„Siostra miała romans z moim mężem, który zginął w wypadku, gdy jechali do SPA. Ona też dla mnie umarła”

Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock
„On powtarzał, że jest największym szczęściarzem, jakiego Ziemia nosiła, bo ożenił się z miłością swojego życia. A potem, pewnego wieczoru dostałam wiadomość od policji, że samochód mojego męża dachował na jakiejś bocznej drodze nad morzem”.
/ 01.04.2021 20:29
Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock

Całe moje szczęśliwe życie okazało się ułudą, kłamstwem. Byłam przerażona tym, co mnie czekało, bałam się o swoje dziecko.

Wreszcie podjęłam decyzję i zadzwoniłam. Złościło mnie, że przez Ewkę muszę wyłączyć telefon w swoje własne urodziny. Nie miałam jednak innego pomysłu, jak się od niej odciąć. Wiedziała, że nie odbiorę połączenia z żadnego ze znanych mi jej numerów, więc próbowała dodzwonić się z aparatów znajomych.

Rok wcześniej nabrałam się na tę sztuczkę i miałam wątpliwą przyjemność usłyszeć jej pośpieszne:

– Ala, nie rozłączaj się, proszę. Chciałam ci tylko… Oczywiście się rozłączyłam, co nie zniechęciło jej do dzwonienia do mnie kilka miesięcy później, w Wigilię i przed Nowym Rokiem. Skasowałam jej wiadomości bez czytania. W tym roku nie zamierzałam się denerwować. Nie miałam pojęcia, skąd brała moje kolejne numery telefonu, adresy mailowe i kontakty na komunikatorach internetowych.

– Pewnie ktoś z waszej dalszej rodziny się nad nią lituje i jej przekazuje – wysunął tezę mój facet. – Wiesz, jak ludzie rozumują: w końcu to rodzone siostry, powinny się pogodzić.

– Ty też tak uważasz? – zapytałam ostro. – Powinnam jej wybaczyć i wpuścić ją na nowo do swojego życia?! Bo to moja siostra?! Jarek zamachał rękami na znak, że odcina się od tego tematu.

Nigdy nie poznał Ewki, ale wiedział, co mi zrobiła. Sam zresztą ponosił tego konsekwencje każdego dnia.

Była w szoku, chyba dlatego wyznała mi prawdę

Niechętnie wracałam myślami do tamtego dnia. Zbyt wiele czasu poświęciłam na to, by zapomnieć, co się wydarzyło… Tamtej nocy zawaliło się całe moje życie, straciłam dwie najbliższe mi osoby, dowiedziałam się, że od lat żyłam w kłamstwie, i że nic, co kochałam, tak naprawdę nie istniało. Przede wszystkim, nie istniało moje idealne małżeństwo. A myślałam, że Łukasz i ja byliśmy dla siebie stworzeni.

Chodziliśmy z sobą od technikum, był moim pierwszym mężczyzną, ja jego pierwszą kobietą. Wzięliśmy ślub niedługo po maturze. Dopełnieniem szczęścia były narodziny naszej córeczki, Basi. Pamiętam, że patrzyłam z niezrozumieniem na moje koleżanki, które narzekały na swoich chłopaków i mężów, skarżyły się, że oni ich nie rozumieją, że wszystko trzeba na nich wymuszać, o wszystko się wykłócać. My nie kłóciliśmy się nigdy, Łukasz opiekował się mną i Basią, był cudownym mężem i ojcem.

Miałam wrażenie, że każdego dnia, kiedy wstaję z łóżka i widzę go w kuchni parzącego dla mnie kawę, zakochuję się w nim jeszcze bardziej. On powtarzał, że jest największym szczęściarzem, jakiego Ziemia nosiła, bo ożenił się z miłością swojego życia. A potem, pewnego wieczoru dostałam wiadomość od policji, że samochód mojego męża dachował na jakiejś bocznej drodze nad morzem. Kierowca zginął na miejscu, pasażerka była w szpitalu.

