„Sanatoryjny wamp zagiął parol na mojego ojca. Chytra baba myślała, że się obłowi i jeszcze dostanie mieszkanie w spadku”

Sanatoryjna koleżanka chciała poderwać tatę dla pieniędzy fot. Adobe Stock, alfa27
„– Wie pan, ona przyjeżdża do nas od wielu lat i zawsze sobie kogoś wśród kuracjuszy upatrzy. – To znaczy kogo? – spytałem. – Jakiegoś pana… – dziewczyna zawahała się. – No, kandydata na towarzysza życia. Ona jest bardzo samotna, dzieci ją skrzywdziły, oddała im wszystko i sama nawet nie bardzo ma gdzie mieszkać, więc szuka łatwej okazji”.
/ 06.07.2022 12:00
Sanatoryjna koleżanka chciała poderwać tatę dla pieniędzy fot. Adobe Stock, alfa27

Kocham tatę i naprawdę nie chcę, aby do końca życia opłakiwał śmierć mamy, jednak ta pani Aniela nie wzbudziła mojego zaufania. Opięta na biuście bluzka, spódnica przed kolanka, szpileczki… Ale z niej elegantka!

Tata nie chciał, żebym go odwiedzał w podróży

Moja firma wysyłała mnie we wrześniu na tygodniowe szkolenie. Ucieszyłem się nawet, bo okolica była dość atrakcyjna, nawet pod koniec lata. A poza tym mój tata kilkanaście kilometrów dalej przebywał w sanatorium, mogłem więc go odwiedzić. Gdy jednak zadzwoniłem, żeby zawiadomić go o swojej wizycie, nie usłyszałem w jego głosie zbyt wiele radości.

– Nie cieszysz się? – spytałem zdziwiony. – Skoczymy gdzieś na browarka, co?

– No dobrze, tylko wiesz… – jakby się zawahał. – Ja nie mam za wiele czasu.

– Jak to? – zdumiałem się. – Przecież w sanatorium jesteś, cóż ty tam masz do roboty, poza chodzeniem na zabiegi?

– Jak by ci tu powiedzieć – zaczął się jąkać ojciec. – Zresztą, przyjeżdżaj synu, skoczymy na piwko, pogadamy sobie.

Kilka dni później byłem już na miejscu. Po zajęciach kupiłem kremówki, ojciec był amatorem wszelkich słodkości, i nie uprzedzając go, podjechałem pod budynek sanatorium. W recepcji powiedziano mi, że pan Zbigniew mieszka na pierwszym piętrze, w jednoosobowym pokoju. Ta wiadomość trochę mnie zmartwiła. Liczyłem na to, że chociaż tutaj tata nie będzie unikał towarzystwa i zajmie pokój z kimś na spółkę. Po śmierci mamy – niedawno obchodziliśmy 10. rocznicę – zamknął się w swojej skorupie samotności, nigdzie nie chodził, z nikim się nie spotykał. Był już na emeryturze, czasem coś tam tylko podłubał w starych zegarkach, których miał piękną, cenną kolekcję.

Była to pamiątka z czasów, kiedy pracował jako zegarmistrz. Na mój widok ojciec zmieszał się trochę, rzucił szybkie spojrzenie na stół, gdzie dostrzegłem rozłożony na części mały, chyba damski zegarek, lupę i śrubokręcik.

Okazało się, że to stała bywalczyni kurortu

– Co ty, tato, dorabiasz sobie do emerytury, czy co? – zdumiałem się.

– Ale skąd – ojciec stropił się jeszcze bardziej. – Zepsuł się zegareczek takiej jednej pani, zamoczyła go sobie w jacuzzi… Po co ma w obce ręce takie cacko oddawać.

– Rozumiem – bąknąłem. – Przywiozłem twoje ulubione kremówki, zrób herbatki, to może siądziemy na balkonie, ciepło jeszcze jest, pogadamy sobie.

