„Sąsiadka uwiodła mnie, żebym zrobił jej remont za darmo. Tak mnie owinęła wokół palca, że nawet za materiały zapłaciłem”

Uwiodła mnie, żebym wyremontował jej mieszkanie fot. Adobe Stock, LStockStudio
„Wydaliśmy na to ponad 10 tysięcy. To znaczy stop – ja wydałem, bo tak naprawdę ja robiłem wszystkie zakupy. Tyle że po 3 miesiącach nadal nie zobaczyłem ani grosza z obiecanych pieniędzy, a Małgosia stawała się coraz bardziej oschła. A to nie mogła się spotkać, a to wyjeżdżała, a to miała wizytę koleżanek i tak dalej”.
/ 24.09.2022 14:30
Uwiodła mnie, żebym wyremontował jej mieszkanie fot. Adobe Stock, LStockStudio

Gdy tylko zobaczyłem tę dziewczynę, oniemiałem – była niczym zjawisko, nie potrafiłem o niej zapomnieć. Dla niej w jednej chwili zdecydowałbym się zmienić swoje życie. Wpadłem po uszy, po prostu. Niedługo później dostałem jednak nauczkę.

Więcej tego nie powtórzę

Trzeba to przyznać – nigdy specjalnie nie garnąłem się do nauki. Oczywiście, zaliczyłem wszystkie klasy z podstawówki, innej opcji nie było, ale potem… Mama naciskała na liceum, ja miałem inne zdanie, ojciec tak samo. Po co się męczyć jakimiś lekturami, które nigdy się w życiu nie przydadzą.

Po wielu naradach stanęło na tym, że idę do technikum, bo tam mogę zdobyć jakiś fach, nauczyć się czegoś praktycznego, a nie zastanawiać, co autor wiersza miał na myśli. Poszedłem. W sumie nawet mi się podobało. To było technikum budowlane i rzeczywiście się w tym odnalazłem. Już jako siedemnastoletni chłopak potrafiłem położyć parę płytek glazury. Mama wciąż załamywała ręce, ale ojciec klepał mnie po plecach i chwalił.

– Widzisz, Marek – mówił – tak właśnie miało być. Jak już skończysz szkołę, pójdziesz gdzieś jeszcze na praktyki. A potem własna firma i zobaczysz! – cieszył się.

Jasne, własna firma. Wtedy zupełnie o tym nie myślałem i kompletnie nie wiedziałem, co dalej. Lecz faktycznie, po skończeniu szkoły załapałem się do firmy budowlanej, którą kierował kumpel mojego ojca. Tam naprawdę nauczyłem się fachu. Panele? Glazura? Terakota? Tynki? Malowanie? Żaden problem. Szef mnie chwalił, że jestem dokładny, pieniądze też były przyzwoite. Po dwóch czy trzech latach zrozumiałem jednak, że dobrze by było robić coś na własny rachunek.

– Tato – powiedziałem kiedyś do ojca. – Myślisz, że to się uda?

– Wszystko się uda, synu, jeśli tylko w to uwierzysz – zaśmiał się. – Masz fach w ręku, jesteś młody, zdolny, dasz radę.

Miesiąc później zostałem szefem wszystkich szefów

Aż nie mogłem w to uwierzyć. Patrzyłem na dokumenty, na których widniała jakże oryginalna nazwa mojej firmy – Marex. No cóż, nic lepszego nie udało mi się wymyślić. I tak byłem dumny. Do pracy wziąłem dwóch chłopaków, z którymi kiedyś współpracowałem i zaczęliśmy działać. Jedno mieszkanie, drugie.

Okazało się, że na nasze usługi jest naprawdę duże zapotrzebowanie. Osiedla wokół rosły jak grzyby po deszczu, każdy chciał mieć brygadę, która będzie nie za droga, ale za to rzetelna, terminowa i znająca się na rzeczy. Więc kto jak nie my?

Ludzie polecali nas innym, roboty było tyle, że musiałem zatrudnić kolejnych chłopaków. I tak to działało przez dwa lata. A potem… Cóż, potem przyszedł pewien pamiętny dzień.

