„Seks z własnym mężem był dla mnie wstydem aż do 40. Bałam się patrzeć mu w oczy, w milczeniu spełniałam swój obowiązek”

Rodzice wychowali mnie na cnotkę fot. Adobe Stock, lezinav
Rodzice wychowywali mnie w poczuciu wstydu. Nigdy nie widziałam ich nago. Kiedy wyszłam za mąż, uznałam, że żona musi być skromna i niewinna. Zgaszone światło, żadnych westchnięć. Spojrzenie w oczy męża w trakcie seksu było dla mnie zbyt krępujące...
/ 03.03.2022 07:25
Rodzice wychowali mnie na cnotkę fot. Adobe Stock, lezinav

Moje życie erotyczne nie było atrakcyjne. Brakowało w nim fantazji. Ot, spełniałam małżeński obowiązek, i tyle. Ale ostatnio to się zmieniło i... Muszę przyznać, że nawet nie wiedziałam, co tracę!

Moje życie zmieniło się rok temu

Może nie jakoś diametralnie, ale nabrało rumieńców. Zawsze byłam skromna. Rodzice wychowywali mnie w poczuciu wstydu. Na przykład nigdy nie widziałam mamy nago, a już tym bardziej ojca. Czasem przemykał z łazienki do sypialni w gatkach, ale zawsze ukradkiem, zawstydzony. Gdy natknął się na mnie w takim negliżu, to zaraz wykrzykiwał: „Pokój posprzątany?!”.

Byłam grzecznym dzieckiem, a potem spokojną dziewczyną, więc nie buntowałam się przeciwko takiemu wychowaniu. Kiedy wyszłam za mąż, uznałam, że tak trzeba, że tak zachowuje się dobra żona – skromnie. Zgaszone światło, żadnych głośnych westchnień, ekstatycznych jęków. Spojrzenie w oczy w trakcie seksu było dla mnie tak krępujące, że zaraz prędko wtulałam się w męża. Oczywiście po to, żeby, nie daj Boże, nie spojrzał na mnie jeszcze raz. Zresztą, nie chciałabym mieszać do tego wszystkiego Boga… do czego?

Do tego, co przytrafiło mi się w czterdzieste pierwsze urodziny. Chociaż „przytrafiło” to nie jest najwłaściwsze słowo, bo cała sprawa została zaaranżowana przez moją przyjaciółkę, Alinę – zwaną przez znajomych Linką.

Kolegowałyśmy się od ogólniaka

Zawsze była trochę postrzelona. Jeszcze w szkole potrafiła demonstracyjnie omdleć na matematyce, żeby nauczycielka odesłała ją do pielęgniarki, oczywiście pod moją eskortą. Taka była. Wariatka! I to się nie zmieniło. To ona zawsze pchała mnie do chłopaków, ona wyciągała na wakacje. A dziś, gdy byłyśmy już dojrzałymi kobietami, opowiadała takie rzeczy ze swojego życia erotycznego, że policzki paliły mnie jeszcze długo po tych opowieściach.

Ale nie zrozumcie mnie źle, bardzo lubię jej towarzystwo, bo dzięki niej mam kontakt z bardziej dziarską stroną mojego charakteru. Za to mój mąż za nią nie przepada.

„Ona jeszcze coś wywinie” – powtarza zawsze z chmurnym czołem.

No i wywinęła. Właśnie w te moje urodziny... Na tydzień przed nimi uprzedziła mnie, że idziemy do kina. Na horror!

– Co ty, Linka, oszalałaś? Przecież ja w domu na horrory muszę patrzeć przez palce. W kinie to ja zejdę na zawał – broniłam się bez przekonania, bo wiedziałam, że ona i tak dopnie swego.

– Na coś trzeba zejść. Nie marudź, dobry jest ten film. Dużo o nim czytałam.

Czytała? Dziwne. To była kobieta, której cierpliwości nie starczało nawet do tego, żeby przeczytać metki na ubraniach przed praniem... Za to zawsze wiedziała, jak mnie podejść. Zgodziłam się więc i poszłyśmy. Wcześniej jednak Alina zaciągnęła mnie do restauracji na dwie lampki wina.

