Przyznaję, byłem trochę zazdrosny, gdy poznaliśmy naszych nowych sąsiadów. Może nie aż tak jak moja żona, ale jednak…
– Czemu ty nigdy nie mówisz o mnie tak, jak Piotrek o Magdzie? – zarzuciła mi moja żona, jak zawsze po spotkaniu z naszymi nowymi sąsiadami z naprzeciwka.
Wprowadzili się do starego domu po drugiej stronie ulicy pół roku temu i od tego czasu wciąż, zupełnie nieświadomie, powodują konflikty w naszym małżeństwie. Zaczęło się od tego, że Piotr w pierwszej kolejności zabrał się za naprawę dachu. Nasz też wymagał remontu i Patrycja przypominała mi o tym średnio raz w miesiącu, a ja bezskutecznie próbowałem umówić się z dekarzem, który ciągle nie miał czasu, żeby do nas przyjść.
– Widziałeś go? – Patrycja bezceremonialnie wskazała mi sąsiada palcem przez okno. – Wskoczył na drabinę i naprawia dach! Nie trzeba najwyraźniej magistra, żeby to zrobić!
– A skąd wiesz, że on nie jest magistrem? – próbowałem obrócić jej zarzut w żart.
Cóż, nie udało się
Widok sąsiada w ferworze pracy naprawdę rozzłościł moją małżonkę. Obawiałem się, że teraz nie będę miał już innego wyjścia, jak tylko samemu wziąć się do roboty. Problem w tym, że tego typu zajęcia to moja pięta Achillesa. Nie radzę sobie z pracami na dachu, ponieważ mam lęk wysokości. Postanowiłem więc zagadać do winnego całego zamieszania, przekonany, że najwyraźniej ma w tym doświadczenie. Poszedłem się przedstawić. Już wcześniej zamierzałem to zrobić, ale jakoś nie było okazji, a tu proszę! Wyjaśniłem, w czym rzecz i żartem dodałem, że jeśli mi nie pomoże, będzie miał na sumieniu rozpad rodziny. Odparł, że z przyjemnością i jeszcze w tym samym tygodniu stawił się u mnie z narzędziami.
Był szybki, sprawny i bardzo skuteczny. Dziura, przez którą żona, nomen omen, wierciła mi dziurę w brzuchu, została załatana w kilka godzin. Wszystko u nich wyglądało jak z katalogu. Oni też.
– O rany, Piotr! Wielkie dzięki! Ile sobie życzysz za uratowanie mi życia? – zapytałem.
– Nie żartuj. Sąsiedzka przysługa na dobry początek znajomości. Żaden problem. Wiem, że z żonami nie ma żartów! – odrzekł, czym ujął mnie jeszcze bardziej.
W dzisiejszych czasach taka postawa to rzadkość. Uznałem, że muszę mu się odwdzięczyć przy najbliższej okazji, ale ta się szybko nie trafiła. Wyglądało bowiem na to, że Piotr jest mistrzem w każdej dziedzinie. Za co by się nie zabrał, wychodziło mu doskonale, ot tak… Sam położył gładzie, wyrównał podłogę, położył kafelki i panele, a zanim się wprowadzili, ocieplił i otynkował budynek, który z rudery zmienił się w podmiejską willę. Aż nie chciało mi się wierzyć, że ten dom miał w sobie taki potencjał.
Kiedy nowi sąsiedzi już się wprowadzili, niemal natychmiast dostaliśmy zaproszenie na kawę. To jednak nie było to, do czego przywykliśmy. Zwykle umawialiśmy się z Kowalskimi i były to zwykłe spotkania na pogaduchy przy kubku kawy i kupnych delicjach. Tymczasem żona Piotra, Magda, musiała się najwyraźniej naoglądać tych programów o perfekcyjnych paniach domu, bo nie dość, że serwowała kawę z pianką w wymyślnych filiżankach, to jeszcze upiekła trzy rodzaje ciast. Wszystkie przepyszne. Sama wyglądała natomiast jak żywa lalka Barbie – w szpilkach i minispódniczce.
Moja Patrycja miała niewyraźną minę
– Coś się stało? – zaniepokoiła się Magda.
– Nie, nic. Po prostu macie taki wspaniały dom, a ty jesteś taka szczupła i piękna, a do tego jeszcze pieczesz ciasta lepsze niż w cukierni… Polubienie cię nie będzie łatwe, sama rozumiesz! – zaśmiała się moja żona.
Na to Magda rozbawiona machnęła ręką i powiedziała, że każdy nowy dom wygląda dobrze, a ciasta lubi piec od dziecka, więc to żadne poświęcenie z jej strony. Wieczór był przemiły, ale po powrocie do domu Patrycja powiedziała, że nie ma zamiaru zapraszać sąsiadów na rewizytę, bo w porównaniu z ich katalogowym wnętrzem, nasze – pełne zabawek, poplamionych od czekolady i soczków ścian i kanap – wygląda strasznie.