Właśnie wychodziłem z kolejnego remontowanego mieszkania. Cały umorusany, bo to szpachla, zaprawa, tynk i nie wiadomo co jeszcze.

– Boże, przepraszam panią! – zakrzyknąłem, bo właśnie zderzyłem się na klatce z jakąś kobietą.

– Spokojnie, nic się nie stało – powiedziała. – Tylko mi to wszystko szlag trafił… – zaczęła zbierać z posadzki rzeczy, które wcześniej miała w torbie, a teraz wylądowały na podłodze klatki schodowej.

– Już pani pomagam – schyliłem się. – I naprawdę przepraszam, po prostu nie zauważyłem. A że ledwo już stoję na nogach ze zmęczenia, to…

– A, pan tutaj robi remont? – zapytała, a ja dopiero wtedy jej się przyjrzałem.

Była śliczna. Długie włosy, delikatne rysy twarzy, prawie zero makijażu, długie nogi. Wstyd się przyznać, ale do tej pory jakoś zupełnie nie myślałem o dziewczynach, kobietach, romansach. Jasne, nie byłem święty, w szkole i później zdarzyły mi się jakieś przygody, ale nie było to nic poważnego. A tu nagle… Wiem, tak się tylko mówi, ale serio, poczułem, jakby ziemia uciekła mi spod nóg. Stałem jak sparaliżowany, aż wreszcie znowu usłyszałem, że coś do mnie mówi.

– Widuję tu pana całkiem często, ale do tej pory nie rozmawialiśmy. Mam na imię Małgorzata – wyciągnęła rękę.

– Ma… Maa… Marek – wydukałem wreszcie, pąsowiejąc.

– W takim razie, Marku, do kolejnego spotkania. U mnie też przydałby się remont, i to bardzo. No to pa! – zaświergotała i tyle ją widziałem, bo razem ze swoimi zakupami zniknęła za drzwiami.

Myślałem o niej całą noc

Czyżbym jak ten głupi po prostu się zakochał? Bzdury! Przecież widziałem ją przez raptem parę minut, więc co się tu wydarzyło? Nie miałem pojęcia, ale kiedy następnego dnia wchodziłem do klatki, a potem pracowałem w remontowanym mieszkaniu, cały czas miałem nadzieję, że znowu się spotkamy. Tak się stało! Kiedy znowu wychodziłem, właśnie wkraczała na to samo piętro. Westchnąłem głęboko i postanowiłem: raz kozie śmierć.

– Pani Małgorzato – zagaiłem, oblewając się rumieńcem niczym uczniak. – Ten pani remont, wspominała pani, że…

– Ależ jaka pani? – uśmiechnęła się pięknie. – Przecież po prostu Małgosia. I nie stójmy tak, zapraszam na kawę, bo pewnie jesteś zmęczony, a przy okazji zobaczysz, co jest do zrobienia.

Poszedłem, jakby mnie ktoś ciągnął na sznurku, choć już faktycznie padałem z nóg i głupio mi było, że cały jestem uświniony czym tylko się da, jak to chłop na budowie. Ona jednak zupełnie tego nie zauważała. Kręciła się po mieszkaniu, wyciągała ciastka, herbatę, kawę, zagadywała. Poczułem się jak w raju i kiedy po kilku godzinach wróciłem do domu, moja mama od razu coś zauważyła.

To chyba nie była tylko premia, co? – zapytała, stawiając przede mną talerz.

– Coś się trafiło ekstra? – mrugnął tata.

– Dajcie spokój. Zmęczony jestem. Zjem i idę do siebie – burknąłem.

– Aha, pewnie, idź, jutro kolejny dzień!

Ale, jak to mówił pewien pisarz, nazwiska nie pamiętam, bo i skąd, kaszlu i miłości ukryć się nie da. Kaszlu może nie miałem, lecz… Od tego dnia do pracy biegłem w podskokach. Nic, że właściciel mieszkania był wyjątkowo wymagający, tynk nie chciał wysychać tak jak powinien, a moi współpracownicy znowu spartolili układanie glazury w łazience. Najważniejsze było to, że dzień pracy wreszcie się kończył, a ja biegłem do Gosi.

