„Mąż bił mnie za wszystko. Za to, że zapomniałam kupić mąki i za to, że w zlewie został brudny talerz”

ofiara przemocy domowej fot. Adobe Stock
Dłużej nie pozwolę traktować się jak worek treningowy. Najtrudniej było zdobyć się na odwagę i wykonać pierwszy krok na nowej drodze. Teraz sama nie rozumiem, czemu przez tyle lat znosiłam takie życie.
/ 01.04.2021 13:27
ofiara przemocy domowej fot. Adobe Stock

Zapomniałam kupić mąkę. Niby nic wielkiego, nie planowałam piec ciasta, ale lubię mieć wszystko pod ręką. Nigdy nie wiadomo, na co komu przyjdzie ochota. Oliwka lubi naleśniki, a na pewno wróci z basenu głodna. Jak zawsze. Dlatego zostawiłam torby w kuchni i pobiegłam ponownie do sklepu. Pogoda była piękna, więc jeszcze chwilę posiedziałam na ławeczce w parku, łapiąc promienie słoneczne i ciesząc się spokojem.

Nasycona ciszą wróciłam do domu. Wtedy rozpętało się piekło. Witold wrócił wcześniej niż zazwyczaj i wkurzyło go, że zakupy stoją na krześle, a mnie nie ma. Nie, wcale nie zmartwił się, że może coś mi się stało.
Nie potrafisz nawet zrobić zakupów, ptasi móżdżku! – krzyczał, wymachując mi przed nosem pięścią. – Do niczego się nie nadajesz!
– Spokojnie, za chwilę będzie obiad – uspokajałam go, ale tylko bardziej się nakręcił.
– Za jaką chwilę, kretynko?! Obiad ma być, kiedy wracam z pracy! – uderzył mnie otwartą dłonią w głowę. – Wbij sobie to raz na zawsze do tego pustego łba! – uderzył mocniej. – Chcę jeść. Natychmiast!

Popchnął mnie w stronę kuchenki tak mocno, że musiałam przytrzymać się szafki, żeby nie upaść. Lata praktyki wyrobiły we mnie właściwe odruchy. Wiedziałam, o które meble mogę się oprzeć, a które się przesuną i upadnę, przez co narobię sobie więcej siniaków. Nadgarstki miałam chyba z gumy, skoro nigdy dotąd żaden nie pękł. Co innego żebra. One doświadczyły kilku urazów. Ostatnim razem musiałam iść do lekarza. Powiedziałam, że spadałam ze schodów. Połamane od kopnięć żebra bolały okropnie. Do dziś sobie o tym bólu przypominam przy zmianach pogody albo mocniejszych szarpnięciach. Sprawa okazała się na tyle poważna, że przez kilka dni byłam niesprawna, niezdatna do pracy. Witold, chcąc nie chcąc, musiał mi odpuścić, pozwolić, bym doszła do siebie. Ale co się nasłuchałam, jaka to jestem nieudolna, niezdarna i do niczego, to moje. Dlatego teraz bardzo uważam, żeby nie upaść. Kiedy leżę na podłodze, narażam się na kopniaki.
– No! Co z tym obiadem, do cholery?!
– Już podaję – odparłam, wyjmując z piekarnika zapiekankę.

Na szczęście wszystko przygotowałam, jeszcze zanim poszłam po zakupy. Nie musiałam nawet podgrzewać.
Drżącymi rękami nałożyłam jedzenie na talerz, wyjęłam z lodówki butelkę piwa. Czułam się podle, tak mu nadskakując, ale to był jedyny sposób na w miarę spokojne popołudnie. A tego chciałam dla Oliwki: spokoju w domu, żeby nie przejmowała się zachowaniem ojca.
– Co to jest, do k..y nędzy?! – poderwał się od stołu jak oparzony. – Nie potrafisz nawet doprawić jedzenia? – przyparł mnie do ściany i mocno ścisnął za ramiona.

