„Sąsiadka panoszyła się u mnie w domu bez skrępowania. Wyniosła mi z domu mąkę i herbatę. Dobrze, że męża nie pożyczyła”

poważna kobieta fot. Getty Images, Westend61
„– Jak mi czegoś brakuje, to wpadam do was. Przecież nie będę biegła do sklepu po odrobinę kakao. Kiedyś przed samym wyjściem z domu rozdarły mi się rajstopy”.
/ 13.03.2024 11:15
poważna kobieta fot. Getty Images, Westend61

Na początku myślałam, że to moja pamięć szwankuje. Ale kiedy córka powiedziała, że zginął jej komplet kolorowych mazaków, mocno się zaniepokoiłam. W normalnej sytuacji pewnie bym jej powiedziała, że nie pilnuje swoich rzeczy. Ale tego było już za dużo!

Byłam pewna, że wszystko mam

Cały dzień miałam ochotę na coś słodkiego. Kiedy wróciłam do domu, nie mogłam się powstrzymać. Zdecydowałam, że upiekę mało kaloryczną babkę ze sprawdzonego przepisu – lubiłam ją nie tylko ja, ale też mój mąż i dzieci. Sprawdziłam, czy mam wszystko składniki.

– Mąkę mam, cukier jest, kakao też – mówiłam sama do siebie, przeglądając kuchenne szafki.

Potrzebny był mi też olej. Szybko założyłam kurtkę i poszłam do osiedlowego sklepu. Chciałam ze wszystkim zdążyć, zanim rodzina wróci z lodowiska. Natychmiast zabrałam się do pracy. Wszystko szło naprawdę sprawnie, aż do momentu, w którym musiałam dodać kakao. Zniknęło! Tymczasem byłam pewna, że było w szafce koło mąki!

– Chyba coś mi się przywidziało – pomyślałam i po prostu upiekłam ciasto bez kakao.

W sobotę chciałam upiec chleb. Już dzień wcześniej sprawdziłam, czy mam wszystko, co potrzebne. Nawet odmierzyłam mąkę. Kiedy w sobotę zaczęłam piec, nagle okazało się, że mąki nie ma! Wyparowała!

– Pewnie wzięłaś ją do naleśników na śniadanie – zdenerwował się mój mąż Mikołaj, gdy zasugerowałam, że może on ją zużył w jakiś dziwny sposób.

– Taką drogą mąkę? – odpowiedziałam oburzona. – Przecież wiem, co robię!

– Wygląda na to, że nie – wymamrotał Mikołaj, ale zrobił to tak głośno, że wszystko usłyszałam.

Przypadków było coraz więcej

Kiedy jednak okazało się, że zginęła też jego ładowarka do telefonu, nie był zachwycony. Zawsze irytował mnie tym, że zostawiał ją byle gdzie, więc cieszyłam się, że dostał nauczkę.

– Na pewno gdzieś ją schowałaś – jak zawsze mnie obarczył winą.

Przeszukaliśmy każdy kąt w naszym domu, ale ładowarki nigdzie nie było.

– A może to sprawka dzieci? – zasugerował Mikołaj, kiedy już byliśmy w łóżku.

Włączyłam lampkę, aby lepiej na niego spojrzeć.

– I mąkę też zużyły? Może piekły w ukryciu bułeczki? – zapytałam z nutą sarkazmu.

Mikołaj tylko westchnął.

– Pewnie tylko ci się wydawało, że była. Mnie chodzi o ładowarkę! Może ją sprzedali? Może ktoś wyłudza od nich pieniądze?

Popukałam się w czoło.

– Dzieci w szkole podstawowej mają teraz nowocześniejsze telefony niż ty! – stwierdziłam. – Komu by była potrzebna ładowarka do takiego starego modelu?

W ciągu kilku kolejnych tygodni zniknęło nam jeszcze kilka przedmiotów. Nie było to nic wartościowego: książka kucharska, paczka malinowej herbaty, ekologiczna torba na zakupy. Ale co działo się z tymi wszystkimi rzeczami?! 
Na początku pomyślałam, że to ja mam kłopoty z pamięcią, ale kiedy córka powiedziała, że zginął jej zestaw kolorowych mazaków, naprawdę się zaniepokoiłam.  Normalnie pewnie usłyszałaby ode mnie, że nie dba o swoje rzeczy, ale tego było już za dużo. Powiedziałam Mikołajowi, że musi coś zrobić.

