„Adam był moim ideałem, kochałam go do szaleństwa. Świat mi się zawalił, gdy oznajmił, że chce zostać księdzem”

Kiedy wyznałam narzeczonemu, że jestem bezpłodna, natychmiast się wyprowadził fot. Adobe Stock, georgerudy
„– Kochałem cię i nadal kocham. Najbardziej na świecie. Ale nie mogę postąpić inaczej. Wybacz mi… – powiedział cicho. Nie chciałam dłużej tego słuchać. Od tamtej pory minęło już sześć lat. Ciągle jestem sama. Próbowałam spotykać się z kilkoma mężczyznami, ale nic z tego nie wychodziło. W każdym z nich szukałam Adama…”.
/ 02.05.2023 16:30
Kiedy wyznałam narzeczonemu, że jestem bezpłodna, natychmiast się wyprowadził fot. Adobe Stock, georgerudy

Mam żal do Pana Boga. Czasem wchodzę do kościoła, staję przed ołtarzem i pytam dlaczego mi to zrobił? Dlaczego skazał mnie na samotność, zabrał mi jedynego mężczyznę, którego kochałam? Przecież miało być tak pięknie… On, ja, nasze dzieci. Szczęśliwa rodzina, życie jak w bajce… Adam był moją największą i jedyną miłością. Od kiedy po raz pierwszy zobaczyłam go na korytarzu uczelni, wiedziałam, że to z nim chcę spędzić resztę swoich dni. Ewa, która nas ze sobą poznała, mówiła, że jesteśmy dla siebie stworzeni.

– No zobacz, lubicie tę samą muzykę, czytacie te same książki, nawet ciuchy macie w podobnych kolorach. No i oboje jesteście tacy spokojni, wyciszeni. Zgodność absolutna! – przekonywała.

Początki naszej znajomości nie były łatwe

Adam bał się ze mną zaprzyjaźnić. Był nieśmiały, unikał mnie. Tak jakby bał się rodzącego między nami uczucia. Ale w końcu go upolowałam.

– Wiesz, Kasiu, wniosłaś w moje życie światło. Światło, które nigdy nie zgaśnie – powiedział mi któregoś dnia.

Myślałam, że spełnia się moje marzenie o prawdziwej miłości. Byłam przekonana, że Adam planuje ze mną wspólną przyszłość. Nie wyobrażałam sobie, że mogłoby być inaczej. Było nam przecież ze sobą tak cudownie. Spotykaliśmy się codziennie, choć na chwilę. Po to, by pójść na spacer, porozmawiać, przytulić się do siebie. Nasi znajomi mówili, że zachowujemy się tak, jakby świat poza nami nie istniał. I nie istniał. Jestem tego pewna. A potem wydarzył się ten potworny wypadek. Adam wracał do akademika z biblioteki. Padał deszcz, było ciemno i ślisko. Kierowca, który go potrącił tłumaczył podobno, że nie miał żadnych szans, by zahamować lub go wyminąć… Tak nagle wszedł na jezdnię… Nie wiadomo było, czy Adam przeżyje. Lekarze rozkładali ręce i mówili, że więcej nic nie mogą zrobić, że trzeba czekać. Patrzyłam, jak leży nieprzytomny, podłączony do tych wszystkich rurek i z bezsilności chciało mi się wyć. Nie mogłam jeść, spać ani chodzić na wykłady. Myśl, że mogę go stracić na zawsze, omal nie doprowadziła mnie do obłędu.

– Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Adam cię nie zostawi. Przecież tak bardzo cię kocha – pocieszała mnie Ewa.

Byłam jej za to bardzo wdzięczna

Po kilku dniach najgorsze minęło. Lekarze powiedzieli, że mój ukochany wróci do zdrowia. Ale nie od razu. Okazało się, że musi przejść jeszcze co najmniej jedną operację, a potem czeka go długa rehabilitacja. Nie obchodziło mnie to. Najważniejsze, że był ze mną, że żył… Rzuciłam wszystko, by być przy nim. Wzięłam urlop dziekański na uczelni, zrezygnowałam z życia towarzyskiego. Wstawałam rano i od razu biegłam do szpitala. Budziłam go, potem karmiłam, myłam. Byłam przy nim, gdy szedł na kolejną operację i gdy się po niej budził. Dreptałam z nim po szpitalnym korytarzu, gdy od nowa uczył się chodzić. Rodzice wściekali się na mnie. Krzyczeli, że marnuję sobie zdrowie, że powinnam choć trochę pomyśleć o sobie. Mieli rację, zmęczenie, stres zrobiły swoje. Chudłam w oczach, chwilami byłam bliska omdlenia. Mimo to nie słuchałam ich. Przecież nie mogłam odpoczywać, dbać o siebie, gdy Adam leżał w szpitalu. Był dla mnie całym światem. Sensem istnienia… Zresztą kto miał się nim zajmować. Wychowali go dziadkowie. Starsi, schorowani ludzie. Mieszkali na drugim końcu Polski. Nie mieli siły ani pieniędzy, by przyjeżdżać do Warszawy. Adam wyszedł ze szpitala po pół roku. Dokładnie pamiętam ten dzień. Było słonecznie, ale chłodno. Zawiązałam mu na szyi szalik, a na głowę wcisnęłam czapkę. Żeby się nie przeziębił. Myślałam, że od razu zawiozę go do akademika, ale on uparł się, żeby iść na spacer, nad Wisłę.

