„Sąsiadka zamiast na rowerze, to jeździła po ludziach. Urządziła nam z życia piekło, ale jeszcze nie wie, z kim zadarła”

Małżeństwo dręczone przez sąsiadkę fot. Adobe Stock, fizkes
„Nie dość, że się na mnie darła, że mi rozkazywała, to jeszcze ta niegrzeczna forma zwracania się w trzeciej osobie. Jakby to ona była udzielną księżną, a ja jej uniżoną służką! Miałam wrażenie, że sąsiadka wręcz poluje przy drzwiach na mnie i Karola, by na nas naskoczyć”.
/ 17.04.2022 20:48
Małżeństwo dręczone przez sąsiadkę fot. Adobe Stock, fizkes

Do nowego mieszkania w bloku wprowadziliśmy się dwa lata temu. Od tamtej pory nie pamiętam dnia bez jej marudzenia czepialskiej sąsiadki. Wychodziła do pracy – narzekała. Wracała – to samo.

A teraz siedzieliśmy przy obiedzie i żołądki nam się ściskały, gdy w tle rozlegało się jej wybrzydzanie na świat i ludzi.

– Apetyt przez nią tracę – burknęłam.

– Mnie dzisiaj zatrzymała i kazała pozamiatać schody – relacjonował Karol, krojąc mięso z taką miną, jakby wyobrażał sobie, że filetuje naszą sąsiadkę.

– To już nie wystarcza babsku, że dyryguje dozorczynią?

– Jasne, że nie. Jak ją spotka, stoi nad nią jak kat nad dobrą duszą i wskazuje palcem każdy pyłek. – Karol odkroił z mściwą miną kolejny kawałek mięsa. – Nie poprosiła, nie zasugerowała, tylko kazała mi pozamiatać.

– Nie rozumiem jej… – westchnęłam.

– A kto taką pieniaczkę zrozumie? Lubi to, takie ma hobby. Jedni jeżdżą na rowerze, ona jeździ po sąsiadach.

Początkowo ignorowaliśmy jej uwagi. Na klatce było czysto, nie widziałam więc powodu, by wyręczać dozorczynię w pracy. W efekcie chyba trafiliśmy na czarną listę jędzy.

– Mówiłam wam, że macie pozamiatać! – przywitała mnie rano, gdy wychodziłam rano do pracy. – Nabałaganić to umiecie, a posprzątać? Fleje! Powinniście się wstydzić! – perorowała podniesionym tonem.

– Po pierwsze proszę na mnie nie krzyczeć, po drugie jest czysto – odparowałam.

– Czysto? Akurat!

Podniosła mi ciśnienie z samego rana, lepiej niż cały dzbanek kawy.

– Poza tym od sprzątania jest dozorczyni – oświeciłam ją. – Jakby pani nie wiedziała.

– Niech się nie wymądrza! Myśli, że może sobie brudzić do woli, bo ktoś za nią syf wyczyści? Jak wróci, ma pozamiatać! – trzasnęła drzwiami, nie dając mi czasu na ripostę.

Jędza czyha przy drzwiach, by na nas naskoczyć

Aż się zatrzęsłam w bezsilnej złości. Nie dość, że się na mnie darła, że mi rozkazywała, to jeszcze ta niegrzeczna forma zwracania się w trzeciej osobie. Jakby to ona była udzielną księżną, a ja jej uniżoną służką!

Od tej pory starcia między nami zaczęły się powtarzać. Miałam wrażenie, że pani Agata wręcz poluje przy drzwiach na mnie i Karola, by na nas naskoczyć. Do innych sąsiadów już nie miała pretensji. Tylko do nas. Jakbyśmy jej w czymś przeszkadzali. Bo byliśmy nowi?

Oglądaliśmy film wieczorem, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Poszłam otworzyć. Za drzwiami stała ona.

– Kto to widział tak głośno słuchać telewizora! Ścisz mi to zaraz! – zażądała.