Ugięłam nogi w kolanach, pamiętając, że nade mną wisi apteczka. Jeśli mną potrząśnie, a będę za wysoko, uderzę głową w kant drewnianej szafki. Potrząsnął. I kilka razy rzucił mnie na ścianę, aż coś chrupnęło mi w plecach i odezwał się ból w połamanych żebrach. „O co mu chodziło? Co tym razem źle zrobiłam?”. Zastanawiałam się, jak uciec, jak uniknąć kolejnych ciosów. Krzyczał coś, ale byłam tak przerażona, że nie rozumiałam słów. A może jednak uderzyłam się w głowę?
– Zostaw moją mamę! – usłyszałam przenikliwy krzyk. – Nie dotykaj jej! Puść!
Oliwka? Boże! Skąd się tu wzięła? Przecież była z koleżanką na basenie i miałam ją odebrać o siedemnastej.
– Nie twój zasrany interes, gówniaro!

Jak przez mgłę zobaczyłam, że Witek się odwraca i bierze zamach. Uderzył Oliwkę tak mocno, że upadła. Pisnęła przerażona, a on szykował się do kopnięcia. Nie wiem, skąd wzięłam w sobie siłę, ale chwyciłam go za uniesioną nogę i pociągnęłam w górę. Runął jak długi na podłogę, uderzając głową o kant stołu.
Zastygł w bezruchu.
– Wychodzimy! – krzyknęłam, biorąc Oliwkę za rękę.
Zgarnęłam torebkę z szafki w przedpokoju i wybiegłyśmy z mieszkania.

Usiadłyśmy w parku na ławce. Córka płakała, więc ją przytuliłam. Sama też drżałam, bo nie miałam pojęcia, co dalej. Nie miałyśmy dokąd pójść, a wrócić nie mogłyśmy. Już widziałam, jak rozwścieczony Witold rzuca się na mnie z pięściami. Nie wyszłabym z tego starcia cało. Ale mniejsza o mnie. Najgorsze, że mógłby też skrzywdzić Oliwkę. Nigdy wcześniej nie podniósł na nią ręki. Była córeczką tatusia. Wyczekaną, wypieszczoną, najlepszą. Jedynie matka jej się nie udała, co w kółko powtarzał. Chyba tylko ze względu na Oliwkę odpuszczał mi, kiedy była w domu. Ale teraz, gdy pokazał córce prawdziwe oblicze, a ona opowiedziała się po mojej stronie, na pewno nie będzie się hamował. Skoro uderzył ją raz, nie miałam złudzeń, że uderzy ponownie.

Sama po pierwszym razie i czułych przeprosinach uwierzyłam, że nigdy więcej się to nie powtórzy. Za naiwność zapłaciłam wysoką cenę. Później już nie było przeprosin, a ja na własne życzenie stałam się workiem treningowym do wyładowywania frustracji. Córce nie chciałam fundować takiego losu.
– Mamo, co teraz będzie? – spytała Oliwka, wciąż szlochając w moją bluzkę.
– Coś wymyślę, kochanie – zapewniłam ją, walcząc z paniką i bezradnością.
Nie miałam żadnego planu awaryjnego, bo nigdy na poważnie nie brałam pod uwagę ucieczki.
– Nie wrócimy tam, prawda?
– Nie wiem… – wahałam się. – Może… później, jak się uspokoi.
– Nie chcę, mamo! Już nie mogę słuchać, jak cię obraża, jak cię bije. Dlaczego mu na to pozwalasz? – spojrzała mi w oczy.

