Mieszkam w typowym bloku, na typowym osiedlu, wśród typowych sąsiadów. Każdy ma jakieś swoje wady i zalety. Na przykład ten spod dziesiątki uwielbia kapustę, co niestety czuć na całej klatce. A znów młodociany syn tych nad nami ustawicznie słucha łomotu, a nie muzyki. My pewnie też komuś przeszkadzamy – na przykład nasz pies, który czasem głośno ujada. Takie są uroki mieszkania w mieście, w bloku. Można się do nich przyzwyczaić. Choć nie do wszystkiego...
Na moim piętrze mieszka starsza pani. Z nikim nie utrzymuje kontaktu, za to, gdy tylko coś się dzieje na klatce, natychmiast uchyla drzwi i podsłuchuje. A większość dnia spędza, siedząc w oknie i obserwując ludzi. „Niewinny nawyk” – myślałam, bo w końcu co mi przeszkadza jej wścibstwo. Jednak do czasu.
Nie mogłam puścić jej tego płazem
Pewnego dnia, gdy przyszłam do domu, moja młodsza córka, 9-letnia Zuzia, siedziała zapłakana w pokoju. Okazało się, że gdy wyrzucała śmieci do zsypu, potknęła się i wysypała wszystko na podłogę. Pobiegła zaraz do domu po szczotkę i razem ze starszą siostrą, 16-letnią Olą, zaczęły sprzątać na klatce. Na to wyszła owa sąsiadka i zrobiła im awanturę. Że śmiecą, że hałasują. Wygarnęła im wszystko – imieniny Oli, gdy razem z koleżankami słuchała głośno muzyki, i to, że Zuzia, wracając na rolkach, stuka nimi na klatce. I że nasz pies ciągle szczeka.
Zuzia się przestraszyła, ale Ola nie należy do nieśmiałych. Powiedziała więc sąsiadce, że przecież nie robią nic złego, na co usłyszała w odpowiedzi, że jest krnąbrna i arogancka. Niestety, cała ta dyskusja miała miejsce na klatce. Sąsiedzi pootwierali drzwi, wywabieni z mieszkań kłótnią, i byli świadkami, jak sąsiadka szkaluje moje dzieci. Córki zwyczajnie się zawstydziły, nie wytrzymały tego. Dlatego gdy wróciłam, Zuzia płakała, a Olka siedziała w kuchni aż czerwona ze wściekłości.
Zgarnęłam obie i zapukałam do sąsiadki. Nie otworzyła mi, chociaż na pewno była w domu. Wiem to, bo ona wieczorem nigdzie nie wychodzi. Widocznie zwyczajnie bała się konfrontacji. Ale postanowiłam nie puścić jej tego płazem i zmusić ją do rozmowy. Pilnowałam, nasłuchiwałam i wreszcie wyczaiłam moment, gdy zaskrzypiały jej drzwi. Natychmiast rzuciłam się na klatkę.
– Dzień dobry, dobrze, że panią widzę, chciałam porozmawiać – naparłam na nią, tarasując przejście, żeby mi nie uciekła. – Córki opowiadały mi o incydencie, podobno miała pani do nich jakiś żal, pretensje?
– A nie, nic takiego – była wyraźnie speszona. (No tak, co innego gnębić dzieci, a co innego mieć do czynienia z ich rozjuszoną matką). – Myślę, że wszystko sobie wyjaśniłyśmy...
– Nie sądzę – mówiłam podniesionym głosem i z satysfakcją zarejestrowałam, że sąsiedzi otwierają drzwi i słyszą naszą wymianę zdań. – Córki były przerażone, zwłaszcza młodsza. Teraz boi się wychodzić sama na klatkę! Podobno zrobiła jej pani awanturę, i to bezpodstawną!
– Po prostu zwróciłam jej uwagę – sąsiadka chyba zauważyła, że mamy obserwatorów i postanowiła bronić się bardziej otwarcie. – Wysypała śmieci, nabrudziła na klatce. Poza tym zachowała się arogancko i...
– Z tego, co wiem, to właśnie sprzątała, kiedy pani ją zaatakowała – nie dałam jej skończyć. – A kulturalne wyrażanie własnego zdania nie jest arogancją. Jeżeli kiedykolwiek będzie pani miała coś do moich dzieci, bardzo proszę przyjść z tym do mnie. One są nieletnie i nie zgadzam się, żeby wysłuchiwały takich rzeczy.
Odwróciłam się na pięcie, dumna z siebie. „Zwycięstwo!” – pomyślałam, tym bardziej że w mijanych po drodze drzwiach dostrzegłam pełne uznania uśmiechy sąsiadów. No tak, sąsiadki nikt tu nie lubił. Ale co do wygranej, to grubo się myliłam. To była raptem pierwsza runda...
Nie wiem, co z nią zrobić
Sąsiadka co prawda już nie atakowała bezpośrednio moich dzieci, za to zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Ktoś na przykład rozsypał od naszych drzwi aż do windy drobno podarte chusteczki higieniczne. Próbowaliście kiedyś sprzątnąć takie drobinki? Koszmar! Innym razem jakaś tajemnicza ręka wysypała na naszą wycieraczkę obierki i kawałki kości. Wieczorem, latem, więc rano śmierdziało niesamowicie! Wycieraczkę trzeba było wyrzucić. Ciągle mam pod drzwiami coś wylane, pobrudzone, wysypane.
Nikogo za rękę nie złapałam, ale... Rozmawiałam z sąsiadami i jakoś nikt nie ma wątpliwości, czyja to sprawka. Podobno sąsiadka jest emerytowaną nauczycielką, która miała aspiracje, żeby robić karierę naukową, a skończyła na nauczaniu w szkole podstawowej. Rozumiem, że może mieć pretensje do losu, ale żeby wyżywać się na Bogu ducha winnych dzieciakach?!
Szczerze powiedziawszy, nie bardzo wiem, co mam teraz z tym wszystkim zrobić. W sumie żal mi kobiety – samotna, zgorzkniała, rozczarowana. Właściwie nie czepia się już moich córek, więc nie mam do niej złości. Widać, że kobiecina jest bezsilna, bo rozsypywanie obierek na cudzej wycieraczce nie świadczy dobrze o pomysłowości. Jednak z drugiej strony, nie chce mi się ciągle sprzątać pod drzwiami. Więc co powinnam zrobić?
Czytaj także:
„W wieku 43 lat byłem wiceprezesem, ale wracałem do pustego domu. Wiadomość o śmierci ojca uświadomiła mi, co jest ważne”
„Mam 49 lat, a wciąż na myśl o ojcu czuję się jak zalękniona dziewczynka. Po latach odnalazł mnie, by wyłudzić kasę”
„Pozwalałam synowi godzinami grać na komputerze. Wychowałam samoluba ze skłonnością do agresji. A może ma to po ojcu?”