Działo się to w latach dziewięćdziesiątych. Miałam wówczas 24 lata, byłam młodą mężatką. Za pieniądze od rodziców kupiliśmy mieszkanie. Trafiła się okazja; jakieś skłócone małżeństwo postanowiło się rozstać i pozbyć wspólnego lokum. To było piętro w przedwojennej willi z niewielkim ogródkiem za domem.
Na parterze mieszkali starsi państwo…
Wprawdzie mieszkanie wymagało remontu, ale to już postanowiliśmy załatwić we własnym zakresie. W końcu malowanie ścian to nie problem. A najważniejsze, że domek znajdował się na Żoliborzu, piętnaście minut jazdy tramwajem od centrum Warszawy. Bajka!
Byłam szczęśliwa. Witka poznałam, gdy miałam zaledwie sześć lat, kiedy to sprowadził się z rodzicami do naszego bloku. Już od pierwszego dnia przypadliśmy sobie do gustu. Najpierw związała nas wielka przyjaźń, a od połowy ogólniaka wielka miłość. Potem studia prawnicze, no a już na starcie wspólnej drogi możliwość zamieszkania we własnym pięknym mieszkaniu…
Szybko zaprzyjaźniłam się z panią Krysią, która zajmowała mieszkanie na parterze. Sąsiadka niedawno skończyła 78 lat, ale tak szybko chodzącej osoby, która zajmowała się dziesiątkami spraw naraz, jeszcze dotąd nie spotkałam.
Pan Tomasz, jej osiemdziesięcioletni mąż, był całkowitym przeciwieństwem żony. Chodził raczej niewiele, ciężko wspierając się na lasce. Był też małomówny, ale i z nim połączyła nas nić wielkiej sympatii.
Pewnego dnia zaczęłam prace, które miały doprowadzić nasz kawałek ogródka do używalności. Mąż wyciął stare krzaki i porąbał zwalone niegdyś przez wiatr drzewo. Pracując w ogródku, codziennie widziałam się z panią Krysią. Nasza zażyłość stała się z czasem tak bliska, że pewnego wieczora, przy herbacie, sąsiadka zwróciła się do mnie z nieco strapioną miną:
Pomyślałam, że sąsiadka ma coś nie tak z głową
– Bardzo cię, Jadwisiu, polubiłam. Twój mąż też jest bardzo sympatycznym młodym mężczyzną.
Szkoda, że już wkrótce będziemy musieli was stracić.
Zdumiałam się i zaniepokoiłam. Czyżby pani Krysia miała coś nie tak z głową?
– Dlaczego mielibyśmy stracić ze sobą kontakt? – spytałam łagodnie.
– Widzisz… – zawahała się. – To mieszkanie, które kupiliście, jest przeklęte.
– Co ma pani na myśli? – spytałam wolno, będąc pewna, że staruszka majaczy.
– Jadwiniu, ja i Tomek w tym mieszkaniu na parterze żyjemy już od 1938 roku. Byliśmy tacy szczęśliwi… – sąsiadka uśmiechnęła się z nostalgią. – Nad nami zamieszkało pewne młode małżeństwo. Ich idylla trwała dokładnie pół roku. Potem zaczęły się kłótnie. Podobno zaczął ją zdradzać. Kilka razy była nawet wzywana policja, gdyż okazywało się, że żona z zazdrości groziła mężowi śmiercią. No i pewnego dnia sąsiad znikł. To było w sierpniu 1939 roku. Jego żona oświadczyła, że ślubny wyjechał z kochanką za granicę. Policja jednak zaczęła podejrzewać, że niekoniecznie tak właśnie się stało.
Kilka tygodni później wybuchła wojna i ludzie mieli na głowie już inne sprawy niż szukanie męża, który, być może, uciekł z kochanką za granicę. I tak sprawa poszła w zapomnienie. Sąsiadka mieszkała nad nami niemal czterdzieści lat. Prawie jej nie widywaliśmy. Zmarła pod koniec 1977 roku. Ponieważ nie miała krewnych, miasto przejęło po niej schedę i sprzedało na licytacji trzy pokoje. No i od tego czasu się zaczęło…
– Cóż takiego?
– Już, Jadwisiu, wyjaśniam. Przez te wszystkie lata za każdym razem sprowadzały się tu młode małżeństwa.
– Było ich bardzo wiele – dopiero teraz odezwał się siedzący obok nas pan Tomasz.
– Otóż to. Zawsze najpierw małżonkowie gruchali ze sobą niczym para gołąbeczków. Po pół roku coś zakradało się do ich szczęśliwego stadła i psuło związek. Zaczynały się pierwsze niesnaski, podejrzenia, kłótnie. Wreszcie mijał rok i jeszcze niedawno szczęśliwi i zakochani w sobie ludzie, rozstawali się niczym najwięksi wrogowie. Za każdym razem ona podejrzewała jego o zdradę. Ale, co najciekawsze… – pani Krysia zawiesiła głos jak wytrawny gawędziarz – …tą kochanką męża zawsze była młoda trzydziestolatka o niebieskich oczach i pięknych blond włosach. Kubek w kubek podobna do naszej sąsiadki, gdy jako młoda żonka sprowadziła się z mężem do mieszkania na piętrze!