– Zaraz, zaraz... – Karol stanął za mną. – Nie przypominam sobie, żebyśmy przechodzili na ty.

– Nie pyskuj mi tu, smarkaczu!

Spojrzałam na męża na poły zdumiona, na poły rozbawiona. Chciałam coś odpowiedzieć, ale Karol po prostu zamknął drzwi. Tuż przed nosem złośliwej, upierdliwej baby.

– To już robi się nie do zniesienia – powiedział, gdy wróciliśmy do pokoju. – Czy ta kobieta jest normalna?

– Chyba nie...

I chyba faktycznie nie była, bo nieprzyjemne scysje i sytuacje powtarzały się coraz częściej.
Kiedyś, wychodząc rano, natknęłam się na nią tuż pod naszymi drzwiami. Zaskoczyła mnie i wystraszyła.

Chryste, jak można się tak czaić?

– Ciszej zamyka te drzwi – warknęła wrogo. – Jak klucz przekręca, to wszystko słychać.

Zignorowałabym ją jak zwykle, ale zaspałam do pracy, spieszyłam się i miałam zły humor, którego nie poprawiło jej durne żądanie. Nie wytrzymałam.

– Zajmij się, babo, swoimi sprawami, a nie życiem sąsiadów! I nie podsłuchuj pod drzwiami, bo ci kiedyś ktoś przytrzaśnie ten wścibski nos!

Trzasnęłam drzwiami. Tego samego dnia wieczorem odwiedziła nas policja. Sąsiadka zgłosiła, że trwa u nas głośna libacja, a kiedy rzekomo przyszła i poprosiła o ściszenie muzyki, Karol zagroził jej pobiciem. Oczywiście wszystko policji wyjaśniliśmy. Pokiwali głowami i radzili się dogadać. Ciekawe jak?

Nazajutrz postanowiłam porozmawiać z innymi sąsiadami.

– Na nas też nasyłała policję i czepiała się o byle głupstwo – usłyszałam od sąsiadki z drugiego piętra. – Tym razem was upatrzyła sobie na ofiarę.

– I co zrobiliście? – spytałam zaciekawiona.

– Upiekło nam się – powiedziała ze współczuciem – bo wy się pojawiliście. Ma bliżej, więc łatwiej jej was nękać. A ci co przed wami tu mieszkali, rodzina z dziećmi, jak pani myśli, czemu się wyprowadzili? Żyć im nie dawała, dzieciaki się jej bały.

Poczułam się okropnie. Jak w pułapce

Dom powinien być azylem, nie areną ciągłych sporów. Karol uznał, że skoro z niej takie ziółko, to podamy ją do sądu o nękanie, straty moralne oraz szkody na zdrowiu psychicznym. Zdobył namiary na rodzinę wykurzoną przez tę zołzę.

Pani z drugiego piętra też zgodziła się zeznawać. Nie paliło mi się ciągać najbliższej sąsiadki po sądach, ale inną opcją była przeprowadzka, czyli poddanie się na całej linii, porażka. A ona dalej będzie zatruwać innym życie, żywić się ich frustracją, lękiem, niepewnością, stresem. Jak emocjonalny wampir.

Mam nadzieję, że wystarczy ją postraszyć sądem. Może rozmowa z prawnikiem ją otrzeźwi, ale jak nie – trudno, pójdziemy na wojnę z wampirzycą.

Czytaj także:
„Narzeczona rzuciła mnie tuż przed ślubem. Wszyscy zastanawiają się, co zbroiłem, a ja po prostu nie pasowałem jej ojcu”
„Przyjaciółki z rezolutnych babek zmieniły się w zahukane kury domowe. Ich priorytety to mężuś, obiad i zasmarkane dzieci”
„Starsza sąsiadka uratowała mnie przed krnąbrną dziewczyną i na dodatek zostawiła pokaźny spadek. Byłem w szoku”

Redakcja poleca

REKLAMA