Stałam przed stosem fantazyjnych koszy wiklinowych, podziwiając kunszt… no, właśnie. Koszykarza? Jak nazywa się człowiek wyplatający koszyki? Nie mam pojęcia.
– Niech ja skonam! Maryśka?! – usłyszałam nagle za plecami.
Wywołana odwróciłam się raptownie i stanęłam oko w oko z Wojtkiem.
– Tak myślałem, że to ty! Nic się nie zmieniłaś, Myszko! – porwał mnie w objęcia, mocno uściskał, wycałował, a kiedy postawił na ziemi, jeszcze w każdą dłoń cmoknął.
On też się nic nie zmienił. Nadal był tak samo wielki – wysoki i szeroki w barach niczym gdańska szafa – tak samo hałaśliwy, serdeczny i, niestety, wciąż przystojny. Nawet bardziej niż w liceum, z tymi pierwszymi oznakami siwizny i kurzymi łapkami, świadczącymi o niemijającym poczuciu humoru. Patrzył na mnie z góry, z błyskiem w piwnych oczach i uśmiechał się radośnie.
Boże! Moje serce zabiło szybciej. Kiedyś kochałam się w nim na zabój. I absolutnie beznadziejnie, bo ja byłam cichą myszą, płaską jak deska, a on – istnym królem świata – mógł przebierać w dziewczynach jak w ulęgałkach. Lubił mnie, otaczał kumpelską opieką, ale traktował jak siostrę.
– Cześć, Wojtuś – odparłam, również uśmiechając się szeroko. – Fajnie cię widzieć. Co roku odwiedzam Jarmark, ale jakoś dotąd na ciebie nie wpadłam.
– Zarobiony jestem po uszy – wyznał z westchnieniem. – Nawet w weekendy, kiedy projekt kończymy. Tu niedaleko pracuję, w Agencji Reklamowej. I właśnie wyskoczyłem coś zjeść, zapachy mnie wywabiły – spojrzał w stronę stoiska z kaszankami z grilla i oblizał się. – Też się skusisz?
– Hm… – zastanowiłam się.
Bardziej niż jedzenie kusiło mnie jego towarzystwo. Niestety, nie byłam tu sama.
– Chętnie, ale czekam na Renatę. Skoczyła na pchli trag potargować się, jak to ona. Mnie się już nie chciało tam przeciskać.
– A… Renatka! – w głosie Wojtka pojawiło się wyraźne zainteresowanie. – Zawsze była babką z jajami. Nadal taka z niej ostra sztuka, czy nieco złagodniała? – dociekał.
Typowe. Renata skupiała męską uwagę jak soczewka. Tu też się nic nie zmieniło.
Już w liceum była postawną wysportowaną dziewoją, z konkretnym biustem, jędrnymi pośladkami i śmiałymi, mocno feministycznymi poglądami. Nadto świetnie grała w siatkę, klęła jak szewc i potrafiła przyłożyć, jeśli ktoś jej podskakiwał. Ale chłopaków to nie odstraszało, podobnie jak plotki o jej odmiennych preferencjach, rozsiewane przez zazdrosne koleżanki. Bzdura. Chyba bym coś wiedziała. Owszem, bliżej jej było do mężczyzn w podejściu do seksu, który traktowała jak rodzaj sportu niewymagającego miłości. Ale zdecydowanie wolała facetów. A im bardziej nimi pomiatała, tym bardziej do niej ciągnęli. Marzyło się im poskromnienie złośnicy, he, he.
Ciekawe, czy Wojtkowi też? Nie zdziwiłabym się. Swego czasu ostro koty darli. Teraz zaś uśmiechał się dziwnie – z nostalgią czy poczuciem straconej okazji?
– Jeśli pytasz, czy Renata wyszła za mąż… – przerwałam przedłużające się milczenie.
– Niby kto? Ja? Za mąż?! – Renata wyrosła jak spod ziemi i klepnęła kolegę w ramię.
Potężnie, aż się skrzywił.
– Zwariowałeś, Wojtas! Jeszcze się taki nie urodził, który zaciągnąłby mnie do urzędu
i włożył na palec ten dowód kobiecego poddaństwa, zwany obrączką. Niedoczekanie! Cześć w ogóle! – wyciągnęła rękę, którą Wojtek spróbował szarmancko ucałować.
Renata nie pozwoliła mu na to. Siłowali się przez moment, niby żartobliwie, skończyło się na męskim uścisku dłoni.
– A buziaka chociaż koledze dasz? – Wojtek nadstawił policzek.
– Z Mysią się całuj! – prychnęła. – Pewnie wciąż czuje do ciebie miętę przez rumianek, choć matka dzieciom i rozwódka.
Zarumieniłam się niczym pensjonarka
Kurde, to, że Reńka nie uznawała żadnego tabu – to jedno, ale czy musiała zdradzać moje nastoletnie sekrety?! Poza tym nie lubiłam tego mysiego zdrobnienia.
Zauważyłam, że Wojtek zerknął na mnie z zaciekawieniem. Na moment jego wzrok spoczął na moim biuście, potem przesunął się niżej. No, fakt, biust trochę urósł. Biodra też mi się po ciążach zaokrągliły kobieco.
– A więc masz dziecko? – spytał.
– Nawet dwoje – uśmiechnęłam się.
Zawsze, kiedy mówiłam lub choćby myślałam o swoich dzieciach, czułam się mniej myszowata: w końcu coś w życiu osiągnęłam.
– Dorobiłam się syna, lat 11, i córki, lat 8.
– Oraz byłego męża, zdrajcy i nieroba, który alimentów nie uiszcza, za to ty spłacasz wasz wspólny kredyt – mruknęła Renata.
Potem spojrzała wyzywająco na Wojtka i dodała tonem przechwałki:
– Gdyby nie ja, w życiu nie ośmieliłaby się na rozwód! Ciągnęłaby, głupia, tę parodię związku. Po cholerę? W ogóle nie wiem, po co komu ślub? Małżeństwo to… zło!
– Czasami konieczne albo mniejsze, to fakt, ale niektórzy naprawdę się kochają – zaszemrałam. – I bywają szczęśliwi.
– Łudź się, łudź! – burknęła Renata. – Prawda jest taka, że gdybyś mnie posłuchała, wielu kłopotów i rozczarowań byś sobie oszczędziła. Dobrze, że choć studiów nie rzuciłaś! Z tytułem magistra farmacji… Kurde! Uważaj pan, po nogach mi depczesz, a swoje ważysz! – zburczała grubasa, które przeciskał się obok nas. – Nawet przepraszam, cham, nie powiedział. Faceci to świnie.
– Dobra, chodźmy gdzieś, dziewczyny – zaordynował Wojtek, powstrzymując uśmiech, i ruszył w stronę pobliskiej knajpki. – Pogadamy w spokoju, czy raczej – zerknął na bojową minę Renaty – pospieramy się ideologicznie. Bo chyba to niezbyt mądre wsadzać wszystkich samców do jednego wora z nalepką chamy, świnie…
– I seksiści! – prychnęła moja przyjaciółka. – Co, uważasz, że jestem głupia, bo niczego dobrego się po was nie spodziewam? Nie, mój drogi, ja jestem po prostu przewidującą i doświadczoną kobietą. Pracuję jako logistyk w transporcie, a to zmaskulinizowana branża, więc wiem, co mówię. I nie pędź tak, dryblasie! Ja mam długie nogi i mocne łokcie, ale Mysia ledwo za nami nadąża…
Nie obraziłam się. Renata zawsze była do bólu szczera
Rzeczywiście duża nie urosłam i nigdy nie umiałam się rozpychać. W sensie dosłownym i przenośnym.
Korowody związane z rozwodem przerażały mnie. Wywlekanie brudów przez sądem… brr! To przyjaciółka mnie namówiła na tę całą przeprawę, mało tego, zeznawała jako świadek i w ogóle dzielnie mnie wspierała, za co będę jej dozgonnie wdzięczna.
Zresztą to właśnie Renata najmocniej protestowała przeciwko mojemu małżeństwu wymuszonemu wpadką (bo – jak mi powtarzała – dzieciaka można wychować i bez faceta), a potem jeszcze głośniej przeciw zawieszaniu studiów z powodu ciąży.
