„Sąsiadka mściła się, bo ostrzyła zęby na naszą działkę. Miesiącami podrzucała nam śmieci, a nawet zdewastowała ogród”

Rodzina przyjaciółki zdewastowała moją działkę fot. Adobe Stock, stockbakers
„To, co mamie wydawało się oczywiste, sąsiadce niekoniecznie. Stwierdziła, że babcia przecież jej tę działkę obiecała, a słowa należy dotrzymywać. – Mam się wynieść? – mama nie wierzyła własnym uszom. Sąsiadka spurpurowiała ze złości, a kiedy przyjechałyśmy kolejny raz na działkę, naszym oczom ukazał się straszny widok!”.
/ 11.04.2023 08:30
Rodzina przyjaciółki zdewastowała moją działkę fot. Adobe Stock, stockbakers

Nigdy jeszcze nie widziałam mojej mamy w stanie takiego wzburzenia i tak pałającej żądzą zemsty. No cóż, dostało się sąsiadce za swoje! Moja mama jako dziecko nie znosiła jeździć na działkę, bo była tam zmuszana przez babcię do różnych ogrodowych prac. W tym do użyźniania ziemi kurzym nawozem.

– W życiu nie zapomnę chwili, kiedy go rozrzucałam po grządkach, a na działkę przyjechała znajoma mamy z synem w moim wieku. Na zawsze zapamiętałam wyraz jego twarzy, kiedy się zorientował, co robię – opowiadała mi kiedyś.

Kiedy ja się urodziłam, nastały już w Polsce lepsze czasy i babcia w miejsce warzyw posadziła na działce więcej kwiatów. I choć nie trzeba już było się tak zaharowywać, mama nadal jeździła tam niechętnie. Jakiś czas temu babcia zaniemogła na kręgosłup i stało się jasne, że nie będzie mogła dłużej pielęgnować ogródka. Oddała więc działkę córce, mówiąc szczerze, że może z nią zrobić, co zechce. Była pewna, że działka zostanie sprzedana.

Tak się jednak nie stało…

Najwyraźniej w mamie odezwały się bowiem jakieś stare sentymenty i w środku lata zaczęła częściej jeździć za miasto, pielęgnować rabatki i odpoczywać z książką na leżaku. W słoneczku, które jednak nie oświetlało działki zbyt długo, ponieważ tuż po czternastej zaczynał się na niej kłaść cieniem żywopłot sąsiadki. No cóż... Ziemia żyzna, tuje rosły na potęgę osiągając wysokość około trzech metrów. Mamie przeszkadzał cień, ale co miała zrobić? Iglaki były piękne, przyjemnie się na nie patrzyło. Uznała, że trudno. Są to są. Po jakimś czasie na naszej działce jednak zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Ktoś zdeptał grządki i polał czymś trawnik tak, że trawa została wypalona w rozmaite esy-floresy.

– No i jak to wygląda? – lamentowała mama. – Dwa lata miną, zanim kolor trawy się wyrówna! Ziemia skażona, nic na niej nie wyrośnie!

Była wściekła. Tym bardziej, że na tym się nie skończyło. Tajemniczy wandal podrzucał na naszą stronę rozmaite paskudne rzeczy, jak zdechłe ptaki czy psie kupy. Nie było możliwości, aby jakiś bezpański pies wszedł na nasz teren, bo siatka była gęsta. To zrobił jakiś wredny człowiek. Tylko kto?

– Sąsiadka! – wykrzyknęła babcia, kiedy się dowiedziała o aktach wandalizmu. – To na pewno ona.

Weronika była właścicielką sąsiedniej działki. Młodsza od babci o kilkanaście lat, jak do tej pory nigdy nie dała się nam poznać ze złej strony. Owszem, zauważyłyśmy z mamą, że kiedyś, gdy przyjeżdżałyśmy do babci na działkę, była dla nas serdeczniejsza niż teraz, kiedy mama pielęgnowała ogródek sama. Ale obie złożyłyśmy to na karb tęsknoty za babcią jako utraconą towarzyszką długich godzin pielenia i pielęgnowania.

– Ależ ona wcale za mną nie tęskni! – babcia machnęła ręką. – Po prostu jest wściekła, że nie mogła odkupić ode mnie tej działki. Od dawna sobie na nią ostrzyła zęby. Tym bardziej, córeczko, że nie ukrywałam przed nią, iż nigdy nie byłaś zainteresowana ziemią. Pewnie już czuła się właścicielką, a tutaj taka niespodzianka!

