„Byłam pewna, że po mojej przeprowadzce na drugi koniec Polski, moja mama uschnie z samotności. Nie doceniłam jej”

starsza pani przed komputerem fot. Adobe Stock, Seventyfour
„Założyła sobie konto e-mail i na Facebooku, odnowiła kontakty z dawnymi znajomymi, rezerwowała bilety do kina drogą elektroniczną, kupiła przez internet aparat fotograficzny i… nowy telewizor. Nie dawałam temu wiary: moja mama, wróg nowoczesności, przeciwniczka nowinek, miłośniczka wszystkiego, co retro, szaleje w sieci”.
/ 19.12.2022 07:15
starsza pani przed komputerem fot. Adobe Stock, Seventyfour

Kiedy Tomek powiedział mi o nowej pracy, którą dostał  w centrum Wrocławia, poczułam radość i jednocześnie przerażenie. Dotąd Tomek pracował w Łomiankach pod Warszawą, dokąd codziennie dojeżdżał z Sierpca, gdzie mieszkaliśmy. Teraz na niego we Wrocławiu czekało nowe, odpowiedzialne stanowisko, zaś na całą naszą czteroosobową rodzinę niewielkie mieszkanie wynajęte dla nas na początek przez pracodawcę Tomka. Krótko mówiąc, mieliśmy się przeprowadzić do Wrocławia.

Przeprowadzka niosła ze sobą zarówno dobre, jak i gorsze konsekwencje. Te dobre to fakt, że Tomek przestanie tracić czas na podróże do pracy i z powrotem, i wreszcie będziemy mieli więcej czasu dla siebie i dla dziewczynek. Nasze córeczki aż podskakiwały z radości na wieść o przeprowadzce do nowego mieszkania, do miasta, gdzie jest zoo i mnóstwo innych atrakcji, no i gdzie miały od września rozpocząć naukę w szkole. Niestety, był też zgrzyt: w Sierpcu zostawialiśmy moją mamę…

Dotąd całe życie poświęcała mnie i mojej rodzinie. Zajmowała się dziewczynkami, gdy nie mogły iść do przedszkola, zapraszała nas na niedzielne obiady, na które chętnie przychodziliśmy, często wpadała z niezapowiedzianą wizytą, bez powodu, po prostu lubiła wiedzieć, co słychać. Tomek posądzał ją o nadopiekuńczość i wścibski charakter, dziewczynki za nią przepadały, a ona za nimi. Teraz wszyscy jej najbliżsi mieli wyjechać. Jak jej to powiedzieć?

– Ona ma tylko nas… – tłumaczyłam mężowi, który uważał, że przesadzam. – Zostanie zupełnie sama, będę się o nią martwić…

– Nie przesadzaj, będzie dobrze – pocieszał mnie Tomek. – No i sama nie zostanie. Ma tu mnóstwo znajomych, zna wszystkich sąsiadów, ekspedientki w sklepach. Zesztą my przecież nie jedziemy na koniec świata… I wreszcie nie będzie narzekać na brak czasu – dorzucił ze złośliwym uśmiechem.

Na szczęście obyło się bez scen

Tomek szanował moją mamę, ale wiedziałam bardzo dobrze, że czasami miewał dość jej dobrych rad, przestróg i uwag. Niespecjalnie przejmował się rozstaniem. Nie brałam mu tego za złe, wiadomo, jak bywa między teściową a zięciem.

Pomyślałam jednak, że będzie lepiej, jeśli właśnie on powie mamie o nadchodzących zmianach. Miałam nadzieję, że wówczas przyjmie to mniej dramatycznie. W rozmowach ze mną mama zazwyczaj rozklejała się i poddawała emocjom, szlochała i głośno pociągała nosem, bym dobrze wiedziała, że cierpi przeze mnie. 

Tomek wywiązał się z zadania wyśmienicie, obyło się bez tragedii i scen rozpaczy. Mama po chwili ciszy przeszła do konkretów.

– To za daleko na częste odwiedziny – stwierdziła.

– Na pewno będziemy do ciebie przyjeżdżać – zapewniałam. – A w wakacje przywieziemy do ciebie dziewczynki na całe lato – obiecałam.

– Może zostaną ze mną, zanim wszystko sobie urządzicie? – spytała.

– Niemożliwe, zapisałam je już do nowej szkoły i muszą być na miejscu.

– Myślę, że nie ma problemu – wtrącił się Tomek – będziecie mogły się widywać codziennie on-line.

Mama popatrzyła na niego smutno. Nie miała komputera i zawsze była niechętna wszelkim nowinkom technicznym. Ale teraz…

Chyba nie mam wyjścia, skoro chcę widzieć, jak rosną moje wnuczki – oznajmiła heroicznie, a ja o mało nie spadłam z krzesła.

– No to zanim wyjedziemy, zainstaluję mamie internet, podłączę do komputera… – zaczął planować Tomek.

– Wolę laptop, jest mniejszy i bardziej poręczny – wtrąciła się mama.

– Jasne – zgodziłam się. – wszystkim się zajmiemy, mamuś – zapewniłam oszołomiona tym brakiem oporu przed techniką; ale ulżyło mi.

Nim wyjechaliśmy, mama była podpięta do sieci, wstępnie zaznajomiona z obsługą laptopa, o co postarał się mój mąż. Dziewczynki też pokazały babci wszystkie swoje informatyczne umiejętności, głównie wyszukiwanie  „czegoś fajnego do oglądania”, Tomek wyjaśnił tajniki wideorozmów.

– Chyba sobie poradzę z tą maszynerią – zażartowała na koniec, wskazując stolik z laptopem.

Może trzeba było jej kupić psa?

Mogłam już spokojniej organizować życie w nowym miejscu, chociaż przez pierwsze kilka dni po przeprowadzce niepokoiłam się o mamę i regularnie dzwoniłam do niej starym systemem, czyli na telefon stacjonarny. Mama nie miała komórki.

– Dzwoń przez internet – zażyczyła sobie któregoś dnia. – Rozsiądę się wygodnie w fotelu i pogadamy.

Nie przypuszczałam, że to cię tak wciągnie – byłam pełna uznania.

– To tak jak ja – szczerze przyznała. – Myślałam, że komputery są niewyobrażalnie skomplikowane. A wystarczy myszka, kilka klawiszy i po sprawie. Są o wiele lepsze od telewizora.

– Zawsze ci to powtarzałam – wypomniałam z wyrzutem.

– Ale zapomniałaś dodać, że bez problemu można robić przez internet zakupy – dodała mama.

– Specjalnie o tym nie mówiłam, bo łatwo wpaść w pułapkę naciągaczy – ostrzegłam. – Najczęściej starsi ludzie padają ofiarą oszustów…

Mnie nie tak łatwo nabrać – bojowo oświadczyła mama. – Będę kupować tylko to, co niezbędne.

Zawierzyłam rozsądkowi rodzicielki i oddałam się całkowicie obowiązkom rodzinnym. Najbardziej cieszyły mnie spędzane razem wspólne wieczory. Teraz Tomek miał blisko do pracy, nie musiał już ciągle się spieszyć i wracał do domu o wiele wcześniej. Mogliśmy spokojnie porozmawiać, wyskoczyć we dwójkę do kina albo do znajomych.

Mama często kontaktowała się z dziewczynkami, a córki informowały mnie o nowych zdarzeniach z życia babci: założyła sobie konto e-mail i na Facebooku, odnowiła kontakty z dawnymi znajomymi ze szkoły, rezerwowała bilety do kina drogą elektroniczną, kupiła przez internet aparat fotograficzny i… nowy telewizor. Sama go skonfigurowała i teraz może oglądać telewizję internetową.

Mało tego! Znajomym wysyłała zdjęcia własnoręcznie wykonane i cyfrowo obrobione, zamieszczała liczne komentarze na forach dyskusyjnych. Nie dawałam temu wiary: moja mama, wróg nowoczesności, przeciwniczka nowinek, miłośniczka wszystkiego, co retro, szaleje w sieci i wygląda na to, że radzi sobie lepiej niż ja! Obudziłam w niej demona nowoczesności!

– Ma do tego smykałkę – tłumaczył Tomek. – Jedni malują, inni piszą, a babcia surfuje w internecie.

– Boję się tylko, że jak tak dalej pójdzie, to nie oderwiemy jej od ekranu – zaczynałam mieć wyrzuty; wydawało mi się, że przeze mnie mama uzależnia się od wirtualnej rzeczywistości. – Może trzeba było ją namówić na psa, przynajmniej nie siedziałaby ciągle przy laptopie. W jej wieku ruch na świeżym powietrzu jest bezcenny.

– Jak zwykle przesadzasz – strofował mnie mąż, nie widząc problemu.

Wreszcie ma czas na swoje pasje

Ja jednak uznałam, że muszę z mamą poważnie porozmawiać i uświadomić jej zagrożenie. Komputer nie może ograniczać horyzontów. Poza elektroniką są jeszcze przyjaciele, spacery, towarzyskie spotkania, szydełkowanie, sport. Chciałam nakłonić mamę, by urozmaicała swój wolny czas różnymi zajęciami.

Za dużo siedzisz w domu – oznajmiłam przy najbliższej sposobności. – Masz tyle wolnego czasu, powinnaś wybrać się na spacer.

– Wcale nie mam czasu, ciągle coś się dzieje! – odparła. – Dzisiaj na przykład odbyły się praktyczne zajęcia z edytowania tekstu. Nieźle mi poszło – pochwaliła się. – Jutro ćwiczymy filtry i efekty na fotografii cyfrowej.

– Jakie zajęcia? Kompletnie nie wiem, o czym ty mówisz – czułam się niedoinformowana i wyrzucałam sobie w duchu, że to moja wina. Byłam zbyt zajęta sobą i własnymi sprawami.

Mama tymczasem spokojnie referowała mi ostatnie zdarzenia. Odkąd kupiła aparat fotograficzny, zafascynowała ją obróbka zdjęć. Znalazła na internetowej stronie uniwersytetu trzeciego wieku informację o kursie Obraz–Tekst–Media. Zapisała się i wraz z podobnymi do niej fascynatami chodzi do domu kultury na wykłady i zajęcia praktyczne. Po egzaminach zamierzają wydawać gazetkę adresowaną do seniorów. Mają już nawet tytuł: „Z Obiektywem i Lupą”.

– Lupa w tytule to był mój pomysł – poinformowała mnie z dumą. – Taki żarcik z naszego wieku.

Patrzyłam na moją mamę i oczy robiły mi się coraz większe ze zdumienia. Nigdy nie widziałam u mamy takiego zapału, wiary w swoje siły ani entuzjazmu!

Odmłodniała, twarz jej promieniała. Pomyślałam, że tak mało wiem o swojej mamie, o jej marzeniach, pasjach, planach. Nigdy o sobie zbyt wiele nie opowiadała, po prostu żyła rodziną, mężem i córką, a potem jeszcze wnuczkami. Najwyższa pora, by zaczęła żyć dla siebie…

Jak to dobrze, że musiałam zamieszkać tak daleko od niej! Gdybyśmy zostali w Sierpcu mama pewnie nigdy nie odkryłaby tylu pasji. Teraz cieszy się życiem, ma plany i nowych przyjaciół. Nie ma tego złego…

Czytaj także:
„W tym kraju nie ma godnej starości. Albo dogorywasz w kolejce do lekarza, albo ścigają cię bezduszne urzędy z kolejną opłatą”
„Nie chciałem zardzewieć na starość i wziąłem się za siebie. Męska duma wzięła górę i przypłaciłem to zdrowiem”
„Starość spędzała mi sen z powiek. Bałam się, codziennie widziałam nowe zmarszczki. To mąż pokazał mi, że wciąż jestem piękna”

Redakcja poleca

REKLAMA