„Narzeczona rzuciła mnie tuż przed ślubem. Wszyscy zastanawiają się, co zbroiłem, a ja po prostu nie pasowałem jej ojcu”

dziewczyna porzuca chłopaka przed ślubem fot. Adobe Stock, Antonioguillem
„Nie był typowym pięćdziesięciolatkiem. Luzak, ubrany młodzieżowo, oczy skrywał za ciemnymi okularami. Nogi, obute w modne adidasy, trzymał na stole tuż obok przystawek. Widać było, że pozuje na równiachę. Polał mi, mimo że prowadziłem auto”.
/ 13.04.2022 05:47
dziewczyna porzuca chłopaka przed ślubem fot. Adobe Stock, Antonioguillem

Dzisiaj postanowiłem świętować. Pójdę wieczorem na kręgle, powygłupiam się z kumplami, jakbyśmy znowu byli w szkole. Jestem pewny, że nikt nie wspomni o Kasi. Wszyscy będą udawać, że nie pamiętają tego, że rok temu mieliśmy wziąć ślub…

Poznaliśmy się w wakacje w czasach jeszcze licealnych na obozie językowym. Podczas obozu bawiliśmy się w większej grupie i nic miedzy nami się nie wydarzyło. Zresztą ja myślałem wtedy tylko o przyszłości, a nie o dziewczynach. Chciałem zdać na Akademię Wychowania Fizycznego i zostać trenerem piłkarskim, uczyć zdolne dzieciaki, tworzyć drużynę…

Na studia dostałem się bez problemów.  Musiałem się przyłożyć do nauki. Nie było łatwo. Jednak kiedy tylko miałem wolny czas, spotykałem się w rodzinnej miejscowości z dawnymi kumplami. Niektórzy już się pożenili, a przynajmniej byli w poważnych związkach. Ja starałem się za bardzo nie wchodzić w romanse. Miałem inne priorytety i nie zamierzałem zostać zbyt wcześnie ojcem rodziny. Spotykałem się z dziewczynami, raz jedną, raz drugą, ale bez większych zobowiązań.

Pewnego lata Edyta, dziewczyna mojego najlepszego kolegi Maćka, przywiozła do nas na parę dni swoją przyjaciółkę ze studiów. Od razu ją poznałem – to była Kasia. Zmieniła się od czasów tamtego obozu: wydoroślała, wypiękniała. Nabrała umiejętności przyciągania uwagi chłopców: perlistym śmiechem, kobiecym gestem odgarniania włosów. Naprawdę zrobiła się z niej bardzo atrakcyjna dziewczyna.

Sam nie wiem, jak to wyszło, ale ciągle byłem z Kasią – a to w łódce, a to na tańcach. Podobała mi się, a przez to, że znaliśmy się już jako dzieciaki, czułem się przy niej bezpiecznie. Chociaż, gdy jej zaproponowałem wspólny wypad na kilka dni do Władysławowa, miałem wątpliwości, czy aby nie za daleko się posuwam. A jednak świetne się bawiliśmy. Ja pływałem na desce z żaglem, Kasia wolała się opalać. Dni były naprawdę relaksujące, a noce gorące – jeśli rozumiecie, co mam na myśli.

Ten facet wydał mi się dziwny

Po powrocie Kasia zaczęła o mnie mówić: „narzeczony”. Dziwiło mnie to, chwilami nawet drażniło, ale puszczałem to mimo uszu. Pomyślałem, że taki ma styl albo chce zaimponować koleżankom. Po wakacjach spotykaliśmy się niezbyt często, choć regularnie. Byliśmy takim weekendowym związkiem. Potwierdziło się, że czujemy się ze sobą dobrze się i lubimy razem spędzać czas.

Problemem okazały się moje pasje sportowe. Kasia studiowała właściwie tylko dla papierka, chodziła więc na zajęcia, zaliczała ćwiczenia, zdawała egzaminy, ale nie za bardzo się angażowała. Przez to miała dużo luzu. Ja go miałem znacznie mniej. Trochę się z tego powodu dąsała. W końcu zaczęła mnie namawiać, żebyśmy zamieszkali razemNie chciałem. Wolałem ją odwiedzać w tym jej mieszkaniu niż zamieszkać tam na prawach lokatora.

Mówiłem, że za krótko się znamy. Ona mnie przekonywała, że nie trzeba zwlekać, bo można przegapić szczęście. Wahałem się, jednak w końcu uległem. Ostatecznie tysiące młodych ludzi tak robi zaledwie po kilku dniach znajomości – tłumaczyłem sobie, jednak intuicja mi podpowiadała, że popełniam błąd.

