Można powiedzieć, że Lucynę odziedziczyłam po siostrze, która zapoznała mnie z sąsiadką w dzień swojej wyprowadzki. Pamiętam jak dziś: Maja miotała się po mieszkaniu, szukając paszportu, który zawieruszył się w ostatniej chwili, jej mąż dzwonił już po taksówkę, a ja stałam w kuchni i zastanawiałam się, czy poradzę sobie sama w wielkim mieście.
– Może pomogę? – zapytałam w końcu, gdy siostra złapała za koszyk stojący na lodówce i wysypała jego zawartość na stół.
– Wystarczy, że nie będziesz przeszkadzać – sapnęła wściekle. – Do cholery jasnej, jeszcze rano miałam ten pieprzony paszport w ręce… A tu kogo niesie? Otwórz, Gośka, nie mam nastroju na gości.
Pozwoliła mi zamieszkać w swoim mieszkaniu
Dopiero wtedy się zorientowałam, że ktoś puka, i otworzyłam. Do mieszkania wparowała duża ruda kobita i mijając mnie bez słowa, ruszyła do Majki i wzięła ją w niedźwiedzi uścisk.
– Jak ja sobie bez ciebie poradzę, kochana? – krzyknęła z rozpaczą.
– Może nie będziesz musiała – na siostrze wstęp sąsiadki nie zrobił żadnego wrażenia. – Niewykluczone, że nie pojadę, paszport mi wsiąkł.
– Sprawdź w szufladzie ze skarpetami – powiedziała ruda. – Zawsze tam wszystko chowasz.
Maja podskoczyła, wyminęła nas bez słowa i po chwili usłyszałam z sypialni triumfalny wrzask:
– Jeeest!
Wpadła do kuchni i ucałowała rudą.
– Trzymaj się Lucynki, Gośka, to skarb. Mieszka piętro wyżej. To cześć, dziewczyny, napiszę do was z Cancun! Zbieraj się, Maciek, co tak siedzisz? Ruchy, chłopie, ruchy!
Jakby stado bawołów przetoczyło się po przedpokoju, trzasnęły drzwi i już ich nie było.
– Z jakiego znów Cancun? – ruda wydawała się zbita z tropu. – To oni nie przeprowadzają się do Norwegii?
– Nie no, luz, to tylko taki nasz rodzinny żarcik z siostrą – uspokoiłam ją. – Oczywiście lecą do Oslo. Gośka jestem – podałam jej rękę. – A ty masz na imię Lucyna, tak?
Tamtego dnia wypiłyśmy razem kawę, ale rozmowa się jakoś nie kleiła.
Może z Mają dogadywały się lepiej, a może po prostu byłam dla Lucyny za młoda? Jakoś specjalnie nie rozpaczałam. Nowe miejsce, nowa praca – miałam za dużo wyzwań, by znaleźć czas jeszcze na poczucie osamotnienia. Dużo się działo.
Po Majki telefonach odetchnęłam. Podobało im się, nie mieli zamiaru wracać przed końcem trzyletniego kontraktu Maćka, a nawet, coraz częściej, wspominało się, że zostaną na dłużej.
– Możesz mieszkać, Gośka, tylko wszystko opłacaj na czas – zapowiedziała siostra. – Robotę masz?
– Powiedz mi, gdzie nie brakuje pielęgniarek – westchnęłam. – Teraz przeszłam do prywatnej przychodni i chyba się już zagnieżdżę na dobre. Dużo roboty, kasa w sumie okej.
– A jacyś znajomi, kontakty?
– Twoja wierna Lucyna – zbyłam ją, bo, co prawda, z kimś się umawiałam, ale było zdecydowanie za wcześnie, by informować rodzinę.
Majka zaraz wypaple matce przez telefon, a potem będą mnie na zmianę piłować. Nie ma mowy.
Przecież ja faceta prawie nie znam...
– Znaczy – siostra złapała się na haczyk – odwiedzacie się z Lucyną?
– Byłam u nich na grillu, jeszcze jesienią – zastanowiłam się. – Raz mnie zapraszała na urodziny, ale miałam dyżur… Na kawę wpada czasem.
– Na swojego starego nie narzeka? Od kiedy zmienił robotę, jakoś nie mogą się z Lucyną dogadać.