Nawet w najczarniejszych koszmarach nie spodziewałam się, że tą pasażerką okaże się moja siostra… Tak, ona i Łukasz mieli romans od wielu lat. Zabawiali się za moimi plecami, najwyraźniej podniecało ich sięganie po zakazany owoc. Ewa nie była ciężko ranna. Była za to w totalnym szoku i z szeroko otwartymi, szklanymi oczami opowiedziała mi wszystko. Ze szczegółami, których nie chciałam znać, ale byłam tak sparaliżowana przerażeniem i rozpaczą, że nie potrafiłam jej przerwać.

Zabroniłam jej przychodzić na pogrzeb Łukasza

Wykrzyczałam naszej mamie, że jeśli stanie po jej stronie, to i ona zostanie objęta zakazem. Nie spotkałam się z siostrą przez następne trzy lata, aż do śmierci naszej mamy, ale nawet wtedy nie dopuściłam do bezpośredniego kontaktu. Potem rolę ojca w życiu mojej pięcioletniej córeczki grał już Jarek.

Planowaliśmy ślub, chcieliśmy mieć więcej dzieci. Różnie się jednak między nami układało i wciąż było tu wiele niewiadomych, ale wiedziałam jedno: moja siostra nigdy nie pozna swoich kolejnych siostrzeńców i nawet nie dowie się, że ma nowego szwagra!

– Przecież wiesz, że i tak ktoś jej powie – Jarek był realistą. – Zresztą, jak sobie wyobrażasz, że nasze dzieci nigdy jej nie poznają? Ja nie mam rodzeństwa, to ich jedyna ciotka. W końcu będziesz musiała… Dobra, już nic nie mówię! Rany, przepraszam! Wiedziałam, że Jarek nie do końca popierał moją decyzję.

Ciągle przypominał mi, że Ewa to moja najbliższa krewna. Nie miałam już żyjących rodziców, dziadków, ciotek, a najbliższa kuzynka mieszkała w Anglii.

– Słuchaj, ja siostry też nie mam! – odparowałam mu raz. – Umarła tego samego wieczoru co mój mąż. Wiesz, że on miał być wtedy u swojego brata na Polesiu i pomagać mu w remoncie, a ona nałgała, że robi kurs w Toruniu? A byli razem w hotelu ze spa nad morzem! Za moje i jego pieniądze! Mnie Łukasz nigdy nie zabrał do spa!

Jarek niby rozumiał moją złość, jednak czasami miałam podejrzenia, że to on przekazuje Ewce, co u mnie słychać. Wiedziałam, że to bzdura, przecież nawet jej nie poznał, ale, z drugiej strony, Łukasz też teoretycznie nawet z nią nie gadał. A potem okazało się, że nie dość, że z nią sypiał, to jeszcze opowiadał jej o moich wadach i o tym, jak to się czuje uwięziony w tym małżeństwie…

Skąd zatem mogłam mieć pewność, że moja cwana, zdradziecka siostra nie znalazła jakimś cudem drogi do serca mojego drugiego ukochanego mężczyzny? Może zbałamuciła także jego, i dlatego był po jej stronie?!

– To raczej mało prawdopodobne – powiedziała pani psycholog, do której poszłam, kiedy nie radziłam sobie z tymi obsesyjnymi myślami. – Proszę się zastanowić, czy pani podejrzenia i zazdrość o partnera mają jakieś realne podstawy, czy może są tylko pokłosiem tamtej traumatycznej sytuacji z pani mężem. Cóż, wiedziałam, że pewnie tak właśnie jest, ale czasami ogarniała mnie po prostu paranoja.

Robiłam dochodzenia, gdzie Jarek był, gdy spóźnił się do domu, grzebałam w jego rzeczach i komórce, powątpiewałam w wytłumaczenia. Któregoś dnia mój narzeczony stwierdził, że ma dość i potrzebuje czasu, żeby uporządkować myśli. Wyprowadził się ode mnie i Basi. Pół roku później w ogóle przestałam mieć nadzieję, że do siebie wrócimy… Zniosłam to jednak dzielnie.

Po tym, co zrobił mi Łukasz, żaden mężczyzna nie mógł mnie już poważnie zranić. Uważałam, że jestem kuloodporna, że po tym, co przeszłam, wszystko inne to bułka z masłem. I wtedy spadł na mnie kolejny cios. Nie mam żadnych krewnych. Poza…

– To jest skierowanie na biopsję – powiedziała pewnego dnia lekarka, do której przyszłam na standardowe usg piersi. – Proszę to załatwić jak najszybciej. Przestraszyłam się, więc poszłam na badanie prywatnie. Do końca nie spodziewałam się wyniku, który zobaczyłam. Miałam zmianę o charakterze złośliwym.

