Myślałem, że matka mnie zabije. Może dlatego, że sama znalazła się w podobnej sytuacji jako młoda dziewczyna. Nie było tajemnicą, że moją siostrę urodziła w wieku siedemnastu lat. Ojca – jej wakacyjnej miłości – nawet nie udało się odszukać. Dopiero siedem lat później mama wyszła za mąż, ja przyszedłem więc na świat już w pełnej rodzinie. Ale mama nigdy nie zapomniała tego, jak ciężko jej było jako samotnej nastoletniej matce z małym dzieckiem.
– I ty to zrobiłeś Danusi?! – krzyczała. – Jesteś egoistycznym gówniarzem! Boże, kogo ja wychowałam…!
Cóż, właściwie to dlatego tak długo zwlekaliśmy z moją dziewczyną z powiedzeniem o ciąży jej i moim rodzicom. Mieliśmy po siedemnaście lat i właśnie wpadliśmy. Dana była przerażona, bała się, że hołdujący tradycyjnym katolickim wartościom rodzice wyrzucą ją z domu, ja też nie wiedziałem, jak ugryźć temat. O aborcji nawet nie myśleliśmy. Pomimo trudnej sytuacji to przecież było nasze dziecko; gdzieś na dnie tego całego strachu, wątpliwości i oszołomienia tliła się radość z przyszłego rodzicielstwa. Przynajmniej we mnie.
W końcu jednak Danusia przestała się mieścić w dżinsy, a jej matka zauważyła, że z łazienkowej szafki nie ubywa podpasek, i sprawa wydała się w najgorszy możliwy sposób. Rodzice Danki dostali szału, zapowiedzieli, że wyślą ją do szkoły dla „trudnych dziewcząt” prowadzonej przez zakonnice, i że w żadnym razie nie pozwolą, by zrujnowała sobie życie zatrzymaniem dziecka.
Miała przed sobą jeszcze dwa lata liceum, potem maturę i studia
Rodzice zaplanowali dla niej medycynę, bo jej dziadek, stryj i ojciec byli lekarzami.
– Ja w sumie też chcę studiować – powiedziała Dana po tej całej burzy, kiedy jej matka zadzwoniła do mojej i każde z nas przeszło piekło w swoim domu. – Rodzice mają rację, nic nie osiągnę, jeśli wpakuję się w pieluchy… Wiesz, że chcę być lekarką. Od zawsze – zaznaczyła.
Faktycznie mówiła o tym, od kiedy się poznaliśmy. Wychowywanie dziecka przekreśliłoby tę szansę. Od tamtej pory o naszych losach decydowali rodzice. My przestaliśmy się liczyć. Traktowali nas jak nieodpowiedzialne dzieciaki, które narozrabiały, a teraz trzeba po nich sprzątać. Moi byli na mnie wściekli, uważali, że niszczę przyszłość Danusi, a dodatkowo sam sobie podstawiam nogę na starcie w dorosłe życie.
Od razu zapowiedzieli, że na alimenty będę musiał zarabiać sam. Choćbym miał pracować po nocach jako magazynier w supermarkecie, to oni i tak nie pozwolą mi zrezygnować ze szkoły. Zapytałem ojca, jak niby mam się uczyć do matury i pracować jednocześnie.
– Nie uważałeś, jak robisz, to rób, jak uważasz – odparł.
Mama była bardziej skupiona na problemach mojej dziewczyny, którą zawsze bardzo lubiła i z którą teraz wyraźnie się identyfikowała. Dogadała się z jej rodzicami, że będzie płacić część czesnego za tę szkołę u sióstr. Ojciec w domu dodał jednak, że to tylko pożyczka i ja spłacę ją co do grosza, kiedy zacznę pracę. Jedyną osobą, która stała po mojej stronie i pocieszała mnie w tej przerażającej sytuacji była Beata, moja starsza o dziesięć lat siostra. Tak się złożyło, że i ona była w ciąży.
Tę dobrą nowinę ona i jej mąż ogłosili dosłownie dwa tygodnie przed tym, jak Dana pokazała mi dwie kreski na trzech różnych testach ciążowych.
