Trudno mi było opuścić poprzednie mieszkanie. Ładne, otoczone zielenią. Zdążyłam polubić sąsiadów, a córka miała blisko do szkoły. Ale propozycja wymiany mieszkań okazała się nie do odrzucenia: w zamian za nasze dwa pokoje, otrzymaliśmy cztery przestronne pomieszczenia. I szkoła podstawowa pod nosem...
Emilka nareszcie ma własną, sporą sypialnię. Ja i mój mąż także poczuliśmy ulgę, gdyż salon nie musi już służyć równocześnie za pokój dzienny i miejsce do spania po zmroku. W końcu zrealizowałam marzenie, które towarzyszyło mi od lat i zainwestowałam w zabudowę meblową na wymiar, aby móc ukryć wszystkie graty. Beżowe plisy w oknach dodatkowo rozświetliły i optycznie powiększyły wnętrze. Kuchnię odświeżyliśmy żywym, pomarańczowym kolorem. Wyglądało to fantastycznie!
Poznałam nową sąsiadkę
W dzień przeprowadzki odwiedziła nas nowa sąsiadka, aby osobiście nas powitać.
– Dzień dobry! – przywitała się wysportowana blondynka, przywołując na twarz przyjazny uśmiech. – Upiekłam dla was ciasto owocowe – oznajmiła, prezentując tacę owiniętą w folię aluminiową. – Mieszkam piętro niżej. Mam na imię Ewa, bardzo mi miło.
– Miło poznać – odparłam, ściskając wyciągniętą dłoń.
– Zauważyłam, że mają państwo córkę – zagaiła sąsiadka. – Wydaje mi się, że jest mniej więcej w tym samym wieku, co moje dziewczynki. Małgosia skończyła dwanaście, a Natalia trzynaście lat.
– Naprawdę? Nasza Emilka też ma trzynaście – odpowiedziałam, gestem zapraszając do środka. – Może wpadnie pani do nas na małą pogawędkę przy herbacie? I wielkie dzięki za to pyszne ciasto, to naprawdę miły gest z pani strony…
Była bardzo miła
Kobieta z ochotą przekroczyła próg mieszkania. Kątem oka zerkała ciekawie na wystrój wnętrza.
– Ta kuchnia wygląda świetnie – powiedziała. – Zatrudniliście projektanta wnętrz?
– Projektanta? – parsknęłam śmiechem. – Ależ skąd!
Emilka, słysząc, że mamy gości, wyjrzała ze swojego pokoju.
– Chodź tutaj! – zawołałam. – Poznaj naszą sąsiadkę, panią Ewę. Jej córki są w podobnym wieku co ty.
– Zgadza się! – potwierdziła kobieta. – Kto wie, może będziecie razem chodzić do tej samej szkoły?
Emi ledwo co uniosła kąciki ust. Nie należała do osób, które okazują uczucia na każdym kroku. Dało się zauważyć, że trzyma innych trochę na dystans. Nie dawało mi to spokoju, ale jednocześnie przypomniałam sobie, że kiedy byłam w jej wieku, również unikałam ludzi. Wolałam własne towarzystwo i dobre powieści.
Córka kochała rysować
Emilka nie przepadała za czytaniem książek, ale za to mogła spędzać całe godziny na rysowaniu. Moja szwagierka, absolwentka Akademii Sztuk Pięknych, z podziwem oglądała jej dzieła: były tam różnorodne rośliny, desenie i zdobienia.
– Interesujące... – pokiwała głową z aprobatą. – Ta dziewczynka ma prawdziwy talent. Powinniście pomóc jej go rozwijać. Jeśli tylko chcecie, mogę dawać jej korepetycje z rysunku. Rzecz jasna nie wezmę od was ani grosza – dodała. – Od bliskich nie przyjmuję zapłaty.
Emilka z wielkim entuzjazmem oddawała się rysowaniu, mając w planach, aby po ukończeniu podstawówki podjąć próbę dostania się do liceum o profilu plastycznym.
Cieszyłam się, że ma towarzystwo
– Masz ochotę zapoznać się z dziewczynami? – zapytała Ewa. – Są teraz w mieszkaniu.
Emilka, ku zaskoczeniu, pokiwała głową na znak zgody.
– Chodźmy razem na dół. Pani również jest mile widziana – powiedziała z zachętą w głosie.
– Dzięki wielkie – odpowiedziałam, doceniając zaproszenie. – Może kiedy indziej. Czeka mnie tu jeszcze sporo roboty – dodałam, wzdychając.
Wzdłuż ścian piętrzyły się liczne pudła, które trzeba było rozpakować.