– Jedyne, co mogę doradzić w tej sytuacji, to mastektomia – powiedziała kolejna pani doktor. – Zmiana jest duża, powinna pani poddać się usunięciu całej piersi. Potem konieczne będą naświetlania i chemioterapia. Czy pani pracuje zawodowo? Automatycznie odpowiedziałam twierdząco i dowiedziałam się, że muszę porozmawiać z szefem o dłuższym zwolnieniu. Operacja, potem chemia i radioterapia – to wszystko miało trwać tygodniami, a ja praktycznie miałam zamieszkać w szpitalu.

– Ale ja mam małe dziecko – powiedziałam oszołomiona. – Coś wymyślę na czas operacji, ale jak ja potem dam radę przychodzić codziennie na naświetlania i chemię? Lekarka uświadomiła mi, że ten problem muszę rozwiązać jak najszybciej. Wedle jej słów, nie było możliwości, bym normalnie zajmowała się dzieckiem, ba!, żebym prowadziła normalne życie podczas walki z nowotworem.

– Musi pani na czas operacji, a potem chemii i naświetlań zostawić dziecko pod opieką rodziny – doradziła lekarka. – Pani też będzie potrzebowała opieki. Chemia to trucizna, która zabija nie tylko raka, ale wyniszcza cały organizm. Proszę to przeczytać. Wręczyła mi ulotkę o skutkach ubocznych chemioterapii. Wymioty, nudności, osłabienie, możliwe omdlenia, wypadanie włosów, podatność na infekcje… Nie wiedziałam, co robić. Basia miała wtedy nieco ponad siedem lat. Jej jedyna babcia cierpiała na parkinsona i była w domu opieki. Kuzynka na stałe mieszkała w Anglii. Więcej krewnych nie miałyśmy. Poza… Trzy dni zajęło mi przygotowanie się do tej rozmowy. W końcu jednak zadzwoniłam do Ewy.

Nie pozwoliłam jej zarzucić mnie bezsensownymi przeprosinami i wyrazami skruchy.

– Słuchaj, nie chodzi o mnie, tylko o Basię – zaczęłam oschle.

– Boże święty! Co z nią? Co się dzieje?! – Ewa naprawdę się przejęła. – Z nią wszystko okej, ale ja muszę iść na jakiś czas do szpitala. Nie mam jej z kim zostawić na ten czas. Czy mogłabyś ją na jakiś czas wziąć do siebie? Początkowo planowałam rzeczową rozmowę, ale tak się nie dało. Kiedy musiałam opowiedzieć o guzie i mastektomii, pomimo wszelkich wysiłków się rozpłakałam. Ewa zapytała, czy może do mnie przyjechać, a ja byłam zbyt przestraszona tym wszystkim, by trwać w uporze. Kiedy weszła, nie rzuciła mi się na szyję ani nie próbowała znowu mnie przepraszać. Po prostu zaparzyła mi herbatę, zaczęła sprzątać ze stołu, a potem zrobiła pranie, które zalegało na podłodze w łazience.

Obserwowałam ją, jak krząta się po moim domu, i myślałam o zmianach, jakie w niej zaszły. Po pierwsze, przez te lata mocno utyła. Miała zmarszczki wokół oczu i bruzdy przy ustach. Wciąż jednak było w niej coś, co kojarzyło mi się ze wspólnym dzieciństwem, trochę też z mamą.

– Mleko z miodem – powiedziała, stawiając przede mną kubek; zupełnie jak kiedyś robiła to mama. – Wypij i idź spać. Rano nie wstawaj, ja przyjadę po Basię i zawiozę ją do szkoły. Jeśli ma zostać ze mną, musi się do mnie przyzwyczajać. O której masz lekarza?

