! Wyskoczyłam z łóżka i próbowałam reanimować komputer, włączając go i wyłączając. Konsekwentnie odmawiał jednak współpracy. Byłam zrozpaczona, bo swoich dokumentów nie zapisywałam nawet na pendrivie. I jeszcze ta magisterka! Tydzień pracy w plecy! Załamana, spakowałam komputer do torby i pojechałam do najbliższego serwisu komputerowego, jaki wyszukałam na moim smartfonie. Z ponurą miną weszłam do środka, mruknęłam „dzień dobry” i położyłam na stole laptopa.

– Co się stało?– spytał młody mężczyzna.

– Nie działa. Spadł. A ja tam mam ważny dokument. Jedyna kopia – mówiłam chaotycznie.

– Proszę usiąść. Zaraz do niego zerknę.

Mężczyzna otworzył komputer

Przycupnęłam na krzesełku i z nerwów zaczęłam obgryzać paznokieć. W duchu modliłam się, żeby laptop się włączył, żeby okazało się, że nic poważnego się nie stało. Informatyk coś majstrował przy moim komputerze, a potem odwrócił się do mnie i powiedział:

– Udało mi się go na chwilę włączyć, więc chyba bardzo źle nie będzie. Martwi mnie jednak ten ważny dokument, który nie ma kopii – uśmiechnął się do mnie. – Dane najprawdopodobniej da się odzyskać, ale może to sporo kosztować.

– No ładnie! To sobie zarobiłam! – mało nie popłakałam się z nerwów.

– Czyli co? Robimy, tak?

Pokiwałam głową. Siedziałam smutna, pogrążona w ponurych myślach, ale jednym uchem słuchałam mężczyzny, który instruował mnie, jak należy używać laptopa, żeby nic złego się z nim nie stało.

– Po skończonej pracy trzeba za każdym razem go wyłączać, a nie tylko zamykać klapkę. I jak pani zamyka, to proszę to robić delikatnie. Każde trzaśnięcie może uszkodzić komputer. No i te dokumenty... Trzeba jednak robić kopie. Komputery, nawet jeśli nie spadają, potrafią być w tej kwestii zawodne – zażartował sobie, drukując umowę, którą musiałam podpisać. – Dam pani jeszcze dzisiaj znać telefonicznie, co i jak.

Bąknęłam „dziękuję” i „do widzenia”, a potem, klnąc w myślach na czym świat stoi, wyszłam z serwisu. Wieczorem zadzwonił do mnie ten informatyk, by poinformować, że wycenił naprawę na trzysta złotych.

„Chociaż tyle dobrego, że nie muszę kupować nowego sprzętu” – pocieszyłam się smętnie.

Na drugi dzień, z samego rana, poszłam odebrać komputer. Nawet ten lżejszy portfel już nie bolał tak bardzo, gdy zobaczyłam, że mój laptop pokazuje tapetę z biedronką i, co najważniejsze, otwiera plik z magisterką, z której nie zginął nawet przecinek!

– Ta biedronka to na szczęście – uśmiechnął się informatyk, gdy zapytałam o tapetę.

– Dziękuję, bardzo ładna – odwzajemniłam uśmiech.

Mężczyzna był bardzo miły i, czego nie zauważyłam poprzedniego dnia, nawet przystojny. Pomyślałam, że chciałabym go jeszcze kiedyś zobaczyć… Moje życzenie spełniło się jeszcze tego samego dnia, ale nie do końca tak, jakbym chciała. Dokładnie dwie godziny później, wściekła, po raz kolejny niosłam laptopa do naprawy. Informatyk nie krył zaskoczenia, gdy położyłam przed nim komputer, a potem z nerwów po prostu się rozpłakałam.

– Wy… wylałam sok na klawiaturę. Nie działa! Nie mogę napisać ani literki!

– Oj, panią to trzeba by było przeszkolić z zasad BHP pracy przy komputerze – mężczyzna pokiwał głową. – No cóż. Tym razem klawiatura do wymiany. Jakieś dwieście złotych…

Znowu podpisałam dokument i, zrezygnowana wyszłam z serwisu. Nie myślałam już o miłym informatyku, bo głowę zaprzątał mi portfel, w którym zrobiła się wyrwa na pięćset złotych. Gdy następnego dnia odebrałam komputer, serwisantowi trudno było powstrzymać śmiech.

– Błagam, niech pani będzie ostrożna. Może na te dwa dni już wystarczy usterek? – zażartował.

A ja ponurym głosem zapytałam:

– Czy przewidujecie zniżki dla stałych klientów? Takich bardzo stałych?

Wybuchnął śmiechem i powiedział:

– Panią mógłbym oglądać nawet codziennie, ale wolałbym, żeby to były inne okoliczności.

„Ja też” – pomyślałam, ale nie powiedziałam tego głośno.

Podziękowałam tylko i wyszłam z serwisu, ostrożnie niosąc swój drogocenny laptop. W domu przeorganizowałam miejsce pracy. Komputer postawiłam na stole, nie na łóżku, wokół żadnego jedzenia, ani szklanek z napojami. Pracowałam pół dnia, żeby czym prędzej skończyć tę nieszczęsną magisterkę i zająć się odrabianiem finansowych strat. Kiedy wreszcie wstałam od komputera, bolała mnie głowa i kark, położyłam się więc na dywanie i przymknęłam oczy. Chwila relaksu – tego mi było trzeba.

Kiedy po kilkunastu minutach otworzyłam oczy, zobaczyłam, że ekran mojego komputera miga wygaszaczem, który układał się w słowa. Wstałam i zaintrygowana podeszłam do biurka. Zdania przesuwały się po ekranie, układając się w zalecenia pracy przy komputerze: „Nie trzaskamy klapką. Nie jemy i nie pijemy przy komputerze.

Zapisujemy dokumenty na innym nośniku bądź w internecie!!! P.S. A tak w ogóle, to laptop wymagałby reinstalacji systemu i uaktualnienia oprogramowania. Możemy to omówić przy kawie. Mam dobry ekspres w serwisie. Pozdrawiam, Robert.”

Wybuchnęłam śmiechem

Odszukałam w telefonie numer do tego Roberta i napisałam mu SMS-a, że tym razem przyjdę bez laptopa, ale za to z ciastkami. W taki sposób zaczęła się moja znajomość z Robertem, który okazał się bardzo miłym i sympatycznym mężczyzną.

Jesteśmy razem od roku i planujemy wspólną przyszłość. Czyli, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Tylko że akurat teraz, kiedy serwis mam za darmo, mój laptop się nie psuje. A wygaszacz na ekranie cały czas przypomina mi o zasadach BHP pracy z komputerem...

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA