„Sąsiadka całe życie przepracowała w banku jako nudna urzędniczka. Byłam w szoku, gdy odkryłam, czym zajęła się na starość”

rozmowa sąsiadek fot. iStock by Getty Images, Daisy-Daisy
„Obraz bardzo mi się spodobał, był niezwykle dynamiczny, namalowany śmiałymi pociągnięciami pędzla. Chrystus niby wisiał na krzyżu, ale otaczała go dziwna aura, po prostu czuło się, że niedługo zmartwychwstanie. Biła od niego prawdziwa siła. Z ciekawości zerknęłam, kto jest jego ofiarodawcą. Pani Hania! – odkryłam ze zdumieniem”.
/ 20.04.2023 15:15
rozmowa sąsiadek fot. iStock by Getty Images, Daisy-Daisy

Chyba powinnam to wyrzucić, bo już na nic się nikomu nie przyda – kombinowałam, patrząc na stare sztalugi i farby, które zostawiła u mnie moja córka. Kasia wyszła za mąż, wyprowadziła się pięć lat temu i już dawno dała mi do zrozumienia, że nie zamierza wracać do malowania, bo nie ma na to ani czasu, ani chęci.

– Mamo, żeby coś namalować, to trzeba mieć spokój, a ja go nie mam przy moich bliźniakach. A poza tym, wiesz… jakoś mnie nie ciągnie do farb. Chyba mam świadomość tego, że los nie obdarzył mnie porażającym plastycznym talentem – powiedziała.

Trudno mi się było z tym pogodzić, bo zawsze uważałam, że Kasia bardzo ładnie maluje. Dlatego namawiałam ją usilnie, aby poszła do liceum plastycznego. Skończyła je, ale potem zamiast iść na studia artystyczne, wybrała finanse, co było dla mnie sporym szokiem. Jeszcze się łudziłam, że wróci do sztuki, ale w końcu się poddałam.

Sztaluga, chociaż składana, zawalała mi pokój, a szuflada opróżniona z farb bardzo by mi się przydała na moje drobiazgi. Pewnego dnia zgarnęłam więc wszystkie farby i pędzle do jednej torby, wzięłam sztalugę pod pachę i pomaszerowałam do śmietnika.

Przyznam, że mnie zaskoczyła

– Pani Ewo, a co pani tam niesie? – po drodze zaczepiła mnie sąsiadka, starsza pani mieszkająca w bloku obok. Znałam ją, bo Kasia bawiła się jako dziecko z jej wnuczkami.

– Wyrzuca pani?! Przecież są w dobrym stanie! – zdziwiła się. A może ja bym sobie to wzięła?

– Oczywiście, nie ma problemu! Mogę pani nawet zanieść to wszystko do mieszkania – uśmiechnęłam się.

Ze starszymi ludźmi nie ma co dyskutować, większość z nich ma swoje dziwactwa, na przykład zbieractwo. Nie miałam pojęcia, po co sąsiadce sztalugi i farby, ale pewnie na moje pytanie odparłaby, że „się przydadzą”. Tymczasem starsza pani powiedziała mi, że zawsze marzyła o malowaniu, ale nigdy nie miała na to czasu.

– Może teraz się odważę, dzięki tym pani sztalugom… – powiedziała, a kiedy weszłam z nią do mieszkania, poczęstowała mnie filiżanką herbaty.

Wypiłam ją, nie spieszyło mi się przecież tak bardzo. Sąsiadka z wypiekami na policzkach tłumaczyła mi, że nawet nie wie, jak kładzie się farby, ale jakoś sobie z tym poradzi.

– Mam parę książek o malarstwie, mogę pożyczyć – zaoferowałam się.

Starsza pani rozpłynęła się w podziękowaniach, a że słowo się rzekło, to książki jej przyniosłam, chociaż nie sądziłam, aby to zbyt wiele dało. Sama niewiele rozumiałam z tych malarskich technik opisywanych w podręcznikach Kasi. A taka kobiecina jak sąsiadka… Marne szanse.

Bardzo mi się ten obraz spodobał

„Pewnie zacznie malować jakieś landszafty, przesłodzone widoczki, zasuszone kwiaty” – pomyślałam i przestałam sobie zaprzątać tym głowę. Przez kilka kolejnych miesięcy w ogóle nie myślałam o tym, że oddałam sztalugi i farby pani Hani. Może to i niezbyt ładnie z mojej strony, ale spotykając czasem sąsiadkę na podwórku, nawet nie spytałam, jak jej idzie malowanie. No, bo niby jak jej miało iść? Pewnie kiepsko.

Po kilku miesiącach usłyszałam od innej sąsiadki, że w naszym kościele pojawił się kontrowersyjny obraz.

Chrystus, ale taki nowoczesny! – opowiadała, a ja aż poszłam zobaczyć, choć rzadko bywałam w kościele.

Obraz bardzo mi się spodobał, był niezwykle dynamiczny, namalowany śmiałymi pociągnięciami pędzla. Chrystus niby wisiał na krzyżu, ale otaczała go dziwna aura, po prostu czuło się, że niedługo zmartwychwstanie. Biła od niego prawdziwa siła. Z ciekawości zerknęłam, kto jest jego ofiarodawcą. Pani Hania! – odkryłam ze zdumieniem. Jeszcze wtedy nie przyszło mi do głowy, że ona go sama namalowała. Myślałam, że może kupiła od jakiegoś młodego artysty…

Kto wie, może kiedyś będzie sławna

O tym, że to dzieło mojej sąsiadki, i że ona naprawdę świetnie maluje, powiedziała mi moja córka.

– Zadzwoniła kiedyś do mnie, bo jak powiedziała, dostała mój numer od swoich wnuczek. I zaczęła mnie tak wnikliwie wypytywać o techniki malarskie, że aż mnie zaintrygowała. Wpadłam do niej przy okazji którejś wizyty u ciebie, i prawdę mówiąc, byłam pod wrażeniem tego, co do tej pory namalowała. Ma świetne wyczucie koloru, kompozycji. Ma talent!

No proszę… I kto by to pomyślał, że starsza pani, która całe życie przepracowała jako nudna urzędniczka w banku, nagle na stare lata zajmie się malarstwem! I to z sukcesem! Ostatnio bowiem pani Hania dostała od naszego domu kultury propozycję urządzenia wystawy swoich prac! Trochę się krygowała, że nie ma ich jeszcze zbyt wiele, ale w końcu wystawiła dziewięć pięknych obrazów. Sprzedały się w ciągu kilku godzin. Wszystkie, co do jednego!

Ja też kupiłam jej pracę. Pomyślałam sobie, że jeśli kiedyś moja sąsiadka będzie sławna, a kto wie, czy tak się nie stanie, to obraz będzie jak znalazł. Dla wnuków jako cenny spadek. 

Czytaj także:
„Miałem dość duszenia się w korporacji z nieludzkim szefem dusigroszem. W porę odkryłem, że pasja to też dobry biznes”
„Byłam pewna, że po mojej przeprowadzce na drugi koniec Polski, moja mama uschnie z samotności. Nie doceniłam jej”
„Córka zabraniała mi realizować swoje pasje. Mówiła, że jestem na nie za stara i mam zająć się siedzeniem w garach”

Redakcja poleca

REKLAMA