„Sąsiedzi nazywali mnie starą plotkarą, a później kajali się pod drzwiami, prosząc o pomoc. Jak trwoga, to do Boga”

Kobieta, która plotkuje fot. Adobe Stock, Justlight
„Myśleli, że nie słyszę ich komentarzy i żartów. Podśmiewali się ze mnie nie tylko młodzi, chociaż ich najbardziej bawiły te dowcipy. Grupa młodzieży, która kręciła się w pobliżu, wpatrywała się w moje okna, niektórzy pokazywali mnie sobie palcami, chichocząc. Nie przejmowałam się nimi, bo i po co?”.
/ 05.09.2022 16:30
Kobieta, która plotkuje fot. Adobe Stock, Justlight

Stan zdrowia nie pozwalał mi pracować, dość szybko przeszłam więc na rentę i co tu dużo mówić, nudziłam się jak mops. Mąż całe dnie spędzał w pracy, jedyna córka szybko się wyprowadziła i ustatkowała. A ja? Z nudów siedziałam w oknie, obserwując, co dzieje się przed blokiem…

Myśleli, że nie słyszę ich komentarzy i żartów. Podśmiewali się ze mnie nie tylko młodzi, chociaż ich najbardziej bawiły te dowcipy. Grupa młodzieży, która kręciła się w pobliżu, wpatrywała się w moje okna, niektórzy pokazywali mnie sobie palcami, chichocząc. Nie przejmowałam się nimi, bo i po co? Tak jak i dorosłych sąsiadów miałam gdzieś.

Niech gadają, a co! Osiedlowy monitoring?

Najbardziej irytowała mnie ta ludzka dwulicowość. Sąsiedzi uśmiechali się do mnie, kiedy mijali mnie na klatce, zagadywali, co słychać, a za plecami śmiali się, że w głowie mi się poprzewracało z nudów.

– Jak zdrówko? A co u córki i wnuczki słychać? Dawno ich nie widzieliśmy… – zagadywali.

Odpowiadałam zdawkowo, nie wdając się w bliższe relacje. Po co? Żeby potem mieli mnie za plecami bezczelnie obgadywać? Ostatnio do naszego bloku wprowadzili się nowi sąsiedzi. Młode małżeństwo z kilkuletnim synem. Jeździli dość dobrym samochodem, czuć było od nich pieniądz. On zawsze elegancki, ona dobrze ubrana. Na mój gust to strasznie zadzierali nosa, ale przecież nic mi do tego. Niech sobie robią ze swoim życiem, co chcą.

Pewnego dnia podsłuchałam na klatce rozmowę, jaką „nowa” przeprowadziła z sąsiadką z drugiego piętra. Obgadywały mnie!

– No wie pani, my się z mężem zastanawiamy, czy ta kobieta jest zdrowa na umyśle. Tak siedzieć całymi dniami w oknie? – prychnęła nowa.

– Ona jest nieszkodliwa, może być pani spokojna! Po prostu ma dużo wolnego czasu i lubi sobie powyglądać – machnęła ręką pani Olga.

– Chyba za bardzo interesuje się cudzym życiem! – oburzyła się tamta.

– Tak to jest, jak się siedzi samemu w domu. Biedna kobieta, ot co…

Miałam ochotę trzasnąć drzwiami, aby obwieścić swoją obecność, ale ostatecznie odpuściłam. Babcia zawsze powtarzała mi, że jak się kopnie g..., to śmierdzi, a babcia była bardzo mądrą kobietą. Poczekajmy, jeszcze przyjdzie koza do woza!

Dokładnie widziałam zajście przed blokiem

Nie pomyliłam się. Kilka tygodni po rozmowie, którą przeprowadziły na klatce, przez okno zobaczyłam, jak sąsiad spod szóstki, wyjeżdżając z parkingu, zarysował nowiutkie volvo należące do młodego małżeństwa.

Nawet mi się przez chwilę żal zrobiło, oczywiście nie ich, tylko Bogu ducha winnego, przepięknego samochodu, który nawet ja, taka motoryzacyjna ignorantka, potrafiłam docenić. Sprawca wysiał z auta, rozejrzał się wokół, upewnił się, że nikt go nie widzi (szkoda że nie spojrzał w górę), i szybko odjechał. Uciekł, drań!

Rozwój wydarzeń śledziłam, oczywiście, przez okno. Z zainteresowaniem zerkałam przez szybę, obserwując, co się dzieje. A działo się niemało! Kiedy sąsiad odkrył, że jego ukochane auto zostało zarysowane, niemal się popłakał. Piętnaście minut później pod klatką stała już policja.

Zbiegła się połowa osiedla, tylko głównego zainteresowanego, czyli winnego, brakowało. Długo biłam się z myślami, czy nie zejść na dół, ale w końcu zrezygnowałam. Skoro sąsiedzi za mną nie przepadali, to po co miałam się między nich pchać?

Po kilku minutach pukała już do drzwi

Policjanci pokręcili się w kółko, spisali zeznania i pojechali. Całość śledziłam zza firanki, żeby nie rzucać się za bardzo w oczy. W pewnym momencie żona właściciela volvo spojrzała w górę i… zobaczyłam na jej twarzy zrozumienie, a chwilę później ulgę. Wyczułam, że za chwilę będę mieć gościa, i nie pomyliłam się.

– Dzień dobry, nie przeszkadzam? Mam ważną sprawę, zajmę tylko kilka minut. Otóż dziś rano pod blokiem ktoś zarysował nam auto…

– Jak trwoga, to do Boga, co?

– Nie rozumiem…?

– Osiedlowy monitoring, stara plotkara, wścibskie babsko… Myśli pani, że nie wiem, jak mnie nazywacie?

Zapadła cisza. Mierzyłyśmy się przez chwilę wzrokiem. W końcu westchnęłam i powiedziałam:

– Sąsiad spod szóstki. To jego szukacie. On zarysował wam samochód – powiedziałam i zatrzasnęłam drzwi.

Po kilku dniach zjawiła się znowu. Spojrzałam na nią spode łba. Trzymała blachę ciasta i uśmiechała się.

Wzruszyła mnie tymi podziękowaniami

– Chciałam podziękować – powiedziała. – Straty zostaną pokryte z ubezpieczenia sprawcy, a gdyby nie pani, nigdy nie wiedzielibyśmy, kim on jest.

Wzruszyła mnie tymi podziękowaniami, przyznaję. Przecież nie zrobiłam tego, bo liczyłam na jakieś korzyści. Uznałam po prostu, że tak nakazuje zwykła ludzka przyzwoitość.

– Dobrze mieć taką sąsiadkę jak pani – stwierdziła. – Przy tak sprawnie działającym osiedlowym monitoringu możemy czuć się bezpieczni.

Parsknęłam śmiechem. Zdecydowanie poprawiła mi tym humor.

Czytaj także:
„Córka chciała wyjść za pierwszego lepszego faceta, byle tylko mieć wymarzone wesele. Impreza była ważniejsza niż miłość”
„Z dziadka był kawał drania. Za życia napsuł wszystkim krwi, a kiedy już stał nad grobem, jeszcze nam zagrał na nosie”
„Kumpel pouczał mnie, jak nie dać się uwiązać żonie, a sam miał tylko psa. Gdy dorobił się syna, zaczął śpiewać inaczej”

Redakcja poleca

REKLAMA