– Dziecko to nigdy nie jest dramat – mówiła. – Jasne, teraz jesteś wystraszony, ale zobaczysz później, że wszystko się ułoży. Będziesz tatą! Już na całe życie! To wielki dar, uwierz mi, Kosmyk.
Zakonnice wiele pomogły Danusi, bardzo ją wspierały
Była kochana, ale nie bardzo jej wierzyłem. Jak wszystko niby miało się ułożyć, skoro nie mogliśmy z Danusią zatrzymać naszego dziecka? W dodatku ona wyjeżdżała, żeby nikt się nie zorientował, co do jej stanu, i nie mogłem nawet być przy niej w czasie ciąży. Co z tego, że miałem być tatą, skoro już mi zapowiedziano, że moje dziecko zostanie oddane obcym ludziom?
– Słuchaj, a jeśli się nie zgodzimy na adopcję? – zapytałem Dankę. – Nie mogą decydować za nas!
– Oszalałeś?! – naskoczyła na mnie. – Ja CHCĘ oddać dziecko! Chcę zdać maturę i iść na akademię medyczną! Ale proszę bardzo, możesz sam je wychowywać. Chcesz być samotnym ojcem? No właśnie, tak myślałam!
Wyjechała, nim ktokolwiek się zorientował, że jest w ciąży. Jej rodzice wciskali znajomym jakąś bajeczkę o szkole we Francji, ale i tak nikt o nic nie pytał. Zadziwiające, jak mało ludzie interesują się innymi. Na szczęście pozwolili nam się kontaktować. To były czasy, kiedy mało kto miał telefon komórkowy, więc mogłem dzwonić do mojej dziewczyny tylko na stacjonarny. Zakonnice ustaliły godziny i czas rozmów – nie mógł on przekraczać piętnastu minut trzy razy w tygodniu.
Danusia mówiła, że nie jest jej tam źle. Razem z nią w klasie były jeszcze trzy ciężarne dziewczyny i kilka takich, z którymi rodzice sobie nie radzili. Siostry nie były wcale potworami niczym z filmów, tylko młodymi, pełnymi zrozumienia kobietami, które pomagały Dance radzić sobie z trudną sytuacją. Pomagały jej zrozumieć, co się dzieje, i na co ma się przygotować. Ale Danka nie chciała wiele mówić o tym, jak rozwija się nasze dziecko. Pytała ciągle o to, co w szkole, co robią nasi znajomi, gdzie byliśmy na wycieczce i czy ktoś o nią pytał. Mówiła, że bardzo dużo się uczy, bo chce błyszczeć w klasie maturalnej, czytała też już informatory uczelniane dla kandydatów na studentów.
Kiedy raz wspomniałem, że może powinniśmy przemyśleć jeszcze raz decyzję o oddaniu syna – bo wiadomo już było, że to chłopak – wściekła się, że jestem cholernym egoistą, i przerwała połączenie. Po tamtej rozmowie byłem kompletnie rozbity. Ukrywałem to przed rodzicami, ale Beata od razu wyczuła mój nastrój.
– Wiem, co czujesz… – przytuliła mnie. – Nie wyobrażam sobie, że ktoś mógłby odebrać mi moje maleństwo.
Kiedy siostra wyjawiła mi swój plan, zdębiałem
Ona spodziewała się córki. Była szczęśliwa, jej mąż także. Oboje mi współczuli. To właśnie wtedy załamałem się zupełnie i rozbeczałem przy Beacie jak dzieciak. Łkałem, że tak nie powinno być, że nie powinno się odbierać ludziom dziecka tylko dlatego, że są za młodzi na bycie rodzicami.
– Wiem, że nie byłbym w stanie wychować syna normalnie… – mówiłem. – Danka chce być wolna, więc ja musiałbym być samotnym ojcem. Rodzice są wściekli i na pewno by mi nie pomogli… No i co ja mogę? Nawet nie jestem jeszcze pełnoletni! Ale jak mam żyć ze świadomością, że gdzieś tam po świecie chodzi mój rodzony syn, a ja nawet nie mogę go zobaczyć?! To nieludzkie!
