„Siostra chciała okraść szefa moimi rękami. Bałem się, że wyjdę na złodzieja, ale w końcu podjąłem decyzję”

Wściekła siostra fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„Nie mieściło mi się w głowie, żeby położyć rękę na cudzej własności. Nie dlatego, że bałem się więzienia, gdyby mnie przyłapano. Nie umiałbym sobie spojrzeć w oczy w lustrze, gdybym z premedytacją kogoś okradł. To byłby dla mnie wstyd do końca życia”.
/ 26.02.2023 14:30
Wściekła siostra fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

Kiedy mówiłem, że pracuję w niewielkiej firmie budowlanej, ludzie uśmiechali się znacząco. Poklepywali mnie po plecach i mówili: takiego kolegę warto mieć. Na początku myślałem, że chodzi o pomoc w trakcie remontu, coś doradzę, coś zrobię… Ale okazało się, że chodziło o to, bym był, hm, dystrybutorem. Dystrybutorem dóbr, które na budowie się znajdują. Jakby z ludzi komuna nadal nie wyszła. Jakby uważali, że jak leży, niezamknięte na klucz, to można brać.

– Tadek, jest sprawa. Muszę pokój przedzielić, parę pustaków by mi się przydało. Nie mógłbyś czegoś zorganizować?

No tak, miałem też być organizatorem. I organizować cegły, cement, gniazdka elektryczne, kilometry kabli.

– Mam kraść? – pytałem, używając mocnych słów.

– Zaraz tam kraść… – słyszałem. – Na budowach wszyscy coś tam podbierają, każdy o tym wie.

Ja nie wiedziałem. I nie kradłem, nie podbierałem, nie organizowałem. Nie mieściło mi się w głowie, żeby położyć rękę na cudzej własności. Nie dlatego, że bałem się więzienia, gdyby mnie przyłapano. Nie umiałbym sobie spojrzeć w oczy w lustrze, gdybym z premedytacją kogoś okradł. To byłby dla mnie wstyd do końca życia.

Co więcej, od lat pracowałem w jednej firmie. Nie tylko ja. Ludzie rzadko od nas odchodzili, raczej pojawiali się nowi – gdy potrzebny był większy zespół – i zostawali. Mój szef był porządnym facetem. Nie kręcił z umowami, nikogo nie zatrudniał na czarno, zawsze płacił na czas, premii nie żałował.

Nie odmawiał urlopów, nie wymuszał nadgodzin, bo twierdził, że dobry pracownik to wypoczęty i zadowolony pracownik. Pewnie, zdarzało się, że kogoś zwolnił, gdy ten czy ów się nie sprawdził, ale nigdy by nie wyrzucił kogoś bez ważnego powodu. Bo na przykład śmiał się rozchorować i wziąć dłuższe zwolnienie.

Mógłbym tak wymieniać bez końca grzechy złych szefów, którym się wydaje, że można zatyrać pracownika na śmierć, bo na jego miejsce przyjdzie pięciu następnych. W naszej firmie traktowano ludzi z szacunkiem, a po tylu latach właściwie byliśmy jak rodzina. Rodziły nam się dzieci, były śluby i rozwody, komuś zmarła matka, ktoś wydawał córkę za mąż… Zawsze przeżywaliśmy to wspólnie. Trzymaliśmy się razem.

I ja miałbym okraść człowieka, który stworzył taką firmę? Kradzież jest zła bez względu na to, kogo okradasz. Ale gdy na dokładkę krzywdzisz kogoś, kto zawsze był wobec ciebie w porządku, kto ci ufa, postępujesz podle i obrzydliwie.

Przecież to grube tysiące!

– Tadek, jest sprawa… – siostra podczas przyjęcia z okazji urodzin ojca zaciągnęła mnie do pustego pokoju. – Domek trzeba zbudować.

Aha. Niedawno kupili kawałek ziemi nad jeziorem i mówili coś o budowie daczy, ale na razie przerastało ich to finansowo. Wiedziałem jednak, że moja siostrzyczka pod namiot jeździć nie będzie, księżniczka lubiła mieć dach nad głową i miejsce do zrobienia kawy z samego rana.