Poczułam się tak, jakby chciała zajrzeć do moich myśli. Najgorsza jednak była świadomość, że Oliwka wiedziała. Choć tak bardzo chciałam ukryć przed nią moje poniżenie, strach i ból, ona i tak wiedziała.
– Nie pozwalam mu – szepnęłam. – Nie pyta o pozwolenie.
– Ale powinnaś się bronić! Zawsze mi mówiłaś, że nikt nie ma prawa mnie krzywdzić. Ciebie też nie ma!
– Wiem, kochanie – pocałowałam ją w czoło. – Ale chciałam, żebyś miała dom, tatę, swój pokój…
– Ale nie za taką cenę! Nie chcę, żeby cię bił, obrażał. Nie chcę, żebyś płakała w nocy i ukrywała siniaki.
Ja też tego nie chciałam. Co ważniejsze, musiałam chronić Oliwkę przed całym złem świata, a teraz najbardziej niebezpieczny był Witold. Dlatego podjęłam szybką decyzję: koniec z tym!

Najpierw zgłosiłyśmy się na komisariat, żeby opowiedzieć, co się stało u nas w domu. Musiałam to zrobić, choćby dlatego, że Witold uderzył się w głowę. Nie wiedziałam, jak mocno. Niech to sprawdzą. Bo jeszcze brakuje, żeby to mnie oskarżono o pobicie męża.
Przyjęto nas na komendzie życzliwie, spisano zeznania, założono niebieską kartę, namówiono do złożenia zawiadomienia o przestępstwie, a nawet sprowadzono psychologa. Z przerażeniem słuchałam, jak Oliwia opowiada o tym, co widziała i słyszała, kiedy ja myślałam, że córeczka śpi. Miała nawet kilka nagrań na telefonie.

Pokrzepione, poinstruowane, co dalej, i nieco spokojniejsze opuściłyśmy komisariat. A ja wciąż nie wiedziałam, dokąd pójść. Miałam w telefonie numery do kilku osób, ale bałam się zadzwonić. Musiałabym im powiedzieć, jak byłam traktowana przez lata małżeństwa. W końcu wsiadłyśmy w autobus i pojechałyśmy do mojej siostry Beaty. Dawno się nie wiedziałyśmy… Nie mogła znieść tego, jak traktuje mnie Witold, namawiała mnie do buntu, ale kazałam jej się nie wtrącać. W efekcie przez lata nie utrzymywałam z siostrą kontaktu. Jednak gdy wreszcie się zdecydowałam odejść, nie zawiodła. Przygarnęła nas. Dostałyśmy pokój, wsparcie oraz wszystko, co niezbędne do funkcjonowania. Nawet załatwiła prawnika, który pokierował mną w kwestiach związanych z rozwodem. Udało mi się pozbawić Witolda praw rodzicielskich. Dużą rolę odegrały nagrania z telefonu córki, opinie lekarskie, a nawet zeznania sąsiadów, którzy pozornie obojętni, gdy przyszło co do czego, postanowili nam pomóc.
Wynajęłam małe mieszkanie. Ciężko nam, bo nie zarabiam kokosów, ale jesteśmy z Oliwką bezpieczne, mamy siebie i coś cenniejszego od świetnie wyposażonego mieszkania – spokój.

Z pomocą psychologa i przyjaciół, z którymi odnowiłam kontakt, wracam do równowagi psychicznej. Już się nie boję, co przyniesie kolejny dzień. Córka wzięła się do nauki i przestała alienować w grupie rówieśników. Obie jesteśmy spokojne i szczęśliwe.
Choć gdzieś tam tli się cień obawy… „A jeśli Witold zechce nas znaleźć, zatruć życie, zemścić się?” Wtedy mówię sobie: nigdy więcej na to nie pozwolę! Wiem, że to prawda.

Więcej prawdziwych historii:
„Moja mama do reszty oszalała. Ma 60 lat, a znalazła sobie narzeczonego, który może jest w moim wieku”
„Siostra nie może przeboleć, że ojciec zapisał mi mieszkanie. Sama się nim zajmowałam. Ona nie kiwnęła nawet palcem”
„Wychodziłam za mąż zakochana w innym i nie mogłam o nim zapomnieć. Mimo obrączki umówiłam się z nim na randkę…”

Redakcja poleca

REKLAMA