– Nasza Majeczka jest w ciąży – tę informację wyciągnąłem z matki niemal przemocą, kiedy tylko zobaczyłem, z jakim zaangażowaniem miesza jedną i tę samą herbatę już od jakiejś minuty.
Odkąd tylko wszedłem do jej domu, usiłując się nie potknąć o maskotki i pojedyncze klocki, porozwalane po całym przedpokoju, czułem, że coś jest nie tak. Mai nie było, dzieci też nie – pewnie dowiedziała się, że przyjdę i przezornie zabrała się wraz ze wszystkimi bachorkami na jakiś spacer czy kij wie gdzie.
Mało mnie to obchodziło. W sumie to nawet bym się cieszył, że jest chwila spokoju i można normalnie porozmawiać, gdyby nie to, że nieobecność całej tej hołoty świadczyła o jednym: pojawił się nowy problem.
I przeczucie mnie nie zawiodło
Wytrzeszczyłem oczy.
– Znowu jest w ciąży? – krzyknąłem. Matka chyba udawała, że nie słyszy, ale ja nie zamierzałem tak łatwo dać się spuścić na drzewo: – Przecież to już piąte! I kto na nie będzie płacił? Ty? Gdzie się jeszcze zapożyczysz, co?
– Konrad, wiesz jak jest – jęknęła, w końcu dając spokój tej biednej herbacie. – Co te dzieciaczki winne…
Maja, moja młodsza o pięć lat siostra, zawsze była tym lepszym dzieckiem. Ojciec zostawił nas, gdy skończyła roczek, a matka jakoś całą swoją miłość przelała na nią. Ciągle słyszałam, że jest taka mała, delikatna, wrażliwa, że jej można więcej wybaczyć. Bo ja przecież byłem chłopakiem – twardym i silnym. Mogłem zacisnąć zęby i mierzyć się z przeciwnościami, a przy okazji chuchać i dmuchać na swoją bezradną siostrzyczkę.
Nigdy jej się za nic nie oberwało. Nie mała żadnej kary ani szlabanu. To mnie matka się czepiała o oceny, o wyjścia z kolegami, o siedzenie po nocach przy komputerze, jak kończyłem projekty do szkoły albo pisałem coś dla siebie czy dyskutowałem ze znajomymi. Maja natomiast mogła sobie wychodzić i wracać kiedy chciała, mieć nie najlepsze oceny, mieszać się w wyjątkowo szemrane towarzystwo, a do szkoły malować się i ubierać jak na dyskotekę.
– Jest jeszcze dzieckiem – mawiała matka, gdy zwracałem jej uwagę na to, jak wygląda moja czternastoletnia wówczas siostra. – Niech się bawi. A ty się lepiej weź za siebie i za naukę. Pamiętaj, że musisz się dostać na studia.
Wieczne balowanie to nic dobrego
Na studia oczywiście się dostałem. Nie na takie, jakie wymarzyła sobie matka, ale w tamtej chwili miałem to gdzieś.
– Mężczyzna powinien być kimś – gderała, kiedy w końcu się przyznałem, jaki kierunek wybrałem. – Lekarzem, bankowcem, informatykiem… A co ty będziesz robił po tej polonistyce, Konrad?
Tłumaczyłem, że mam na siebie plan. Że nawiązałem już wstępne znajomości w kilku wydawnictwach i będę się starał o posadę redaktora lub korektora. Nie zależało mi na ogromnych pieniądzach – chciałem robić to, co mnie interesowało i co już zdążyłem pokochać, pracując z tekstem w czasie wolnym od szkoły.
Zamierzałem też zrobić specjalizację edytorską, może zapisać się na kilka kursów z redakcji. Nie przedstawiałem tych wszystkich szczegółów matce. I tak by nie zrozumiała.
Dla niej dalej najważniejsza była Maja. Kiedy ona balowała, ja skończyłem studia, kupiłem niewielkie, ale przytulne mieszkanie na kredyt i zdobywałem coraz więcej doświadczenia w wydawnictwie, z którym związałem się już na 2 roku licencjatu. Maja ani myślała o nauce czy studiach. Najważniejsze było chodzenie po klubach i zaliczanie przygodnych facetów. Tak przynajmniej podejrzewałem, bo co innego mogła tam robić oprócz zalewania się w trupa?
