„Sąsiadka ciągle przychodziła do nas na kawki. Za późno zrozumiałam, że zamiast cukru, chce pożyczyć mojego męża”

kobieta podrywa sąsiada fot. iStock, VioletaStoimenova
„Kiedy wróciłam z pracy, Agnieszka znów była w salonie. Olgierd zrobił jej kawę, a mnie od razu zapytał, czy dołączę. Zgodziłam się, choć trochę mnie to już męczyło. Przyjaźń przyjaźnią, ale czy ta kobieta nie miała swojego domu?”.
/ 07.10.2023 20:30
kobieta podrywa sąsiada fot. iStock, VioletaStoimenova

Czekając na przeprowadzkę, nie mogłam usiedzieć w miejscu. Rwałam się do wybierania mebli, dekoracji, rozwiązań, które miałby uzupełnić zastaną aranżację. Bo razem z Olgierdem udało nam się kupić piękne mieszkanie w apartamentowcu. Dokładnie takie, jak sobie oboje wymarzyliśmy. Nie bardzo duże, bo nie o to chodziło, ale ustawne, z dwoma przestronnymi pokojami, oddzielną dużą kuchnią i garderobą.

Akurat trafiła się okazja i ktoś sprzedawał je za śmieszne pieniądze, a jak się okazało po wnikliwej analizie, nic mu nie dolegało. Poprzedni właściciel po prostu musiał się szybko wyprowadzić za granicę i na gwałt szukał kupca. Nigdy nie miałam szczęścia, a wszystkie wyjątkowe szanse przechodziły mi koło nosa. Takiego kąska nie mogłam więc wypuścić z rąk. No i mąż był zadowolony z takiego obrotu spraw.

Lubiłam to mieszkanie, odkąd tylko wprowadziliśmy się tam po remoncie. Już wcześniej było całkiem fajnie urządzone, ale trzeba było wprowadzić pewne zmiany w łazience, trochę inaczej zorganizować garderobę i zmienić szafki w kuchni, bo te zastane w ogóle mi się nie podobały.

Fajnie się też korzystało z dużego balkonu typu loggia, a że mieliśmy okna od wschodniej strony, po południu mogłam liczyć na przyjemny cień, w sam raz na poobiednią kawkę czy herbatkę. No i nasza córka, Celina, wreszcie mogła mieć swój pokój – nie tak, jak w naszej starej kawalerce. To dzięki temu tak się cieszyła na wyprowadzkę i nie marudziła, że będzie miała odtąd trochę dalej do szkoły.

Agnieszka była miła i bardzo serdeczna

Jak tylko się wprowadziliśmy, do naszych drzwi zapukała sąsiadka.

– Tak mi się wydawało, że państwo się już wprowadzili – zaszczebiotała od progu. – Agnieszka. Sąsiadka z naprzeciwka.

Grzeczność nakazywała, żeby zaprosić ją do środka, więc tak też zrobiłam. Mój mąż, Rafał, który z reguły nie lubił gości, nie był szczególnie zachwycony, ale na szczęście nie dał tego po sobie poznać. Agnieszka zresztą szybko zdobyła moje serce. Dużo mówiła, ale opowiadała ciekawie i wyraźnie szukała sobie towarzystwa wśród sąsiadów, którzy podobno nie tylko odstawali od niej wiekiem, ale i nie mieli dzieci.

– Niby apartamentowiec, a powiem ci, Tamara, że mieszkają tu same dziadki – rzuciła konspiracyjnym tonem. – I jeszcze tak patrzą na Julcię, jak ją koleżanki do klatki odprowadzają. Jakby im te biedne dzieciaki cokolwiek zawiniły. – Popatrzyła na mnie przenikliwie. – Wy też macie córkę, prawda?

Kiedy skinęłam głową, dopytała:

– Ile ma lat?

– Trzynaście – mruknął Olgierd.

Uśmiechnęła się szeroko.

– O, to tak jak moja Julcia! – stwierdziła uradowana. – No, to mam nadzieję, że się ze sobą szybko dogadają!

Ciągłe odwiedziny zaczynały mnie męczyć

Agnieszka miała rację – Julka i Celina znalazły wspólny język. Chociaż chodziły do różnych szkół, chętnie spotykały się po lekcjach. Czasem u nas w domu, z rzadka u Agnieszki, ale najczęściej lubiły kręcić się po osiedlu ze znajomymi. Celina szybko dołączyła do miejscowej paczki dzieciaków, co bardzo nas cieszyło.

W poprzedniej lokalizacji nie miała żadnych znajomych i całe dnie przesiadywała w domu. To z kolei wywoływało u niej frustrację, bo rzeczywiście nie miała w nim swojego miejsca. Teraz gdy akurat nie wychodziła z koleżankami, mogła zamknąć się u siebie i zająć swoimi sprawami.

Tymczasem sąsiadka odwiedzała nas regularnie, a z tygodnia na tydzień właściwie coraz częściej. Jak kiedyś wspomniała, była fotografką ślubną, więc pracowała głównie w weekendy. To dawało jej czas na liczne kawki i herbatki, szczególnie u nas w domu.

Kiedy któregoś popołudnia wróciłam z pracy, Agnieszka znów była w salonie. Olgierd zrobił jej kawę, a mnie od razu zapytał, czy dołączę. Zgodziłam się, choć trochę mnie to już męczyło. Przyjaźń przyjaźnią, ale czy ta kobieta nie miała swojego domu? Możliwe, że tego dnia byłam trochę bardziej opryskliwa, bo nawet Olgierd dziwnie na mnie patrzył. Z kolei Agnieszka uparcie ciągnęła rozmowę, która ani trochę się nie kleiła. W końcu, jak zwykle, gdy nie potrafiła znaleźć żadnego innego tematu, zeszła na dzieci.