Martwiło mnie coś jeszcze. Przecież nie wiedziałem, do jakiej rodziny trafi moje dziecko. A co, jeśli nie będzie kochane albo, co gorsza, będzie wykorzystywane? Tyle się słyszy o takich historiach… Zwierzyłem się Beacie z podobnych niepokojów, a ona wyraźnie się nad czymś zadumała.
– Można odwiedzać Danusię w tym internacie? – zapytała. – Chciałabym, żebyśmy do niej pojechali.
Oczywiście nie było to więzienie, więc mogłem odwiedzić moją dziewczynę. Byłem wdzięczny siostrze, że mnie tam zawiezie pomimo zaawansowanej ciąży. Zdziwiłem się, kiedy pod dom zajechała razem z mężem.
– Cześć, Tadek – rzuciłem do szwagra.
Zaskoczyła mnie jego obecność. Kiwnął mi głową, ale wydawał się nieobecny myślami. Beata z kolei wyglądała na ożywioną, wręcz podekscytowaną. Jakoś po godzinie jazdy siostra w końcu zmieniła temat z błahostek i zapytała z ogromną powagą, czy nie uważam, że dobrym pomysłem byłaby adopcja rodzinna. Zaznaczyła, że miałbym stały kontakt z dzieckiem jako jego krewny, ale mały wychowywałby się w pełnej rodzinie.
O dziwo, moja dziewczyna zgodziła się bez wahania
Na początku myślałem, że ma na myśli jakichś kuzynów Danusi, ale wyjaśniła mi, że… chodzi o nią i Tadka.
– I tak rodzi nam się dziecko – powiedziała Beata – więc moglibyśmy wychowywać dwoje. To byłoby tak, jakbyśmy mieli bliźnięta, coś takiego przecież mogło nam się zdarzyć. Gdybyśmy adoptowali twojego synka, mógłbyś mieć z nim stały kontakt, a on wychowywałby się bądź co bądź wśród biologicznych krewnych.
Byłem naprawdę oszołomiony tą propozycją, dosłownie mowę mi odebrało, zerkałem niepewnie na uśmiechniętą szeroko siostrę. A wtedy odezwał się Tadek i poparł żonę, mówiąc, że i tak chcą mieć jeszcze przynajmniej dwójkę dzieci. A skoro Beata jest w ciąży, to nikt nie zadawałby pytań, gdyby pojawiła się potem z bliźniaczym wózkiem.
– I tak jestem ogromna! – siostra pogłaskała się po wielkim brzuchu. – Mogłabym już teraz mówić, że to będą bliźnięta. Nikt się nie zdziwi. Ale to zależy od Danusi.
Kiedy zobaczyłem swoją dziewczynę, prawie się rozpłakałem. Wyglądała ślicznie, wręcz promiennie. Miała na sobie białą koszulkę i sukienkę ogrodniczkę, włosy opadały jej na ramiona, pod słońce tworząc coś na kształt złocistej aureoli. Przytuliłem ją mocno i wtedy poczułem, jak nasz dzidziuś przekręca się w jej brzuchu.
– Kopnął! Kopnął mnie! – odsunąłem się, zachwycony.
Dana wyglądała na pogodzoną z losem. Siostry dały jej dużo wsparcia, sama też wiele przemyślała. Nadal chciała oddać dziecko i iść na medycynę, ale wierzyła, że wymodli naszemu synowi dobrą rodzinę.
– A co byś powiedziała, Danusiu, na naszą? – zapytała Beata i przedstawiła jej swoją propozycję.
Myślałem, że Danka poprosi o czas do namysłu, jednak ona zgodziła się właściwie od razu. Była pewna, że to właśnie jest odpowiedź na jej modlitwy. Beata i Tadeusz są wspaniałymi ludźmi i oboje z Daną byliśmy pewni, że dadzą naszemu dziecku wszystko, co najlepsze. Plan był stosunkowo prosty. Beata już zaczęła mówić, że nosi pod sercem bliźnięta, a Danusia przygotowywała się do załatwienia formalności.
