Często słyszę o konflikcie pokoleń. To chyba modny temat, w opowieściach starszych osób zbuntowani młodzieńcy osiągają wyżyny bezczelności i braku szacunku do podstawowych wartości, a młodzi – jak zdarza mi się podsłuchać mimochodem w tramwaju – portretują staruszków jako zacofanych, złośliwych i pełnych nienawiści do wszystkiego, co nowoczesne. Nigdy się nie zastanawiałam nad tym, ile złego wyrządzają te stereotypy obu stronom.
Aż do tamtego dnia
– Gorąco dzisiaj, prawda, Wandziu? – zagaiła Kasia, kiedy minęłam ją na podwórku. – Wybieram się na spacer na nabrzeże, może też chcesz się przejść?
– A wiesz, że nawet chętnie! – zgodziłam się od razu. – To zejdę do ciebie za jakieś pół godzinki, dobrze?
Rzeczywiście, było dość ciepło, lato w pełni i marzyło się o przyjemnym chłodku od wody. Mieszkamy w portowym mieście, więc trudno się dziwić, że głównym celem spacerowiczów jest długi bulwar wzdłuż nabrzeża. Jak chyba wszyscy mieszkańcy, bardzo lubię tam chodzić, obserwować statki i kutry rybackie, karmić mewy i po prostu być w centrum życia portowego. Ulica i chodnik ciągną się przez dwa kilometry, a od wody oddziela je niski murek, na którym uwielbiają przesiadywać młodzi. Kasia była gotowa, kiedy po nią wstąpiłam, i wolniutkim krokiem pomaszerowałyśmy w stronę morza. Tego dnia było trochę fal, ale było tuż po odpływie i woda była nisko, tak, że statki wyglądały na niższe niż zazwyczaj. Lubiłam tę iluzję. Kiedy mieszka się w porcie całe życie, człowiek zauważa takie rzeczy.
– Mamo, goń mnie! – zawołała jakaś dziewczynka w jaskrawożółtej czapce z daszkiem i ze śmiechem pobiegła w stronę dużych statków cumujących tuż za murkiem.
– Oliwka, stój! – młoda kobieta krzyknęła zdenerwowana. – Nie wolno do murku! I nie biegaj tam!
– Ale mamo…
Dziewczynka zrobiła zaciętą minkę, ale posłusznie zwolniła. Widziałam jednak wyraźnie, że interesuje ją najbardziej to, co dzieje się po drugiej stronie murku.
– Pewnie kolejna samotna matka – westchnęła Kasia. – Dzisiejsi mężczyźni nie potrafią wziąć odpowiedzialności za rodzinę. Zobacz, same matki z dziećmi! – rozejrzała się teatralnie. – A mężczyźni? Tylko by imprezowali! O, patrz na przykład na tamtych trzech – Kasia zezowała w prawą stronę. – Pierwsza po południu, a oni nie są ani w pracy, ani na uczelni, ani nawet w domach! Siedzą tu tylko, popijają piwo i pewnie czekają na jakąś rozróbę.
– To mi raczej wygląda na colę – rzuciłam okiem w stronę trzech chłopaków na ławce przy brzegu.
– Cola czy piwo, to darmozjady społeczne i tyle. Popatrz, jeden siedzi na oparciu ławki i butami brudzi siedzenie. Uważam, że ktoś powinien mu zwrócić uwagę!
– Kasia, daj sobie spokój – mitygowałam ją. – Przyjdzie deszcz i zmyje piach, a my tylko sobie popsujemy spacer…
Ale moja koleżanka była nieugięta
Właściwe to była znana ze swojej krucjaty przeciwko źle wychowanej młodzieży. Kilka razy, gdy przez przypadek wracałyśmy do domu tym samym autobusem, widziałam, jak głośno domagała się ustąpienia jej miejsca, pomstując na „dzisiejszą młodzież”. Choć pewnie miała rację, to w głębi duszy uważałam, że robi to, bo takie pyskówki sprawiają jej zwyczajnie przyjemność. Ja nie widziałam w nich nic atrakcyjnego i uważałam, że skoro mogę stać przez godzinną mszę w kościele, to nic mi się nie stanie, jeśli postoję kwadrans w autobusie. Teraz też w sumie nic mnie nie obchodziła ta ławka, wolałam patrzeć na statki w oddali i rzucać kawałki bułki mewom.
– Co to, kolego? Nie wiesz, do czego służy oparcie? – Kasia właśnie stanęła przed chłopakami i rozpoczęła reprymendę. – Matka cię nie nauczyła, jak siadać na ławce?!
Czarnowłosy chłopak popatrzył na nią zdziwiony, reszta uciekła spojrzeniami. Wszyscy byli zażenowani, tylko ja czułam coraz większą złość, że sąsiadka psuje mi spacer w taki ładny dzień.
– Co tak na mnie patrzysz? Zejdź i usiądź normalnie! I jeszcze wytrzyj, coś nabrudził butami, przecież tu ludzie siadają.
Odniosłam jednak wrażenie, że chłopak jej nie słucha, wpatrzony w coś za jej ramieniem. Młoda kobieta za mną ponownie krzyknęła „Oliwka!”.
– Hej, ty! Do ciebie mówię!
– Cicho! – syknął chłopak i pierwszy raz w życiu zobaczyłam, jak Katarzynie odbiera mowę.
