„Marzę o dziecku i bliskości z mężem. On od lat odmawia mi seksu i jest wobec mnie oziębły”

Mąż odmawia seksu żonie fot. Adobe Stock
Byłam młoda, pełna sił, chciałam, żebyśmy się kochali jak wariaci. A on wykręcał się zmęczeniem i seks ze mną traktował jak obowiązek małżeński. Nawet nie musieliśmy się zabezpieczać - nie było szans na wpadkę.
/ 19.03.2021 08:42
Mąż odmawia seksu żonie fot. Adobe Stock

Na podłodze w nieładzie stało mnóstwo kartonów. Większość była już wypełniona książkami, ubraniami, drobiazgami. Zostało jeszcze kilka i do jednego z nich wkładałam nasze albumy ze zdjęciami. Było ich sporo, w końcu to już 16 lat razem.
Mój Boże, kiedy to minęło!

Otworzyłam pierwszy album z brzegu: na dużej fotografii my razem w górach, chyba w 1994 roku. Tak, to było rok po ślubie. Jarek stoi dumny jak paw: dzielnie wdrapał się na Giewont i wymachuje rękami, ja robię mu z dołu zdjęcie. Na następnej fotografii ja – szczęśliwa i uśmiechnięta na szczycie wysokiej góry, pełna nadziei na szczęśliwe życie. Do dziś pamiętam te emocje, które wtedy czułam.

Pamiętam też, co później się wydarzyło. Zeszliśmy na dół do Zakopanego i padliśmy zmęczeni na łóżko. Byłam młoda, pełna sił, chciałam, żebyśmy się kochali jak wariaci. Przysunęłam się do Jarka, pogłaskałam go po pupie (miał na sobie wygniecione sztruksowe spodnie, miękkie w dotyku).
– Kochanie, chodź tu do mnie bliżej – zamruczałam zachęcająco.
Ale on mnie delikatnie odsunął:
– Wybacz, kotku, jestem taki zmęczony...

I natychmiast zasnął

„No cóż, może rzeczywiście jest skonany” – pomyślałam, choć zrobiło mi się trochę przykro. Bo tak było niemal co noc! Pamiętam doskonale, że wtedy, w górach, kochaliśmy się tylko dwa razy... Nawet miałam to zapisane, bo bardzo się pilnowałam, żeby nie zajść w ciążę, a nie chciałam brać tabletek. Zaznaczałam więc pilnie w kalendarzyku, kiedy mam okres, kiedy owulację, no i oczywiście – kiedy się kochamy. Za każdym razem rysowałam niewielką strzałkę. Mało ich było.

Otworzyłam drugi album. Tutaj my przed wejściem do domu, w którym kupiliśmy mieszkanie. Tak, to było kilka lat później; zdjęcie zrobił mój teść – bardzo dumny z syna, że mu się tak świetnie udało.
Bo teść cały czas mówił, że to Jarek kupił mieszkanie. Kiedy powiedział to po raz trzeci tego dnia, sprzeciwiłam się:
– Tato, kupiliśmy to mieszkanie razem. Połowa pieniędzy była moja.
– O ile wiem, nieco się dołożyłaś – uśmiechnął się z politowaniem starszy pan (miał wtedy 60 lat, ja 28, dla mnie więc był stary):
Na chwilę odebrało mi mowę.
– Nie, nie dołożyłam się! Złożyliśmy się po połowie. Czy tata rozumie, co ja mówię? – mój głos niebezpiecznie poszybował w podniesione rejestry.

A teść popatrzył na nas, odwrócił się i odszedł. Nawet nie zajrzał na górę. To zdjęcie dostaliśmy po pół roku, gdy Jarkowi udało się w końcu udobruchać ojca i ten łaskawie zjawił się i obejrzał nasze lokum.

Ale wtedy, po kłótni z teściem, usłyszałam:
– Mogłaś sobie darować.

Tylko tyle powiedział mój mąż, bo nienawidził się kłócić, a dobrze wiedział, jak by się to skończyło. To była nasza pierwsza noc w nowym mieszkaniu. Oczywiście w takiej sytuacji o seksie nie było mowy.
I trzeci album. My pięć lat później na wycieczce w Hiszpanii. Wiodło nam się nieźle. Jarek coraz lepiej zarabiał, ja też miałam dobrą pracę, ale dziecka wciąż nie mogliśmy się doczekać i chyba trochę przestaliśmy się starać.

Tego roku późną wiosną wyrwaliśmy się na tydzień – zwiedziliśmy Madryt, Toledo, Kordobę i Sewillę. Jeździliśmy szybkimi pociągami, piliśmy hiszpańskie wino, było cudownie.
Pewnego ciepłego wieczoru siedzieliśmy w Kordobie nad rzeką. Popijaliśmy wino, zagryzając serem. Niedaleko jakaś para namiętnie się całowała, chłopak co chwila wkładał dziewczynie rękę pod spódnicę, a ona dawała mu po łapach i znów się całowali.

Taka urocza zabawa młodych zakochanych. Bawiło mnie to. Ukradkiem zerkałam na nich, ale czułam, że Jarek jest coraz bardziej rozdrażniony.
– Chodźmy stąd – powiedział nagle i wstał, gdy akurat piłam wino z butelki.
– Ale co się stało? – zdziwiłam się.
– Jestem zmęczony – mruknął, choć pół godziny wcześniej to on zaproponował piknik nad rzeką. Miało być tak romantycznie...

W milczeniu poszłam za nim ku katedrze. Było mi przykro, smutno, źle. Oczywiście udałam, że nic się nie stało, a tamta scena rozbawiła mnie tylko dlatego, że trochę wypiłam. Obserwowałam go jednak uważniej.

To była bardzo ciepła wiosna, namiętność wisiała w powietrzu i Hiszpanie pięknie ją sobie okazywali. Mnie to lekko podniecało, męża drażniło. Nie pamiętam, czy się wtedy kochaliśmy, bo już się nie zabezpieczałam. Zajście w ciążę i tak było chyba niemożliwe, machnęłam na to ręką. Bardzo Jarka kochałam, był dobrym mężem, spokojnym i odpowiedzialnym, ale tamtego wieczoru nad hiszpańską rzeką zrozumiałam, że o namiętności mogę już zapomnieć. I było mi żal.

Zamknęłam album. Dość tych wspomnień!

Zostało mi jeszcze trochę czasu do przyjazdu panów od przeprowadzek, a chciałam tu jeszcze kilka rzeczy spakować... Rozejrzałam się po naszym mieszkaniu. Było małe, niecałe 40 metrów – dwa pokoje z kuchnią i maleńką łazienką. Widok na zielone podwórko, rozłożystą lipę i ławeczkę, na której latem przesiadują emeryci. W dużym pokoju przy ścianach  stały regały z książkami – obydwoje bardzo lubiliśmy czytać i nierzadko wieczory spędzaliśmy, leżąc obok siebie, każde z książką. „To były najlepsze lata” – pomyślałam. „Ale teraz będą jeszcze lepsze” – przyszło mi do głowy.

Pięć lat temu zaczęliśmy budować dom. Tym razem głównie za Jarka pieniądze – świetnie zarabiał jako współwłaściciel firmy sprzedającej części zamienne do urządzeń kuchennych. Ja, urzędniczka, nie miałam dużych dochodów.

Kupiliśmy działkę za miastem, wymyśliliśmy projekt domu i ostatnie pięć lat spędziliśmy, pilnując budowlańców, a potem go urządzając. Teraz miał stać się naszym gniazdkiem.
Właśnie pakowałam rzeczy do kolejnego kartonu, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Do przyjścia panów od pakowania była jeszcze godzina, więc to mógł być tylko Maciek.
– Cześć, Jagódka – tak mnie zawsze nazywał – wpadłem sprawdzić, jak wam idzie.