– To się źle skończy – powiedziałem matce, kiedy któregoś razu wpadłem do rodzinnego domu po pracy. – Ona powinna coś ze sobą zrobić. Ogarnąć się…
– Już nie bądź taki nieczuły – strofowała mnie z oburzeniem. – Wiesz, że na Majeczkę się w tym jej liceum uwzięli i nie ma nawet matury…
– To było też moje liceum – przypomniałem zirytowany. – I jakoś na mnie nikt się nie uwziął.
Ale do matki można było gadać. Ja byłem chłopakiem i nikt się mną nie przejmował. Dziewczyny… dziewczyny to dopiero miały pod górę. I dlatego Majeczka miała w życiu tak ciężko. A przynajmniej tak jej się wtedy wydawało.
Wpadła raz, potem drugi i… trzeci
Pierwszą ciążą Maja za bardzo się nie przejęła. Mówiła, że wie, kto jest ojcem, ale kompletnie nie chce go znać, bo to kretyn, a poza tym i tak wyjechał z miasta. Mama z początku namawiała ją, że mogłaby przecież wystąpić o alimenty, ale moja wspaniała siostrzyczka uniosła się honorem.
– Widzisz, jaka ona samodzielna – chwaliła ją dalej matka. – Pewnie. Co się o pomoc jakiegoś nieodpowiedzialnego chłopaka będzie prosić.
Nie skomentowałem, ale miałem własne zdanie na ten temat.
Tyle tylko, że na jednym dziecku się nie skończyło. Po Marianku była Alinka, którą Maja miała z byłym szkolnym kolegą, który podobno gdzieś wsiąkł, a ona nie zamierzała go szukać, a potem jeszcze Juleczka z jakimś Bartkiem, o którym moja siostra niczego nie chciała zdradzić. I tak rok po roku, przybywał kolejny bachorek.
Matka oczywiście za wszystko płaciła, no bo jak to tak – córeczka bez pracy, bez perspektyw, a dzieci biedne, głodne. No i co chwila chore: bo co jedno wyzdrowiało, to chorowało następne. Istny armagedon. Ale wiadomo – na ich własne życzenie. No, w sumie na życzenie Mai, ale matka się na to godziła.
A najlepsze było to, że naszej kochanej rodzicielce wydawało się chyba z początku, że ja się tymi smarkaczami też będę zajmował. Mimo że mniej więcej od szesnastego roku życia utrzymywałem, że nie znoszę dzieci, nienawidzę się nimi zajmować i na pewno nie ma we mnie żadnych ojcowskich instynktów.
Może gdyby mnie czasem słuchała i interesowała się tym, co mówiłem, to zastanowiłaby się dwa razy przed wypaleniem z pytaniem: Konrad, a może ty czasem zabierzesz gdzieś siostrzeńców?
– Nie, mamo, nie zabiorę – odpowiedziałem jej stanowczo i bez jakichś śmiesznych wyrzutów sumienia. – Chciałyście się bawić w dzieciaczki? Super. Ale mnie na siłę nie uszczęśliwiajcie.
Książę z bajki też uciekł
Przez pewien czas matka się ze mną nie kontaktowała. Możliwie, że obraziła się brakiem zainteresowania z mojej strony, co prawdę mówiąc, przyjąłem z ulgą. Tak właściwie niczego jej nie zawdzięczałem – do wszystkiego doszedłem sam, większość życia spędziłem w domu kolegów, gdzie zresztą jadałem obiady, a czasem i kolacje, więc nie byłem jej nic winny. Kompletnie.
Ona zresztą nawet nie wiedziała, że dostałem awans i byłem teraz redaktorem prowadzącym, który, jak na standard mojego wydawnictwa i na moje potrzeby, zarabiał całkiem nieźle. W dodatku zacząłem się też spotykać z Jagodą, uroczą dziewczyną z działu promocji, a moja matka nawet jej nie znała. Tymczasem Jagoda też nie znosiła dzieci i zupełnie nie wyobrażała sobie siebie jako kochającej mamusi. I to nas też do siebie zbliżyło.