Najpierw oczywiście zapoznawczo

A, tak, jasne, te płytki by trzeba wymienić i koniecznie tapety. Kran przecieka? Żaden problem, zrobi się. Ojej, tę ścianę koniecznie trzeba pomalować i to takim specyfikiem od grzyba. Oglądałem, piłem kawę, gadałem, a ona słuchała mnie jak zaczarowana. Dobra, co tu dużo gadać – wpadłem po uszy. Czekałem tylko, aż skończymy tamto mieszkanie, żebym mógł zająć się tym Gosi i być tu cały czas. Tak się wreszcie stało.

– Słuchaj, Marek, a farbę to mógłbyś kupić sam? I kran? A po płytki byśmy pojechali razem, może byś mi doradził, jakie najlepsze? – pytała, kiedy się widywaliśmy, a widywaliśmy się dzień w dzień i z czasem, no cóż, noc w noc, bo to nasze picie kawy szybko przeszło w coś więcej.

– Pewnie, nie ma sprawy – zapewniałem zawsze i robiłem tonę zakupów, jeździłem po marketach sam albo z nią.

Chłopaki nie komentowali, chociaż bardzo dobrze widzieli co się święci, rodzice tak samo. Ale ja po prostu wpadłem jak śliwka w kompot.

– Słuchaj, tak sobie myślę, że może by też kuchnię zrobić, co? – zapytała mnie Gosia któregoś dnia, gdy właśnie wstaliśmy, a ona smażyła jajecznicę. – Bo zobacz, te szafki już takie sfatygowane, nic się nie mieści, koszmar… – westchnęła.

Oczywiście, kochanie, nie ma problemu. Masz jakiś plan? – przytuliłem ją i pocałowałem ją w kark.

– Może plan i mam, tylko gotówki brak. Bo tyle już wydałam na te wszystkie naprawy, wiesz, ile to pieniędzy…

– Ależ kotek – zdziwiłem się. – Kupiłaś raptem kran, a ja resztę, tak rozmawialiśmy przecież…

– A, faktycznie! – zmieszała się. – Ale tak czy siak, wiesz, mieszkanie kosztuje. Ja ci to wszystko oczywiście oddam. Tylko proszę, poczekaj jeszcze chwilę, niedługo mam dostać premię, więc…

– Nie ma sprawy – powiedziałem stanowczo. – To jak z tą kuchnią?

Kuchnia została wyremontowana

Wydaliśmy na to ponad dziesięć tysięcy. To znaczy stop – ja wydałem, bo tak naprawdę ja robiłem wszystkie zakupy w myśl zasady „mieszkanie kosztuje” i  tej drugiej, podpisywanej pocałunkami „wszystko ci oddam”. Tyle że po trzech miesiącach nie zobaczyłem ani grosza, a Małgosia stawała się coraz bardziej oschła.

A to nie mogła się spotkać, a to wyjeżdżała, a to miała wizytę koleżanek i tak dalej. Czułem, że coś się święci i dobrze czułem, bo któregoś dnia usłyszałem po prostu, że to koniec, że ona już nie chce mnie w swoim życiu. Czy byłem zdruzgotany? Oczywiście, ziemia usunęła mi się spod nóg.

Chłopaki tylko poklepywali mnie po plecach, mama bez słowa podawała mój ulubiony kapuśniak, kiedy wracałem z pracy. To trwało chyba pół roku, zanim doszedłem do siebie. Wtedy właśnie zrozumiałem, że dziewczyna po prostu złapała mnie „na remont”. Już wiele historii słyszałem, ale takiej nie.

W sumie to lepiej, niż na dziecko, wtedy bym dopiero dostał! Pieniędzy oczywiście nie zobaczyłem do dziś i trudno. Mam po prostu nauczkę. Następnym razem będę ostrożniejszy. O ile w ogóle będzie jakiś następny raz, bo w tej chwili to już wolę szpachlę i klej do tapet niż kobiety.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA