„Musiałam dojść do prawdy, co robi mój syn. Zwolniłam się pracy, by go śledzić. W ten sposób odkryłam, że jestem babcią”

zmartwiona kobieta fot. Getty Images, Wavebreakmedia Ltd
„Koło południa zjawił się mój syn. Wszystko podeszło mi do żołądka. Wojtek trzymał w dłoni kopertę. Czyli to wszystko prawda. Jestem babcią! Tylko co mogę z tym zrobić? Skonfrontować syna z tym, że o wszystkim wiem?”.
/ 30.11.2023 14:30
zmartwiona kobieta fot. Getty Images, Wavebreakmedia Ltd

Myślałam, że jesteśmy sobie z synem bardzo bliscy. Nie wiem, dlaczego ukrył przede mną coś tak istotnego. Obiecywałam też sobie, że wychowam syna innego niż mój były mąż, a tu taka niespodzianka...

Wojtek był moim jedynakiem

Urodził nam się zaledwie po roku małżeństwa, które również zawarliśmy dość szybko. Teraz już wiem, że mieliśmy zbyt mało czasu, żeby upewnić się, czy na pewno do siebie z mężem pasujemy i czy obydwoje nadajemy się na rodziców. Nigdy nie żałowałam tego, że zaszłam w ciążę i urodziłam Wojtka, ale żałowałam, że to Janusz jest jego ojcem. Zostawił nas już po kilku miesiącach od narodzin syna.

– Wybacz, to dla mnie za ciężkie, nie daję rady – powiedział mi bezceremonialnie.

– Dla mnie też jest ciężkie, też nie daję rady, i co? – odpowiedziałam wściekła. – Mam porzucić dziecko? Tak po prostu? Nie, codziennie wstaję i walczę dalej!

– Ja tak nie umiem. Poradzicie sobie beze mnie – wzruszył ramionami i chwycił za walizkę.

Złość na niego nie przeszła mi, nawet gdy zaoferował się, że będzie nam regularnie wysyłał pieniądze. Owszem, kasa znacząco poprawiała nasze życie. Mogłam sobie pozwolić na zabranie Wojtka na wakacje, a jednocześnie nie musiałam oszczędzać na wszystkim. Nie byliśmy milionerami, bynajmniej, ale grzechem byłoby powiedzieć, że żyło nam się źle.

Przyjmowałam pieniądze od byłego męża tylko pod warunkiem, że nie będzie wtrącał się do naszego życia i mieszał w głowie Wojtkowi. Chciałam, żeby zniknął, żeby syn mógł przeboleć jego stratę, a potem po prostu pogodzić się z tym, że nie ma ojca.

Janusz dotrzymywał słowa

Ja również musiałam mu zaufać, mimo wszystko. Nie ustalaliśmy między sobą żadnych alimentów, nie miałam papieru na to, że jest zobowiązany przelewać mi pieniądze, ale przez dobre kilka lat robił to tak regularnie, że nie czułam potrzeby, aby ganiać się z nim po sądach. Wydawało mi się, że im więcej czasu upływało, tym większe poczucie winy miał Janusz.

Syn, oczywiście, nie wiedział, że mam z nim jakikolwiek kontakt, a co za tym idzie – nie wiedział też, że ojciec aktywnie uczestniczy finansowo w jego życiu. Żałowałam, że życie potoczyło się tak, że Wojtek musi wychowywać się w niepełnej rodzinie, ale byłam wdzięczna przynajmniej za to, że Janusz nie uciekł od odpowiedzialności całkowicie i potrafił wziąć na siebie przynajmniej część rodzicielskich obowiązków. Nie oznaczało to jednak, że mu wybaczyłam. Pomimo ułatwień finansowych, wychowywanie syna samotnie nadal było dla mnie wyzwaniem.

– Niech ci nianię jeszcze opłaci! Co mu się wydaje? Że jak rzuci dodatkowe parę tysięcy na zabawki, ubrania i część innych opłat to już sobie może oczyścić sumienie? – warknęła kiedyś moja mama, gdy ulewały jej się frustracje związane z moim samotnym macierzyństwem.

– Ciiii, mamo... – uciszyłam ją, że Wojtek nie usłyszał. – Wystarczy mu już, że nie ma ojca, nie będę mu jeszcze zastępować matki niańką. Jest ciężko, ale on nie będzie wiecznie dzieckiem. Chcę, żeby spędził ze mną najwięcej czasu, ile się da.

Ciężko pracowałam, ale dawałam radę

Nigdy nie musiałam odmówić Wojtkowi właściwie niczego, czego by sobie zażyczył. Nie rozpieszczałam go, ale też chciałam, żeby pieniądze od byłego męża faktycznie wędrowały do niego.

– Mamo, ile ty zarabiasz, że stać cię na nowy telefon dla mnie i jeszcze na bilety na festiwal? – zaśmiał się syn któregoś razu.

Miał już wtedy jakieś dziewiętnaście lat. Wydawałoby się, że duży chłopak, ale dopiero zaczynał studia, nie miał przecież jeszcze stałej pracy. Dorabiał sobie w wakacje w pobliskim sklepie, więc miał na swoje drobne wydatki, ale to przecież były grosze. Siedział tam większość tygodnia i przynosił jakieś marne 1500 złotych... Na jego kieszonkowe, nawet w tym wieku, powinno jednak wystarczać. Zdziwiło mnie więc, gdy Wojtek zaczął prosić mnie o więcej jakiś rok później.

– Wojtuś, ja ci nigdy pieniędzy nie żałowałam, ale przecież masz też swoje. Już nie musisz mnie prosić o każdą stówkę na wyjście na miasto. Co ty z tymi pieniędzmi robisz?

