„Sąsiadka wykrzyczała mi, że jestem plotkarą. Jakby żyła po bożemu, to bym nie wypytywała jej dziecka, gdzie jest tatuś!”

Moja przyjaciółka wstydu nie ma fot. Adobe Stock, Syda Productions
„– Ze mną proszę gadać, a nie dziecko mi maglować! Najpierw tatuś, potem kościółek… Niech cię nie obchodzi nasze życie, plotkaro, swoim się zajmij! – warknęła. Co za ludzie, żeby tak na starszą osobę z pyskiem naskoczyć… Że ja jestem plotkara? Swoją drogą, autem przyjechała, więc chyba nieźle jej się powodzi, jak na samotną matkę”.
/ 17.03.2023 18:30
Moja przyjaciółka wstydu nie ma fot. Adobe Stock, Syda Productions

Lubię lato, w końcu człowiek trochę powietrza złapie, zamiast się kisić w mieszkaniu, jakby się już szykował do trumny. Raniutko wstaję, śniadanie zjem, kawę wypiję, a potem otwieram okno, wykładam poduszkę i patrzę, co tam się na świecie zmieniło od poprzedniego dnia. Czasem zagadam do kogoś, pośmiejemy się… Jakie to szczęście, że nie dałam się Jankowi namówić na pierwsze piętro, gdyśmy się tu wprowadzali czterdzieści lat temu!

Tylko parter, zapowiedziałam, parter najlepszy

I proszę, pięć lat, jak się Janek zawinął na łono Abrahama; gdybym go słuchała, sama musiałabym tachać zakupy po schodach. Z chłopami tak zawsze – nagada się taki, nagada, a jak przyjdzie co do czego, to go nie ma. W nocy popadało, aż dziwne, że nie słyszałam, bo śpię na starość jak mysz pod miotłą. Ale parapet mokry, znakiem tego był deszcz. Wytarłam, na wszelki wypadek ceratę podłożyłam, i już poduszka i siedzę, a kos w koronie klonu nade mną śpiewa jak najęty.

Zawsze tu ptactwa było mnóstwo, Niemcy to jednak wiedzieli przed wojną, jak osiedla stawiać. Bloki z czerwonej cegły, elegancko ustawione w prostokąt, w środku podwórza pełne zieleni. Jak tu przyszliśmy, jeszcze drzewa owocowe rosły, ile to dzieciarnia miała radości, zbierając śliwki i czereśnie! Potem jakieś niezgraby zaczęły się rodzić, raz jeden spadł z gałęzi, potem się drugi połamał, wreszcie wycięli wszystko i iglaki posadzili, żeby już żadnego nie kusiło do wspinaczki. Teraz dzieci jak na lekarstwo, starzy tylko zostali i tak dogorywamy.

– A pani znów w oknie – usłyszałam.

Na zakupy się sąsiedzi wybrali, widać. On koszyk na kółkach ciągnie, ona znów z tą starą torebką co zawsze. A tacy byli szykowni kiedyś! On zwłaszcza, cóż to był za mężczyzna: wysoki, włos czarny, a ruszał się jak tygrys… Kiedyś, jak w piwnicy na niego wpadłam, to mi się śnił potem, nawet Janek zaczął coś podejrzewać, chociaż z natury mało zazdrosny był.

– A w oknie – potwierdziłam. – Dzień taki piękny, żal się w czterech ścianach zamykać.

Na spacer trzeba iść, nogi rozprostować – oczywiście, zaraz się mądrzy jak to emerytowana nauczycielka. – Ruch dobrze robi na krążenie. Gimnastyka!

– Ja na krążenie nie narzekam – wzruszyłam ramionami. – Całe życie krążyłam z domu do roboty, teraz chętnie posiedzę dla odmiany.

Jakim cudem chłop wytrzymuje z tym babskiem? Wszystkie rozumy pozjadała i czy człowiek chce, czy nie, musi słuchać. Okropność!

– Podobno promocja na masło w osełce w naszym markecie – rzuciłam niby od niechcenia.

