„Sąsiadka ma fajnego chłopa, a zamiast rzucić się w wir miłości, czai się jak wystraszona mysz. Wszystko przez byłego męża”

sąsiadki rozmawiają o miłości fot. Adobe Stock, cherryandbees
„– Tak naprawdę, znamy się dość krótko i zawsze spotykamy się, kiedy oboje mamy czas i ochotę. Ale ja nie jestem osobą łatwą we wspólnym życiu. Byłam już mężatką i to był jakiś koszmar! Mój były mąż uważał mnie za wariatkę! A co, jeśli… miał trochę racji? I Mirek w końcu też do tego dojdzie? Nie zniosłabym kolejnego rozwodu…”.
/ 03.01.2023 13:15
sąsiadki rozmawiają o miłości fot. Adobe Stock, cherryandbees

Pani Ewa stała na klatce ze swoimi dwoma pieskami, kiedy weszłam. Miki i Lola natychmiast zaczęły na mnie skakać, a ja do nich czule przemawiać. Po chwili sąsiadka chrząknęła, a kiedy na nią spojrzałam, zapytała, czy bym nie wpadła na ciasteczka i maślankę. Skądś brała przepyszną maślankę, a za jej ciasteczka byłam gotowa zrobić wszystko, więc zamiast do swoich drzwi skierowałam się do tych jej.

Mieszkałyśmy w jednej kamienicy od kilku lat. To znaczy ona była lokatorką, zdaje się, od czasów Peerelu, ale ja wprowadziłam się, kiedy sprzedałam dom i kupiłam mieszkanie w mieście najpierw córce, a potem sobie, żeby być blisko niej i wnuków. Nie żałowałam wyprowadzki. Nie miałam przyjaciół tam, gdzie mieszkałam z mężem, no i nie chciałam pamiętać niedobrych czasów małżeństwa.

Kasia od początku powtarzała mi, że muszę sobie znaleźć tutaj znajomych i najlepiej zaprzyjaźnić się z sąsiadami, więc kiedy spotkałam sąsiadkę z tymi śmiesznymi psami, skorzystałam z okazji do poznania się. No i tak zostałyśmy sąsiadkami, które może nie przyjaźniły się jakoś blisko, ale zawsze mogły na siebie liczyć, kiedy którejś skończyła się sól albo zabrakło jajek do naleśników.

Straciłam sąsiadkę, ale zyskałam przyjaciółkę

Czasami jednak rozmawiałyśmy o innych, ważniejszych sprawach. Wiedziałam na przykład, że sąsiadka ma „starającego się”, jak zabawnie określała pana Mirka, który ją odwiedzał. Widywałam go czasem przez okno z jej psami rano i domyślałam się, że zostawał na noce, ale o tym nie rozmawiałyśmy. Do tamtego dnia, kiedy usiadłam nad kubkiem maślanki i ciasteczkami.

– Mirek chce się ze mną żenić – wypaliła. – A ja nie wiem, co robić! Pani Janeczko? Ech, dość mam już tego „paniowania”. Czy możemy sobie mówić po imieniu?

Pomyślałam, że oto tracę sąsiadkę, ale zyskuję przyjaciółkę, i uśmiechnęłam się z tego żartu w mojej głowie.

– O, uśmiechasz się, czyli myślisz, że to dobry pomysł? – Ewa patrzyła na mnie badawczo.

– Nie, nie! – zaprotestowałam szybko. – Ja nic nie myślę, bo nawet nie znam tego Mirka. Po prostu miło mi, że przeszłyśmy na „ty”. To może mi coś o nim opowiedz?

Ale Ewa miała lepszy pomysł. Uznała, że będę znacznie lepiej poinformowana na temat jej potencjalnego narzeczonego, jeśli go poznam osobiście. Ale żeby mi nie było głupio, że tak siedzę sama z nimi jako parą, to obiecała, że Mirosław przyprowadzi kolegę. Stłumiłam westchnięcie, bo zapachniało mi to randką w ciemno, a jakoś nie znałam nikogo na świecie, kto by z takiej randki wyszedł bez nadszarpniętych nerwów.