– Nie ma takiej opcji, żebym zaprosiła Magdę do tej dżungli! Przecież ona się wystraszy! – biadoliła żona.
Zacząłem się śmiać, choć dobrze ją rozumiałem, bo sam miałem kompleksy, jeśli chodzi o zdolności Piotrka. Uważałem jednak, że oboje są na tyle mili, że nie mamy się czego obawiać. Oni nie mieli jeszcze dzieci, a my… prowadziliśmy z naszymi urwisami bardzo rodzinne życie. To chyba normalne, że nasze wnętrza się różniły.
Patrycja za wszelką cenę próbowała dorównać sąsiadce
Jednak zaprosiliśmy sąsiadów. Inaczej nie wypadało. Przed spotkaniem Patrycja zaczęła panikować. Postanowiła upiec ciasto, choć zwykle tego nie robi i trochę obawiałem się, że to nie będzie dobry pomysł. Cóż… miałem rację – spalone ciasto zadymiło nam dom i mimo prób przewietrzenia, pierwszą reakcją naszych gości po wejściu było pytanie, czy coś się przypadkiem u nas nie pali.
– Już nie – powiedziałem rozbawiony.
I opowiedziałem im, jak Patrycja chciała dorównać Magdzie perfekcjonizmem, za co dostałem kuksańca w bok od żony. Wiedziałem już, że należy trzymać język za zębami. Patrycja zamiast zachowywać się naturalnie jak zwykle, zaczęła opowiadać jakieś niestworzone historie o naszych planach wakacyjnych i remoncie, do którego się rzekomo przymierzamy. Spojrzałem na nią zdziwiony, ale się nie odezwałem, bo ściskała moją nogę pod stołem.
Nasi goście byli zachwyceni. Sami zaczęli opowiadać o ostatnich wakacjach na Martynice. Nawet nie wiedziałem, gdzie to jest. Nie miejsce było jednak najgorsze, ale to, jak Piotr zachwycał się tym, że żona sama trafiła na taką okazję, jak wyglądała bosko w kostiumie i jaki z niej świetny kompan do zwiedzania i piechur.
– Nie wiem, czym zasłużyłem sobie na taką żonę. Babka do tańca i do różańca! – podsumował.
Patrycja rzuciła mi mordercze spojrzenie. Dobrze wiedziałem, czego chciała – żebym zrobił dokładnie to samo co Piotr – zaczął wychwalać ją pod niebiosa. Ja jednak wiedziałem, że to nie prowadzi do niczego dobrego poza licytacjami, czyje życie i małżeństwo jest wspanialsze. To nie miało sensu. Przynajmniej w moich oczach, bo po wyjściu sąsiadów, usłyszałem zarzuty, że inne kobiety mają mężów, którzy potrafią je docenić i komplementować, a ja jestem nadętym mrukiem, zamkniętym w sobie egoistą i jeszcze kilka innych epitetów.
– Nie przesadzaj, Pati! Czy ty nie widzisz, że oni są mistrzami kreowania własnego wizerunku? To wcale nie znaczy, że są aż tak udanym związkiem, tylko bardzo starają się zadbać o pozory. Może pod tą lukrową otoczką wcale nie jest tak pięknie.
– Guzik prawda! – odpaliła żona. – Po prostu się nie starasz i szukasz wymówek.
Bałem się, że ta znajomość zrujnuje nas finansowo
Kilka dni później zadzwoniła do nas Ewka, żeby zapytać, czy może wpaść na kawę, ale Patrycja odpowiedziała jej, że jesteśmy teraz bardzo zajęci i może innym razem. Wysłałem jej rozbawione spojrzenie, bo prawda była taka, że leżeliśmy przed telewizorem.
– Co niby jest aż tak absorbujące, że Ewka nie może wpaść na chwilę? – zapytałem.
– Oj, mamy bałagan, a ja nie mam nawet ciasta.
– Przecież ona o tym wie! U nich jest tak samo!
Patrycja jednak najwyraźniej wciąż była pod wielkim wpływem sąsiadki z naprzeciwka. Następnego dnia Magda zaprosiła Pati na wspólne zakupy, czym żona bardzo się podekscytowała. Przed wyjściem stała godzinę przed lustrem i przymierzała różne sukienki, jakby szykowała się na imprezę. Szczerze mówiąc, to wszystko zakrawało mi już na lekką paranoję, ale nie śmiałem się wtrącać, bo wiedziałem, jak to się skończy! Patrycja była jak burza gradowa i ciągle tylko powtarzała, że we wszystkim wygląda grubo i brzydko.
– Dobrze wyglądasz! O co ci chodzi?! – starałem się bezskutecznie załagodzić sytuację.
Kiedy wyszła, odetchnąłem z ulgą. Przedwcześnie! Kilka godzin później, Patrycja wróciła z naręczem siatek z różnych sklepów.
– O… widzę, że zakupy się udały – powiedziałem ostrożnie.
