Moje sąsiadki gadały tak głośno, jakby chciały, żebym usłyszał… Mieszkam na pierwszym piętrze, okno kuchenne mam nad wejściem do bloku, jeśli ktoś rozmawia podniesionym głosem, rozumiem każde słowo.
– I co z imieninami? – pytała jedna. – Gdzie urządzacie?
– Na działce, chociaż pogoda pod psem. Ale nie ma innego wyjścia!
– Dlaczego? Przecież macie takie duże mieszkanie!
– Co z tego? Zabawa się trochę przeciągnie, albo ktoś głośniej zaśpiewa sto lat i zaraz ten stary dziadyga pod nami wezwie policję… Wolę nie ryzykować!
– Może z nim pogadajcie. W końcu imieniny ma się tylko raz w roku!
– Z kim? Z tym piernikiem? Wygląda jak suchar i charakter ma podobny… Spróbuj, a zęby na nim połamiesz!
Przykro mi się zrobiło....
Wiem, że nie jestem lubiany, ale żeby aż tak mnie nienawidzili?! Tego się nie spodziewałem…
Mam pięćdziesiąt dwa lata, od paru miesięcy jestem na mundurowej emeryturze. Żyję samotnie, od kiedy rzuciła mnie żona, mam awersję do kobiet.
Uważam, że są podstępne, interesowne i nie zasługują na zaufanie. Mówi się, że każda baba poleci na kasę, jak mucha do miodu.
Moja była żona żyła w dobrobycie. Nie jestem arabskim szejkiem, ale dobrze zarabiałem, więc naprawdę nie mogła narzekać. Kupowała, co tylko jej się spodobało, jeździła do najlepszych uzdrowisk, smarowała się kremami za kilkaset złotych, strzygli ją najmodniejsi fryzjerzy…
Nie wymawiam, bo nigdy jej niczego nie żałowałem, jednak do dzisiaj nie rozumiem, co zobaczyła w tym frajerze młodszym o dziesięć lat, że pognała za nim, na niedostatek i poniewierkę. Wiem, co mówię! Udawał artystę, robiąc zdjęcia na weselach, a ona naganiała mu klientów, wsadzając za wycieraczki samochodów byle jakie reklamy.
W końcu mnie zostawiła
Palę się ze wstydu, kiedy sobie przypomnę, jak ją namawiałem do powrotu. Śmiała się i szydziła:
– Żebyś był ze szczerego złota, to nie i nie! Dopiero teraz wiem, że żyję!
– Brakowało ci czegoś? – pytałem.
– Brakowało. Miłości, ognia, emocji… Ty jesteś z drewna. Kościany dziadek, nie facet!
Gdyby wiedziała, jak mnie boli to, co mówi, jak cierpię, skręcam się z żalu i wstydu, nie twierdziłaby, że nic nie czuję. Serce mi waliło o żebra, brakowało mi tchu, chciałem krzyczeć i wyć, ale nie umiałem. Mój ojciec mi zawsze powtarzał: „Śmiej się, kiedy ci się chce płakać”, więc może i miałem kretyńską minę, bo ona na koniec wrzasnęła:
– Walnę cię w gębę, jeśli nie przestaniesz się uśmiechać. Idiota
Ostatni raz widziałem ją przed paroma laty. Spacerowała z obślinionym psem, na mój widok zawołała:
– Widzisz, ty nigdy nie chciałeś mieć w domu zwierzęcia. Nareszcie robię, co chcę!
Nie lubię psów, one mnie też nie lubią…
Warczą, szczekają, jeżą sierść, na wszelkie sposoby okazują, że jestem ich wrogiem. Widocznie wyczuwają moją niechęć i natychmiast odpowiadają tym samym.
Wtedy ostatecznie zrozumiałem, że z nami naprawdę koniec i postanowiłem zmienić swoje życie. Sprzedałem dom, który był moją odrębną własnością, więc mogłem całą sumę ze sprzedaży przeznaczyć dla siebie.
Kupiłem mieszkanie na strzeżonym osiedlu, resztę umieściłem na lokatach. Zerwałem kontakty z dawnymi znajomymi, przestałem jeździć samochodem, za to kupiłem sobie porządny rower i w każdej wolnej chwili robiłem wypady za miasto. Często poruszałem się też po scieżkach rowerowych w zacisznym, rozległym parku.
Właśnie tam poznałem Ewę…
Nie zwróciłbym na nią uwagi, gdyby nie jej malutka, wrzaskliwa sunia. Siedziała pod ławką, ale gdy ją mijałem, nagle wyskoczyła, jak z procy i małymi, ostrymi ząbkami chwyciła mnie za łydkę. Zaszczypało, ale bardziej się wystraszyłem, bo kiedy sobie człowiek spokojnie jedzie rowerem i nagle spod kół wypryśnie mu taka szczekająca gnida, to można stracić równowagę. O mało się nie wywaliłem!