W końcu usłyszałem, że Maja poznała tego jedynego. Że on ją podobno przyjmie z otwartymi ramionami, razem z tą całą jej dzieciarnią. Nie bardzo w to od początku wierzyłem, ale nie chciałem podcinać skrzydeł mamie, która tak się cieszyła, że jej „ukochana córeczka wreszcie wyfrunie z gniazda”.
Oczywiście, miałem rację. Moja siostra pomieszkała u swojego księcia z bajki dwa miesiące, a potem ten ją spławił. To był beztroski chłopiec, który po prostu nie zdawał sobie sprawy z tego, że życie z jednym dzieckiem, a co dopiero z trójką, to ogromna harówka i odpowiedzialność. Chciał dobrze, no ale wyszło jak zwykle. Ale za to zostawił mojej siostrzyczce po sobie cudowną pamiątkę: kolejne dziecko do kompletu: uroczego Frania.
Pomogę, ale tylko, jeśli ją ustawi
– No też mi przykro, że dzieciaczki mają taką głupią mamusię. – Zlustrowałem matkę krytycznym spojrzeniem. – Babcia zresztą też nie najmądrzejsza… – Westchnąłem. Przypomniało mi się jednak, że siostra podobno niedawno zatrudniła się na kasie w pobliskim markecie. – No, ale przecież Maja ma teraz pracę…
– No właśnie nie ma – przyznała niechętnie matka. – Wyrzucili ją…
– A, no to pięknie! – zawołałem. – Kolejne dziecko w drodze, a ona popracowała trzy… nie, dwa miesiące!
– No i wiesz, ona poszła potem balować z tymi swoimi koleżankami, że niby się tak zmartwiła i przespała się z kimś. Nawet nie wie, z kim!
– To gratuluję. – Zacząłem się zbierać do wyjścia. – Ale w jej przypadku to ma jakieś znaczenie? I tak nigdy nie chce alimentów.
Matka złapała mnie za ramię.
– Konrad, ja sobie z tym naprawdę nie poradzę!
Prychnąłem.
– No to każ jej się wreszcie ogarnąć i coś zrobić ze swoim życiem.
– A myślisz, że tego nie zrobiłam?! – wybuchła. – Pokłóciłam się z nią o to i dlatego wyszła z dzieciakami!
Popatrzyłem na matkę w lekkim zdumieniu. Jakoś nie dowierzałem, że naprawdę uznała winę swojej wzorowej córeczki.
Ona się nie ogarnie
– Powiedziałam jej, że musi znaleźć pracę – ciągnęła roztrzęsionym głosem. – Że musi zacząć pracować na pełny etat. Ja z dziećmi mogę siedzieć, ale starsze powinny iść do przedszkola, a poza tym, musimy mieć więcej pieniędzy. A jak nie… jak nie, to ma się stąd zabrać i sama sobie…
– Dobrze – przerwałem jej, bo widziałem, ile ją to kosztuje. – Dołożę się, ale do twojego budżetu i tylko wtedy, gdy ona naprawdę zmądrzeje. I niech szuka tych ojców. Niżej już upaść nie można, więc chociaż mogłaby dostać część alimentów.
Nie sądziłem, że Maja rzeczywiście się ogarnie. Tak samo, jak nie podejrzewałem, że matka w końcu się na nią wypnie. Mimo wszystko fajnie było się chociaż raz poczuć tym wartościowym synem, kiedy matka przytuliła się do mnie chyba pierwszy raz od czasów podstawówki.
Czytaj także:
„Udawałam przed teściową, że jestem w ciąży. Wiedziałam, że nigdy nie zaakceptuje adoptowanej wnuczki”
„Teść kradł nasze koperty ze ślubu i chciał dać mi łapówkę za milczenie. Wpakowałam się w przedziwną rodzinę”
„Nie mogę przestać myśleć o synowej, a jej młode ciało śni mi się każdej nocy. Syn i żona mnie znienawidzą”