Poszła jak przeciąg, bo chytra na pieniądze, jakby całe życie głodna chodziła. Jeszcze z Jankiem żeśmy się z niej śmiali, że niektórzy oszczędni, że spod siebie by jedli, jakby się dało. Ta nowa z góry już musiała pojechać do roboty, bo auta nie ma na parkingu. Pewnie znów jej córka sama w domu siedzi… Co to za życie dla dziecka? Wakacje, a dziewuszka zamiast biegać z innymi, gapi się w telewizor albo gada z obcymi w komputerze. A mówiłam jeszcze w maju, że parafia organizuje obóz oazowy, ale pani szanowna tylko burknęła „dziękuję”, i tyle ją widzieli.

Obrączki na palcu nie ma…

Dawniej rozwódki chociaż dla przyzwoitości nosiły dalej, a teraz nie dojdziesz, czy toto miało kiedyś męża. Z klatki obok wyszła magistrowa – ta zawsze klasę miała i dalej ma. Całymi tygodniami samiutka aptekę prowadziła, jak jej mąż miał wypadek. Jeszcze teraz, gdy się poprosi, to załatwi lek bez recepty. Interes synowi zostawili – to się nazywa mieć łeb! My z Jankiem zawsze tyraliśmy na zmiany w fabryce ! A mogłam lepiej trafić, ładna ze mnie była dziewczyna, nie było na ulicy chłopa, który by się nie obejrzał… Oczyska wielkie czarne, warkocz gruby do pasa… Ech, głupi człowiek był, i tyle. Myślał, że miłość się liczy, a tymczasem ta raz-dwa minęła, i co zostało? Nico!

– Dzień dobry – usłyszałam znany głosik na dole.

Wyszła malutka jednak na słoneczko!

Gdzież to się panieneczka wybiera taka wystrojona? – zapytałam, bo w tej zielonej sukience w białe groszki jeszcze jej nie widziałam.

– Do tatusia – pisnęła.

– O… A twój tatuś u nas w mieście mieszka czy gdzieś z daleka przyjechał? – zapytałam.

– Przyjechał – spuściła głowę i widziałam, że jej bródka zaczyna drżeć.

Dobrze, że zdążył przyjechać – powiedziałam, żeby ją pocieszyć. – Bo niedługo już koniec wakacji. Do której klasy przeszłaś?

– Do trzeciej – uśmiechnęła się.

– O, to do komunii pójdziesz – uśmiechnęłam się. – Będziesz miała piękną suknię, jak księżniczka!

Rozmawiałyśmy sobie, ja wychylona z okna, ona przy domofonie. A tu nagle z wewnątrz ręka się wyciąga, łaps małą za ramię i głos słyszę, żeby zaczekała na schodach.

– Chciała pani o coś spytać? – jej matka wyszła z klatki i podparła się pod boki. – Ze mną proszę gadać, a nie dziecko mi maglować!

– Przecież ja tylko z życzliwości – aż mnie zatkało na taką bezczelność. – Po sąsiedzku.

– Akurat – prychnęła. – Po sąsiedzku to się o pogodzie dyskutuje, a nie najpierw tatuś, potem kościółek… Gówno cię obchodzi nasze życie, stara plotkaro, swoim się zajmij! Madzia, chodź no tu! – zawołała na córkę. – Idziemy do garażu!

Co za ludzie, żeby tak na starszą osobę z pyskiem naskoczyć… Że ja jestem plotkara? Ja?! A potem trąbią w radio, że znieczulica panuje! Mogłam sobie patrzeć, czy auto na parkingu, skoro garaż wynajęła…Swoją drogą, nieźle się powodzi, jak na samotną matkę z dzieckiem. Ale wyżreć się o wysokie alimenty to nie wszystko, trzeba jeszcze trochę kultury mieć, z ludźmi umieć żyć. Życzliwość, szacunek – to się w życiu liczy, a nie chamskie darcie gęby na każdego, kogo los nam postawi na drodze. 

Czytaj także:
„Mój sąsiad to burak. Zachowuje się, jakby cała ulica należała do niego. Człowiek ze wsi wyjdzie, ale wieś z człowieka nigdy”
„Złośliwy sąsiad uprzykrzał mi życie, lecz byłem sprytniejszy. Wredna menda uciekała w popłochu, a ja mam wreszcie święty spokój”
„Sąsiad to niezłe ciacho, ale nie ma podejścia do kobiet. Zamiast zaprosić mnie na randkę, robi podchody jak przedszkolak”

Redakcja poleca

REKLAMA