Byłem wściekły. Złość wyładowałem na właścicielce tego podłego stworzenia, która przepraszała mnie, tłumacząc, że jej piesek jest bardzo łagodny, nigdy nikogo nie ugryzł, lgnie do ludzi i należy do wielkich pieszczochów.
Te argumenty wydały mi się tak idiotyczne, że jeszcze ostrzej na nią napadłem.
– Niech pani się nie ośmiesza! Co znaczy „łagodny”? Pies, to pies! Wredny, sypie sierścią, roznosi pchły, w dodatku może zrobić krzywdę. Najlepiej go uśpić!
Musiałem przesadzić, bo przepraszająca pani nagle się jakoś wyprostowała i zmieniła front.
– Uśpić? – zawołała. – Może raczej należałoby usypiać facetów, którzy się boją małej psiny. Co ona może panu zrobić? Pan ma większą stopę niż ona całe ciało!
Dałem się wciągnąć w tę kłótnię.
– Komarzyca jest jeszcze mniejsza, a jak ukłuje, to boli… Osa, pszczoła, żmija tak samo. Przy okazji warto zauważyć, że mówimy wyłącznie o samicach!
Teraz się kobitka naprawdę rozzłościła. Wzięła na ręce swoją suczkę i odchodząc, rzuciła:
– Ech, szkoda słów dla pana… – popatrzyła na mnie z pogardą i dodała: – Stary dziadyga!
Aż się we mnie zagotowało!
„Czy one wszystkie poszalały? Nie jestem młodzieniaszkiem, ale do dziadygi mi daleko!”.
Jednak, nie na nią byłem wkurzony, tylko na siebie! W życiu bym nie przypuszczał, że jeszcze kiedykolwiek jakaś kobieta może mi się tak spodobać.
Wyglądała na czterdziestoparolatkę, miała kędzierzawe włosy i przypominała młodą Sofię Loren. Niby szczupła, a jednak okrągła, z talią, biodrami, biustem, jak prawdziwa kobieta, a nie chudy wieszak na ubrania!
Poniosło mnie i straciłem okazję, żeby poznać fajną babkę. Całe lata żyłem sam, nie licząc luźnych historii erotycznych. Sądziłem, że tak jest dobrze, ale w głębi serca czułem, że wcale dobrze nie było!
Nawet najtwardszy facet, jeśli nie jest gejem, potrzebuje kobiety.
Gdyby na świecie byli tylko mężczyźni, wcześniej czy później utonęliby w piwsku, wódzie, zaczadzieliby w papierosowym dymie i zgłupieli od nieustannego oglądania transmisji sportowych. Kobiety przywołują nas do porządku, szczególnie te, które kochamy…
Przez parę następnych dni nie mogłem się uwolnić od myśli o nieznajomej z parku. Wsiadałem na rower i jechałem w tamtą stronę, ale zawsze w ostatniej chwili tchórzyłem. „Nie będzie chciała ze mną gadać” – myślałem. Zresztą, co ja jej powiem?”
Wreszcie się zdecydowałem, ale niestety nie było jej...
Wpadłem w jakąś paranoję; całe godziny jej szukałem, po kilka razy przejeżdżałem te same alejki, zwracałem uwagę na wszystkie psy mikrusy… Nic!
Pewnego razu zaczepił mnie nastolatek prowadzący na smyczy kudłatego kundla. Do obroży miał przyczepioną kartkę: szukam domu..
– Może pan go chce? – zapytał chłopak. – To dobry pies. Nie będzie pan żałował.
– Jak taki dobry, to czemu go oddajesz?
– Mój stary nie chce zwierząt w domu. Robi piekło. Chla co drugi dzień i udaje, że to przez niego. Matka płacze, gdyby nie to, w życiu bym się go nie pozbywał.
Pies stał spokojnie i słuchał, jakby rozumiał, o czym rozmawiamy. Miał piękne, brązowe oczy. Wyglądał naprawdę sympatycznie.
– Nigdy nie miałem psa – powiedziałem. – Mogę sobie nie poradzić.
– Z nim nie ma żadnych kłopotów. Nie brudzi w domu, mało szczeka, jest posłuszny i wyjątkowo mądry. Niech go pan weźmie!
– Wiesz co? Wezmę go. Na próbę. Na trzy dni. Umówmy się, że będziesz tu na mnie czekał. Gdyby nie wyszło, zabierzesz go z powrotem. Stoi?
