Nigdy nie miałam zbyt dobrych relacji ze swoją sąsiadką z górnego piętra. Zawsze uważałam ją za głośne i awanturnicze babsko, które wszystkich obgaduje i do wszystkiego się wtrąca. I nigdy bym nie przypuszczała, że będziemy mieć szansę na zostanie rodziną.
A wszystko zaczęło się od zalania, po których to nie ona, ale jej syn przyszedł mnie przepraszać. I przepraszał tak skutecznie, że został już na zawsze.
Nigdy za nią nie przepadałam
Kiedy tylko wprowadziłam się do swojego własnego mieszkania, to byłam najszczęśliwszą osobą pod słońcem. I zupełnie nie interesowało mnie to, jakich mam sąsiadów. Tak naprawdę to nie zamierzałam wchodzić z nimi w żadne bliższe relacje. Chciałam tylko spokojnie mieszkać i cieszyć się swoim prywatnym gniazdkiem.
Jednak nic z tego nie wyszło. Już kilka dni po wprowadzeniu się do mieszkania spotkałam na klatce panią Krystynę.
— Tylko proszę zachowywać się cicho i nie organizować żadnych imprez — powiedziała na wstępie. Nawet się nie przywitała. — A jeżeli będzie za głośno, to od razu będę wzywać policję — dodała jeszcze.
Spojrzałam na nią zaskoczona i kompletnie nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Nigdy nie należałam do rozrywkowych osób, więc całonocne imprezy w tym przypadku nie wchodziły w grę.
— Czy uważa pani, że zachowuję się za głośno? — nie mogłam powstrzymać się przed odrobiną złośliwości. Do tej pory nie nastawiłam nawet telewizora, bo po prostu nie miałam na to czasu.
— Jak na razie to nie — usłyszałam.
Ale zaraz dodała, że tak ma być cały czas. Nie powiedziałam nic. Nie chciałam już od samego początku robić sobie wroga.
A i tak na niewiele się to zdało. Pani Krystyna od pierwszego dnia spotkania ze mną nie pałała do mnie sympatią i nie omieszkała przypominać mi o tym na każdym kroku.
Akurat kończyłam remont
— Trochę za głośno pani wierci — powiedziała mi któregoś ranka. A ja niestety musiałam to robić, bo akurat kończyłam remont i wyposażałam swoje mieszkanie.
— Staram się to robić w takich godzinach, aby nikomu nie przeszkadzało — powiedziałam z irytacją w głosie. Już kilkukrotnie pukała mi w sufit, jednoznacznie dając do zrozumienia, że jest za głośno.
— Ale przeszkadza — warknęła.
Potem odwróciła się na pięcie i poszła do siebie. A ja zostałam przy swoich drzwiach i próbowałam się uspokoić. A wcale nie było to takie proste. Pani Krystyna niemal każdego dnia miała do mnie pretensje — o odgłos wiertarki, o zbyt głośną pracę pralki lub zmywarki czy o zbyt głośne zamykanie drzwi.
Tak naprawdę, to nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że robi wszystko, aby mi dopiec. I to nie dlatego, że coś jej naprawdę przeszkadzało, ale dlatego, że po prostu miała taki kaprys. I tak szczerze powiedziawszy zaczynałam mieć już jej serdecznie dosyć.
— Jak tak dalej pójdzie, to będę musiała się wyprowadzić — poskarżyłam się przyjaciółce, która od początku znała moje perypetie z wredną sąsiadką.
— A olej ją — powiedziała tylko. — I ciesz się tym, że jesteś na swoim — dodała.
A ja postanowiłam zastosować się do jej rady. Przez kilka kolejnych tygodni miałam względny spokój. Wprawdzie pani Krystyna dalej narzekała na moje zachowanie, ale przynajmniej przestała walić mi po suficie. Być może na jej zachowanie wpłynęło to, że zawsze jej przytakiwałam.
Zobaczyłam ogromną plamę
— Oczywiście, że ściszę dzisiaj telewizor — obiecałam jej, gdy już z samego ranka złapała mnie na klatce schodowej i powiedziała, że zbyt głośno oglądałam film.
— To dobrze — powiedziała tylko.
A ja chociaż przywołałam na twarz uśmiech, to w duchu wyzywałam ją od najgorszych. A ona jeszcze się do mnie odwróciła i powiedziała, że zawsze dba o dobre relacje sąsiedzkie.
Dosyć szybko przekonałam się, że jednak nie do końca jest to prawda. Gdy kilka dni później wróciłam do domu, to poczułam, że z sufitu... spadają na mnie krople wody. A gdy podniosłam wzrok, to zobaczyłam ogromną plamę na suficie, która zahaczała też już o ściany. Czym prędzej pobiegłam na górę.
Jednak sąsiadka nie otworzyła mi drzwi. A przecież ją słyszałam, bo podeszła do wizjera.
— Pani Krystyno, proszę otworzyć — powiedziałam stanowczo. — Chyba zalała mi pani mieszkanie — dodałam. A gdy sąsiadka dalej ukrywała się w mieszkaniu, to sięgnęłam po kolejny argument. — Jeżeli pani nie otworzy, to wezwę policję — dodałam.