Zwykle nie wydawała aż tyle… Cóż, ja tam się nie znam na modzie, ale kiedy zaczęła pokazywać mi rzeczy, które kupiła, miałem wrażenie, że są bardzo drogie i zdecydowanie niepodobne do tych, które zwykle nosi. Skórzana kurtka, różowa garsonka, eleganckie jedwabne podkoszulki z koronkami, buty na gigantycznych obcasach. Wpływ gustu sąsiadki był widoczny jak na dłoni.
– No… piękne to wszystko.
– Prawda? Tylko gdzie ja będę w tym chodzić, skoro nigdzie mnie nie zabierasz – powiedziała z pretensją w głosie.
A potem zaczęła opowiadać o światowym życiu sąsiadki, która bywa w operach, teatrach i galeriach sztuki.
– To dziwne, bo jakoś ich auto zawsze stoi w garażu – zarechotałem.
Żona zmierzyła mnie morderczym wzrokiem, po czym wrzuciła siatki do szafki, nie zrywając nawet metek.
– Mogę zapytać, ile ty na to wszystko wydałaś?
– Tysiąc sześćset – odpowiedziała, a ja się omal nie przewróciłem.
– Zwariowałaś, Pati? Przecież to prawie twoja miesięczna pensja! Nie stać nas na takie wydatki!
Patrycja wyszła z pokoju obrażona. Po południu zadzwoniła do niej znów jej nowa najlepsza przyjaciółka, żeby potwierdzić jutrzejsze wyjście do fryzjera. Aż się we mnie zagotowało, bo podejrzewałem, że nie idą do salonu Aliny na rynku.
– Gdzie idziecie? – zapytałem, a ona wydukała, że Magda poleciła jej wspaniałego nowego fryzjera.
Przypomniałem tylko, ile już poszło na jej zachcianki w tym tygodniu, ale odpowiedziała, że są już z Magdą umówione i nie wypada odmawiać. W domu robiła się coraz bardziej napięta atmosfera. Miałem wrażenie, że moja żona straciła rozum i trochę obawiałem się, co ten awangardowy fryzjer jej zaproponuje. Cztery godziny później wróciła do domu, a ja spojrzałem z ulgą, bo nadal miała swoje długie ciemne włosy.
– Widzę, że zrezygnowałaś.
– Nie… to nowa fryzura! – powiedziała oburzona.
– A czym się niby różni od poprzedniej?! – parsknąłem.
– Faceci są ślepi – skwitowała Pati.
Wzruszyłem ramionami, bo prawdę mówiąc, lubiłem ją najbardziej właśnie w takim wydaniu. Miałem skoczyć do mechanika, więc praktycznie minęliśmy się w drzwiach.
– Gdzie kluczyki do Skody?– krzyknąłem, a ona odpowiedziała, że w jej kieszeni.
Wraz z kluczykami wyjąłem paragon i ku swojemu zdumieniu zauważyłem cenę 560 złotych. Co to znów za wydatek z kosmosu?! Spojrzałem bliżej i nie mogłem uwierzyć: usługi fryzjerskie! Tego już było za wiele! Ta snobistyczna znajomość doprowadzi nas do bankructwa. Miałem zamiar poważnie z nią porozmawiać po powrocie.
Cóż, nie wszystko złoto, co się świeci…
Kiedy wróciłem od mechanika, zastałem karteczkę od żony, że jest u Magdy na kawie. Pół godziny później Patrycja wróciła zapłakana.
– Co się stało?!– zapytałem zdumiony.
Powiedziała, że kiedy była u Magdy, wyszła na chwilę do łazienki, a kiedy wracała, usłyszała jak Piotr i Magda naśmiewają się z niej.
– Nie uwierzyłbyś, co mówiła Magda! Że jestem wieśniacką kurą domową, która uważa, że cały świat to jedna ulica. A chwilę wcześniej była taka miła – łkała Pati.
Przytuliłem ją. Miałem ochotę pójść im przywalić. Patrycja mnie jednak powstrzymała. Nasza przyjaźń z sąsiadami zakończyła się równie gwałtownie, jak się zaczęła. Pati bez słowa wyjaśnienia odniosła do sklepu ubrania, które kupiła z Magdą, a następnego dnia zaprosiła Kowalskich na kawę i delicje. Może i nie była to impreza z koreczkami z dorady i kawiorem, ale było po prostu swojsko i normalnie.
Kilka miesięcy później zauważyłem Piotra pakującego rzeczy do swojego vana.
– Co się dzieje, Piotr? Wyprowadzacie się?
– Ja się wyprowadzam. Nie dam rady dłużej utrzymywać tej farsy. Ta baba mnie zrujnuje emocjonalnie i finansowo – powiedział zirytowany.
Poklepałem go po plecach. Szkoda chłopa. Szczerze mówiąc, wcale się nie zdziwiłem, że nie wytrzymał. Dobrze, że Patrycja w porę się otrząsnęła, bo inaczej chyba i ja musiałbym spakować się i uciec!
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”