„Sąsiadka zbudziła mnie nad ranem i zaczęła opowiadać niestworzone historie. Uwierzyłem jej i tylko najadłem się wstydu”

zaskoczony ksiądz fot. Adobe Stock, Studio Specialty
„Pospiesznie narzuciłem polar na sutannę i pospieszyłem w stronę chałupy sąsiadów. To doprawdy niebywałe, że zainteresowała się nimi policja. Przecież to bardzo spokojni ludzie. No, ale sprawdzić trzeba, o co tu właściwie chodzi. Podszedłem pod dom, Lucy ostrożnie skradała się za mną. Cisza, nie widać było nikogo ani niczego”.
/ 14.05.2023 12:30
zaskoczony ksiądz fot. Adobe Stock, Studio Specialty

Obudziło mnie głośne walenie w drzwi. Potem doszedł do tego jeszcze dzwonek. Zupełnie jakby ktoś się na nim położył, bo dźwięczał bez przerwy. Namacałem przycisk lampki. Światło zalało mój mały pokoik, a ja, z trudem otwierając oczy, dojrzałem na zegarku godzinę szóstą. Wyszedłem spod ciepłej kołdry i aż się wzdrygnąłem, dotykając stopami zimnej podłogi. Naciągnąłem pospiesznie sutannę na piżamę, i ruszyłem po schodach w dół. Dzwonek w tym czasie nie przestawał dzwonić, co więcej, dołączyły do niego okrzyki. Prawdę mówiąc, obawiałem się, że przyjdzie mi spełnić ostatnią posługę, skoro komuś było aż tak pilno.

Na szczęście za drzwiami stała tylko Lucy, starsza kobiecina, której największą radością w życiu było przynoszenie złych informacji. Przez siedemdziesiąt lat nazywała się normalnie i po bożemu, Łucja, ale potem, w związku z coraz większą ilością amerykańskich telenoweli, kazała się nazywać bardziej po „zachodniemu”. I nie tylko o imię tu idzie. Sprawiła sobie także rower z koszykiem, którym jeździła po wsi. Wzorem hollywoodzkich gwiazd woziła w nim nawet psa, Azora, ale on ani myślał siedzieć w koszyku, i bez przerwy wyskakiwał z niego wprost pod koło. Lucy musiała wtedy ostro skręcać, aż raz wjechała na jakąś dziurę w chodniku i przedziurawiła dętkę.

Myśleliśmy, że ją to zniechęci, ale gdzie tam! Dętkę jej załatali, dokupiła sobie jeszcze dzwonek – i dalej jeździ. Tyle dobrego, że chociaż psa wreszcie zostawiła w spokoju i nie wozi go już w tym koszyku.

Jeżdżę rowerem, bo auto kłuje po oczach

Lucy i tak miała dużo szczęścia, że nie spotkała jej taka przygoda, jak mnie. Zaraz na początku mojej posługi w parafii, postanowiłem pojechać na mszę rowerem. Była wczesna jesień, drzewa właśnie zmieniały kolory, wiał lekki wietrzyk, więc postanowiłem pozachwycać się pięknem natury. Zmierzałem już do domu, gdy nagle zza zakrętu wyjechał wielki tir, kierując się wprost na mnie!

Przerażony, skręciłem gwałtownie na pobocze. Niestety, deszcze podmyły tam jakąś dziurę – i wylądowałem z rowerem w rowie! Szybko się pozbierałem, bo co by sobie pomyśleli parafianie, widząc mnie w takim stanie? Że ich ksiądz proboszcz jest po kilku głębszych! Moja gospodyni, zobaczywszy plamy z błota i trawy, ostrzegła mnie:

– Ja księdza uprzedzam. Lepiej niech się ksiądz modli, żeby to się sprało!

No to się modliłem, i na szczęście plamy zniknęły. Ale zawsze, gdy tylko pogoda i zdrowie dopisują, wolę rower, niż auto.

Nie, nie zapatrzyłem się na seriale, i ojca Mateusza odgrywać nie zamierzam. Po prostu raz, jak wsiadałem do samochodu, żeby pojechać na mszę do sąsiedniego kościoła, przechodził koło plebani Tadzio, drobny pijaczek, stary kawaler, który całe dnie spędzał w trasie między domem a sklepikiem. Właśnie wracał ze sklepu, i lekko się zataczał. Podszedłem do niego.