– Co?! No to już szczyt… – zaczęła krzyczeć, kiedy wreszcie się pozbierała z szoku, ale nie dane jej było skończyć.
Chłopak zeskoczył z oparcia, wyminął Kaśkę i pognał w stronę brzegu. Odwróciłam się za nim, ale nadal nie rozumiałam, dlaczego uciekł. Czyżby starsza pani w bojowym nastroju aż tak go wystraszyła? Obaj jego koledzy – jeden mały, drugi wysoki – wstali i wyciągnęli szyję za uciekającym towarzyszem.
– Co on robi? – zapytał ten niższy.
– Nie wiem… zdejmuje buty… Czekaj! Zaraz, on skacze!
W tym momencie wszyscy czworo rzuciliśmy się w stronę, w którą pobiegł brunet. Oczywiście obaj chłopcy byli na miejscu pierwsi i nim, sapiąc ciężko, dotruchtałam do brzegu, obaj leżeli na murku na brzuchach z głowami w stronę wody.
– Podaj mi ją! – krzyczał któryś. – Jeszcze trochę! Dasz radę!
Scena była przerażająca
Otóż w czarnej toni, pomiędzy nabrzeżem a bujającym się na fali kilkudziesięciotonowym statkiem, kotłowało się kilka kształtów. Krzyknęłam, kiedy zobaczyłam jaskrawożółtą czapkę. Widocznie mała Oliwka znowu chciała bawić się w berka albo może zaczęła spacerować po murku i tym razem matka nie zdołała jej ochronić. Kobieta musiała wskoczyć za nią, ale ponieważ stan wody był dość niski, betonowy brzeg wznosił się jakieś trzy metry nad jej poziomem, nie była w stanie wydostać się wraz z córką z wody. Stałam tam jak sparaliżowana, patrząc, jak czarnowłosy chłopak, który bez namysłu skoczył je ratować, pomaga dziewczynie podnieść dziecko, by koledzy wyciągający ramiona z brzegu, mogli je chwycić za ręce. Nie było to proste, bo brakowało im jakichś dwudziestu centymetrów, dziecko wiło im się w ramionach, kompletnie przerażone, a szok i zimna woda robiły swoje i wszyscy troje zaczynali już opadać z sił.
– Michał, usiądź mi na nogach! – krzyknął naraz wyższy z chłopaków i przesunął się w stronę toni, tak, że górną połową ciała zwisał nad wodą, , a kolega siedział na jego udach. – Mam ją! Ciągnę!
Z ust moich, Kaśki i kilku gapiów wyrwał się okrzyk ulgi, gdy główka dziecka ukazała się nad betonem nabrzeża. Błyskawicznie wzięłam przemoczoną i przerażoną dziewczynkę w ramiona, jakaś kobieta zadzwoniła po pogotowie, dwóch innych mężczyzn pomogło wyciągnąć z wody rozdygotaną mamę Oliwki i jej wybawiciela. Karetka zabrała do szpitala dziecko wykazujące objawy szoku i jego mamę, w niewiele lepszym stanie. Zdaje się, że skacząc za córeczką, złamała rękę. Brunet otrzepał się z wody jak pies, ale z jego namoczonego ubrania nadal lała się woda. Dobrze, że było ciepło. Podeszłam do niego, czując, że muszę mu podziękować. Kasia nie miała tyle odwagi, udała, że jest zbyt wstrząśnięta sytuacją i poszła do domu. Niezbyt mi się to podobało, bo nakrzyczała na chłopaka, który okazał się bohaterem. Ale ja mogłam mu podziękować i to zrobiłam.
– To nic takiego – uśmiechnął się, wykręcając przemoczoną koszulkę. – Wie pani… ja nigdy nie siadam na oparciu ławki, wiem, że wtedy się brudzi. Ale dzisiaj coś mnie tknęło… Po prostu chciałem mieć oko na to, co się dzieje dookoła. Kiedy zobaczyłem, że ta mała podbiega do brzegu, chciałem pobiec ją złapać, ale pani znajoma wyjechała wtedy z tymi pretensjami. Kiedy spojrzałem kolejny raz, ani jej, ani jej mamy nie było w zasięgu wzroku… To wszystko stało się tak szybko…
Podrapałam się w zakłopotaniu po brodzie, bo cóż mogłam powiedzieć? Może gdyby nie wojowniczość Kaśki, wypadkowi dałoby się zapobiec? Nie można jednak przecież przewidzieć wszystkiego… W każdym razie od tamtego dnia zupełnie inaczej patrzę na młodych ludzi. To, jakim się jest człowiekiem, nie zależy przecież ani od wieku ani od płci czy innych czynników i naprawdę nie powinno się generalizować. Mam nadzieję, że zrozumiała to również moja sąsiadka.
Czytaj także:
„Przyjaciółka zaczęła się umawiać z moim byłym. Chciałam ją ostrzec, ale nie chciała mnie słuchać, więc niech cierpi!”
„Wiedziałam, że przyjaciółka wyleci z pracy i zrobiłam coś strasznego. Przeze mnie Beatka miesiącami żyła w nędzy”
„Przyjaciółka wprosiła się i zrobiła z mojego mieszkania hotel. Nie miała dla mnie czasu, bo uganiała się za facetami”