„Dla odwagi” – powiedziała, a ja wznosząc toast, niczego jeszcze nie podejrzewałam.

Dopiero jak weszłyśmy do kina i zobaczyłam tłum kobiet, coś mnie tknęło.

– Linuś. To na pewno jest horror?

– No tak. A co?

– A dlaczego tu są same ko… – i zamarłam.

Dopiero teraz zauważyłam plakaty.

– O ty żmijo podstępna! Oszalałaś?!

Nie czekając na odpowiedź, w przekonaniu, że moja koleżanka to jednak zupełna wariatka, zaczęłam się przeciskać do wyjścia. Tłok był okropny, a ja swój zarzut wobec koleżanki wykrzyczałam, więc część z oczekujących pań musiała mnie usłyszeć. Niektóre uśmiechały się pobłażliwie, a inne bez skrępowania zaczęła chichotać.

– Hanka, zaczekaj – Alina złapała mnie za rękaw. – Daj spokój, nie rób obciachu. Zostań. Poza tym to przecież prezent…

– No, ale Janek...

– Co Janek?

– To mój mąż, przecież... – nic mądrzejszego nie przyszło mi jakoś do głowy.

Zresztą już dopuściłam myśl, że zostanę

Gdybym tylko nie była taka podatna na jej wpływy…

– I co z tego?! Przecież sobie tylko pooglądamy… Już mi nie wmawiaj, że on to sobie ładnych dziewczyn nie ogląda.

– Ale gdzie niby?

– No jak to, gdzie? W internecie.

– Alina. Co ty pleciesz!? – byłam czerwona jak burak.

Takiego numeru mi jeszcze nie wywinęła.

– Boże święty. Już lepiej chodźmy, to przynajmniej nie będziesz wygadywała takich głupot.

Weszłyśmy. Sala była wypełniona po brzegi. Głównie były tu młode dziewczyny, ale nie tylko. Sporo było też pań w naszym wieku, że tak powiem – dojrzałych. Kątem oka wyłapałam też jedną naprawdę starszą.

„Matko Boska, gdzie ja trafiłam” – w duchu modliłam się o wybaczenie.

Miałam nadzieję, że wszystko szybko się skończy i pójdziemy do domu. Że o całej sprawie zapomnę. No i się zaczęło. Najpierw na scenę wyszedł przystojny konferansjer i zapowiedział przedstawienie. Grupa nazywała się „Milion” i oczywiście byli to striptizerzy! Na szczęście cała sprawa nie trwała długo. Najwyżej godzinę. W jej trakcie panowie rozbierali się kilka razy – a to w grupie, a to solo.

Wciągali też na scenę dziewczyny, a ja dziękowałam Bogu – choć wzywałam jego imienia bardzo nieśmiało – że Alina nie wybrała miejsc w pierwszych rzędach.

Było głośno i wesoło

Dziewczyny piszczały, krzyczały i gwizdały. Ja tylko siedziałam i dla niepoznaki klaskałam. Żeby nikt nie poznał, że jestem tu pierwszy i ostatni raz. Katastrofa!

– No i jak, podobało ci się? – zapytała mnie już po wszystkim Alina, z głupim uśmiechem na twarzy.

– Linuś, a tobie?

– No słabo… – odparła i... Roześmiałyśmy się razem.

– Ale czekaj, czekaj, to nie koniec… – zaczęła grzebać w przepastnej torebce.

– O matko, naprawdę już nic nie trzeba! Ten występ to aż za dużo.

– Nie, nie, kupiłam ci książkę – no i się dogrzebała.

Trochę się zdziwiłam, bo prezent nie był zawinięty w dekoracyjny papier. Miał okładkę zrobioną ze starej gazety. Taką jakie robiło się za dawnych czasów.

– A co to?

– Zobaczysz. Poczytaj w łóżku… – rzuciła tylko na odchodne i wsiadła do swojego tramwaju.

Zostawiła mnie na przystanku, a ja rozsiadłam się na ławce pod wiatą i zaczęłam czytać. To był romans. Przeczytałam dwie strony i uznałam, że zaczyna się nawet nieźle.

„W końcu jakiś udany prezent” – pomyślałam, schowałam go do torebki i wsiadłam do tramwaju.