– Nie wstyd ci tak, Tadziu, pijany chodzić? – zaapelowałem do jego sumienia. – I pieniądze tracisz, i zdrowie marnujesz, i przykład zły dajesz…

Tadzio zatrzymał się, ujął się rękami pod boki i mruknął z wyrzutem:

– A ksiądz to widzę też się specjalnie Ewangelii nie trzyma…

– A niby dlaczego? – zdziwiłem się.

– A co w Ewangelii stoi? – zapytał retorycznie. – Powiedziane jest: „Idźcie na cały świat”, a nie rozbijajcie się najnowszymi modelami aut – podniósł hardo głowę i poszedł w swoją stronę.

Spojrzałem na samochód i majstrującego przy nim kierowcę. Nigdy nie zastanawiałem się specjalnie nad tym, jaki to model. Nowy czy stary, drogi czy tani. No, ale cóż… Od tego czasu staram się jeździć rowerem. Po co mają się parafianie burzyć?

Z Tadzia to w ogóle jest numer. Raz, a było to w czasie wizyt duszpasterskich, tak zaraz po Bożym Narodzeniu, kończyłem kolędę u niego. Po błogosławieństwie i modlitwie z ulgą zdjąłem komżę i stułę, bo w domu było przyjemnie ciepło. Jest u nas taki zwyczaj, że w ostatnim domu podaje się księdzu kolację. Nie spodziewałem się co prawda, by Tadzio stanął na wysokości zadania, ale po chwili z kuchni doszły mnie jakieś smakowite zapachy. Po chwili nadszedł Tadzio z talerzem, na którym pysznił się kawał mięsa. A był to akurat piątek.

– Tadziu, zapomniałeś jaki dziś dzień? – zapytałem z wyrzutem.

– No przecież, że piątek – odparł.

– I chcesz mięso dzisiaj jeść?

– Ale przecież to tylko kaczka – powiedział, jakby to wyjaśniało wszystko. – Po wodzie pływa, tak jak i ryba. No to chyba można jeść, nie?

Na taką logikę nie miałem argumentów. Wróciłem na plebanię głodny.

Wizyta księdza to było wydarzenie

To i tak nie był najgorszy przysmak, jakim chciano mnie poczęstować podczas kolędy. Pamiętam, raz, podczas ostrej zimy, wizytowanie szło mi wyjątkowo wolno. Nasypało śniegu, ciężko było przedrzeć się przez zaspy, wszystko się przedłużało. Ostatnie domy odwiedziłem na początku lutego, zaraz przed Gromniczną. W jednym domu stara babuleńka, pani Halinka, wyciągnęła z dumą z lodówki talerzyk z ciastem i postawiła przede mną.

– Proszę, niech się wielebny częstuje – powiedziała. – Trzymam od świąt specjalnie na księdza przybycie…

Zbladłem. Coś, co prawdopodobnie było kiedyś sernikiem, nabrało wszystkich kolorów tęczy, z przewagą zielonego. Drżącym głosem poprosiłem o szklankę herbaty. Gdy pani Halinka wyszła do kuchni, złapałem i wcisnąłem do kieszeni sutanny dwa kawałki.

– O, smakuje księdzu – ucieszyła się. – Proszę jeszcze jeden, malutki…

Co było robić? Ubłagałem jeszcze szklaneczkę kawy. Co prawda było dosyć późno i potem przez pół nocy nie spałem, ale przynajmniej udało mi się uniknąć rozstroju żołądka.

Natomiast kilka lat temu byłem u jednego z moich parafian w święto świętego Szczepana. Ku mojemu zdumieniu, w stojaku tkwiła… choinka. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że była ona bez ozdób. Nie wisiała na niej żadna bombka, cukierek czy choćby łańuch.

– A co to się stało? – spytałem zdziwiony. – Potłukły się panu ozdoby?

Gospodarz lekko się zmieszał.

– Tak po prawdzie, to w Wigilię zdążyłem ją nabić na stojak, a potem koledzy wpadli życzyć wesołych świąt i po ubieraniu… W Boże Narodzenie nie wypada, a teraz to już sensu nie ma…

Dawniej wizyta księdza była ważną uroczystością, z którą wiązały się też… przesądy. Siedziałem raz u jednego gospodarza, rozmawiając o codziennych sprawach. Koło nas kręciły się jego córki, przepychając się i chichocząc. Gospodarz tylko patrzył na nie ze zmarszczonymi brwiami, ale nic nie mówił. Kiedy w końcu się podniosłem, wszystkie rzuciły się na pozostawione przeze mnie krzesło.

Zdumiało mnie to, bo nigdy nie widziałem podobnego zachowania. Dopiero ich matka, odprowadzając mnie do drzwi, wyjaśniła, że to taki stary przesąd, że panna, która najpierw usiądzie na krześle zwolnionym przez księdza, pierwsza wyjdzie za mąż. Śmiać mi się chciało, że nawet księdza wystawiono na cel pogańskich przesądów, ale faktem jest, że najmłodsza z dziewcząt, która pierwsza zajęła krzesło, pierwsza też wyszła za mąż.

Wracając do sprawy. Otworzyłem drzwi, wpuszczając Lucy. Niemal upadła na krzesło i chwyciła się za serce, dysząc ciężko. Przestraszyłem się nie na żarty, że stało się coś niedobrego.

– U Pyrków… Jakieś awantury, zbóje się kręcą, niech ksiądz coś zrobi – wydyszała, poprawiając koczek.

Kazałem jej sprawić sobie okulary

Bo trzeba wspomnieć, że Lucy od gwiazd filmowych przejęła nie tylko zwyczaj jazdy na rowerze, ale również dbałość o wygląd. Mnie, księdzu, pewnie by to nawet przez głowę nie przeszło, ale nieraz słyszałem, jak moja gospodyni śmiała się z sąsiadkami z kapeluszy, spinek, bransoletek i opasek Lucy. A jak się kobiecina oburza, gdy ktoś jej powie, że ma energię osiemnastolatki! Ona uważa, że zasługuje na miano szesnastki!

– Jacy znowu zbóje? – spojrzałem na nią z niedowierzaniem.

– Na własne oczy widziałam! – uderzyła się w serce. – Od rana kręcą się koło Pyrków, tom pomyślała, że może jakie nieszczęście, i od razu do księdza proboszcza przyjechałam w te pędy!

Pospiesznie narzuciłem polar na sutannę i pospieszyłem w stronę chałupy Pyrków. To doprawdy niebywałe, że zainteresowała się nimi policja. Przecież to bardzo spokojni ludzie. No, ale sprawdzić trzeba, o co tu właściwie chodzi. Podszedłem pod dom, Lucy ostrożnie skradała się za mną. Cisza, nie widać było nikogo ani niczego.

– No i co? – zapytałem. – Widzi tu pani jakichś groźnych ludzi?

– Może ich już zabrali – odszepnęła.

Zadzwoniłem do drzwi. Po chwili dało się słyszeć kroki w korytarzu. Drzwi się uchyliły, a zza nich wychyliła się głowa pani Pyrkowej.

– Niech będzie pochwalony – powiedziała. – Stało się coś, że ksiądz proboszcz tak z rana nas nawiedza?

– Słyszałem, że mieliście państwo tutaj jakichś ciekawych gości

– A mieliśmy i mamy – wyjaśniła, rzucając niechętne spojrzenie w stronę Lucy. – Widzę, że wieści bardzo szybko się rozchodzą. Zapraszam do środka, akurat śniadanie jedzą.

Zdziwiłem się, od kiedy to zbóje jedzą u swoich ofiar śniadanie? A tymczasem przy stole siedziało dwoje… nastolatków. Chyba coś się sąsiadce pomieszało.

– To oni, to oni – szepnęła Lucy, pokazując palcem w stronę młodzieńców poprzebieranych w zabawne stroje, przypominające nieco te z  mojego dzieciństwa, gdy z bratem bawiliśmy się w policjantów i złodziei. 

– Chłopcy przyjechali do nas na ferie. To dzieci mojej dalekiej kuzynki – wyjaśniła Pyrkowa.

Wycofałem się stamtąd rakiem, czerwony ze wstydu, że uwierzyłem w takie plotki. I kazałem Lucy sprawić sobie okulary!

Czytaj także:
„Nie przyjęli mnie do seminarium, ale udawałem że jestem księdzem, żeby nie robić przykrości mojej mamie”
„Adam był moim ideałem, kochałam go do szaleństwa. Świat mi się zawalił, gdy oznajmił, że chce zostać księdzem”
„Myślałam, że córka woli kościół od dyskoteki. Tak naprawdę zakochała się w księdzu i chciała wrobić go w dziecko”

Redakcja poleca

REKLAMA