O dziwo jednak, Zenek okazał się przemiłym facetem lekko starszym ode mnie, który pasjonował się numizmatyką, jak ja kiedyś. Coś jeszcze pamiętałam i nawet zgodziłam się pokazać mu moją kolekcję. Wiem, jak to brzmi, ale naprawdę chodziło o monety!

Kiedy znaleźliśmy się u mnie, zostawiając rozbawioną Ewę z Mirkiem, Zenek zapytał mnie wprost:

– Myślisz, że ona się zgodzi za niego wyjść?

– Nie wiem… – zdumiało mnie to nagłe pytanie o sprawy sąsiadki. – A co?

– A nic, tylko znam Mirka od czterdziestu pięciu lat i powiem ci, że nie ma na świecie lepszego człowieka. Życzę mu jak najlepiej, a twoja sąsiadka to w dechę babka. No i miło by było jeszcze się zakręcić na jakimś weselu.

Powiedziałam mu szczerze, że nie jestem na tyle blisko z Ewą, żeby się wypowiadać. Zachowałam dla siebie informację, że nowa przyjaciółka pyta o opinię na temat zamążpójścia osobę, z którą do niedawna wymieniała jedynie codzienne uprzejmości. Oraz że ja stanowczo nie jestem ekspertką od związków. No, chyba że od tych nieudanych.

Przez następne dni Ewa dość często na mnie „wpadała”, aż w końcu zapukała do moich drzwi.

– Dobra, wiem, że to głupie, bo ledwie się znamy, ale… Janka! Ja nie wiem, co mam zrobić, i muszę się poradzić! – rzuciła, pakując się do mojej kuchni ze świeżo upieczonymi pierniczkami ułożonymi na tacce.

Z jednej strony było mi miło, że ktoś mnie pyta o radę w sprawach sercowych, z drugiej – bałam się wypowiadać swoje opinie, bo to w końcu było jej życie. Ale mogłam jej zadać parę pytań z nadzieją, że kiedy usłyszy swoje odpowiedzi, zrozumie, czego naprawdę chce.

Zachowywaliśmy się jak nastolatki

– Jak się przy nim czujesz? – zaczęłam.

– Niesamowicie! – przyznała. – Zawsze się śmieję, świat wydaje mi się jakiś ładniejszy, a ludzie lepsi.

– Dobrze – kiwnęłam głową. – A co, jak jest ci smutno albo się o coś martwisz? Co on wtedy robi?

– Hm… sama nie wiem – zastanowiła się. – Chyba po prostu jest obok. Nie mówi, że wszystko będzie dobrze, ale w sumie wiem, że z nim będzie.

Po serii pytań jednak Ewa dalej nie była pewna, co robić, chociaż Mirek wydawał się ideałem. Powiedziałam jej to i wreszcie pękła.

– Tak, on jest, ale ja nie! – spojrzała na mnie z rezygnacją. – Tak naprawdę, znamy się dość krótko i zawsze spotykamy się, kiedy oboje mamy czas i ochotę. Ale ja nie jestem osobą łatwą we wspólnym życiu. Byłam już mężatką i to był jakiś koszmar! Mój były mąż uważał mnie za wariatkę! A co, jeśli… miał trochę racji? I Mirek w końcu też do tego dojdzie? Nie zniosłabym kolejnego rozwodu…

Pokiwałam głową, bo coś wiedziałam o nieudanym małżeństwie. Nic za to nie wiedziałam o tym, jak zbudować szczęśliwy związek. Nieoczekiwanie, kiedy zaczęłam zastanawiać się, czy zaryzykowałabym ponowne zamążpójście, stanął mi przed oczami Zenek. Chyba dlatego powiedziałam, że chciałabym jeszcze trochę lepiej poznać Mirka.

Ewy nie trzeba było długo namawiać i niedługo potem znowu spotkaliśmy się u niej we czwórkę. Tym razem Zenon przyniósł kilka swoich cennych monet, ale skończyło się na tym, że zostawiliśmy przyjaciół pogrążonych w rozmowie na kanapie i poszliśmy na spacer z Lolą i Mikim. Nie mam pojęcia, jak to się stało, ale w którymś momencie, przed przechodzeniem przez ulicę, Zenek złapał mnie za rękę, a potem żadne z nas jej nie zabrało i tak sobie szliśmy przed siebie, rozmawiając i żartując.