– Sama pani widzi, to wszystko muszę gdzieś poukładać…
Moja sąsiadka przytaknęła, objęła Emilkę i razem się oddaliły. Poczułam radość na myśl, że moja pociecha pozna nowe koleżanki mieszkające w pobliżu. A ta miła pani z sąsiedztwa też się przyda. Dobrze wiedzieć, że jest ktoś, kogo można poprosić o szklankę cukru albo doglądnięcie lokum pod naszą nieobecność… Emilka pojawiła się z powrotem po godzinie, cała w skowronkach.
– I co, dobrze się bawiłyście? – rzuciłam pytanie, ściskając podbródkiem stos ręczników, przez co zabrzmiało to trochę niewyraźnie. – Sporo czasu cię nie było. Te dziewczynki były w porządku?
– No, nawet nieźle – rzuciła. – Gośka również będzie chodzić do tej samej szkoły co ja, już się zakumplowałyśmy i mówiła że mnie z resztą zapozna i w ogóle. A jej młodsza siostra jest totalnie zakręcona na punkcie albumów ze sztuką.
– Ekstra. A jutro też macie w planach spotkanie?
– No jasne – Emilka wprost promieniała z radości. – Dziewczyny oprowadzą mnie po okolicy.
– Fajnie – i mnie też to rozweseliło. – Zostało jeszcze siedem dni do pierwszego dzwonka. Przynajmniej nie będziesz się nudzić.
Nie miałam czasu na zaprzyjaźnianie się
Początek naszej znajomości był wprost bajeczny, przez pierwsze miesiące Emilka zdążyła już znaleźć wspólny język z nowymi koleżankami z sąsiedztwa. Raz ona biegła do nich, innym razem dziewczynki wpadały do nas. Ja niestety nie mogłam sobie pozwolić na pogaduchy z sąsiadką. Ona była całymi dniami w domu, a ja miałam urwanie głowy. Mój urlop dobiegł końca i codziennie dojeżdżałam do pracy z przesiadką. Po powrocie czekały na mnie zakupy i gotowanie obiadu, bo zwyczajnie brakowało mi czasu na cokolwiek innego.
Ewa chyba się na mnie obraziła, bo parę razy nie skorzystałam z zaproszenia. Ale serio, byłam wykończona po przeprowadzce i jedyne o czym marzyłam, to chwila odpoczynku w spokoju.
Córka zaczęła narzekać
Pierwszy niepokojący sygnał dostałam od Emilki na początku września. Ewa zwróciła jej uwagę, że powinno się dzielić ze wszystkimi.
– Ale mamuś, ja się przecież dzielę – poskarżyła mi się z wyrzutem. – Tyle że wtedy miałam tylko jedną czekoladkę. Jakbym ją podzieliła, to by się wylał ten płynny środek. Poza tym dziewczyny wcale nie miały na nią ochoty… Dziwna jest ta ich matka.
– Przestań gadać takie rzeczy – zwróciłam uwagę mojej córce, sądząc, że to jednorazowa sytuacja.
Niestety, parę dni później, w weekend, miał miejsce następny niefortunny epizod. Emilka przyszła od sąsiadek wyraźnie przygnębiona. Niespecjalnie miała ochotę rozmawiać, ale nie odpuściłam:
– Poszłam do nich z nowym telefonem, żeby zaprezentować im jego super możliwości… Serio, jest rewelacyjny – oznajmiła z uśmiechem, muskając dłonią urodzinowy prezent od nas. – Wyobraź sobie, że ich mama również mu się przyglądała, a pod koniec stwierdziła, że nie powinnam afiszować się z tym gadżetem, bo może to sprawić przykrość osobie, której nie stać na taki wydatek. Ja wcale nie chciałam się przechwalać, po prostu się cieszyłam. O co jej chodziło?
– Szczerze mówiąc, kochanie, to nie mam pojęcia – denerwowała mnie postawa sąsiadki, która wzbudzała w naszej córeczce wyrzuty sumienia. – Masz pełne prawo do radości z otrzymanego podarunku. Dopiero brak zadowolenia byłby czymś nienaturalnym.
Ewa zaczęła się czepiać
Miałam ochotę przedyskutować tę kwestię z Ewą, ale nigdy nie nadarzyła się ku temu stosowna okazja. Później jednak doszło do całej serii osobliwych zdarzeń. Sąsiadka raz po raz czepiała się mojego dziecka. I mówimy tu o totalnych błahostkach.
Non stop czepiała się Emilki. Raz, że ma złą fryzurę, innym razem, że podwójne lody to zdecydowana przesada, mimo że jej na to pozwoliłam, albo że musi tańczyć jak Małgosia, bo jak nie, to przybędzie jej parę kilo. Wspomniała też, że dobrze byłoby, gdyby potrafiła grać na jakimś instrumencie muzycznym, zastanawiając się przy okazji, czemu rodzice jeszcze nigdzie jej nie zapisali. Pewnego razu skrytykowała nawet jeden z rysunków Emilii, określając te „esy-floresy" mianem „dziwacznych".