– Ale dziewczynki się fajnie zaprzyjaźniły, nie? – spytała, dopijając kawę. – Mam wrażenie, że Julcia wreszcie wyciągnęła Celinkę z domu. Bo… ona to chyba taka bardziej domatorka, prawda?

– Nie miała dotąd odpowiednich znajomych – mruknęłam, siląc się na uśmiech. – I rzeczywiście, teraz częściej wychodzi.

– Widzisz? – rzuciła pełna entuzjazmu. – Mówiłam, że się jeszcze polubią!

Olgierd zrobił się jakiś nieswój

Mijały kolejne dni i tygodnie, a ja coraz bardziej tęskniłam do czasów, gdy Agnieszki nie było w naszym życiu. Czasem wydawało mi się, że jak otworzę lodówkę, sąsiadka wyskoczy także stamtąd. Miałam po dziurki w nosie jej wynurzeń, opowieści o młodych parach i osiągnięciach jej córki. Poznałam Julkę i wydawała mi się bardzo fajną dziewczyną, tyle tylko, że sztywniała na jakąkolwiek wzmiankę o matce.

Nie wiedziałam, jak wyjaśnić nowej znajomej, że potrzebuję trochę czasu dla siebie. Kiedy wracałam do domu z pracy, zwykle zmęczona i rozkojarzona, wolałam usiąść przed telewizorem albo położyć się na kanapie i spędzić miło czas z mężem. Pewnie, mogłam się z nią spotkać od czasu do czasu, ale nie praktykować to codziennie!

W dodatku w ostatnim czasie Olgierd stał się jakiś dziwny. W ogóle mało mówił, szybko się irytował, a na wzmianki o Agnieszce reagował niemal alergicznie. Z początku myślałam, że to przez jakiś pilny projekt w pracy, ale gdy dostał awans i wcale mu nie przeszło, postanowiłam poszukać prawdziwej przyczyny.

– Olgierd, co się dzieje? – spytałam, kiedy któregoś wieczora kładliśmy się spać. – Czego mi nie mówisz?

Machnął ręką.

– No nie zbywaj mnie, bo widzę, że coś jest nie tak – drążyłam. – Powiesz mi?
Westchnął i usiadł na łóżku.

– Chodzi o Agnieszkę – mruknął. Przez chwilę milczał, a kiedy znowu się odezwał, popatrzył mi w oczy: – Nie chcę, żeby tu przyłaziła. Mam jej dość.

– No tak – przyznałam. – Jest trochę męcząca. Też mam jej czasem dość, ale ona pewnie chce dobrze. Wiesz, jakby…

– Ona mnie podrywa, Tamara – przerwał mi, nim zdążyłam rozwinąć myśl. – Parę dni temu zaproponowała mi seks.

Nie wiedziałam nawet, co mu na to powiedzieć. Byłam w głębokim szoku. Patrzyłam tylko na niego bez słowa, nie rozumiejąc, co ja właściwie przed chwilą usłyszałam.

– Przychodzi tu, żeby mnie uwieść – ciągnął cichym głosem. – Wykorzystuje fakt, że ciągle wpuszczamy ją do domu i myśli, że uda się jej mnie omotać.

Niech nie zbliżała się do mojej rodziny

Odbyłam poważną rozmowę z Agnieszką. Nie była przyjemna, ale konieczna. Zabroniłam tej małpie kategorycznie zbliżać się do mojej rodziny. Najpierw oczywiście poinformowałam ją, że doskonale wiem, jakie propozycje składała mojemu mężowi i że on nadal nie jest zainteresowany. Co gorsza, ta lafirynda, zamiast się zmieszać albo okazać skruchę, parsknęła mi w twarz, a potem przyznała, że go nie rozumie, skoro ma w domu taką nudziarę.

Powiedziałam jej, że nie chcę jej widzieć w swoim domu. Nie przejęła się tym przesadnio, bo doszła do wniosku, że Olgierd jest za dużym frajerem, żeby ją jeszcze interesował. Potem przyznała, że wyjątkowo żałosna z nas rodzinka, a ona także nie chce mieć z nami nic wspólnego. Nie wiem, po co w ogóle zaczynała tę farsę, skoro widziała, jak mocno się z mężem kochamy. Cóż, może myślała, że to tylko na pokaz? Kto wie, czego sama w życiu doświadczyła.

Chociaż nie utrzymujemy kontaktów z Agnieszką, Celina dalej przyjaźni się z Julką. Jak się okazało, jej matka ciągle podrywała ojców jej koleżanek, a Julka czuła się z tym źle. Podobno wszyscy jak do tej pory ulegali manipulacjom Agnieszki – tylko Olgierd okazał dość silnej woli, by się jej przeciwstawić. Nie powiem, jestem z niego dumna. Zwłaszcza że w naszym małżeństwie nadal świetnie się układa, a na okropną sąsiadkę wpadamy na szczęście raczej z rzadka.

Czytaj także:
„Wkraczałam w jesień życia i kompletnie mnie to dołowało. Pewien rudzielec przyszedł mi z pomocą i rozbudził we mnie pasję”
„Moja siostra zachowuje się jak stara dewota. Siedzi całymi dniami w oknie i szpieguje sąsiadów przez lornetkę”
„Myślałam, że to pazerna synowa chce zagarnąć majątek Karola. Łapserdak nie był takim niewiniątkiem, jak mówił”

 

Redakcja poleca

REKLAMA