„Siostra bała się rozwodu, więc trwała przy damskim bokserze. Zmieniła zdanie, gdy na wsi pojawił się nowy proboszcz”

załamana kobieta fot. Getty Images, rawfile redux
„Okazało się, że w księdzu Kornelu znalazłam sojusznika. Nie uważał, że powinnością kobiety jest trwanie przy mężu, który nadużywa siły. Zwracał jej uwagę na to, że jej małżeństwo nie wygląda tak, jak powinno. Gdy ksiądz mówił niemal to samo, zaczynała inaczej patrzeć na swoje życie”.
/ 03.12.2023 22:00
załamana kobieta fot. Getty Images, rawfile redux

Na pierwszym ślubie mojej siostry Wioli bawiła się setka gości, a huczna impreza trwała trzy dni. Na drugim ślubie pojawiła się jedynie garstka przyjaciół. To jednak w czasie drugiej uroczystości Wiola się uśmiechała. Nie dziwię się jej. Przeszła naprawdę długą drogę.

Piękny ślub i smutne życie

W rodzinie to ja byłam skandalistką. Już jako dziecko szłam własnymi ścieżkami i nic nie robiłam sobie z nakazów i zakazów. Kto by się spodziewał, że to nie ja, ale spokojna i żyjąca zgodnie z zasadami Wioletta wywoła skandal, który sprawi, że zbledną wszystkie moje dokonania… Ona sama pewnie jeszcze długo nie będzie w stanie opowiedzieć swojej historii, ja zrobię to więc w jej zastępstwie.

Ślubu Wioli i Marcina nie pamiętam ze zbyt wieloma szczegółami. Miałam wtedy piętnaście lat i była to dla mnie przede wszystkim moja własna wielka impreza towarzyska. Przyjechali kuzyni z Warszawy, których rodzice rzadko zaglądali na rodzinną wieś, miałam nową sukienkę, a do tego właśnie przeżywałam pierwszą miłość. Wiolka mnie w ogóle nie interesowała. A szkoda, bo w sumie nie interesowała chyba nikogo.

Była najpiękniejszą panną młodą od wielu lat, nie tylko w naszej wsi. Była też cicha, pobożna, poukładana, wiedziała, czego się od niej oczekuje. Spełniała wymagania. Była dumą rodziny i chyba właśnie dlatego nikt nie zwracał na nią uwagi.

Nie wiedziałam więc, że Marcin uderzył ją już w noc po weselu. On chyba jako jedyny się jej przyglądał, ale alkohol wyraźnie utrudniał mu postrzeganie rzeczywistości we właściwy sposób. Uderzył ją, bo w jego przekonaniu była zbyt mało entuzjastyczna na weselu. Teraz gdy o tym myślę, dochodzę do wniosku, że siostra po prostu wiedziała, że to najgorsza decyzja w jej życiu. Mając takie przeświadczenie trudno znaleźć w sobie przesadnie wiele entuzjazmu.

Marcin i Wiola zamieszkali w domu rodziców. Marcin pomagał tacie na gospodarstwie, miał je zresztą przejąć od rodziców, gdy przyjdzie na to czas. Taka już dola rolnika, który ma dwie córki. Kiedyś będzie musiał oddać ziemię obcemu. Mnie to nie interesowało. Wiedziałam, że nie będę mieszkać na wsi dłużej niż to absolutnie konieczne.

Nie wiedziałam jak wygląda małżeństwo siostry nawet pomimo tego, że codziennie mijałam ją przynajmniej kilka razy. Może czasem zastanowił mnie jej mocny makijaż, ale szybko tłumaczyłam sobie, że pewnie Marcin tak lubi. Nie przepadałam za szwagrem. Był fanem dyskotek, alkoholu, sprośnych żartów i disco polo. Uważałam go za chodzący stereotyp wieśniaka i unikałam, jak tylko mogłam.

Potem wyjechałam do stolicy na wymarzone studia. Rodzice nie bardzo mieli ochotę na szastanie kasą na moją edukację, więc pracowałam niemal tyle samo, ile się uczyłam. W domu bywałam rzadko i nie miałam pojęcia, że idealne małżeństwo Wioli nie jest wcale idealne.

Długo to ukrywała

Wstyd się przyznać, ale zorientowałam się dopiero po siedmiu latach. Przyjechałam wtedy do domu poznać rodziców z moim mężem. O tego męża – Ibrę – muzułmanina pochodzącego z Albanii — kłóciłam się z całą rodziną przez długie miesiące. Długo by opowiadać, ale przecież to nie jest historia Wioli, a właśnie na niej chcę się skupić. W każdym razie przyjechaliśmy, zakapaliśmy topór wojenny i to Ibra zwrócił mi uwagę na to, że dzieje się coś niedobrego.

– Ona jest bita i to regularnie – zauważył.

Nie zwlekałam ani chwili, natychmiast pobiegłam do Wioletty, żeby z nią porozmawiać. Ku mojemu przerażeniu siostra wcale nie zaprzeczyła.

– Czasem tak, ale ja też nie jestem bez winy. Widzisz, Marcinowi nie jest łatwo. Z tatą i w ogóle, że na swoim nie robi, że mieszkamy z rodzicami, że w ciążę nie zachodzę. Nie jestem taka idealna. Mówili ci zawsze, żebyś ze mnie brała przykład, ale nie ma tu żadnego wzoru do naśladowania.

Uszom nie wierzyłam, więc kolejnym krokiem była rozmowa z mamą.

– A ty co się wtrącasz – ofuknęła mnie matka.

– Pozwalasz na przemoc wobec Wioli?

Nieco się zakłopotała.

– Jakbym miała co do gadania. Zresztą tak zawsze było i będzie. Sama się przekonasz. Choć może ty akurat nie. Ty mi wyglądasz na taką, która może męża pobić.

Byłam w kropce. Przypomniały mi się te wszystkie poradniki, w których czytałam, że jeśli ofiara przemocy nie chce pomocy, nie ma szans, aby zrobić coś za nią. A Wiola nie chciała zmian. Bała się ich. Nie była w stanie myśleć o rozwodzie. To był grzech, a ona kochała Boga.

Niedługo po tym wydarzeniu los rzucił mnie i Ibrę do Niemiec, gdzie zostaliśmy na stałe. Byłby to świetny sposób na odcięcie się od przeszłości i nie tęskniłabym za bardzo ani za rodzicami, ani za resztą rodziny, ale jak można odciąć się od Wioli, która nigdy nikogo nie skrzywdziła? Starałam się nieustannie monitorować sytuację, miałam nawet swoją dodatkową parę uszu we wsi, aby mieć pewność, że moje rozmowy z siostrą nie ściągają na nią gniewu męża.

Nie ściągały jednak. Marcin był damskim bokserem i żaden powód nie był mu potrzebny. Niestety, o ile było mu wszystko jedno, czy mam kontakt z Wiolą, czy nie, ona z kolei była obojętna na moje starania, żeby coś zrobić ze swoim życiem.

Zmiany na plebanii

Czy zorientowałam się, że coś się zmienia? Na pewno. Wiola nie pracowała, ale czasy się zmieniały i w końcu Marcin uznał, że może wysłać swoją piękną żonę do ludzi, bo każdy grosz się przyda. Wybrał jej jednak pracę maksymalnie bezpieczną, bo znalazł dla niej posadę… na plebanii.

Dotychczasowa gospodyni księdza zmieniała parafię razem z proboszczem, a nowy ksiądz potrzebował pomocy nie tylko w domowych sprawach, ale i w kwestiach administracyjnych. Wiola miała nieposzlakowaną opinię, była wierząca, miła i przyjazna ludziom. Nic dziwnego, że dostała tę pracę.
I nieoczekiwanie okazało się, że właśnie w księdzu Kornelu znalazłam sojusznika.

Ku mojemu zaskoczeniu wcale nie uważał, że powinnością kobiety jest trwanie przy mężu, który nadużywa siły. Próbował rozmawiać z Marcinem, dużo rozmawiał jednak również z Wiolą. Był pierwszą po mnie osobą, która zwracała jej uwagę na to, że jej małżeństwo nie wygląda tak, jak powinno. Moje słowa mogły być przez siostrę zbywane, bo przecież byłam tą naczelną rodzinną skandalistką. Gdy jednak ksiądz mówił niemal to samo, zaczynała inaczej patrzeć na swoje życie.