– Podobno mieszkasz z Kasią. Kiedy się pobieracie? – zapytał mnie Maciek, gdy w następnym tygodniu odwiedziłem rodzinne strony. Na mój zdziwiony wyraz twarzy od razu dorzucił: – Edyta mi mówiła, że Kasia marzy o szybkim ślubie, o wielkim, polskim weselu… Uważaj, stary, bo możesz być częścią jej planu!

Zrobiło mi się głupio. Czemu Kasia rozmawia o takich sprawach z obcymi,  a nie ze mną? Po powrocie do domu ją zapytałem, o co chodzi z tym ślubem. Wyparła się wszystkiego. Przysięgała, że nic takiego Edycie nie mówiła, i podsumowała:

– Widocznie to ona myśli o ślubie i dyskretnie podsuwa ten pomysł Maćkowi.

To była jakaś kosmiczna teoria, ale świat kobiet był dla mnie na tyle zawiły, że postanowiłem nie drążyć tematuKasia zapewniła mnie znowu, że o ślubie nie myśli, natomiast uważa, że powinienem poznać jej ojca. Zgodziłem się. Nawet poczułem ulgę, bo zdawało mi się, że to trochę głupio nic nie wiedzieć o dziewczynie, z którą się mieszka i żyje.

Wkrótce pojechaliśmy z wizytą do domu Kasi. Jej ojciec nie był typowym pięćdziesięciolatkiem. Luzak, ubrany młodzieżowo, oczy skrywał za ciemnymi okularami. Nogi, obute w modne adidasy, trzymał na stole tuż obok przystawek. Widać było, że pozuje na równiachę i młodzieniaszka, tylko jak zgred pił wódkę z colą. Chciał mi polewać. Odmówiłem, tłumacząc, że przecież niedługo znowu usiądę za kierownicą.

– Jeden drink nie zaszkodzi! – zarechotał i podał mi szklankę z alkoholem.

Na odczepnego umoczyłem usta. Rozejrzałem się po ich mieszkaniu. Było dość spore, ale zaniedbane. Zupełnie nie przypominało tego, o którym tyle razy opowiadała mi Kasia. Z jej relacji wynikało, że kiedyś mieszkała w eleganckim i nowoczesnym apartamencie, tymczasem teraz patrzyłem na przeciętne M-3 z wysłużonymi meblami, w bloku z pewnością pamiętającym czasy wczesnego Gierka. Jej ojciec miał być biznesmenem, który rozprowadzał jakieś luksusowe produkty spożywcze. Tymczasem na stole znalazły się produkty z taniego marketu.

Pomyślałem, że Kasia idealizuje ojca. Niewiele mnie to obeszło. W końcu to nie z nim mieszkałem… W drodze powrotnej próbowałem podpytywać Kasię o rodzinę. Wiedziałem, że jej matka nie żyje, ale ona zamieszkała u ojca jeszcze przed jej śmiercią.

– Rodzice mieli bardzo różne charaktery i to było przyczyną ich rozstania, a że mama nie miała środków do życia, to wychowywałam się u taty – wyjaśniła.

Naturalne było, że z następną wizytą pojedziemy do moich rodziców. Oni co prawda znali Kasię z jej letniego pobytu, jednak uznałem, że dobrze będzie zjeść razem z nimi niedzielny obiad. To był zupełnie inny klimat niż odwiedziny u jej ojca. Mama nagotowała, napiekła, przytulny dom pachniał pysznościami, wszyscy byli bardzo mili. Widziałem, że Kasia dosłownie się rozpływa w tym naszym rodzinnym ciepełku. Ucieszyłem się i wtedy zdałem sobie sprawę, że mi na niej naprawdę zależy. Współczułem jej, że miała taki chłodny dom. Doceniłem za to mój własny. I moich rodziców.

– Tata zawsze był despotyczny. Wiele wymagał, a jak coś się mu nie podobało, potrafił nie odzywać się do mnie tygodniami. Zawsze najlepiej wiedział, co jest dla nie dobre, i zazwyczaj po czasie uznawałam jego racje, bo jest naprawdę mądrym człowiekiem. Dużo dla mnie poświęcił. Nigdy mu się nie odwdzięczę za jego dobroć – mówiła Kasia, wyraźnie rozluźniona po wizycie w moim domu rodzinnym.

– A dlaczego miałabyś mu się odwdzięczać? – zdziwiłem się. – Przecież to normalne, że rodzice robią, co mogą, dla dobra dzieci. Potem ich dzieci rewanżują się swoim i tak dalej.

– No, nie do końca tak jest. Myślę, że dzieci zaciągają u rodziców dług, który powinny spłacić, jak dorosną – upierała się przy swoim. – Ja na pewno zrobię wszystko, żeby wynagrodzić ojcu to, co dla mnie zrobił. Na początek wyremontuję mu mieszkanie i wykupię zagraniczną wycieczkę. Może do Kenii, bo zawsze chciał tam pojechać – powiedziała rozmarzona.

