„Moje dzieci to pazerne łajzy. Czyhają tylko, by przepisać na nich majątek, ale nie wiedzą, że mamy komornika na karku”

przestraszona kobieta fot. Getty Images, Daniel Allan
„Czas naszej prosperity dobiegł końca. Zalegamy z fakturami za prąd i mamy długi u dostawców. Na wszystkim rękę trzyma komornik. Nie jesteśmy w stanie wyplątać się z tego i już niedługo nasz majątek zostanie zlicytowany”.
/ 30.11.2023 21:15
przestraszona kobieta fot. Getty Images, Daniel Allan

Rodzice mogą robić wszystko, by ich dzieci wyrosły na ludzi. Życie pokazuje jednak, że nawet najlepsze chęci to czasami za mało. Moje pociechy wybrały drogę prowadzącą linią najmniejszego oporu. Zamiast dojść do czegoś własną pracą, wolą czekać, aż ja i mąż przepiszemy na nich nasz majątek. Nie wiedzą jednak, że to próżne starania, bo nie odziedziczą po nas niczego. No, może poza długami.

Mąż zawsze marzył o rodzinnej firmie

„To wszystko dla dzieci, Grażynka, ja to wszystko robię z myślą o nich” – powtarzał mi mąż, gdy zdecydował się rzucić na głęboką wodę. To było mniej więcej w 1990 roku. Gdy upadł poprzedni ustrój, rozpoczął się złoty czas dla przedsiębiorczych, a mojemu Zenkowi nigdy nie brakowało oleju w głowie. Kiedy nadarzyła się okazja, porzucił pracę w fabryce i założył działalność handlową.

Zaczynał skromnie, bo od sprzedaży skarpet na bazarze. Z czasem rozszerzył ofertę o bieliznę i odzież damską. Dziś może wydawać się to śmieszne, ale na początku lat 90. taki biznes przynosił naprawdę duże zyski. W 1992 roku mieliśmy już cztery „szczęki” (tak wtedy nazywało się składane stoiska handlowe) na lokalnym targowisku. Pieniędzy nam nie brakowało, ale Zenek miał większe ambicje. Widział, że Polska oddala się od Wschodu i zmierza w stronę Zachodu. „Zobaczysz, jeszcze trochę, a bazary będą tylko wspomnieniem” – mówił.

– Co ci chodzi po głowie, Zeniu? – dopytywałam. – Chcesz wynieść się z targowiska i otworzyć sklep?

– Nie, Grażynko. Jak mam grać, to o wysoką stawkę. Chcę, żebyśmy mieli coś naprawdę dużego, co będziemy mogli zostawić Asi i Markowi. Sklepy są dobre na jakiś czas, ale w perspektywie długoterminowej, wszystkie upadną, prędzej czy później, a na ich miejscu pojawią się nowe.

– Czyli co?

– Pomyśl przez chwilę, teraz sprzedajemy ubrania i tekstylia, które ktoś szyje. Dlaczego mielibyśmy sami nie zacząć szyć?

Jak powiedział, tak zrobił. W 1995 roku kupił budynek po starej szwalni, wyremontował go, wyposażył i rozpoczął produkcję odzieży damskiej. „Zobaczysz, jak kiedyś przejdziemy na emeryturę, tym wszystkim będą zarządzać nasze dzieci” – mówił z dumą.  

Chcieliśmy, by dzieci poznały życie

I rzeczywiście, miał być z czego dumny. Jego przedsiębiorczość zaowocowała i nasza firma miała podpisane kontrakty z krajowymi i zagranicznymi dystrybutorami. Pieniądz robił pieniądz i tak oto dość skromne zakłady w końcu przybrały całkiem spore rozmiary.

Zenek zaplanował dosłownie każdy szczegół. Gdy nasze dzieci poszły do liceum, zaczął tłumaczyć im, że muszą odpowiednio przygotować się do swojej przyszłej roli. Nigdy niczego im nie narzucał. Jedynie starał się wskazać im odpowiednią drogę, sugerując kierunek studiów, jaki w przyszłości przyda im się najbardziej. Powtarzał im też, że zanim przekaże firmę w ich ręce, najpierw będą musiały osiągnąć sukces zawodowy na własną rękę.

– A dlaczego po szkole nie możemy zacząć pracować u ciebie, tato? – dopytywała Asia.

– Właśnie, przecież tak by było łatwiej – wtórował jej Marek.