I dopiero ten argument poskutkował. Po kilku sekundach usłyszałam, że drzwi od mieszkania sąsiadki się otwierają, a ona sama delikatnie wychyla głowę.
— Każdemu się może sią zdarzyć, prawda? — zapytała opryskliwie. — A ja już wszystko posprzątałam. To i u pani za niedługo wyschnie — dodała. A potem zamknęła mi drzwi przed nosem.
„O nie, tak to nie będziemy rozmawiać” — pomyślałam ze złością.
Zadzwoniłam do kierownika
Jeszcze tego samego dnia zadzwoniłam do kierownika wspólnoty i swojego ubezpieczyciela. A wszystkie koszty postanowiłam scedować na sąsiadkę. Wstępny rachunek za remont wrzuciłam jej do skrzynki pocztowej, a dodatkowo napisałam liścik. „A wystarczyło się dogadać” — brzmiała jego treść.
Problem był taki, że z tą kobietą nie dało się dogadać. Kiedy złość mi już trochę minęła, to sama przed sobą musiałam przyznać, że koszty pomalowania sufitu i ściany wcale nie będą tak duże, jak początkowo sądziłam. Ale i tak czułam satysfakcję, że udało mi się nastraszyć swoją sąsiadkę.
— Ona mnie puści z torbami — słyszałam jak żaliłam się jakiemuś młodemu mężczyźnie. — A przecież ja od początku chciałam się z nią dogadać — mówiła. „Akurat” — pomyślałam. I zamykając drzwi do swojego mieszkania, odpowiednio głośno nimi trzasnęłam. „A co mi tam” — pomyślałam złośliwie.
Kilka minut później usłyszałam pukanie do drzwi i byłam przekonana, że to pani Krystyna przyszła zwrócić mi uwagę. Nie zamierzałam dać się zastraszyć. I gdy w bojowym nastroju otworzyłam drzwi, to zamiast pani Krystyny zobaczyłam niebieskookiego bruneta, który miał jednej z najładniejszych uśmiechów jakie widziałam.
— Jestem Adam — przedstawiła się. A ja po kilku sekundach uświadomiłam sobie, że jest to mężczyzna, który wcześniej rozmawiał z moją sąsiadką. — Jestem synem pani Krystyny — dodał.
A ja od razu poczułam złość.
— Nasłała pana na mnie? — zapytałam oburzona.
— Nie, nie — zaprzeczył szybko przystojniak. — Ja sama postanowiłem przyjść i panią przeprosić — dodał.
A potem wyciągnął zza pleców czekoladki i duży bukiet kwiatów.
Był naprawdę przystojny
— A co to ma znaczyć? — zapytałam.
Wcale nie uwierzyłam w jego słowa, że niby ta jego wizyta wynikła całkowicie z jego inicjatywy. Byłam przekonana, że to sąsiadka nasłała go na mnie, aby próbował załagodzić sytuację i tym samym obniżyć koszty moich roszczeń. A że był naprawdę przystojny, to jej plan mógłby się powieść.
— W ramach przeprosin — powiedział.
A potem zapytał, czy może wejść. Odsunęłam się od drzwi i wpuściłam go do środka. I nawet nie przypuszczałam, że tym samym wpuszczam go też do swojego życia.
Adam spędził u mnie kilka kolejnych godzin. I to był bardzo mile spędzony czas. Nigdy w życiu nie przypuszczałam, że tak wredna baba może mieć tak sympatycznego syna.
— Wpadnę jutro — powiedział wieczorem. I obiecał, że przyniesie ze sobą cały zestaw naprawczy.
I faktycznie tak było. Adam okazał się świetnym fachowcem i w ciągu kilku dni doprowadził moje mieszkanie do stanu przed zalaniem. A dodatkowo zaproponował kilka innych drobnych prac.
— To też w ramach przeprosin? — zażartowałam.
A on spojrzał mi w oczy.
— Nie — odpowiedział. — Po prostu lubię tu przebywać — powiedział.
A potem pochylił się, aby mnie pocałować. I chociaż początkowo nie wiedziałam jak zareagować, to szybko oddałam mu pocałunek. I tak się zaczął nasz związek.
Dzięki wrednej sąsiadce poznałam faceta, który całkowicie odmienił moje życie. Przyszedł przeprosić mnie za swoją matkę i został już na stałe. A pani Krystyna?
Przeprosiła mnie za zalanie mojego mieszkania i zapewniła mnie, że to się więcej nie powtórzy. A jeżeli nawet, to nie będzie unikała odpowiedzialności. Nie do końca jej uwierzyłam. Ale nie zamierzam się z nią sprzeczać. Przecież nie wiadomo, czy to właśnie ona nie zostanie moją teściową.
Marta, 29 lat
Czytaj także:
„Po stracie żony zaszyłem się w leśnej chacie. Z dala od ludzi chciałem na nowo ułożyć swoje życie”
„Choć jestem weganką to matka obrzuca mnie mięsem. Od 24 lat codziennie karze mnie za to, że mnie urodziła”
„Po rozwodzie zwaliłam się z dziećmi do rodziców. Układ był idealny, bo miałam darmową opiekę, wikt i opierunek”