– Stoi – chłopak uśmiechnął się do mnie szeroko.
Od rozwodu źle sypiam
Bez tabletek nasennych morduję się do rana. A tej nocy, kiedy psiak ułożył się na fotelu i zaczął chrapać, jakby był u siebie, zasnąłem jak kamień.
Rano obudziło mnie dotknięcie zimnego, mokrego nosa, ale to nie było nieprzyjemne… Wręcz przeciwnie! Poranna kawa też mi lepiej smakowała, bo nie byłem sam. Obok krzesła siedział brązowy zwierzak, z białą plamą na grzbiecie i jakoś wypełniał to puste mieszkanie. Chodził za mną krok w krok, jakby się bał, że zniknę. Zrozumiałem ten jego strach i zrobiło mi się go żal.
– Biedaku – pogłaskałem go po łbie, a on aż przymknął ślepia na znak, że jest mu bardzo przyjemnie. – Nawet nie wiesz, jak świetnie znam takie lęki. Sam to przerabiałem…
Minęły trzy próbne dni, a mnie nawet do głowy nie przyszło, żeby oddać psa. Wręcz przeciwnie. Poszedłem do sklepu zoologicznego i kupiłem mu wiklinowy koszyk z materacem, miskę, poidło i karmę. Nazwałem go Antek, bo przypominał mi mojego dziadka; miał takie same krzaczaste brwi i rozumne spojrzenie.
– Będziesz Antoni – powiedziałem. – Tylko nie zrób mi wstydu, bo to godne imię. Kapujesz?
Kapował. Bardzo szybko udowodnił, że jest najmądrzejszym psem pod słońcem.
Antek ocieplił również moje stosunki z sąsiadami
„Ale superowy” – słyszałem od dzieciaków, gdy wychodziłem z nim na spacer. A te sąsiadki, które patrzyły na mnie z obrzydzeniem, nagle zaczęły się do mnie przyjaźnie uśmiechać. Ja też uprzejmie się kłaniałem, mówiąc „dzień dobry” i oto pomalutku szyba między mną a innymi lokatorami zaczęła pękać…
Nieduży, gruby, wesoły futrzak dokonał czegoś arcytrudnego; zaczął mnie godzić ze światem!
Cały czas liczyłem jednak na spotkanie z pyskatą właścicielką malutkiej suczki, która napadła na mnie w parku. Niestety, ani psiny, ani jej pani nigdzie nie było!
Dopiero parę tygodni później je zobaczyłem…
Tym razem ja siedziałem na ławce, a one nadchodziły od strony parkowego stawiku. Antek wystawił brzuszek do słońca i drzemał zmordowany aportowaniem piłki. Nagle nastawił uszy, potem wstał i ruszył przed siebie.
Przestraszyłem się, że napadnie na tamtą maliznę, ale nie znałem Antka! Zatrzymał się przed obiema paniami i zawachlował ogonem. Potem ugiął przednie łapy, wysunął różowy jęzor i cieniutko zaszczekał. Nie można się było nie uśmiechnąć…
To był nasz pierwszy wspólny spacer. Potem przyszły następne, jeszcze później wypady za miasto, długie rozmowy i przyjaźń. To znaczy, ja ją kocham świadomą miłością dojrzałego faceta, ale nie wiem, co ona czuje do mnie. Boję się zapytać, żeby jej nie spłoszyć. Jest po trudnym rozwodzie, ma trochę problemów z dorastającą córką, mówi, że nie ma głowy do innych spraw. Będę czekał.
– Ewa – tłumaczę. – Ja niczego nie chcę, niczego nie będę przyspieszał, na nic nalegał, ale pomyśl, czy nie szkoda czasu? Sama mówiłaś, że stary ze mnie dziadyga!
– Kiedy to było? – śmieje się. – Daj spokój, wcale już tak nie myślę! Zmieniłeś się…
To prawda. Jestem innym człowiekiem, a najlepiej o tym świadczy mój pies Antek. Leży na kanapie, chrapie i popiskuje przez sen. Pewnie mu się śni malutka sunia, z którą uwielbia szaleć wśród zieleni. Ciekawe, czy on też, kiedyśmy się poznali, pomyślał o mnie: „kościany dziadek?”.
Czytaj także:
„Bogatym bachorom nie chciało się uczyć, więc korzystałem z tego. Żyłem jak król dzięki tym obibokom”
„Przez 30 lat myślałem, że matka się mnie wyrzekła. Gdy odkryłem, że to ojciec nas bezczelnie izoluje, było już za późno”
„Bratowa zawsze traktowała mnie jak z pogardą. Miarka się przebrała, gdy zbojkotowała mój ślub i odcięła od rodziny”