Nie wiem, dlaczego zgodziłam się pójść na randkę z moim sąsiadem Radkiem. Chyba trochę z litości, trochę z próżności, a trochę z nudów. Mieszkał dwa piętra niżej, ale wcześniej właściwie ze sobą nie gadaliśmy, nie licząc zdawkowych, sąsiedzkich rozmów, kiedy spotykaliśmy się na klatce schodowej lub w sklepie.
Był bardzo nieśmiały
Aż któregoś dnia usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam. Na progu stał Radek z bukietem róż.
– Dzień dobry – powiedziałam.
Posłał mi dziwny uśmiech. I stał, nic nie mówiąc.
A tego co napadło? Nie ma wody w domu i boi się, że mu kwiaty zwiędną, nim je wręczy swojej pannie? Uniosłam pytająco brwi. W odpowiedzi chłopak wręczył mi róże, nadal bez jednego słowa wyjaśnienia. Cóż, wzięłam i podziękowałam.
– Przepiękne. Z jakiej to okazji?
Milczał. Poczułam się nieswojo.
– Może wejdziesz na kawę? – zaproponowałam.
Przecząco pokręcił głową. I tylko gapił się na mnie z błogim uśmiechem. Zirytowało mnie to. Co za dziwak!
– Przepraszam, mam garnek na gazie – mruknęłam, byle jakoś zakończyć tę krępującą sytuację.
– Przeczytaj bilecik – powiedział, odwrócił się i poszedł.
Do bukietu faktycznie był przyczepiony bilecik.
„Jestem Tobą zauroczony. Jesteś niezwykła! Spotkaj się ze mną dziś o 18 w parku, pod fontanną. Będę czekał. Przyjdź!” – przeczytałam.
Nie ukrywam, treść liściku mile połechtała moją próżność.
Miałam cichego wielbiciela
Długo zastanawiałam się, czy w ogóle iść na spotkanie w parku. Ten chłopak nie był z mojej bajki. Nie podobał mi się ani trochę. Z drugiej strony jedna randka do niczego nie zobowiązuje, a gdybym się nie zgodziła, pewnie byłoby mu przykro. Pójdę.
Zjawiłam się w parku pięć minut przed osiemnastą. On już czekał. I znowu miał ze sobą kwiaty. Pocałował mnie w rękę na powitanie. Potem usiedliśmy na ławce. Znowu nic nie mówił, więc ja musiałam wziąć na siebie ciężar konwersacji.
– Mieszkamy w jednej klatce, a nic o sobie nie wiemy – zagaiłam.
– Ja wiem o tobie wszystko – odparł.
– Hm… A ja o tobie nic. Czym się zajmujesz?
– Kochaniem cię.
No nie, co za wyznanie! I raczej tandetny sposób na podryw, bo przecież nikt nie mówi takich rzeczy serio.
– A poza tym? Masz jakąś pracę?
– Jestem fizjoterapeutą.
– Super! Zrobisz mi masaż? – rzuciłam lekko.
Chciałam zakończyć te romantyczne wyznania. Chciałam go też ośmielić, bo krępowała mnie jego wstydliwość.
– To będzie dla mnie zaszczyt – oświadczył.
I zabrał się do masowania moich pleców. Był w tym świetny. Z wprawą rozcierał moje spięte mięśnie ramion i kręgi szyjne. Czułam ciepło i błogość. Do momentu, gdy położył dłonie na mojej szyi i szepnął mi do ucha:
– Teraz cię zaboli.
Wystraszyłam się go
Wyrwałam się przestraszona. Nieważne, że znajdowaliśmy się w miejscu publicznym, że wokół byli ludzie. Przecież on mógłby mnie uszkodzić, zanim zdążyłabym krzyknąć, zanim ktokolwiek zdążyłby zareagować.
– Nie musisz się mnie bać! – zapewnił żarliwie Radek.
– Nie skrzywdziłbym cię.
– Jasne, sorry. Ale nie lubię, kiedy ktoś obcy dotyka mojej szyi… – powiedziałam.
– Nie jestem obcy!
Oho. Pora się ewakuować. To randka to był jednak zły pomysł. Czyli pora też na szczerość.
– Dla mnie jesteś. Przepraszam, ale nie czuję się swobodnie w twoim towarzystwie. Na pewno jesteś miłym i wartościowym chłopakiem, ale nic między nami nie będzie.
– Dlaczego? Co ja takiego zrobiłem? Sama chciałaś, żebym cię pomasował!
– Tak, sama o to poprosiłam. Nie chodzi o ciebie, chodzi o mnie. Nie jesteś w moim typie. Przepraszam. Pójdę już – podniosłam się z ławki.
– Nieee!!! – krzyknął rozdzierająco.
Matko Boska, na dokładkę jeszcze histeryk.
– Nie gniewaj się, naprawdę nie pasujemy do siebie. Cześć.
Odeszłam, nie zważając na jego protesty. Coś za mną krzyczał, ale nie obejrzałam się. Dobrze, że za mną nie pobiegł.
Robił mi zdjęcia
Następnego dnia znalazłam na swojej wycieraczce grubą szarą kopertę. Bez żadnego napisu. Otworzyłam ją: w środku były moje zdjęcia. Dziesiątki fotografii, na których widniała moja twarz. Ewidentnie robiono je z ukrycia. Byłam pewna, że to sprawka Radka. Czyli nie był żadnym cichym wielbicielem, tylko stalkerem!
Zaczęłam przeglądać zdjęcia. Ja w kawiarni. Pomimo dużego zbliżenia rozpoznałam znajomy lokal w tle. Ja w parku – zarumieniona, z rozwianymi włosami. To zdjęcie zrobił mi, kiedy jeździłam na rolkach; poznałam po opasce na głowie, którą zakładam zawsze na rolki. Kolejne foto: ja w czapce i szaliku. To musiało być zimą, w tle widniał śnieg. Dotarło do mnie, że sąsiad robił mi zdjęcia co najmniej od roku!