Oczywiście, obawiałam się, że minie sporo czasu nim dojdzie do jakichkolwiek zmian. Byłam więc zdumiona, gdy Wiola zadzwoniła do mnie, żeby spytać, czy może do nas przyjechać, bo nie ma nikogo poza mną. Jeszcze tego samego dnia ogarnęłam jej bilet lotniczy, a dwa dni później Ibra odbierał ją z lotniska.

Postąpiłam niegodnie i haniebnie – zaczęła Wiola w swoim stylu, gdy tylko przywitała się z nami i spędziła kilka chwil z naszą córką, która niedawno przyszła na świat.

A potem przyznała, że rzeczywiście porzuciła Marcina i rodziców, choć nie ma nic swojego i nie wie, co będzie robić w swoim życiu. Nie zrobiła tego jednak jedynie dlatego, że przez lata była nieszczęśliwa, bita i poniżana. Owszem, od pewnego czasu nie wyobrażała sobie, że ten koszmar będzie się ciągnąć przez kolejne lata. Tym jednak, co skłoniło ją do pozostawienia męża, było kiełkujące w niej uczucie do Kornela.

– No siostra – gwizdnęłam z uznaniem. – Przebiłaś niemal wszystkie moje dokonania. A on? Znaczy się ksiądz?

– Nie wiem, wydaje mi się, że też, nie rozmawiałam z nim.

Ustaliliśmy, że zostanie z nami. Mieszkanie mieliśmy duże, będzie więc mieć swój pokój, będzie mogła odpocząć, zastanowić się nad sobą, poszukać prawnika, żeby rozwieźć się z Marcinem. O Kornelu nie wspominałyśmy. Co tu gadać! Pewnie był takim trochę katalizatorem, który uwolnił w niej pragnienie bycia kochaną i rozumianą. Tu, w Niemczech, też nie brakuje fajnych chłopaków.

Zaczęła nowe życie

Po trzech tygodniach byliśmy oswojeni z nową sytuacją. Wiola pomagała mi we wracaniu do formy po porodzie, a Selma – wymagająca i absorbująca jak każdy niemowlak – skutecznie odciągała jej uwagę od trudnych spraw. Zaczynaliśmy się zastanawiać nad tym, czy nie nadszedł już czas, aby jakoś sformalizować jej pobyt w Niemczech, gdy zadzwonił telefon siostry.

Do tej pory dzwonili przede wszystkim rodzice, prosząc ją, żeby się opamiętała oraz Marcin deklarujący, że zmieni się dla niej, jeśli tylko Wiola do niego wróci. Teraz jednak zadzwonił ksiądz Kornel. Choć ciekawość mnie zżerała, taktownie przeniosłam się do drugiej części mieszkania, żeby dać siostrze maksimum intymności. Dobrze zresztą, że nie podsłuchiwałam, bo pewnie szybko wyszłoby, że to robiłam, bo wieści były szokujące.

– Ksiądz, to znaczy Kornel powiedział, że myśli o porzuceniu stanu kapłańskiego.

Od tego czasu minęły trzy lata i żaden rok nie był prosty. Nie było łatwo Wioli, która musiała odbudować poczucie własnej wartości i po raz pierwszy w życiu zastanowić się nad tym, czego naprawdę chce. Nie było łatwo rodzicom, którzy robili wszystko, aby zatuszować najpierw jeden, a potem drugi skandal, a już na pewno nie było łatwo Kornelowi, bo i on, podobnie jak Wioletta, przekreślał całe swoje dotychczasowe życie.

Gdy jednak oboje powtarzali słowa przysięgi za urzędnikiem z USC, wydawali się nie tylko szczęśliwi, ale i przekonani, że od teraz będzie już tylko lepiej. Kibicuję im z całego serca i mam nadzieję, że coraz więcej będzie kobiet znajdujących w sobie siłę, aby zerwać relację opartą na przemocy.

Czytaj także:
„Mój mąż zginął, bo nie pojechał po masło. Z poczucia winy i żalu najchętniej razem z nim położyłabym się do grobu”
„Moje dzieci to pazerne łajzy. Czyhają tylko, by przepisać na nich majątek, ale nie wiedzą, że mamy komornika na karku”
„Musiałam dojść do prawdy, co robi mój syn. Zwolniłam się pracy, by go śledzić. W ten sposób odkryłam, że jestem babcią”

Redakcja poleca

REKLAMA