– Każda z owych tajemniczych kobiet miała jeszcze jedno charakterystyczne znamię – dorzucił pan Tomasz.
– Nie, to nie było znamię – pani Krysia poprawiła męża. – Pieprzyk po prawej stronie nad ustami.
– Jak tamta przed wojną – pan Tomasz podniósł wzrok znacząco na sufit.
„Świetna historia – pomyślałam. – Ale takie cuda to przydarzają się innym, nie mnie”. Myliłam się.
Pewnego lipcowego wieczora wróciłam z pracy nieco później. Kiedy weszłam do kuchni, zobaczyłam rozstawione naczynia. Czyżby był u nas jakiś gość? Od męża dowiedziałam się, że spotkał na ulicy nieznajomą. Kobieta zwichnęła nogę. Mój Witek zaprosił ją do naszego domu, a że był świeżo upieczonym lekarzem …
– Jak wyglądała? – spytałam tknięta jakimś przeczuciem. – Opisz ją dokładnie.
Mąż popatrzył na mnie zdziwiony, ale odpowiedział:
– Ładna trzydziestolatka. Niebieskie oczy i piękne blond włosy.
– Miała pieprzyk nad ustami?
Mąż przytaknął, a mnie dreszcz przeszedł po plecach. Czy przekleństwo miało dosięgnąć również naszego małżeństwa?
Opowiedziałam wszystko mamie. Nie pominęłam żadnego szczegółu.
Wtedy usłyszałam, że na wszystko radę znajdzie jej siostra. Ciocia Klara zajmowała się wróżeniem z kart i oczyszczaniem miejsc nawiedzonych. Nie wierzyłam w te czary-mary, jednak teraz, pod nieobecność Witka, zgodziłam się na wizytę ciotki w naszym domu.
Kobieta powiedziała jedno słowo: „Dziękuję”
Klara przez jakiś czas krążyła po mieszkaniu z przymkniętymi oczami. Coś do siebie szeptała. Potem zaczęła z kimś rozmawiać, aż stanęła przed ścianą w kuchni.
– Co za nią jest? – spytała.
Wzruszyłam ramionami. Na parterze u sąsiadki była niewielka spiżarka, ale u nas niczego takiego nie było.
– Nic. To ściana wokół komina.
Ciotka jednak orzekła, że przed nami są jakieś drzwi. Pomyślałam, że oto dowód na to, że ciotka Klara ma nierówno pod sufitem. Tymczasem ona otworzyła szufladę, jedną, drugą, wyjęła metalowy tłuczek do mięsa i nim zdołałam zaprotestować, uderzyła nim w ścianę. Posypał się tynk.
– Zwariowałaś?! – krzyknęłam.
Ale nie dodałam nic więcej. Zatkało mnie. W wybitej dziurze zobaczyłam dziurkę od klucza. Ciotka nie przestawała pracować tłuczkiem, aż zbiła cały tynk. W unoszącym się kurzu zobaczyłyśmy drzwi. Klara przeżegnała się i je pchnęła. Pomogłam jej.
Za drzwiami była spiżarka, taka jak w mieszkaniu na dole, oraz… mężczyznę, który, jak wykazały późniejsze badania, został otruty 80 lat wcześniej.
Czyli niewierny mąż wcale nie uciekł z kochanką! To sprawka żony.
Wybuchła wojna i zapomniano o mężczyźnie. A zazdrosna żona przemieszkała tu do końca swoich dni.
Jak orzekła ciocia Klara, duch zabitego mścił się na wszystkich, którzy zajmowali przez lata to mieszkanie.
– Ale kłopoty się skończą – orzekła. – Jeśli wyprawicie mu przyzwoity pogrzeb.
Zrobiliśmy tak jak Klara poradziła. Kiedy wychodziliśmy z cmentarza, Witek poszedł jeszcze zapłacić grabarzom. Wrócił wyraźnie przejęty. Spotkał tamtą kobietę, która jakiś czas temu skręciła nogę.
– Usłyszałem od niej tylko jedno słowo: „Dziękuję”. Potem pobiegła do wysokiego, staromodnie ubranego mężczyzny i oboje odeszli w głąb cmentarza. Dziwne, nie?
Czytaj także:
„Ona wykorzystała mnie, by odegrać się na swoim chłopaku, a ja durny myślałem, że to moja przyszła żona”
„Nakryłam męża w łóżku z nianią naszych córek. Zostawił mnie z dziećmi, bo nie byłam dla niego prawdziwą kobietą”
„Syn narzeka, że go kontroluję. Mam do tego prawo, bo całe życie od ust sobie odejmowałam, by jemu nic nie zabrakło”