– Ale co niby? Mam iść na policję? – zaśmiał się. – Powiem, że zgubiłem zestaw mazaków, pudełko herbaty i książkę z przepisami. Przecież każą mi po prostu posprzątać w domu!

– Nie to nie, zajmę się tym sama – powiedziałam oburzona.

Kamery to bardzo dobry pomysł

Następnego dnia po pracy zdecydowałam się pójść na komendę. Pomyślałam, że przecież nie zaszkodzi spróbować, przynajmniej dowiem się, jakie mają pomysły. Gdy opowiadałam funkcjonariuszom o naszym problemie, jeden z nich nagle wyszedł z pokoju, a drugi zaczął się chować za papierami. „Radzę zamontować kamery, to najlepszy sposób na złapanie intruza” – zasugerował. Dlaczego ja na to nie wpadłam?! Postanowiłam skonsultować to z Mikołajem.

– To może naprawdę sporo kosztować – zauważył – poczekajmy jeszcze trochę. Jeśli znowu coś nam zginie, wtedy to zrobimy.

Perfekcyjnie sprzątnęłam całe mieszkanie. Pomyślałam, że może to ktoś z nas jest takim bałaganiarzem. Niestety, nie znalazłam nawet jednej rzeczy, która nam zginęła. 

Problem zaczął się, kiedy zniknął nam klej. Nie taki zwykły używany w szkole, przeznaczony do składania modeli. Mikołaj ma bzika na punkcie klejenia modeli statków w butelkach, a nasz syn chętnie mu w tym pomaga. Mój mąż zawsze trzyma klej na swoim biurku i nikt poza nim z niego nie korzysta. I nagle – zniknął!

– Mikołaj, trzeba w końcu kupić kamerę, naprawdę – powiedziałam do niego zdecydowanie.

Właśnie zakładał buty, gdy ktoś zadzwonił do drzwi.

– Hej – zawołała z progu nasza sąsiadka, Patrycja.

Patrycja naprawdę się zdziwiła

Jest dziesięć lat młodsza ode mnie. Zawsze wydawała mi się dziecinna, ale jednocześnie odpowiedzialna. Pewnie dlatego bez żadnych oporów zostawialiśmy jej klucze, gdy wyjeżdżaliśmy na wakacje czy do naszych rodziców. Zawsze pamiętała o nakarmieniu kota i podlaniu kwiatów.

– Przyniosłam klej, który kiedyś od was pożyczyłam! – powiedziała z uśmiechem.

Syn natychmiast do niej podbiegł.

– Mamo, to ten klej! – wołał, wyrywając Patrycji tubkę.

Spojrzałam na nią zaskoczona.

– Jestem pewna, że ci go nie pożyczałam! – powiedziałam zdziwiona.

– Wzięłam go, jak akurat was nie było – odparła Patrycja, machając ręką.

– Wchodziłaś do nas, kiedy nas nie było? – zapytał Mikołaj, widząc, że aż odebrało mi mowę.

– Przecież jak byliście na urlopie, to też wchodziłam – powiedziała. – Jak mi czegoś brakuje, to wpadam do was. Przecież nie będę biegła do sklepu po odrobinę kakao. Kiedyś przed samym wyjściem z domu rozdarły mi się rajstopy... – rzuciła mi spojrzenie pełne uśmiechu. – Ale klej oddaję. Chyba nie jest tani, a ja przecież nie jestem złodziejką – oznajmiła z dumą. – Mam też ładowarkę, jeśli będzie potrzebna, to ją przyniosę.

– Jest mi niezbędna w tym momencie – mruknął Mikołaj. – Aha, oddaj też klucze do naszego mieszkania.

– I moje mazaki! – dorzuciła Joasia.

– Naprawdę, takie zamieszanie o kilka drobiazgów – westchnęła i przyniosła wszystko. Prawie wszystko.

Mąki nie było. Pewnie zdążyła ją zużyć. Do tego ładowarka Mikołaja nie działała...

Czytaj także:
„Ojciec całe życie upokarzał mamę. Gdy dorosłem, postanowiłem ją wyrwać z tego domowego piekła”
„Znowu w Wielkanoc urobię się po łokcie. Nikt mi nie pomaga, a ja muszę zastawić suto stół, bo co ludzie powiedzą”
„Matka twierdzi, że ślub kościelny to chrześcijański obowiązek. Na klęczkach błaga Boga, bym się opamiętał”

Redakcja poleca

REKLAMA