„Sąsiadka jędza i jej wściekły kundel, zamienili moją emeryturę w piekło. Jednak, gdyby nie ten pies, doszłoby do tragedii”

zmartwiona sąsiadka fot. Adobe Stock, fizkes
„Ona jako eksnauczycielka jest emerytką prawie dwadzieścia lat, ja raptem od dwóch. No i właśnie od dwóch lat sąsiadka mi działa na nerwy. Ale jak! Ja lubię rano pospać, ta wstaje skoro świt i podlewa ogródek. Albo odśnieża. Albo grabi. Albo kosi. A wszystko przy akompaniamencie poszczekiwania głupiego kundla”.
/ 06.04.2023 14:30
zmartwiona sąsiadka fot. Adobe Stock, fizkes

Mieszkam na piętrze, a Waleria na parterze. Ja mam balkon, ona mniej więcej tej samej wielkości ogródek. Obie kochamy kwiaty, ale tylko ona ma do nich rękę. Moje pelargonie i surfinie wysadzone w wiszących skrzyneczkach schną lub gniją dosłownie na wyścigi, w zależności od pogody. Z kolei u Walerii aż mieni się od kolorów i gatunków roślin.

Najbardziej zazdroszczę jej przepięknych hortensji, które jakimś cudem kwitną u Walerii od lata do jesieni. I jeszcze czerwcowych piwonii, które pachną tak, że nawet ja je czuję u siebie na górze. W sumie mogłybyśmy się z Walerią zaprzyjaźnić, należymy do tego samego pokolenia – ona dobiega siedemdziesiątki, ja dopiero co przekroczyłam sześćdziesiątkę.

Ona jako eksnauczycielka jest emerytką prawie dwadzieścia lat, ja raptem od dwóch. No i właśnie od dwóch lat sąsiadka mi działa na nerwy. Ale jak! Ja lubię rano pospać, ta wstaje skoro świt i podlewa ogródek. Albo odśnieża. Albo grabi. Albo kosi. A wszystko przy akompaniamencie poszczekiwania głupiego kundla.

Waleria nie ma za bardzo sił na dalsze spacery, więc pies wychodzi tylko do ogródka. I szczeka. I ujada. A to ptaszek przeleci, a to kot sąsiadów przemknie po ścieżce, a to coś. Zwariować można. Kocham zwierzęta, ale tego kundla nienawidzę. Dobra, nienawidziłam. Bo coś się zmieniło.

To było miesiąc temu, w sobotę

Dochodziła ósma, właśnie przekręcałam się na drugi bok. I wtedy to usłyszałam. Jakiś zwierzak strasznie płakał. Trochę wył, trochę szczekał, ale więcej było tego wycia. Zwierzak najwyraźniej był zamknięty w mieszkaniu, bo głos dochodził lekko stłumiony.

Nie udało mi się już zasnąć. Wyszłam na balkon i przechyliłam się przez
barierkę. W dolnym ogródku zobaczyłam tylko przewróconą konewkę, za to wycie stało się wyraźniejsze. To Zyga! – przeleciało mi przez myśl. – Czyżby był w domu sam? Ale dokąd Waleria tak wcześnie poszła? – główkowałam dalej.

Normalnie o tej porze krząta się w ogródku. No i przecież zostawiony w domu pies nigdy tak nie wyje. Trochę mi się nie chciało, ale poczucie obowiązku było silniejsze. Narzuciłam szlafrok i zeszłam piętro niżej.

Ledwo zapukałam do Walerii, usłyszałam wyraźne szczekanie Zygi i skrobanie pazurów w drzwi. Cholera, chyba jednak coś się stało! Zapukałam do sąsiadów. Otworzył stary K.. Powiedziałam „dzień dobry” i wparowałam do środka.

– Pani Marzeno, co się stało? Co pani? – pytał sąsiad, ale tylko machnęłam ręką, bo szkoda mi było czasu na tłumaczenia.

Kilka susów i już byłam przy drzwiach do ogródka. Dwa kroki, niski płotek – stałam u Walerii. Drzwi ogródkowe były co prawda zamknięte, ale widać było, że za firanką rzuca się i poszczekuje strasznie zdenerwowany Zyga.

– Panie sąsiedzie – zwróciłam się do Kowalskiego, który w panice naciągał na piżamę jakąś bluzę. – Z Walerią coś niedobrze, chyba zasłabła albo co. Trzeba wybić szybę, widzi pan, jak pies szaleje…

– Trzeba było tak od razu! Waleria już dawno dała mi zapasowy klucz. Wie pani, tak na wszelki wypadek… Moje klucze też są u niej… – mamrotał sąsiad, równocześnie grzebiąc w szufladzie komody. – Mam! – zakrzyknął z triumfem i wybiegł na klatkę schodową.

Mało brakowało…

Waleria leżała na podłodze w przedpokoju. Była nieprzytomna i blada jak papier, a kosmyki białych włosów przykleiły jej się do czoła. Pies na nasz widok pisnął jakby z ulgą i przylgnął do moich nóg. Odruchowo schyliłam się i wzięłam go na ręce. Sąsiad w tym czasie zadzwonił po pogotowie i wszystko dobrze się skończyło.

To znaczy Waleria wciąż leży w szpitalu na udarówce, bo to był – jak stwierdził lekarz – malutki udarek. Jej pies mieszka u mnie. Do niedawna nienawidziłam szczekacza, ale teraz musiałam docenić jego upór i inteligencję.

Gdyby nie on, biedna Waleria pewnie przeniosłaby się w samotności na tamten świat! No dobra, kończę, bo muszę wyprowadzić Zygę na spacer. I jeszcze podlać kwiatki u Walerii.

Czytaj także:
„Sąsiadka ma fajnego chłopa, a zamiast rzucić się w wir miłości, czai się jak wystraszona mysz. Wszystko przez byłego męża”
„Moja przyjaciółka to zgorzkniała stara baba. Uwielbia krytykować i obrażać młodych, bo czuje się od nich lepsza”
„Sąsiadka wszystko ode mnie kopiowała. Tak samo ubrane dziecko, przystrojony dom... Męża też mi zaraz ukradnie?”

Redakcja poleca

REKLAMA