W domu starałam się być naturalna

Zwłaszcza, jak mąż pytał mnie, co takiego znów wymyśliła Alina. Tak spokojnie, jak tylko potrafiłam, powiedziałam, że zabrała mnie na wino. Przecież nie kłamałam. Położyliśmy się do łóżka i Janek włączył sobie mecz, a ja sięgnęłam po książkę od Aliny. Przeczytałam jeszcze raz dwie pierwsze strony dla przypomnienia, a potem następne. Na czwartej zbaraniałam.

No tak, mogłam się tego spodziewać po tej wariatce. To jednak wcale nie był romans, tylko erotyk! I to bardzo odważny. Najpierw cała zesztywniałam. Ukradkiem spojrzałam na męża. Chyba bałam się, że dostrzeże moje napięcie. Potem się uspokoiłam, bo pomyślałam sobie, że Janek to przecież zwykły facet, który nie zauważa u mnie nawet nowej fryzury.

Jakby więc miał dostrzec narastające we mnie napięcie. Jedyne, co mogłoby mnie zdradzić, to jakieś gwałtowne ruchy. Wzięłam się w garść i pomyślałam, że najnaturalniej będę wyglądała, jeśli dalej będę czytać. No więc czytałam. Po pierwszym rozdziale było mi tak gorąco, że musiałam zsunąć kołdrę ze stóp. Ledwo się trzymałam. Trzeba było przyznać Alinie, że jeśli chodzi o ten rodzaj literatury, to miała rozeznanie. A wydawało się, że nic nie czyta.

Już po pierwszych trzydziestu stronach dowiedziałam się rzeczy, których nie odsłoniło przede mną ponad 20 lat małżeńskiego pożycia. Ciężko westchnęłam…

– Co się dzieje, kochanie? W porządku? Jakaś taka jesteś zarumieniona – mąż zmarszczył brwi i oderwał wzrok od telewizora.

No masz, fryzury za sto pięćdziesiąt złotych to nie zauważy, ale lekkie westchnienie poruszonej kobiety od razu.

– Gorąco! – wykrztusiłam.

– Otworzę okno – odparł.

Otworzył, ale nic to nie dało

Przeczytałam jeszcze jeden rozdział i doszłam do wniosku, że starczy grzechu jak na jeden dzień.

– Śpimy? – zapytałam.

– Okej, gaszę.

Wyłączył telewizor i zgasił światło. Był piątek. Normalnie jestem tak zmęczona po tygodniu pracy, że zasypiam w kilka minut, ale nie po tej lekturze. Striptiz był niewypałem, ale książka... Kręciłam się, wierciłam, rozpychałam. W końcu tak niefortunnie się przesunęłam, że trąciłam męża w... No, wiecie!

– Przepraszam… – szepnęłam.

– Nie szkodzi – odpowiedział dziarsko .

I wtedy coś we mnie wstąpiło. Skoro nie mieszam do całej sprawy Boga, to chyba był sam diabeł. Zachowałam się tak, jakbym chciała mu to uderzenie zrekompensować. Jak się sprawy potoczyły? Nie mam odwagi, żeby opowiadać. Powiem tylko, że w sobotę obudziliśmy się bardzo późno...

Książkę przeczytałam całą

Wieczorami. Przy mężu. Tak mi się czytało najlepiej. Może dlatego, że lekturze towarzyszył dreszcz emocji, że on może odkryć moją tajemnicę. A może dlatego, że po prostu wiedziałam, że dzięki niej zdobędę się na odwagę, żeby znowu go zaczepić. A on na te zaczepki reagował bardzo entuzjastycznie.

Dotarło do mnie, że moja odwaga, po tylu latach wstydliwej bierności, działała na niego podniecająco. Nie co dzień, oczywiście, bo to już nie ten wiek, nie te możliwości. Ale dwa, a nawet trzy razy w tygodniu, to owszem. Jakbyśmy nadrabiali wszystkie te lata.