– O dwunastej…

Ewa nalegała, żeby mogła pojechać ze mną. Nie walczyłam przeciwko temu pomysłowi. U onkologa zawsze czułam się przerażona jak mysz w jednej klatce z kotem. Nie umiałam zadawać właściwych pytań, nie rozumiałam, co się do mnie mówi. Obecność drugiej osoby, która potrafiła się wszystkim zająć, była cenna. Siostra zaczęła przychodzić do nas codziennie. Basia nie zadawała wielu pytań, po prostu cieszyła się, że odwiedza ją nowa ciocia.

Lekarz kazał mi cieszyć się życiem. Staram się

Nadszedł termin operacji. Nie powiedziałyśmy Basi, dlaczego znikam na prawie tydzień. Dopiero kiedy wróciłam do domu, podjęłam próbę wyjaśnienia dziecku, dlaczego nie mam jednej piersi, i co będzie się działo przez kilka następnych tygodni. Działo się wiele… Sesje chemioterapii, a potem naświetlania mnie wykańczały. Kiedy nie byłam na sesji, mogłam jedynie leżeć i modlić się, by nie wymiotować.

Basia mieszkała wtedy u Ewy, a ona sama zajmowała się mną i woziła mnie do szpitala, kiedy mała była w szkole i świetlicy. Przez cały ten czas jednak ani razu żadna z nas nie wspomniała słowem o Łukaszu ani o tym, co wydarzyło się sześć i pół roku temu. Nie miałam siły myśleć o tym, co będzie, kiedy skończę leczenie.

– Wycięliśmy całą zmianę, w tej chwili nie ma przerzutów – powiedział kolejny lekarz. – Ale to nie oznacza, że do końca życia będzie pani bezpieczna, przykro mi. Musi pani się systematycznie badać, w każdej chwili mogą pojawić się nowe guzy. Może zaistnieć konieczność odjęcia drugiej piersi. Ale na razie proszę uważać tę walkę za wygraną. Niech pani cieszy się każdym zyskanym dniem.

Kiedy przekazałam wiadomość o tym, że jestem „czysta”, Ewie, po prostu się rozpłakała. Siedziała tak w mojej kuchni i chlipała nad ceratą w stokrotki, którą mi kupiła, kiedy byłam w szpitalu. Nie wiem nawet, kiedy to się stało, ale nagle zorientowałam się, że stoję nad nią i ją obejmuję. Przytuliła się do mnie mocno, wciskając mokrą od łez twarz w mój brzuch.

– Ale czy… – łkała – czy ja będę mogła dalej do was przychodzić? Bo Basia… Ja nie wiem, jak bez niej…

– Tak, oczywiście! Przecież jesteś moją siostrą i jej ciocią! – przycisnęłam ją do siebie jeszcze mocniej. I Ewa została w naszym życiu na stałe.

Po jakimś czasie pojawił się w nim też Edek, jej chłopak. Nie ustają w próbach przedstawienia mi jego kolejnych kolegów i przyznam, że nawet specjalnie przeciwko temu nie protestuję. Jestem dobrą pacjentką, słucham mojego lekarza. A on kazał mi cieszyć się każdym dniem i używać życia. Wielu ludzi mówi, że rak – pomimo całego koszmaru, jaki wniósł w ich życie – jednak pozwolił im spojrzeć na nie z innej perspektywy i to było w jakimś sensie uzdrawiające. Mnie nowotwór zabrał prawą pierś, ale pozwolił odzyskać siostrę.

Uszkodził moje komórki, lecz za jego przyczyną udało się uzdrowić nasze rodzinne relacje. Boję się nawrotu choroby, ale mimo to potrafię docenić to, co teraz mam. Cudowną córeczkę, oddaną siostrę i życie, które nauczyłam się kochać każdego dnia, pomimo tego, co przeszłam. A może właśnie dlatego.

Więcej prawdziwych historii:
„Zostałam samotną matką trójki dzieci. Mój mąż odszedł do kochanki. Zostawił mnie bez grosza i pracy”
„Nikt nie rozumiał więzi, która łączyła mnie z synkiem. Gdy zginął, wiedziałam, że muszę do niego dołączyć”
„Mąż bił mnie za wszystko. Za to, że zapomniałam kupić mąki i za to, że w zlewie został brudny talerz”

Redakcja poleca

REKLAMA