Niedługo potem Kasia zaczęła mówić o zaręczynach. Co rusz wspominała, że czas na to najwyższy. Zasugerowała nawet, że powinienem uklęknąć i dać jej pierścionek, najlepiej w restauracji. Stanowczo zapowiedziałem, że nigdzie klękać nie będę. Pomysłowi z pierścionkiem się nie sprzeciwiałem. Wybraliśmy go razem.

Potem bawiliśmy się na weselu Maćka i Edyty. Od tego czasu Kasię coś napadło – zaczęła codziennie wspominać, że my też powinniśmy się pobrać. Udawałem, że nie słyszę. W końcu nie wytrzymałem.

– Absolutnie nie ma o tym mowy! – zdenerwowałem się. – Muszę dotrwać do dyplomu i nie będę dobierał garniturów i muszek, kiedy powinienem skupić się na nauce. Możesz to rozumieć?!

Kasia nic nie powiedziała, tylko usta zrobiły się jej jak kreseczki. Wiedziałem jednak, że pomysłu nie porzuciła. Postanowiła poczekać, aż skończę studia.

Te plany mu się nie spodobały

Po dyplomie pomysł wrócił. I w zasadzie nie było już co zwlekać. 

– Chciałabym mieć ślub w kwietniu – powiedziała Kasia.

– Dobrze – odrzekłem.

– Tak się cieszę! Bałam się, że nie zechcesz – rzuciła mi się na szyję.

– Dlaczego miałbym nie chcieć? Kwiecień to dobry termin – przytuliłem ją.

Zadzwoniliśmy do moich rodziców i do jej ojca, żeby ich poinformować o naszej decyzji i ustalić termin spotkania.

– Tata bardzo się ucieszył. Od dawna mnie na to namawiał – zaszczebiotała Kasia po zakończeniu rozmowy z ojcem.

Trochę mnie to zaskoczyło. Czyżby ojciec Kasi miał na nią aż tak duży wpływ? Tydzień później razem z jej ojcem zjawiliśmy się w domu moich rodziców. Klon Kuby Wojewódzkiego, czyli mój przyszły teść, od progu dawał do zrozumienia, że mu się u nas nie podoba. Może spodziewał się czegoś innego – biednej wiejskiej chaty. Ale nasz dom był duży, ładny, wcale nie stary. Miał przeszkloną werandę, piękny ogród, a w nim szklarnię. Facet, patrząc na to wszystko, pogwizdywał przez zęby. Kasia milczała.

W czasie obiadu wszyscy byli spięci. Rozmowa się nie kleiła. Uznałem jednak, że to najlepszy moment na przekazanie ważnej informacji.

– Ponieważ zebraliśmy się tutaj całą rodziną – zacząłem – to dobra chwila, żebym coś ogłosił. Dosłownie wczoraj szef naszego Gminnego Ośrodka Sportu i Rekreacji zaproponował mi pracę. Będę trenerem, tak jak chciałem – oznajmiłem im.

– To cudownie! – wykrzyknęła mama. – Przecież mamy wolne dwa pokoje z łazienką i osobnym wejściem. Wprawdzie myśleliśmy o agroturystyce, ale na początek świetnie nadadzą się dla was.

Kasia nic nie mówiła, tylko uparcie patrzyła w stół. Jej ojciec też milczał, ale wyraźnie było widać, że jest wściekły. Mama zaproponowała, że pokaże nam apartament. Kasia weszła do pierwszego pokoju, obejrzała go pobieżnie, zajrzała do drugiego. Łazienki już nie obejrzała. Potem pojechaliśmy do pobliskiego pałacu, w którym mieści się dom weselny. To też się nie spodobało ojcu Kasi. Jego zdaniem było „kiczowato i o wiele za drogo”.

Po kolacji, podczas której rozmowa cały czas się rwała, rozstaliśmy się ulgą. Wracałem do domu w radosnym nastroju. Byłem szczęśliwy, że niedługo koniec z wynajmowaną klitką, rozpocznę wymarzoną pracę, Kasia będzie u mego boku…

– Kwiecień za pasem – powiedziałem, licząc na to, że wspomnienie o ślubie wyrwie moją narzeczoną z milczenia.

Nic z tego. Temat, który ją tak emocjonował, nagle przestał być atrakcyjny. A może po prostu czuła się zmęczona? Temat ślubu ucichł, co zaczęło mnie martwić. Wszyscy już szykowali się na wesele, a my nadal nie mieliśmy umówionej sali weselnej. Kasia wciąż mnie zbywała.

– Są ważniejsze sprawy – mówiła, ale nie zdradzała jakie.