Omal zawału nie dostałam, kiedy Emilka mi tę historię zrelacjonowała. W pierwszym odruchu planowałam pognać do Ewy i porządnie się z nią rozmówić, ale chwila była nieodpowiednia, bo właśnie miałyśmy wychodzić do stomatologa.
Emilka wyznała mi, że kiedy dochodziło do sprzeczek między nią a koleżankami, sąsiadka momentalnie orientowała się w sytuacji i wkraczała do akcji. Zawsze broniła Gosi i Natalii. Emilka, pozostawiona sama sobie, miała problem z wytłumaczeniem się i obroną swojego stanowiska. W rezultacie zaczęła unikać kontaktu z dziewczynkami, co wcale nie było prostym zadaniem. Tym bardziej, że darzyła siostry szczerą sympatią.
Nie rozumiałam tego
Nurtowało mnie pytanie, czemu Ewa aż tak ingeruje w sprawy swoich dzieci? Z jakiego powodu nie daje im szansy na osobiste rozstrzyganie sporów? Jak wywnioskowałam ze słów Emilki, nawet mała kłótnia pomiędzy siostrami momentalnie ściągała ją z kuchni albo innego pomieszczenia. To nienormalne!
Chciałam się spotkać z Ewą i porozmawiać, ale ona wyraźnie omijała mnie szerokim łukiem. Zaczęłam powoli rozumieć, czemu te dziewczynki są takie samotne. Nikt ich nie odwiedza, nie przyjaźnią się z nikim poza tymi, z którymi spotykają się w szkole. A wszystko przez matkę!
Doszło do konfrontacji
W końcu nadszedł moment starcia. Pewnego wtorkowego popołudnia, czekając na windę, natrafiłam na Ewę.
– Czemu uniemożliwiasz Emilce spotykanie się z moimi córkami? – wzięła mnie z zaskoczenia, atakując niemalże natychmiast. – Moje córeczki są strasznie rozczarowane.
– Absolutnie nie zakazałam im widywać się ze sobą – odpowiedziałam szczerze. – To Emilka nie ma ochoty przychodzić do was, a ja w pełni ją w tym wspieram!
– Nie mam pojęcia, o co chodzi – w spojrzeniu Ewy widać było szczere zdumienie. – Jak to? Przecież jestem cały czas w domu Mam wszystko pod kontrolą i…
– I właśnie o to chodzi – weszłam jej w słowo. – Chodzi o tę ciągłą inwigilację. Zwłaszcza młodzież, a już szczególnie nastolatkowie, potrzebują mieć możliwość przeżywania życia na swój sposób. Powinni samodzielnie rozstrzygać swoje konflikty. A ty im tego odmawiasz. Wszędzie wtykasz nos. Wtrącasz swoje trzy grosze, dogryzasz. Zupełnie jakbyś miała za dużo wolnego czasu. Jakbyś nie miała własnego życia. Wiem, że martwisz się o swoje dziewczynki, ale robiąc to, co robisz, tylko je unieszczęśliwiasz! – podsumowałam, kierując się w stronę schodów.
Ewa zastygła w bezruchu niczym posąg.
Dałam jej do myślenia
Ponad tydzień minął od tamtych wydarzeń. Przez ten okres, ani Emilka, ani dziewczynki nie wpadły do siebie z wizytą. Aż tu nagle, telefon – to była Ewa.
– Hej, Jagoda – odezwała się. – Wybacz mi. Sporo myślałam o całej sprawie i teraz widzę, że masz dużo racji. Może byśmy się spotkały? Porozmawiamy trochę?
Byłam przekonana, że obrazi się na amen, ale nic z tych rzeczy. Dziewczynki wciąż są najlepszymi przyjaciółkami. A Ewa ostro wzięła się za siebie. Ja z kolei wyniosłam z tego pewną naukę, czasami wystarczy z kimś szczerze pogadać, a sytuacja zacznie się sama naprawiać.
Jagoda, 40 lat
Czytaj także: „Trzymałam Michała na dystans, bo bałam się prawdziwego uczucia. Tymczasem on był dla mnie niczym anioł stróż”
„Córka wróciła pod mój dach na jakiś czas, ale się zasiedziała. Czułam, że chodzi o coś więcej niż utrata pracy”
„Chciałem zaimponować dziewczynie, ale przez moją wstydliwą wadę zrobiłem z siebie durnia. Po prostu stchórzyłem”