Maciek był naszym przyjacielem od zawsze, choć wcześniej był oczywiście przyjacielem Jarka. Znali się z podwórka od pierwszego miesiąca życia, jak zawsze podkreślali. Ich mamy w pewien kwietniowy dzień wyszły z wózkami na podwórko – w każdym był miesięczny bobas – i zaczęły rozmowę. Zaprzyjaźniły się błyskawicznie, co przetrwało do dziś, a potem zaprzyjaźnili się chłopcy.

– Jak widzisz, jestem sama, Jarek jak zwykle w pracy. No i siedzę tu i rozmyślam nad życiem, które tak szybko minęło – westchnęłam.
– No tak, życie leci jak szalone... Dlatego trzeba się dobrze bawić.

Maciek wiedział, co mówi. Był w czwartym związku, miał za sobą dwa małżeństwa, twierdził, że z każdą byłą pozostaje w przyjaźni i że za bardzo kocha kobiety, by dawać miłość tylko jednej z nich. Gawędziliśmy, on dużo żartował, podając mi kolejne bibeloty z regału.
Nagle przyszło mi coś do głowy.
– Maćku, czy mogę cię o coś spytać? – zagadnęłam.
– Oczywiście.
– Koleżanka z pracy ma taki oto problem: jej mąż kocha się z nią najwyżej raz w miesiącu, a ostatnio nic nie dzieje się w ich łóżku już trzeci miesiąc. Co o tym myślisz?
– Jagódko, to jasne: facet ma kogoś na boku i tyle. Nie ma innej możliwości.
– A jak on zawsze był... średni w łóżku?
– No tak, ale trzy miesiące? Zlituj się! Nie znam faceta, który przeżyje trzymiesięczną posuchę. Nam jest potrzebny seks jak wam perfumy i dezodorant – mówił Maciek tonem znawcy, a ja słuchałam tego strwożona. Czułam, jak z nerwów oblewam się pąsem.

– Czekaj, czekaj, coś ty taka czerwona? Hej, dziewczyno, o co chodzi? – ten nasz przyjaciel zawsze był szczery do bólu, niestety. – Jagoda, nie mów mi tylko, że Jarek...
Wreszcie zamilkł. Nadal owijał każdy bibelot w gazetę i machinalnie wkładał do pudła, ale widziałam, że mu głupio.
– Przepraszam cię, jestem zbyt obcesowy... Na pewno się mylę. W końcu tak naprawdę mogę mówić tylko o sobie.
Na szczęście już się uspokoiłam:
– Nie przejmuj się, to moja wina. To ja zadałam niezręczne pytanie.
Nadal milczał. Długo. Nawet nie zauważyłam, że zapełniliśmy dwa kolejne pudła.
– Jestem przyjacielem Jarka od zawsze – powiedział wreszcie. – Twoim oczywiście też. Nie chciałbym tego stracić. Nic mi nie wiadomo, żeby Jarek kogoś miał. Ale jeśli tak wygląda wasz problem, powiem ci jedno – musicie coś z tym zrobić. Seks jest czymś fajnym. To prezent od Boga, by osłodzić ludziom ciężkie życie. Dlatego nie warto z niego rezygnować.

Zamilkł. Ja też milczałam.
– A właściwie po co te wszystkie durnostojki w nowym domu? – zmienił temat. – Zostaw tu coś na pamiątkę. Na przykład te szklane kule. Przecież będziesz tu czasem przyjeżdżać.
Nigdy więcej nie rozmawialiśmy aż tak szczerze. A szklane kule zostały. Nie planowaliśmy sprzedaży mieszkania, więc mogliśmy zostawić tu wszystko, co chcieliśmy.

Czerwcowe popołudnie snuło się leniwie; siedziałam w fotelu na tarasie. Mieszkaliśmy w naszym domu już ponad trzy miesiące. Było fajnie – ciągle coś zmienialiśmy i w domu, i w ogrodzie. Zapomniałam o kłopotach, choć od przeprowadzki nic się nie zmieniło. Starałam się o tym nie myśleć. Słońce świeciło mi prosto w twarz, nałożyłam więc ciemne okulary.

Jarek kąpał się w łazience na górze. Jak zawsze rozchlapywał wodę i głośno coś podśpiewywał. To śpiewanie pojawiło się ostatnio. Wstałam z fotela, weszłam do salonu. Usłyszałam, że dzwoni komórka w neseserze męża. Postanowiłam ją wyjąć. Otworzyłam neseser.

Były tam papiery, dzwoniący telefon i... pudełko z lekarstwem. Na nim napisane było jak wół: Viagra. Wyjęłam listek z pudełka – kilku tabletek już nie było...
Na chwilę serce przestało mi bić. Dla kogo on łyka tę Viagrę, bo przecież nie dla mnie?! Zrobiło mi się gorąco. Maciek miał rację, a ja głupia mu nie uwierzyłam! A może to nic nie znaczy? Może robię z igły widły? Próbowałam myśleć logicznie, ale czułam, że zaraz zemdleję. Co robić?... Usiadłam w fotelu i czekałam. Jarek zszedł po blisko pół godzinie. Wcześniej nigdy się tak długo nie kąpał. I schudł ostatnio chyba z pięć kilo. No i zaczął dbać o siebie. Zobaczył swój biurowy neseser otwarty. I mnie wpatrzoną w niego z przerażeniem.

– Co się stało? Czemu to otworzyłaś?
Próbowałam odpowiedzieć normalnie:
– Dzwonił telefon. Bardzo długo. Chciałam sprawdzić, kto dzwoni, i znalazłam Viagrę. Jak to wytłumaczysz?
– Dlaczego mam się tłumaczyć? To nie moje, to kolegi. Dał mi do przechowania. Co też ci przyszło do głowy?
– To, że masz romans. Bo ze mną nie kochasz się od kilku miesięcy.
– Nie mam romansu. Coś ty wymyśliła?
Choć patrzył mi prosto w oczy, nie uwierzyłam.
– Dlaczego się nie kochamy? – spytałam po raz pierwszy w życiu. To śmieszne, tyle lat jesteśmy razem, a nigdy nie miałam śmiałości, żeby o tym rozmawiać.
– To minie. Jestem po prostu przemęczony. Pracą, przeprowadzką...
– Ale mnie jest z tym źle – jęknęłam.
– Dobrze, spróbuję coś z tym zrobić. Daj mi tylko trochę czasu.
Zamknął neseser i po prostu wrócił na górę. Nie przytulił mnie, nie powiedział nic naprawdę uspokajającego. Czułam się okropnie.

Jechałam rowerem po piaszczystej drodze

Było tu bardzo pięknie – u stóp wysokiej skarpy wiła się rzeka okolona białymi brzegami. Zagapiłam się na te czary wokół siebie, gdy nagle koło zaryło się w piasku, a ja znalazłam się na ziemi – pierwszy raz w życiu. Upadłam prosto na twarz i ręce, kolana też miałam potłuczone.

– Proszę się nie ruszać, zaraz zobaczę, co pani jest – usłyszałam, próbując wygramolić się spod roweru. Nade mną stał jakiś mężczyzna w czapce. Jego rower leżał obok.
– Nic mi nie jest, to drobiazg – rzuciłam i w tej samej chwili poczułam ból w kostce.
Facet usłyszał mój jęk.
– No, nie wiem. Spokojnie, jestem lekarzem. Proszę mi zaufać i... –zaczął się okropnie śmiać.
– Przepraszam, ale uroczo pani wygląda z piaskiem zamiast makijażu – powiedział przepraszająco. – Tak piękna kobieta nie powinna używać piasku zamiast pudru!
Poczułam jeszcze większy ból. Ten człowiek chyba próbował mi wyrwać kostkę ze stawu!
– Ratunku – wrzasnęłam.
– Najmocniej przepraszam. Już powinno być dobrze. Proszę spróbować wstać.
Chciałam uciec, bo ten facet gapił się na mnie bezczelnie, śmiał się co chwila i wydawało mi się, że kpi ze mnie. Podniósł mój rower i obejrzał go uważnie.
– No, rower na szczęście cały. A pani jak się czuje? – i znów ten głupi uśmiech.
– Dziękuję. Chyba mogę ruszać.
– W takim razie proszę jechać za mną. Tu niedaleko jest kawiarenka. Napijemy się kawy. Julian – przedstawił się.
– Jagoda – podałam mu rękę. Byłam już nieco mniej oszołomiona.

Pojechaliśmy. Wypiliśmy tę kawę, a Julianowi usta się nie zamykały.

Gadał o sobie, pytał o mnie, chciał wiedzieć wszystko. Okazało się, że jest pediatrą, mieszka dziesięć kilometrów stąd i rozwiódł się wiele lat temu. Dzieci też nie ma i tego okropnie żałuje. Świetny facet! W jego obecności ani przez chwilę nie myślałam o mężu.

Od mojej rozmowy z Jarkiem o Viagrze minął miesiąc. Między nami zmieniło się tylko tyle, że męża prawie nie było w domu. Wracał późno i ciągle był zmęczony. Viagry w neseserze nigdy już nie znalazłam.

Z Julianem umówiłam się jeszcze dwa razy na wycieczki rowerowe. Drugim razem podjechał pod mój dom. Choć to sobota, znów byłam sama – Jarek wyjechał gdzieś służbowo, nie miałam więc wyrzutów sumienia.

Pojechaliśmy daleko, aż za zakole Wisły. Julek był dobrym rowerzystą, ale dostosował prędkość do mnie – ja zawsze jeździłam wolno, rozglądając się dookoła. Znaleźliśmy piękną polankę wśród sosen na piknik. Julek gadał jak najęty o jakimś dziecku z porażeniem mózgowym. Wreszcie zamilkł na chwilę i nagle spytał:
– A dlaczego ty nie masz dzieci?
– Tak się złożyło – westchnęłam. – Po prostu nigdy nie zaszłam w ciążę.
– Nie zależało ci? Nie leczyłaś się? A twój mąż? Też nie chciał?

Tak, nie chciał! Nie chciał nawet wtedy, gdy ja strasznie chciałam i namawiałam go na leczenie. Odmówił. Nagle zdałam sobie sprawę, że on wciąż mi odmawiał... Siebie, swoich myśli, swego ciała, czasu. Wszystkiego. Milczałam, Julian też. Spojrzałam na niego. Miał miłą twarz, Uśmiechnął się do mnie.
– Podobasz mi się – powiedział nagle, pochylił się nade mną i pocałował mnie.
A ja z jękiem pełnym stłumionej namiętności poddałam się temu pocałunkowi.

Potem rozpięłam mu guziki przy koszuli i wtuliłam się w jego męską pierś. Trwałam tak dłuższą chwilę, czując, jak jego ręka błądzi po wewnętrznej stronie moich ud. Byliśmy jak zaczarowani i chciałam, by to trwało w nieskończoność. Czas stanął w miejscu... A Julian zdjął ze mnie bluzkę i pieścił moje piersi tak, jak tego nie robił nikt wcześniej. A potem zaczął mnie dotykać tam, gdzie chciałam najbardziej. Odgadywał każde moje życzenie, a ja chciałam odgadywać jego. Kochaliśmy się długo, aż do spełnienia. Nigdy wcześniej nie przeżyłam aż tak intensywnej rozkoszy!

Chwilę później leżeliśmy obok siebie zmęczeni. Julian delikatnie muskał ustami i językiem moje ramię, ja wąchałam jego skórę. A pachniał tak wspaniale... Powoli zaczynało do mnie docierać, co się stało, ale nie czułam żadnych wyrzutów sumienia. Pomyślałam tylko, że jak zwykle się nie zabezpieczyłam. Ale było mi wszystko jedno!

Wracaliśmy powoli. Julian nic nie mówił, ja też się nie odzywałam. On nie wiedział, że to był mój pierwszy seks od pół roku; ja nie wiedziałam, czy nie jestem tą drugą – bo przecież pewnie kogoś ma! Wiadomo, że facet nie może żyć bez seksu... Postanowiłam pomyśleć o tym później.

Umówiliśmy się, że zadzwoni za kilka dni. Rozstaliśmy się przed moją furtką. Następnego dnia rano zadzwoniłam do Jarka. Był miły, pytał, co robię, ale powiedział, że wróci dopiero w poniedziałek. Bo tyle ma pracy. „Nie mam nic przeciwko?” – pomyślałam. Poprosiłam, by się nie przepracowywał i zadzwoniłam do Julka, żeby przyjechał. Był już po pół godzinie i kochaliśmy się chyba ze cztery razy. Nie mogliśmy się sobą nasycić, a może tylko ja nie mogłam? „Tak, seks to prezent” – powtarzałam w myślach.

Kilka dni później wyszłam wcześniej z pracy

Pojechałam do tej części miasta, gdzie była firma Jarka. Ukryłam się za drzewem. Wyszedł o piątej pięć (mnie od miesięcy mówił, że siedzi w pracy do późna), przepuszczając w drzwiach młodą blondynkę. Objął ją i poszli prosto do jego samochodu. Co czułam? Dumę, że jestem dobrym detektywem, zdumienie, że było to takie proste, i radość, że odkryłam prawdę. Czy czułam smutek? Może trochę.

Od kilku miesięcy mieszkam w naszym starym mieszkaniu. Jarek najpierw wyparł się wszystkiego! Patrząc mi prosto w oczy, mówił, że nie ma romansu. Dopiero, gdy pokazałam mu fotki, które zrobiłam tamtego popołudnia, i gdy zagroziłam, że pójdę do firmy i spytam tę blondynkę, czy coś ją łączy z moim mężem, trochę zmiękł. Przyznał się też, że rzeczywiście zażywał Viagrę. Oczywiście spytałam, czy mu pomaga, ale nie odpowiedział. Zbieram siły, by wystąpić o rozwód, chcę najpierw podziału majątku i alimentów dla siebie. W końcu mój mąż naprawdę świetnie zarabia.

Od kilku tygodni mieszkam z Julkiem. Wprowadzał się do mnie powoli, co dzień przynosząc jedną rzecz. Mówił, że mnie oswaja. I siebie też, bo po kilku miesiącach mi wyznał, że tamten seks w lesie był aż po roku posuchy. I jeszcze powiedział, że mnie kocha. I że seks ze mną jest cudowny. Teraz nadrabiamy zaległości, a ja się zastanawiam, jak mogłam myśleć o zrezygnowaniu z tak atrakcyjnej części życia. Seks to prezent od Boga. Naprawdę.

Więcej prawdziwych historii:
„Na tydzień przed świętami dowiedziałam się, że zostanę bez pracy. Nie takiego prezentu się spodziewałam”
„Chciałam być idealną żoną i matką, a rodzina zaczęła traktować mnie jak służącą”
„Mój mąż zdradził mnie z koleżanką naszej córki. Ona zaszła w ciążę, a on chce wyrzucić mnie z domu”
„Anoreksja prawie zabrała mi córkę, a ja nic nawet nie zauważyłam...”

Redakcja poleca

REKLAMA