– Wrócisz? Teraz tak mówisz. Potem ugrzęźniesz w chacie, pieluchach, obiadkach i dupa blada. Nie odpuszczaj, póki jesteś
w cuglach! – przekonywała. – Zepniesz się, zagryziesz zęby, ja ci pomogę przy bachorze, jakby co, i dasz radę.”
Nie myliła się, poradziłam sobie
Ale wcześniej pomyliła się, i to bardzo, gdy namawiała mnie na aborcję.
– Twój brzuch, twoja sprawa – argumentowała. – Jeszcze nie pora na dzieciaka!
W jej ustach brzmiało to, jakbym miała się pozbyć wyrostka robaczkowego.
Nie zdecydowałam się i nigdy tego nie żałowałam. Mąż kiepski mi się trafił, za to dzieci – wspaniałe!
Pochłonięta wspomnieniami podążałam za nimi. Wojtek, Renata pół kroku za nim, parli do przodu jak buldożery. Bez trudu przebrnęliśmy przez tłum na Starym Rynku, po czym Wojtek boczną uliczką poprowadził nas do greckiej knajpy.
– No, to jesteśmy. Zapraszam – szerokim gestem otworzył przed nami ciężkie dębowe drzwi. – Świetną musakę tu serwują. Polecam też jagnięcinkę i odmowy nie przyjmuję, bo mi już kiszki marsza grają.
Weszliśmy. Pachniało rzeczywiście nieziemsko, ale hałas zdecydowanie zniechęcał do poszukiwań miejsc.
– Oj, chyba się nie najemy – Renata najwyraźniej pomyślała o tym samym. – Zero szans na wolny stolik w taki ruch. Prędzej zjem własne buty niż…
– To zaczynaj – przerwał jej Wojtek. – Robiłem im reklamę i obiecali, że wolny stolik mam u nich zawsze.
– No, ciekawa jestem! – prychnęła takim tonem, jakby wyzywała go na pojedynek.
Ale przegrała! Ledwo przekroczyliśmy próg, twarz kelnerki rozjaśniła się na widok Wojtka. Natychmiast skierowała nas do stolika z plakietką „rezerwacja”.
– Typowe – nadęła się Renata. – Męskie układy plus flirty. Powinniśmy uczciwie poczekać, a nie wpychać się przed innymi.
Wymieniliśmy z Wojtkiem rozbawione spojrzenia
On uniósł brwi, ja wzruszyłam ramionami.
– Zawsze była trochę zołzowata – przyznałam, zniżając głos do szeptu. – Niestety, z wiekiem jej się pogarsza.
– Myśka! – Renata oczywiście wszystko słyszała. – Z nieprzyjacielem się bratasz? Przeciw własnej płci? Mało cię życie nauczyło?! Oj, ty kobieto domowa…
Mogliśmy spędzić miłe dwie godzinki, wspominając szkolne czasy, żartując, przekomarzając się przy pysznym greckim żarciu, ale nie. Renata miała inną koncepcję.
Musaka mi normalnie w gardle stawała, gdy agitowała i perorowała niczym na wiecu wojujących feministek.
Cud, że stanika nie zerwała i nie zaczęła go palić! Atakowała Wojtka za samą płeć – w myśl zasady, że każdy facet to wróg chcący wykorzystać kobietę i porzucić albo uwieść ją, zapłodnić i pozbawić niezależności, trzymając między zlewem a deską do prasownia. Niby znałam poglądy Renaty nie od dziś. Jednak nigdy wcześniej nie uderzyła mnie tak bardzo ich stereotypowość.
Ona dzieliła świat na czerń i biel. A gdzie szarości, mysie, przyprószone codziennością kolory, których jest najwięcej? Gdzie kompromisy? Wreszcie, gdzie miłość, która wszystko zmienia i sprawia, że spuszczamy z tonu?
Nie potrafiłam pojąć, czemu zachowuje się tak napastliwie. Rany, przecież to był tylko Wojtek – nasz kolega z klasy, serdeczny, zabawny, otwarty. Mógł się zmienić, ale nie do tego stopnia, by pasowały do niego zarzuty o męski szowinizm, dyskryminowanie kobiet czy molestowanie współpracowniczek! Skąd w niej aż taka zawziętość?