Siostra miała jako pierwsza wyznaczony termin porodu, ale z jakiejś przyczyny to mojej dziewczynie wcześniej odeszły wody. Kacper urodził się zdrowy, choć trochę przed terminem. Sześć dni później przyszła na świat Andżelika, moja siostrzenica. Ponieważ wszystko było starannie zaplanowane, oba maluszki trafiły do domu Beaty i Tadka w tym samym czasie. Od tej pory żyły jako bliźnięta.
Po wakacjach ja i Danusia mieliśmy wrócić do szkoły, jednak w kolejnej klasie znalazłem się tylko ja.
Danka powiedziała mi, że nie może dłużej być ze mną, że za bardzo się zmieniła
Myślałem, że chodzi o dziecko, ale nie. Ona chciała zacząć wszystko na nowo. Rodzice zapisali ją do szkoły w innym mieście. Powiedziała, że przywykła do życia w internacie, a poza tym nie chce się tłumaczyć z dużej nadwagi po ciąży.
– I tak będę mieszkać podczas studiów w akademiku, więc jeden rok nie zrobi mi różnicy – powiedziała.
Rozstaliśmy się jako przyjaciele, ale Danka nie chciała, żebym się z nią kontaktował. Zabroniła mi też przekazywać jej informacje na temat naszego synka.
– Wiem, że tak będzie najlepiej – powiedziała. – Przemyślałam to i przemodliłam. On jest teraz synem twojej siostry. Ja jestem tylko kobietą, która go urodziła.
Ja jednak miałem zupełnie inne podejście. Chciałem być przy rozwoju syna, patrzeć, jak rośnie, uczy się mówić i jeździć na rowerze. Rodzice moi i Danusi nie tylko zaakceptowali tę sytuację, ale byli wręcz zachwyceni, że wnuk zostanie w rodzinie. Rozpieszczali jego i jego „bliźniaczkę” jak wszyscy zakochani we wnukach dziadkowie. Ja zostałem ojcem chrzestnym Kacpra i jego najukochańszym wujkiem.
Kiedy poszedłem do pracy, Beata była w drugiej ciąży, a Tadek wyjechał na kilka miesięcy za granicę, żeby porządnie zarobić. Na czas jego nieobecności praktycznie zamieszkałem z siostrą i dzieciakami. Codziennie rano odprowadzałem bliźniaki do przedszkola i szedłem do pracy. Potem odbierałem dzieci, dawałem im w domu obiad i trochę się nimi zajmowałem, bo Beata dużo gorzej znosiła drugą ciążę. Nie za bardzo mogła się ruszać, dużo leżała. To ja zatem kąpałem dzieciaki i kładłem je spać.
– Wujek… poczytasz naaaaam? – pytała zawsze Andżelika, przeciągając ostatnią sylabę.
Zawsze im czytałem. Czasami rodzeństwo się nie zgadzało, czy ma być o małej małpce czy o syrence, ale i tak spędzaliśmy wieczory razem.
Kacper jakimś szóstym zmysłem wyczuł prawdę
Nigdy nie miałem pokusy, by powiedzieć Kacprowi, że jestem jego biologicznym ojcem. Cieszyło mnie, że jego tatą jest Tadeusz – naprawdę był w tym dobry. Kiedy wreszcie się ożeniłem i urodził mi się drugi syn, a potem córka, Kacper złapał świetny kontakt z rodzeństwem. W tym roku chłopak zdaje maturę. Wiem, że matmę zda bardzo dobrze, bo sam go codziennie przygotowywałem.
– Jesteś najbardziej superowym wujkiem, jakiego można sobie wymarzyć – powiedział mi ostatnio. – Czasem mam wrażenie, że jesteś nie tylko ojcem chrzestnym, ale takim prawdziwym. Nie, żebym miał coś do taty, bo on jest mega w porządku, ale z tobą naprawdę dobrze się dogaduję, wujek!
Uśmiechnąłem się i klepnąłem go w ramię po kumpelsku, ale wzruszenie ścisnęło mnie za gardło. A potem wróciliśmy do całkowania i różniczkowania.
Czytaj więcej prawdziwych historii:
Moja synowa to znana ginekolożka, która ma problemy z własną płodnością
Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa, ale i tak nie mam spokoju
Próbowałam żyć w chorym trójkącie - ja, Adam i jego matka