Tydzień później Ewa zapytała, czy ja się naprawdę spotkałam z Zenonem na kawie, bo tak jej powiedział Mirek.

– Tak, naprawdę – uśmiechnęłam się.

– A właściwie to co ci powiedział?

– No, pytał, czy coś mówiłaś. Chyba Zenon mu kazał mnie wypytać. Co mam mu powiedzieć?

Przez chwilę myślałam i nagle parsknęłam śmiechem. Przecież to było przekomiczne! Ja miałam pięćdziesiąt sześć lat, Ewa może parę mniej, a „chłopacy” byli pod sześćdziesiątkę! A wszyscy zachowywaliśmy się jak nastolatki w szkole średniej, podpuszczające przyjaciół, żeby dowiedzieli się, co o nas myśli nasza sympatia.

Ona już i tak podjęła decyzję

– Powiedz Mirkowi, że Janka wróciła z randki z Zenkiem kompletnie oczarowana i nie może doczekać się następnej, ale dobrze by było, żeby Zenon sam umiał o to zapytać – odpowiedziałam w końcu ze śmiechem.

– A ty? Podjęłaś już decyzję, co odpowiedzieć w sprawie ślubu?

– Nie za bardzo… Ciągle się boję, co będzie za rok, dwa, pięć. Moje pierwsze małżeństwo też się wydawało udane. Do czasu. Co, jeśli teraz będzie tak samo? Może jednak nie powinnam się w to pchać?

Coś mnie zastanowiło w jej wypowiedzi.

– Wiesz, myślę, że podświadomie już podjęłaś decyzję – powiedziałam. – Zawsze mówiłaś o swoim eks „mój były mąż”, a teraz powiedziałaś „moje pierwsze małżeństwo”. Jakbyś już wiedziała, że będzie drugie. Więc chyba jednak wiesz, co chcesz zrobić.

Wtedy nie odpowiedziała, ale trzy dni później przyszła do mnie i pomachała mi przed nosem dłonią. Miała na niej skromny, ale ładny pierścionek z diamencikiem. Najwyraźniej Mirosław był tradycjonalistą.

Oczywiście Zenek zadzwonił do mnie tego samego dnia, bo koniecznie chciał poplotkować o tej nowinie. Zaproponowałam, żeby wpadł na obiad. Okazało się, że i Ewa zaprosiła swojego narzeczonego, i obaj panowie wpadli na siebie pod drzwiami wejściowymi niczym przyłapani na gorącym uczynku. No, liceum, proszę państwa!

Ślub wprawdzie dopiero za pół roku, ale przygotowania już się rozpoczęły. Oczywiście ja i Zenek będziemy świadkami. Jedziemy też wszyscy razem w podróż – oni w poślubną, a my w… no, powiedzmy, podróż dla zakochanych. Planujemy lot balonem i nocną wyprawę do ponoć nawiedzonego zamku. W życiu bym się nie spodziewała, że mocno po pięćdziesiątce znajdę nie tylko mężczyznę, z którym będę się świetnie bawić, ale też dwójkę przyjaciół!

A wszystko przez to, że moja sąsiadka nie była wystarczająco pewna siebie, żeby odpowiedzieć „tak” na oświadczyny mężczyzny, którego kochała, i wybrała akurat mnie, kompletnie nieznającą się na romantyzmie, na swojego sercowego doradcę. Czy los nie ma czasami poczucia humoru…?

Czytaj także:
„Były mąż jest nudziarzem bez perspektyw, nie rozumiem, za co nasze dzieci go kochają. Przecież to ze mną poznają świat”
„Były mąż wpajał mi do głowy, że jestem beznadziejna i bez niego jestem nikim. Teraz każdy komplement boli jak cios”
„Były mąż choć założył już nową rodzinę, krążył wokół mnie jak sęp. Myślałam, że chce wrócić, ale on uknuł inny plan”

Redakcja poleca

REKLAMA