– Ale po co jej druga działka? – spytała ze zdziwieniem mama.

– Chyba dla córki. W każdym razie wiele razy przypominała mi, że jest pierwsza w kolejce do kupienia tej ziemi, jakby co.

– Bezczelne babsko! – zdenerwowałyśmy się z mamą. – To przecież nie usprawiedliwia takiego zachowania!

– Ano nie – pokiwała głową babcia.

Mama, jako osoba otwarta, postanowiła rozmówić się z sąsiadką.

Tak po przyjacielsku, żeby załagodzić stosunki

W końcu sprawa działki została rozstrzygnięta, nie jest ona do sprzedania i pani musi się z tym pogodzić. To, co mamie wydawało się oczywiste, sąsiadce niekoniecznie. Stwierdziła, że babcia przecież jej tę działkę obiecała, była to więc „umowa ustna”, a słowa należy dotrzymywać.

– To co, mam się wynieść? – mama nie wierzyła własnym uszom i z nerwów się roześmiała.

Sąsiadka spurpurowiała ze złości, odwróciła się na pięcie i zniknęła w holu swojego domku. Mama uznała więc rozmowę za zakończoną. Niestety, najwyraźniej sąsiadka nie powiedziała swojego ostatniego słowa, bo kiedy przyjechałyśmy kolejny raz na działkę, naszym oczom ukazał się straszny widok! Ulubione róże babci były kompletnie zniszczone! Ktoś znęcał się nad nimi sekatorem! Mama zbladła, a potem wykrzyczała:

– No nie! Tego już za wiele! – po czym wsiadła do samochodu i odjechała na pełnym gazie, zostawiając mnie w osłupieniu.

Wróciła po pół godzinie. Wysiadła z samochodu i wyjęła coś z bagażnika. Zastygłam ze zdumienia. Ta drobna kobieta dzierżyła w dłoniach wielką elektryczną piłę! Jak się okazało pożyczoną w działającej na terenie ogródków wypożyczalni cięższego sprzętu ogrodowego. Wyglądała niczym Rambo ze swoim karabinem. Nawet się nie przebrała, tylko rzuciła w moją stronę:

– Przynieś mi drabinę!

Po czym podłączyła swój sprzęt do kontaktu i… przycięła żywopłot sąsiadki w połowie wysokości. Gałęzie leciały ścieląc się gęsto na naszej działce.

– To tyle, żebym jej nie musiała oglądać! A przynajmniej te drzewka nie będą nam zasłaniały słońca! – wyjaśniała z uśmiechem satysfakcji na twarzy.

– Mamo, ale… Nie będziemy miały przez to kłopotów? – zapytałam.

– Zobaczymy! – odparła z tajemniczym uśmiechem.

Oczywiście, pani wezwała policję

Funkcjonariusze przyjechali, wysłuchali racji obu stron, po czym… kazali sąsiadce posprzątać resztki jej krzaków z naszej działki i nie wszczynać burd! Nie tylko sąsiadce w tym momencie opadła szczęka. Mnie także. Tylko mama była zadowolona z takiego obrotu sprawy. Wiedziała, iż w regulaminie ogródków jest napisane, że żywopłot może mieć wysokość maksymalnie dwóch metrów! Poza tym krzewy można sadzić w odległości dwóch metrów od granicy działek. Sąsiadka swoje tuje posadziła może półtora metra od naszej siatki.

– Jeśli się pani nie uspokoi, każę je pani przesadzić na odpowiednią odległość, a to będzie spory problem! – zagroziła mama.

Ten mały szantaż podziałał na sąsiadkę. Na naszym trawniku przestały pojawiać się psie kupy i inne paskudztwa. A babcia stwierdziła, że jej róże odbiją za rok. I miała rację. Teraz, po „ogrodniczych zabiegach” sąsiadki, są jeszcze piękniejsze! 

Czytaj także:
„Mój sąsiad to burak. Zachowuje się, jakby cała ulica należała do niego. Człowiek ze wsi wyjdzie, ale wieś z człowieka nigdy”
„Złośliwy sąsiad uprzykrzał mi życie, lecz byłem sprytniejszy. Wredna menda uciekała w popłochu, a ja mam wreszcie święty spokój”
„Sąsiad to niezłe ciacho, ale nie ma podejścia do kobiet. Zamiast zaprosić mnie na randkę, robi podchody jak przedszkolak”

Redakcja poleca

REKLAMA