Miałem nadzieję, że biega po salonach i mierzy suknie ślubne. Tak jednak nie było. Pewnego wieczoru wyjawiła mi w końcu, o co chodzi.

– Wahałam się długo, ale uznałam, że musimy zrobić korektę w planach. Wcale nie powinniśmy mieszkać u twoich rodziców. Nie boisz się, że utkniesz w tej gminie do końca życia? Lepiej zacząć skromniej, ale w dużym mieście – klarowała mi. – Tam musisz szukać pracy trenera.

– Nie wiadomo, ile będę musiał na nią czekać, i czy w ogóle ją dostanę – zauważyłem, nieco oszołomiony jej słowami.

– No to będziesz mógł pracować u mojego ojca i razem z nim jeździć z towarem w Polskę – odparła natychmiast, jakby tę odpowiedź miała już przygotowaną.

– Przecież wiesz, jak zabiegałem o pracę trenera. Cudem ją dostałem i teraz mam zrezygnować?!

– Tak – odparła spokojnie.

– A jak znajdę nową pracę w waszym mieście, to co? Będę musiał ją odrzucić, żeby być pomagierem twojego ojca? – spytałem prowokacyjnie.

Kasia wcale się nie przejęła. Była pewna, że w końcu osiągnie cel. Czułem to.

Przez kolejne dni i tygodnie naciskała, żebym zgodził się na przeprowadzkę do jej ojca i na pracę u niego. Jednocześnie odwlekała wizytę w kościele, gdzie mieliśmy dać na zapowiedzi. Już nie wiedziałem, co odpowiadać na coraz bardziej natarczywe pytania znajomych i rodziny.

W końcu Kasia zgodziła się, żebyśmy pojechali dać na zapowiedzi. Byliśmy już na terenie kościelnym, szliśmy prosto do kancelarii z kompletem dokumentów w teczce, gdy moja narzeczona nagle stanęła. Też się zatrzymałem. Odwróciła się w moją stronę i popatrzyła mi w oczy.

– Wybacz, ale zdecydowałam, że nie wezmę z tobą ślubu kościelnego.

– Dlaczego?! – byłem w szoku.

– Zbyt mało się znamy. Nie chcesz żyć, tak jak ja chcę. Uważam, że możemy wziąć ślub cywilny, tak na próbę.

– Ani myślę! – warknąłem.

Co ona sobie wyobraża? Że nadal będzie próbować mnie tak bezczelnie urabiać, a ja będę tańczyć, jak mi zagra ona i jej tatuś?! A ja niby kim jestem? Plastusiem. którego można ulepić?

– Ale przecież to ty chciałaś ślubu w kościele! – przypomniałem.

– Myślałam, że jesteś inny – odrzekła.

– Tata od początku miał rację, że nic z tego nie będzie. Że nie pasujesz…

– Tata, tata! – krzyknąłem tak głośno, że aż poderwały się gołębie. – Aż do śmierci będzie ci mówił, co masz robić? Gwarantuję, że żaden mężczyzna tego nie zniesie. Oprzytomnij, dziewczyno!

Ale ona nie słuchała. Nie oglądając się, szła szybkim krokiem do samochodu. Widocznie nie powiódł się tajemniczy plan, w którym prawdopodobnie miałem odegrać jakąś ważną rolę, bo nagle narzeczona przestała być mną zainteresowana. Poszedłem za nią i pojechaliśmy ostatni raz do naszego wspólnego mieszkania. Spakowałem się błyskawicznie. Osobiste rzeczy wrzuciłem do dwóch toreb, zapowiedziałem, że po resztę przyjadę w następny weekend, i na tym się skończyło.

Wróciłem do rodziców. Chociaż wcześniej tak się cieszyłem na moją pierwszą w życiu pracę, teraz straciłem cały zapał. Powtarzałem sobie, że to minie, że po prostu jestem w dołku. Ale nie minęło…

Minął rok, a ja nadal czuję się jak głupek. I chyba za takiego uchodzę, bo dziewczyny omijają mnie szerokim łukiem. Pewnie się zastanawiają, co takiego zbroiłem, że narzeczona zostawiła mnie tuż przed ślubem. Sam chciałbym to wiedzieć.

Czytaj także:
„Kocham swojego męża, ale dopiero przy Wacku poczułam spełnienie. Chudy, pryszczaty informatyk uwiódł panią dyrektor”
„Mój były błaga o drugą szansę, ale to duże dziecko. Wciąż go kocham, jednak nie chcę matkować dorosłemu mężczyźnie”
„W wyniku wypadku straciłem sprawność, kobietę i szansę na karierę w branży fitness. Za to zyskałem prawdziwą miłość”

Redakcja poleca

REKLAMA