– Nie, kochani. To droga na skróty. Jeżeli od razu zaczniecie pod skrzydłami moimi i matki, nigdy nie nauczycie się szacunku do pracy. Musicie przejść szkołę życia, zanim pozwolę wam kierować firmą – tłumaczył im cierpliwie. – Jeżeli będziecie rozsądni i gospodarni, kiedyś przekażecie ją swoim dzieciom.

Dziedziczenie jest ich jedyną ambicją

Gdy nasze pociechy skończyły liceum i rozpoczęły studia, mąż wręczył im klucze do mieszkań, które dla nich kupiliśmy. „Zapewnimy wam wsparcie, ale wy macie się uczyć i pracować. Zanim się obejrzycie, to wszystko będzie wasze” – brzmiały jego słowa. Początkowo wszystko wskazywało na to, że nasze metody wychowawcze zdają egzamin. Asia miała świetne wyniki, a Marek, który rozpoczął naukę rok po siostrze, też nie odstawał od reszty studentów.

Pewnego dnia moja córka zapytała, czy ojciec przepisałby na nią firmę, gdyby nie skończyła szkoły. „Skarbie, ojciec kocha was ponad wszystko i na pewno nigdy nie pozwoli, by tobie i twojemu bratu stała się jakakolwiek krzywda. On po prostu chce dla was jak najlepiej” – odpowiedziałam jej zgodnie z prawdą. Najwyraźniej Asia wzięła to sobie do serca, bo na trzecim roku zrezygnowała ze studiów. Tuż po niej, taką samą decyzję podjął Marek. Gdy Zenuś usłyszał o tym, wpadł w złość.

– Czy ja i matka wychowaliśmy dwójkę leniów? A może za dużo od was wymagamy? – krzyczał mój mąż.

– Tatusiu, nie denerwuj się. Spójrz na to z innej strony. Po co mamy studiować, skoro i tak zapewnisz nam przyszłość? Czy nie byłoby lepiej, gdybyśmy ten czas poświęcili na pracę dla ciebie? Pomyśl tylko, ja mogłabym zająć się marketingiem. Mam pomysł, jak wypromować firmę w mediach społecznościowych...

– W tej chwili mogłabyś zająć się najwyżej zamiataniem podłóg, a ty, kawalerze, pilnowaniem bramy! Nie macie w sobie za grosz ambicji!

Ja i mąż dawaliśmy z siebie wszystko, ale nasze dzieci wybrały najłatwiejszą drogę. Nie wiem, gdzie popełniliśmy błąd. To chyba tak jak w tym starym powiedzeniu: „Człowiek planuje, a Bóg się śmieje”.

Z majątku nie zostało wiele do podziału

Początkowo mój mąż zapierał się, że prędzej sprzeda firmę w obce ręce, niż przekaże ją naszym leniwym dzieciom. Gdy jednak emocje opadły, zrobił to, co na jego miejscu zrobiłby każdy kochający ojciec – zatrudnił Asię i Marka i na własną rękę zaczął przygotowywać ich do zarządzania firmą.

Średnio raz w miesiącu pytają nas, kiedy w końcu postanowimy odpocząć na emeryturze. Mają chrapkę na rodzinny majątek, to pewne. Nie ulega też wątpliwości, że gdyby teraz firma wpadła w ich ręce, po miesiącu poszliby z torbami. Jak mogą zarządzać niemałym przedsiębiorstwem, skoro nawet nie widzą, w jak ciężkiej sytuacji się znajdujemy?

Czas naszej prosperity dobiegł końca. Chiny od lat wypierają nas z rynku, a ciężka sytuacja gospodarcza, która rozpoczęła się kilka lat temu, dobiła nas do reszty. Zalegamy z fakturami za prąd i mamy długi u dostawców. Na wszystkim rękę trzyma komornik. Nie jesteśmy w stanie wyplątać się z tego i już niedługo nasz majątek zostanie zlicytowany. Gdyby moje dzieci nie były takimi łajzami, wiedziałyby o tym, bo mają dostęp do wszystkich dokumentów. Ale one nie widzą nawet tego, co mają przed oczami.

Czytaj także:
„Sąsiadka to wstrętna jędza, która chciała mnie wrobić w kradzież. Mam swoje za uszami, ale kara spadła na nią”
„Co wieczór z mieszkania sąsiadów dochodziły jęki i krzyki. Gdy do nich wtargnęłam, oniemiałam na widok, który zastałam”
„Głowiłem się, dlaczego nie idzie mi w interesach. Okazało się, że to grubymi nićmi szyta intryga, by mnie pogrążyć”

Redakcja poleca

REKLAMA