Janek zaczął się ładniej ubierać, częściej się golić, no i zapisał się na siłownię. Nie mogłam uwierzyć. To wszystko spowodowało, że prawie pozbyłam się wyrzutów sumienia. No bo skoro taki jest efekt, to chyba dobrze. Nasze małżeństwo kwitło w wieku, w którym wiele związków obumiera. Kiedy skończyła się książka od Aliny, kupiłam sobie następną. A potem kolejne. Czytałam je regularnie. Oczywiście, nie tylko takie, bo przecież bym zwariowała. Ale za każdym razem, jak pomyślałam, że dobrze by było Janka znów uszczęśliwić – no i przy okazji samej trochę się zrelaksować – to wyciągałam z szafki nocnej romans, ale ten specjalny.

Do dziś nie mam jednak odwagi przyznać się mężowi, że to czytam i że robię to w łóżku, tuż obok niego. I że właśnie to mi tak wyobraźnię pobudza. Ba, nawet Alinie wstydziłam się nie powiedzieć, że wciąż te książki kupuję.

– Jak romans? – zapytała mnie kilka dni po moich urodzinach.

– Oj, Alinka, Alinka, przecież ja mam czterdzieści lat. Czyś ty oszalała, żeby mi kupować takie książki? – udawałam niewiniątko, choć w głębi serca, głupio mi było, że ją okłamuję.

Zrobiła przecież tyle dobrego...

– E tam, gadasz! Swoje wiem. Może striptiz był obciachowy, ale książka jest niczego sobie – nie dawała się zbić z tropu.

– Była do przeczytania. Dziękuję. Jesteś kochana, wiesz o tym? – należały jej się chociaż takie, zakamuflowane podziękowania.

– Wiem, wiem, moja kochana Wstydnico – często tak na mnie mówiła.

To jest moja słodka tajemnica do dziś

Te kolejne lektury trzymane w szufladzie nocnej szafki, owijane w stare gazety, żeby nie było widać miłosnych figli na prawdziwych okładkach. W głębi serca miałam jednak nadzieję, że Janek kiedyś taką książkę znajdzie i nie będę już musiała się przed nim dłużej ukrywać. Bo ja wcale nie chcę mieć przed mężem sekretów. Ale odwagi, żeby się przyznać, nie mam. Trochę się boję, jak on zareaguje. Ale tylko trochę, bo widzę, jak nas odmieniła ta lektura.

Alina też widzi i ciągle dopytuje, co się stało. Myślę, że ta moja wariatka coś podejrzewa. Zbywam ją jednak cały czas. Można pomyśleć, że jestem głupia, że przecież czego tu się wstydzić. Ale przez ostatnie kilka tygodni i tak przełamałam sporo barier. To moje usprawiedliwienie. Ostatnio jednak – tak ze dwa tygodnie temu – naszła mnie ochota, żeby Jankowi coś powiedzieć. Przypomniało mi się to, co Alina mówiła wtedy pod kinem: że on sobie też na pewno coś tam ogląda...

– Janeczku, a ty sobie czasem na jakieś erotyki zerkniesz? – spytałam.

– Ja… Nie… No co… No co ty? Skąd to pytanie?

– A bo wiesz, Alina…

– Znowu ona! – zezłościł się nie na żarty.

Podniósł się na łóżku i nerwowo uklepywał kołdrę.

– Że też ty musisz się prowadzać z tą wariatką. Jakie erotyki?! Co ty? Mecz oglądam! – pokazał nerwowo na telewizor. – Nie widać? Proszę cię, ty tej Aliny nie słuchaj. A najlepiej, jakbyś się z nią w ogóle przestała widywać.

Oj, Jasiu, Jasiu, gdybyś ty wiedział, tobyś moją zwariowaną koleżankę po rękach całował. No tak, faceci. Wiedziałam, że kłamie. Nie uniósłby się tak, gdyby nie miał czegoś na sumieniu. To mnie uspokoiło, bo oznaczało, że nie tylko ja mam tajemnicę. Ale może to dobrze, może tak być powinno. Póki dodajemy życiu pikanterii, nie ma co się boczyć. Pikanteria…

Kto by pomyślał, że takie słowo będzie mi chodzić po głowie.

„Ale biorąc pod uwagę, jak często i jak radośnie się z mężem teraz kochamy, to chyba nie ma w tym nic złego” – pomyślałam, sięgając po książkę w okładce ze starej gazety.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA