Święta Bożego Narodzenia powinny być przepełnione ciepłem i radością. Każdego roku przy moim stole gromadzili się cała rodzina, a ja byłam szczęśliwa, widząc ich wszystkich. W tym roku stało się jednak inaczej. Zdrowie nie pozwoliło mi przygotować wigilijnej kolacji. Myślałam, że dzieci wezmą na siebie ten obowiązek. Zamiast tego, wyjechali w góry, a mnie zostawili samą. Gdyby nie bezinteresowna pomoc obcych ludzi, zostałabym sama jak palec.
Lubię moją młodą sąsiadkę
– Dzień dobry, pani Helenko – przywitała mnie sąsiadka, gdy spotkałyśmy się na klatce schodowej.
– Dzień dobry, Izuniu. Miło cię widzieć.
– Jak idą przygotowania do świąt? – zapytała po zwyczajowej wymianie uprzejmości.
– Och, w tym roku nie zamierzam organizować Wigilii – powiedziałam.
– Naprawdę? Trochę mnie pani zaskoczyła. Pamiętam, że odkąd się tu wprowadziliśmy, święta spędza pani z rodziną w domu.
– Tak było. Ale zdrowie już mi nie dopisuje – wyjaśniłam. – Plecy bolą mnie tak bardzo, że rano ledwo mogę wstać z łóżka.
– Przykro mi to słyszeć. Ale nie zostanie pani sama na święta, prawda?
– Na pewno nie, kochana. Nie rozmawiałam jeszcze o tym z dziećmi, ale skoro ja nie mogę, to chyba oni zajmą się przygotowaniami.
– Na pewno tak będzie. Życzę pani dużo zdrowia.
– Dziękuję, Izuniu. I wzajemnie.
Iza i jej mąż cztery lata temu wprowadzili się do kamienicy, w której mieszkam. Zwykle nie zwierzam się obcym ludziom, ale jej mogę powiedzieć o wszystkim. To bardzo uprzejma dziewczyna, a jej dociekania nie mają nic wspólnego z wścibianiem nosa w nie swoje sprawy. Może i zadaje dużo pytań, ale wiem, że robi to z troski i ze zwykłej ludzkiej życzliwości.
Myślałam, że mogę liczyć na dzieci
Już w listopadzie uprzedziłam syna, że w tym roku święta nie odbędą się u mnie.
– Michałku, nie dam rady przygotować Wigilii i świąt. Z tymi moimi plecami... ach, szkoda gadać – powiedziałam zrezygnowanym głosem.
– W porządku, mamo. Nie musisz się tym przejmować – powiedział, a ja poczułam, jak kamień spada mi z serca.
– Naprawdę? Nie macie mi tego za złe? – zapytałam.
– A skąd! Przecież każdego roku spotykamy się u ciebie. Doskonale zdaję sobie sprawę, ile pracy wkładasz w przygotowanie wigilijnej kolacji i świątecznego obiadu. W tym roku odpocznij. Należy cię się to, mamo.
– A Aldonka nie będzie miała nic przeciwko? – upewniłam się.
– Na pewno nie. Naprawdę, to nic wielkiego.
Naprawdę mi ulżyło. Dobrze jest mieć dzieci, na których można polegać w każdej sytuacji. Zawsze wmawiałam sobie, że przygotowanie świątecznego spotkania jest moim obowiązkiem. Ale w pewnym wieku po prostu trzeba sobie odpuścić i pozwolić by to młodzi przejęli pałeczkę. Z jednej strony, było mi przykro, że nie ugoszczę bliskich, z drugiej, cieszyłam się, że dzieci wezmą na siebie ten obowiązek. Z moimi plecami naprawdę było coraz gorzej.
Woleli jechać w góry
Pogorszało mi się z tygodnia na tydzień. Lekarz przepisał mi silne leki przeciwbólowe i zalecił zabiegi, które miały trochę zniwelować moje dolegliwości. Problem w tym, że najbliższy wolny termin był dopiero pod koniec stycznia. Do tego czasu, musiałam wspomagać się tabletkami. Brałam trzy, a czasami cztery dziennie, by móc jakoś funkcjonować. Mimo to, postanowiłam sobie, że nie zrzucę całego ciężaru przygotowań na barki synowej.
– Synku, powiedz Anitce, że nie musi piec świątecznego ciasta. Ja się tym zajmę – zapowiedziałam.
– O czym ty mówisz, mamo? – zdziwił się Michał.
– Wiem, że się o mnie troszczycie, ale pozwólcie mi chociaż na to. Spaliłabym się ze wstydu, gdybym zjawiła się u was z pustymi rękoma.
– U nas? – dopytywał, jakby nie wiedział, o czym mówię.
– Tak. Wydawało mi się, że tak będzie wygodniej niż przewozić wszystko do mnie. Ale jeżeli tak postanowiliście, nie mam nic przeciwko. Odgrzejemy zupkę, rybkę i pierogi. Musicie tylko zostać chwilę po kolacji i pomóc mi posprzątać, bo sama, mogę nie dać rady. Wiesz, przez te moje plecy.
– Ale mamo, zdecydowaliśmy, że wyjedziemy na święta do Zakopanego.
– Do Zakopanego? – zdziwiłam się.
– Tak. Przecież mówiłaś, że w tym roku nie chcesz urządzać Wigilii. Myślałem, że domyślisz się, że spędzimy Boże Narodzenie poza domem.
– Nie mówiłam, że nie chcę, synku, tylko że nie mogę.
– Wszystko jedno.
Zaniemówiłam na moment.
Byłam rozczarowana
– Nie, nie wszystko jedno. Wydawało mi się, że dobrze się zrozumieliśmy. Myślałam, że w tym roku spędzę święta u was.
– Mamo, przecież wiesz, że Anita nie potrafi gotować wigilijnych potraw. Poza tym dzieciaki od kilku lat narzekają, że nigdzie nie wyjeżdżamy na Boże Narodzenie. Pomyśleliśmy, że w tym roku zrobimy im tę przyjemność i zarezerwowaliśmy pokój w hotelu.
– W hotelu? – zapytałam. Wciąż jeszcze nie docierało do nie, co mówi mój syn.
– Tak. Myśleliśmy, żeby zabrać cię z nami, ale sama powiedziałaś, że bolą cię plecy. Pomyśleliśmy więc, że będzie lepiej, jak w tym roku odpoczniesz sobie.
– Rozumiem. Dziękuję za informację.
– Ale poradzisz sobie, prawda?
– Oczywiście, że tak – powiedziałam, bo niby co innego miałam powiedzieć?
Jak niby miałam wywnioskować, że zamierzają wyjechać w góry? Chyba każda osoba na moim miejscu pomyślałaby to, co ja pomyślałam. A tu takie rozczarowanie. Wyglądało na to, że czekają mnie samotne święta.
Czułam się samotna
Na Wigilię nie przygotowałam niczego specjalnego. Nie ugotowałam nawet barszczu. Niby po co? Dla siebie samej? W święta chodzi o bliskość, nie o przysmaki. Po co miałam zdobywać się na wysiłek, który mnie przerastał, skoro nie miałam z kim zasiąść do stołu?
Siedziałam w fotelu i oglądałam telewizję, gdy usłyszałam dzwonek telefonu. Pomyślałam, że pewnie Michał dzwoni z Zakopanego, żeby pochwalić się, ile to śniegu spadło w górach, ale to nie był mój syn. Dzwoniła Iza, moja sąsiadka. Usłyszała przez ścianę, że mieszkanie nie jest puste i zaniepokoiła się. Gdy podnosiłam słuchawkę, nie myślałam, że ten jeden telefon sprawi mi tyle radości.
– Pani Helenko, więc jednak jest pani w domu? – usłyszałam w słuchawce głos Izy.
– Tak, Izuniu. Jednak spędzę święta w domu.
– Przepraszam, nie chciałam przeszkadzać. Po prostu usłyszałam jakieś głosy u pani i bałam się, że ktoś się włamał.
– Bez obaw, to tylko telewizor.
– Telewizor? Jest pani sama?
– Tak, kochana. Dzieci pojechały do Zakopanego.
Sąsiadka okazała mi serce
Na chwilę zapadła cisza w słuchawce.
– I została pani sama na święta? Nie, pani Helenko, tak nie może być. Zapraszamy do nas. Przy stole znajdzie się dla pani miejsce.
– To bardzo miłe, ale nie chcę się narzucać. Mam wszystko, czego potrzebuję.
– Droga sąsiadko, przecież słyszę smutek w pani głosie. Nie pozwolę, żeby zadręczała się pani w Wigilię. Wiem, że czasem bywam ciekawska, żeby nie powiedzieć wścibska, ale obiecuję, że o nic nie będę pytać. Zapraszam. U nas jest pani mile widzianym gościem.
– Jesteś tego pewna? A co na to twój mąż i dzieci?
– Och, wszyscy się ucieszą. Prawda, kochani? – zapytała ich, a w słuchawce usłyszałam zgodne „tak”.
– Cóż, jeżeli to nie problem...
– O żadnym problemie nie ma mowy. Nasze drzwi są otwarte. Proszę wchodzić jak do siebie.
Spędziłam magiczne święta z Izą i jej rodziną. Zajadaliśmy przysmaki, które przygotowała, rozmawialiśmy i kolędowaliśmy. Natomiast moje dzieci nie raczyły nawet zadzwonić z życzeniami. Tak to już czasami bywa, że obcy ludzie okazują człowiekowi więcej serca niż jego własna rodzina.
Halina, 77 lat
Czytaj także: „Mąż zawsze kupował mi tanie badziewie jako prezenty pod choinkę. Dałam mu nauczkę, a on się wściekł jak nigdy”
„Ojciec jednym słowem zniszczył Wigilię. W tym roku zamiast z ukochanymi, opłatkiem podzielę się z lustrzanym odbiciem”
„Raz w życiu chciałam mieć Święta jak z reklamy. Wolę spłacać kredyt, niż tłumaczyć dzieciom, że Mikołaj nas omija”