– Jaki domek? Na waszej działce? Urlop mam dopiero za trzy miesiące, ale mogę coś pomóc po robocie – zaproponowałem.

– To wiadomo – siostra machnęła ręką, jakby było oczywiste, że to ja mam zbudować im tę daczę czy też domek. No cóż, już się do tego przyzwyczaiłem.

– Materiałów potrzebuję.

– Jak mi pokażecie plany, sprawdzę, gdzie wyjdzie najtaniej. Albo poproszę Roberta, żeby zamówił, to policzą hurtowo, po cenie dla firmy.

– Jezu, brat, głupiego udajesz? Materiałów potrzebuję, a nie rabatów na firmę – siostra zniżyła głos. – Podjechalibyśmy kiedyś na którąś budowę wieczorem, załadowali, co trzeba. Raz, drugi, trzeci i mamy domek.

– Chyba zwariowałaś!

To już nie było wyniesienie gniazdka elektrycznego za pięć złotych. Mówiła o materiałach za ileś tysięcy. Jak to niby miałem ogarnąć? Zakładając, że bym się zgodził na jej bandycki plan.

– Grażka, ja cię bardzo przepraszam, ale jak ty to sobie wyobrażasz?

– No macie kilka budów rozpoczętych, prawda? Trochę podbierze się z tej, trochę z tamtej... Myślisz, że liczą worki z cementem? A jak któryś z pracowników źle coś zrobi, coś zmarnuje, zepsuje, to co? Z pensji odcinacie? Nie sądzę. Wpisujecie w koszty własne czy straty, jeden pies. Więc teraz zmarnuje się trochę więcej. Posłuchaj, Tadziu, ja nie chcę tego za darmo. Jak mam płacić w sklepie, to wolę tobie, tyle że z jakimś większym rabatem dla rodziny… Oboje skorzystamy. Wszyscy będą zadowoleni.

– Wszyscy? Mój szef na pewno zachwycony nie będzie!

– Oj, już nie zgrywaj świętszego od papieża. Wam pieniądze też się przydadzą, nie? Dołożyłbyś Miłoszowi na wkład na mieszkanie. Zastanów się.

Tu mnie miała. Mój syn niedługo miał się żenić, młodzi chcieli kupić mieszkanie. Rodzice Ewelinki dali im pieniądze, wypadałoby, żebyśmy my też sypnęli groszem. Niestety, nie mieliśmy aż tyle oszczędności. Od kiedy u żony pojawiły się problemy z sercem, nie pracowała. Dostawała niewielką rentę, która nie wystarczała nawet na czynsz, nie mówiąc już o lekach. Utrzymanie rodziny spoczywało na mnie i nie bardzo było z czego odkładać. Taki dodatkowy zastrzyk gotówki bardzo by się przydał.

Przez kilka dni chodziłem jak struty

Ciągle myślałem nad propozycją Grażyny. Biłem się z myślami. Z jednej strony wszystko się we mnie zżymało. Jak spojrzałabym w oczy synowi, dając mu pieniądze uzyskane z kradzionego towaru? Jak po czymś takim miałbym dalej pracować z Robertem?

Słuchać, że jestem jednym z jego najbardziej zaufanych pracowników? Jak miałem sam z tym potem żyć? A z drugiej strony patrzyłem na syna i przyszłą synową, na to, jak cieszą się na mieszkanie, zarazem martwią dużym kredytem, który musieli wziąć. Pieniądze od nas zmniejszyłyby ten kredyt albo umożliwiły urządzenia wszystkiego po swojemu. Moja Ela nie martwiłaby się, że z powodu jej chorego serca nie możemy pomóc dziecku. Już dość gryzła tym, że nie dokłada się do domowego budżetu, tylko – jak to mówiła, niby żartobliwie – żeruje na mnie. Zacząłem się nawet zastanawiać, jak by to ogarnąć logistycznie. Skąd co dałoby się zabrać, kiedy, o której godzinie. Jaką wymówkę znaleźć, jakie alibi sobie zapewnić…

A potem niedobrze mi się robiło na widok własnej gęby w lustrze. Nie. Nie mogłem tego zrobić. Po prostu nie dałbym rady. Chrzanić pieniądze od Grażyny, najwyżej zapożyczę się w banku, żeby dać kasę dziecku. Ale kraść nie będę. A już na pewno nie okradnę mojego szefa.

–Tadzik, coś ty taki struty? Jak nie ty – zagadnął mnie Robert. – Coś z Elą?

– Nie, szefie, na szczęście tu bez zmian. Znaczy, nie jest gorzej – mruknąłem.

– Gdyby ci czegoś było trzeba, to mów. A jak tam młody, kupuje to mieszkanie?

– Na razie zbierają na wkład własny. Rodzina synowej daje im kasę, a my… – westchnąłem.

– A wam pewnie ciężko, od kiedy Ela nie pracuje… – szef pokiwał głową. – Już rozumiem twój nastrój. Słuchaj, a interesowałaby cię nieoprocentowana pożyczka?

– Niby skąd?

– Oj, Tadek, chłopie, pracujesz u mnie pół życia. Jesteś jak rodzina. A rodzinie się pomaga, kiedy trzeba. Przecież nie znikniesz mi z tą kasą, więc mogę ci pożyczyć. Na całe mieszkanie nie mam, ale na wkład własny wystarczy. Dasz kasę młodemu, a sam powoli, w swoim tempie, będziesz mi spłacał z pensji, choćby ci to nawet zajęło parę lat. Zresztą od nowego roku zamierzam ci dać podwyżkę, to szybciej byś mnie spłacił – zaśmiał się. – A jakby chcieli remont, to im po kosztach zrobimy, jak córce Władka w tej kawalerce.

– Boże… – jęknąłem. – Szefie, nie wiem, co powiedzieć.

– Dziękuję wystarczy – klepnął mnie w ramię. – Dobra, tylko się nie popłacz, bo wstyd będzie, wpadnij po robocie i pogadamy.

Żadnego dylematu już nie miałem. Wstydziłem się, że w ogóle rozważałem bandycką propozycję siostry. Jak cholera się wstydziłem, że choć przez sekundę zastanawiałem się nad okradzeniem człowieka, który właśnie podał mi na tacy rozwiązanie mojego problemu.

Chyba rozum mi pomieszało!

Rodzinie trzeba pomagać, powiedział Robert. A Grażyna to moja najbliższa rodzina, jednak mocno nadużyła naszej relacji, próbując nakłonić mnie do kradzieży. Jeszcze tego samego dnia zadzwoniłem do siostry i powiedziałem jej, że mogę pomóc jej znaleźć materiały budowlane w oficjalnie działających sklepach.

Z naszym rabatem dla firm będą dużo tańsze. Robert nigdy nie odmawiał i chłopacy zwykle w ten sposób kupowali materiały, gdy robili remont we własnej chałupie. Grażyna się wściekła, ale miałem to gdzieś. Zagroziłem, że jak nie przestanie się ciskać, to powiem rodzicom, że kazała mi kraść, zapominając, że przecież siódme: nie kradnij.

Swoją drogą, nie pojmuję, jakim cudem możemy się aż tak różnić. Ona wykorzystuje ludzi, ja daję się im wykorzystywać (co pora zmienić, tak na marginesie). Ona nazywa kradzież „zorganizowaniem materiałów”, a ja zawsze będę czuł niesmak na wspomnienie tej sytuacji i pokusy, której przez chwilę chciałem ulec.

Czytaj także:
„Zostałem ojcem jako nastolatek. Moja dziewczyna nie chciała dziecka, więc zaadoptowała je... moja siostra”
„Latami ukrywałam, że moja siostra jest tak naprawdę moją córką. Teraz nadszedł czas na prawdę. Tylko czy ona to zniesie?”
„Moja siostra zginęła w wypadku, a ja przygarnęłam jej dzieci. Narzeczony mnie porzucił, bo wystraszył się obowiązków”

Redakcja poleca

REKLAMA