Przebiegł mnie nieprzyjemny dreszcz.
W pierwszym odruchu chciałam zgłosić to na policję, jednak po chwili ochłonęłam. Mój sąsiad był świrem, ale raczej nieszkodliwym. Zakochał się, biedak, może pierwszy raz w życiu. Zrobiło mi się go żal. Trzeba sprawę załatwić zdecydowanie, ale bez agresji. Im szybciej, tym lepiej.
Poszłam do niego. Otworzył drzwi, ledwo zdążyłam zadzwonić. Tak jakby na mnie czekał.
– To ty – stwierdził oczywisty fakt i gapił się na mnie jak sroka w gnat.
– Czy to ty podrzuciłeś mi kopertę ze zdjęciami?
Spuścił głowę i milczał.
– Posłuchaj, nie życzę sobie, żebyś mi robił zdjęcia z ukrycia. Przestań. Nie zdobędziesz mnie w ten sposób. Ani w żaden inny. Nigdy nie będziemy parą, rozumiesz?
Skulił się, jakbym go uderzyła.
– Dlaczego?
– Bo nie.
Podniósł głowę i popatrzył na mnie. To, co dostrzegłam w jego oczach, przeraziło mnie. Widać to prawda, że od miłości do nienawiści jeden krok…
– To żadna odpowiedź. Chyba jesteś mi coś winna!
– Oszalałeś?! Nic ci nie jestem winna. Masz przestać mnie śledzić, słyszysz? To jest karalne! Cześć.
Odwróciłam się na pięcie i odeszłam. Miałam nadzieję, że w ten sposób zakończyłam sprawę. Bardzo się myliłam.
Dostawałam brzydkie niespodzianki
Następnego ranka znalazłam na swojej wycieraczce… kupę! Mało w nią nie wdepnęłam. Najpierw zaklęłam, potem wybuchnęłam histerycznym śmiechem. Posprzątałam, chociaż przez moment czułam pokusę, żeby podrzucić „prezent” na wycieraczkę mojego zbzikowanego wielbiciela. Jednak uznałam, że wariatów lepiej nie prowokować. Najlepszą reakcją na zaczepki jest ignorowanie agresora.
Niestety, ta taktyka nie sprawdziła się w przypadku Radka. Nazajutrz znalazłam na wycieraczce martwego gołębia. Już mi nie było do śmiechu. Rozpłakałam się. Kiedy trochę się uspokoiłam, zadzwoniłam do przyjaciółki.
– Czy powinnam wezwać policję?
– Bez dowodów, że to on, nic mu nie zrobią. Zainstaluj kamerkę przy drzwiach. Jeśli jeszcze raz wywinie coś podobnego, to będziesz miała nagranie dla policji.
– Aniu, jesteś genialna!
– I jeszcze jedno: uważaj na siebie. Zawsze zamykaj drzwi od mieszkania. I nie otwieraj, jeśli to on dzwoni.
– Myślisz, że jest aż tak źle? To mój sąsiad, nie mogę się go bać, bo zwariuję.
– Sąsiedzi też mogą być niebezpieczni. Nie wiesz, czy znalazł tego martwego gołębia, czy sam go zabił…
– Chryste, nie strasz mnie!
– Lepiej się bać na zapas, niż zlekceważyć zagrożenie.
– Dobra, będę uważać. Dzięki, buziaki!
– W razie czego dzwoń, o każdej porze dnia i nocy. Pa.
Poszłam na policję
Jeszcze tego samego dnia zainstalowałam kamerkę przy drzwiach. Zamaskowałam ją tak, że wyglądała jak zwyczajna wizytówka. Przez kolejny tydzień nic się nie działo. Powinnam poczuć z tego powodu ulgę, ale coś mi mówiło, że to jeszcze nie koniec całej historii. Żyłam w ogromnym napięciu, wciąż czekałam, co on znów wymyśli.
I wymyślił. Po tygodniu znalazłam na wycieraczce list.
„Nigdy nie zapomnę naszej wspólnej nocy. Zabrałaś mnie do raju, a potem z niego wygnałaś. Musisz do mnie wrócić, inaczej się zabiję”.
No nie. Tego było już za wiele. Nigdy nie spędziliśmy razem nocy! Natychmiast poszłam na policję. Pokazałam im wszystko: fotki, które robił mi Radek, zdjęcie martwego gołębia, list. Jeszcze tego samego dnia mój sąsiad został zabrany – nie do aresztu, lecz do szpitala psychiatrycznego. Policja już go znała. Radek chorował na schizofrenię, ale regularnie odstawiał leki i wtedy wyczyniał podobne akcje. Tym razem padło na mnie.
– Być może uratowała mu pani życie – usłyszałam od policjanta.
Uśmiechnęłam się z przymusem. Chociaż wszystko dobrze się skończyło, przynajmniej dla mnie, to jednak świadomość, że gdzieś obok istnieją szaleńcy, którym nie można pomóc, napawa mnie ogromnym smutkiem… i lękiem.
Czytaj także: „Mąż twierdzi, że złapałam go na dziecko, a małżeństwo to dla niego więzienie. Wciąż się nie wyszumiał” „Brat za namową pazernej żony chciał zagarnąć spadek po rodzicach. Uznał, że skoro nie mam dzieci, powinnam dostać mniej”
„Pogardziłam zalotami rolnika, a teraz żałuję. Facet ma willę jak z bajki, ale to nie ja będę tam panią na włościach”