– Dużo odkładam... Chcę mieć coś na przyszłość. Póki teraz nie mam poważnych wydatków takich jak czynsz czy rachunki, łatwiej odłożyć – tłumaczył się.

Dawałam mu więc więcej pieniędzy, bo nadal otrzymywałam stałe przelewy od Janusza. W końcu w naszym życiu nadszedł czas, w którym utrzymanie Wojtka nie kosztowało już tyle, co wtedy, gdy był dzieckiem, więc po raz pierwszy mogłam poświęcić część tej kasy na siebie.

Syn miał wszystko, czego mógł potrzebować, ale swoje potrzeby zepchnęłam przecież na dalszy plan. To nie tak, że chodziłam w dziurawych spodniach, ale dawno od lat nie byłam już u kosmetyczki ani nie pozwoliłam sobie na coś porządniejszego niż ciuch z sieciówki. Postanowiłam więc w końcu zrobić sobie dzień kompleksowej odnowy.

Spotkała mnie dziwna sytuacja

– I jak tam, Dorotko, udało ci się dobić do tego ojca Amelki? – zapytała kosmetyczka swoją protegowaną.

Niby „za kotarą”, ale przecież i tak wszystko słyszałam. Nie przepadałam za tak prywatnymi rozmowami w miejscach usługowych, ale ta szybko mnie zainteresowała.

– Tak, tak... Przychodzi do mnie co miesiąc i daje mi pieniądze. Mówi, że nie potrafi zająć się dzieckiem, musi studiować, ale chce pomagać – w głosie dziewczyny słychać było smutek zmieszany z frustracją.

– Faceci to pożyją, nie? Do łóżka to pierwsi, a potem zająć się dzieckiem to już nie ma komu! – warknęła kosmetyczka.

– Wojtek taki nie jest... On po prostu sam był wychowywany przez samotną matkę, której nikt nie pomagał. Wie, jak to jest. Mówił mi, że wybaczyłby ojcu, gdyby chociaż partycypował jakoś w kosztach, ale ten zupełnie się na niego wypiął i nigdy nawet nie próbował skontaktować z nim czy z matką.

– No ale sam też się poczuwa do bycia tatą na cały etat, nie?

– No nie, ale ja myślę, że on nie umie nim być... – odparła smutno dziewczyna. – Chyba cały czas czuje się porzucony przez swojego.

– To ten Wojtek z bloku przy Konwaliowej? Taki wysoki blondyn w okularach? Jeździ na takim czerwonym rowerze? Może ja sobie z nim porozmawiam – zagroziła nagle kosmetyczka.

Poczułam, jak robi mi się słabo. One opisywały... mojego syna?!

– Tak, to on, ale proszę nic nie robić! Krzywda mi się nie dzieje, radzimy sobie. Przychodzi regularnie, płaci też regularnie. Teraz jesteśmy umówieni jutro tu pod salonem.

Cały mój relaks u kosmetyczki odszedł już oczywiście w zapomnienie. Natychmiast po wyjściu z salonu zadzwoniłam do pracy, aby wziąć wolne na najbliższe kilka dni.

Niech ojciec płaci

Całe szczęście, dziewczyna (nadal nie znałam jej imienia) podała miejsce spotkania z Wojtkiem, ale nie podała godziny. Czaiłam się więc pół dnia w kawiarni, której okna wychodziły akurat na obydwa wyjścia z salonu kosmetycznego. Koło południa zjawił się mój syn. Wszystko podeszło mi do żołądka. Wojtek trzymał w dłoni kopertę. Czyli to wszystko prawda. Jestem babcią! Tylko co mogę z tym zrobić? Skonfrontować syna z tym, że o wszystkim wiem? A może pozwolić mu zachować tajemnicę jeszcze przez jakiś czas? Jak mógł mi o tym nie powiedzieć?! Przecież bym mu pomogła!

Przez następne trzy miesiące nadal nie wyznałam Wojtkowi, że znam jego sekret. A on stale przychodził do mnie po kolejne pieniądze. Przelewałam mu je, tym razem bez gadania, jeszcze z górką. Wszystko szło z kasy, którą nadal przelewał nam Janusz. „To on jest wszystkiemu winien! To przez niego Wojtek tak się zachował i nie potrafi być ojcem!”, wściekałam się w duchu. „Niech teraz płaci nie tylko na syna, ale i na wnuka!”.

Musiałam jednak przyznać, że życie zatoczyło straszne koło. Obawiałam się jednak od dłuższego czasu, że przelewy od Janusza mogą się wkrótce skończyć – przecież nie będę ich otrzymywać do końca życia. Syn wkrótce skończy studia i zacznie pracę, a więc pewnie ojciec naturalnie uzna, że nie potrzebuje już jego pomocy.

Co zrobimy wtedy? Wojtek z jednej strony zachowywał się odpowiedzialnie wobec matki swojego dziecka, ale z drugiej... Ciągnął kasę od mamy, żeby spłacił długi, których sam sobie narobił. Nie mam pojęcia, co z tym wszystkim zrobić. Chyba w końcu czeka mnie przeprawa i długa, bolesna rozmowa z Wojtkiem? Ale tym razem obydwoje musimy być ze sobą szczerzy...

Czytaj także:
„Jestem panią domu, gotuję, sprzątam i uczę 4 swoich dzieci. To moje powołanie. Koleżanki mówią, że mąż mnie wyzyskuje”
„Dzieci nigdy nie zapraszały mnie do siebie. Kiedy próbowałam się z nimi spotkać mówiły, że mam zająć się swoim życiem”
„Dla rodziny byłam pustą lalą, a w pracy pośmiewiskiem. Marzyłam o tym, by mój nos nie wyglądał jak klamka do zakrystii”

Redakcja poleca

REKLAMA