– Kocham cię, Kasiu. I dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Wiesz, nie sądziłem, że mogę być dla kogoś tak ważny, że ktoś może dla mnie tyle poświęcić. Szkoda tylko, że nie będę mógł ci się za to odwdzięczyć – powiedział, gdy przysiedliśmy na ławce, by chwilę odpoczął.

Spojrzałam na niego zdumiona

Nie rozumiałam, o co mu chodzi z tą wdzięcznością. Przecież jej nie oczekiwałam! Byłam szczęśliwa! Znowu byliśmy razem. Jak dawniej… Tylko to się liczyło. Znowu mogłam marzyć. O wspólnej przyszłości, dzieciach. Wtedy nie podejrzewałam, że są to nasze ostatnie wspólne tygodnie… I że on ma zupełnie inne plany. Na początku nie zauważyłam, że w naszym związku dzieje się coś złego. Niby wszystko było w porządku. Nadal się spotykaliśmy, rozmawialiśmy… Ale to nie były już takie rozmowy jak kiedyś. I nie był to już ten sam Adam. Stał się jakiś dziwny. Refleksyjny, jakby wiecznie zadumany. Dużo mówił o sensie życia, o przemijaniu. Zaczął się modlić, codziennie chodził do kościoła. Rozumiałam to. Wielu ludzi, po tak ciężkich przeżyciach, robi rachunek sumienia. I wielu dziękuje Bogu za ocalenie. Myślałam, że z Adamem jest podobnie. Miałam jednak nadzieję, że po pewnym czasie odzyska dawną wesołość, radość życia.

Niestety, było coraz gorzej. Z przerażeniem spostrzegłam, że mój ukochany się ode mnie odsuwa. Coraz częściej, kiedy dzwoniłam i chciałam się z nim umówić, odmawiał. Tłumaczył, że źle się czuje lub musi się uczyć. Nie rozumiałam, co się dzieje. Gdy próbowałam się tego dowiedzieć, zmieniał temat lub milczał. Nie potrafiłam tego znieść.

– Powiedz mi wreszcie prawdę, masz kogoś? Zakochałeś się? – zapytałam któregoś dnia.

Nic innego nie przychodziło mi do głowy. Spojrzał na mnie zaskoczony.

– Nie, to nie chodzi o kobietę! – zapewnił żarliwie.

– No to o co? – zdenerwowałam się.

– Nie męcz mnie! Nie wszystko da się tak prosto wyjaśnić! – krzyknął wtedy.

Zamarłam

Nigdy wcześniej nie podniósł na mnie głosu. Czułam, że go tracę. Gdybym chociaż znała przyczynę jego zachowania, wiedziała, co go gryzie. Mogłabym podjąć walkę, spróbować to naprawić. A tak? Minęło kilka dni. Adam ciągle mnie unikał. Nie odbierał telefonów, nie oddzwaniał. Od znajomych dowiedziałam się, że gdzieś zniknął. Nie wrócił do akademika, nie pojawił się na wykładach. Szalałam z niepokoju. Myślałam nawet o najgorszym. I wtedy zadzwonił i poprosił o spotkanie. Umówiliśmy się nad Wisłą... Gdy przyjechałam, już na mnie czekał.

– Kasiu, muszę ci powiedzieć coś ważnego… – mówił wolno. – Złożyłem papiery do seminarium. Przyjęli mnie… Rzucam studia. Więcej się nie zobaczymy.

Poczułam, jak w jednej chwili świat wali mi się na głowę. Dostałam szału. Nie potrafiłam zrozumieć jego decyzji. Bijąc go pięściami po torsie, krzyczałam, że nie ma prawa mnie zostawić, że mnie oszukał, nigdy nie kochał, że mnie wykorzystał. Słuchał tego w milczeniu.

– Kochałem cię i nadal kocham. Najbardziej na świecie. Ale nie mogę postąpić inaczej. Zrozum… I wybacz mi… – powiedział cicho.

Nie chciałam dłużej tego słuchać. Zapłakana pobiegłam w stronę przystanku. Właśnie nadjechał autobus. Wsiadłam do niego. Odjeżdżając, widziałam, jak siedzi na ławce, ze spuszczoną głową. Od tamtej pory minęło już sześć lat. Ciągle jestem sama. Próbowałam spotykać się z kilkoma mężczyznami, ale nic z tego nie wychodziło. W każdym z nich szukałam Adama… Nie potrafię o nim zapomnieć. Zastanawiam się, gdzie teraz mieszka, co robi. I czy jest szczęśliwy. Czasem mam ochotę go odszukać i zapytać o to. Ale szybko odpędzam tę myśl. No bo jak miałabym się do niego zwrócić? A miało być tak pięknie... 

Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”

Redakcja poleca

REKLAMA