Czyżby… Wojtek jednak oparł się niegdyś wdziękom Renaty? Hm, odrzucona kobieta potrafi być straszna. Ale jakoś nie mieściło mi się to w głowie, przecież Renata zawsze miała to, czego chciała. A może nadal bardzo jej się podobał i wolała go odstraszyć? Tak na wszelki wypadek.
Nagle olśniło mnie! Moja pyskata, pewna siebie przyjaciółka bała się zaangażowania jak diabeł święconej wody!
Miłość uczyniłaby ją miękką i podatną na ciosy, więc jej unikała. Tak, to był najbardziej prawdopodobny scenariusz. Choć równie dobrze mogła w tej swojej latami ćwiczonej zołzowatości osiągnąć już poziom fanatyzmu. W takim razie ja już wolę być myszą!
Spojrzałam na nich. Wyrywali sobie rachunek, który przyniosła kelnerka. Ja nawet nie sięgnęłam do torebki. Skoro Wojtek nas zaprosił, uznałam za oczywiste, że stawia. Renata absolutnie nie chciała się na to zgodzić.
– Bez łaski i zobowiązań. Zapłacę za siebie i kropka! – upierała się.
Przegrawszy bitwę o rachunek, posłużyła się menu, by ustalić co i za ile wzięła. Gdy na dokładkę zamierzała wezwać kelnerkę w celu wyjaśniania wątpliwości, miałam dosyć.
– Przestań. To żenujące! – odezwałam się. – Może wyjdę na głupio staroświecką, ale lubię, gdy facet za mnie płaci, podaje mi płaszcz, otwiera drzwi i, o zgrozo, kiedy całuje mnie w rękę. Nie! – usadziłam Renatę, która już otwierała usta, aby mi przerwać. – Dosyć już gadałaś. Aż mi się z żenady włosy skręcały. Więc teraz się zamknij. Umówmy się, że ja stawiam. Czegoś się dzisiaj nauczyłam i mogę za to zapłacić. Zrobię to z miłą chęcią!
Wyjęłam rachunek z dłoni Wojtka i chwyciwszy pod pachę torebkę, podeszłam do kelnerki. Raz dwa uiściłam rachunek wraz z hojnym napiwkiem. Do stolika wracałam z twardym postanowieniem skorzystania z okazji. Nawet biodrami zakołysałam na dobry początek, co Wojtek zauważył i docenił szerokim uśmiechem. Renata miała już swoją szansę. Teraz moja kolej! Usiadłam przy stoliku, na przeciwko Wojtka, odważnie wypinając biust.
– Kochana, siedź cicho, a najlepiej idź przypudrować nos – zwróciłam się do Renaty.
Była tak zszokowana, że normalnie słów jej zabrakło. Chyba pierwszy raz w życiu.
Spojrzałam w piwne oczy Wojciecha i wyłożyłam kawę na ławę. Szczerze, asertywnie, jak mnie uczyła moja najlepsza przyjaciółka, by sięgać po to, czego się pragnie, bez babskich skrupułów oraz bez sentymentów.
– Dziś kiepsko wyszło. Ta wasza pyskówka mocno mnie zdegustowała, ale i pozwoliła spojrzeć na świat, że tak powiem, z szerszej perspektywy. W jednym Renia nie przesadziła. Naprawdę podkochiwałam się w tobie i nadal mi się podobasz, taki dorosły nawet bardziej. Więc proponuję ci randkę. Co ty na to?
– Będę zaszczycony.
Więcej prawdziwych historii:
„Twój narzeczony to ideał? Lepiej weź go w podróż przedślubną, bo możesz się rozczarować jak ja...”
„Mąż dla pieniędzy poświęciłby wszystko – nawet rodzinę. Prosiłam, żeby odpuścił, ale w końcu przestałam go poznawać”
„Narzeczona chciała, bym dla niej sprzedał firmę i wziął kredyt na 50 tys. złotych. Gdy odmówiłem, rzuciła mnie”
„Związałam się z bufonem, który na siłę chciał mnie zmienić, bo nie pasowałam do jego »luksusowego« towarzystwa”