– Nic nie wiem – przyznałam.
– Lepiej uważaj na jej chłopa – powiedziała Majka po chwili wahania. – Jak sobie wypije, rączki mu błądzą, gdzie nie trzeba – ostrzegła.
Jezu, zawsze z niej w końcu wyłazi starsza siostra! Zaraz mi powie, żebym się rozglądała na pasach.
Lucyna pojawiła się wkrótce po tej rozmowie. Wypiła kawę, zapytała, gdzie spędzam święta. Powiedziałam, że jadę do rodziców, żeby nie byli sami. Odkąd Majki nie ma, wciąż się o nią martwią, a tak, odpalę laptopa i pogadamy wszyscy przez internet. Może ich nawet namówię, żeby zainwestowali w sprzęt? Nie są tacy starzy, by żyć w technologicznym wykluczeniu.
Pytała o pracę, ale miałam wrażenie, że błądzi myślami i nie bardzo słucha. W końcu westchnęła ciężko i poszła do siebie. Nawet mi było trochę głupio, że nie potrafiłam stworzyć nastroju do zwierzeń, bo wyraźnie miała problem. Co się odwlecze, to nie uciecze, jak mawia mama.
Lucyna pojawiła się, gdy tylko wróciłam i od razu z bombą.
– Rozwodzimy się z Rafałem! – poinformowała. – Mnie przez dziesięć lat nie potrafił dziecka zrobić, ale za to udało mu się z sekretarką.
– Jezu, współczuję ci… – nie wiedziałam, co powiedzieć.
– Puszczę drania w skarpetach – wyjęła papierosy. – Mogę zapalić? Znowu zaczęłam, bo bez fajek tyję.
– Proszę – zgodziłam się z bólem.
– Cholera! Poświęciłam oszczędności rodziców, żeby założył firmę, a ten wyszedł na prostą i daje nogę – zaciągnęła się. – Będziesz moim świadkiem, co, Gośka? Mogę na ciebie liczyć?
– Jakim świadkiem?
– W czasie sprawy rozwodowej – wyjaśniła jak dziecku. – Widziałam się już z prawniczką i planujemy strategię. Potrzebuję kogoś z sąsiadów.
– Ale ja twojego Rafała prawie nie znam – teraz ja wyjaśniłam jak dziecku. Z grzeczności nie dodałam, że przecież ją w zasadzie też niedawno poznałam. – Widziałam was razem tylko na grillu. Co powiem, że mi „dzień dobry” nie mówi na klatce?
Nazwała mnie egoistyczną gówniarą...
– Nie słyszałaś nigdy, jak się kłócimy na górze? Nie widziałaś, że miałam przed świętami rękę w bandażu?
– Mówiłaś, że oparzyłaś się wrzątkiem – przypomniałam.
– O rany, kłamałam – rozłożyła ręce. – To jak będzie?
– Nie będę kłamać, Lucyna. Wezwiesz mnie na świadka, to pójdę i powiem, co wiem. Czyli nic.
– O, jednak! Twoja siostra miała rację, jesteś arogancką, egoistyczną gówniarą – wstała z krzesła.
– Nie jestem egoistką – złapałam ją za rękę. – Mogę ci robić zastrzyki za friko, załatwić leki…
– Wsadź sobie taką pomoc – wyrwała się. – Przyjdzie czas, że poznasz życie także od tej gorszej strony, na mnie wtedy nie licz… Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie! Cześć!
Huknęła drzwiami, aż się ściany wokół mnie zatrzęsły. No sorry, jak dla mnie to jakieś kuriozum – oczekiwać, że będę zmyślać, zeznając pod przysięgą? Bez jaj.
Czytaj także:
„Dałem nowym sąsiadom serce na dłoni, a oni podłożyli mi świnię. Mogłem się tego spodziewać po nowobogackich mieszczuchach”
„Sąsiedzi noszą mnie na rękach, bo uratowałam życie sąsiadki. To nie ja jestem bohaterką, tylko oni są żałosnymi tchórzami”
„Po śmierci męża chciałam odpocząć, lecz nie było mi to dane, bo sąsiedzi uprzykrzali mi życie. Sami ukręcili na siebie bat”