Rozmowa jakoś nam się nie kleiła. Ojciec niby wypytywał o swoje wnuki, o moją pracę, jednak dobrze widziałem, że myślami jest gdzie indziej. Raz po raz zerkał przez balustradę na dół, na skwerek, gdzie korzystając z ciepłego popołudnia, spacerowali jeszcze tutejsi kuracjusze. W pewnym momencie tata poruszył się jakoś tak żywiej, oczy mu pojaśniały. Podążyłem za jego wzrokiem i spostrzegłem, że obiektem jego zainteresowania jest starsza pani, elegancka, choć może odrobinę zbyt odważnie, jak na swój wiek, ubrana. Ale ojcu widać bardzo się podobała, bo nie spuszczał z niej wzroku. A pani szła wolno, z wysoko podniesioną głową, świadoma wrażenia, jakie wywoływała.

– To ta, co jej się zegareczek zamoczył w kąpieli? – rzuciłem domyślnie.

– Tak – ojciec się uśmiechnął. – Prawda, jaka piękna kobieta? I inteligentna, o wszystkim można z nią porozmawiać!

– Siedzieliśmy razem podczas wieczorku zapoznawczego – ojciec ściszył głos, nachylił się do mnie. – Mówię ci, jak ona tańczy!

– O, to coś nowego – roześmiałem się. – Myślałem, że ty nie potrafisz tańczyć.

Dobrze pamiętałem, jak mama się żaliła, że ojcu słoń nadepnął na ucho, bo za grosz wyczucia rytmu nie miał.

– Ależ oczywiście, że potrafię – odparł tata z dumą. – Właśnie Aniela mnie nauczyła – spojrzał ukradkiem na zegarek.

– Śpieszysz się gdzieś? – spytałem.

– Zaprosiłem Anielę na spacer, chciała, żebym opowiedział jej o mojej pracowni, o zegarkach – spojrzał na mnie wymownie. – A przedtem to wiesz, ogolić się muszę – podniósł się z krzesła.

Nawet zadowolony byłem, że tata ma tu jakieś rozrywki, chociaż ta cała pani Aniela nie bardzo mi się podobała… Przechodząc obok recepcji, skinąłem głową siedzącej tam dziewczynie.

– Szybko pan wychodzi – zdziwiła się.

– No cóż, tata ma inne plany na wieczór – uśmiechnąłem się.

A tak, pewnie idzie z naszą panią Anielką na spacer – dziewczyna domyślnie pokiwała głową. – Tata jest wyraźnie pod jej urokiem, są jak papużki nierozłączki.

Jadąc do hotelu, myślałem, że chyba niedobrze sprawy wyglądają, skoro już nawet personel sanatorium zauważył afekt mojego taty do pani Anieli.

Nie podobało mi się to

Widziałem tę kobietę ledwie przez chwilę, ale nie wzbudzała ona we mnie zaufania. Ojciec to naprawdę porządny, uczciwy człowiek i szkoda by go było dla jakiegoś wampa. Pewnie te 10 lat samotności sprawiło, że nietrudno u niego o jakieś jesienne zaćmienie serca. Nie chciałem, żeby potem cierpiał przez zawiedzioną miłość. Niby ojciec był dorosły i nie powinienem się wtrącać w jego życie, jednak czułem, że muszę coś zrobić, chociażby dowiedzieć się czegoś o tej Anieli. Przy kolejnej wizycie zasięgnąłem więc języka w recepcji, wdając się w pogawędkę z siedzącą tam dziewczyną.

Jej rozmowność wzrosła, gdy położyłem na biurku pudełko czekoladek, mówiąc, że przywiozłem je dla ojca, którego akurat nie ma w pokoju…

Widziałam, jak wychodzili z panią Anielą – rzuciła recepcjonistka.

– To piękna kobieta, ale… – zawiesiłem głos, pozostawiając dziewczynie dokończenie mojego zdania.

– No właśnie – zgodziła się ze mną natychmiast. – Wie pan, ona przyjeżdża do nas od wielu lat i zawsze sobie kogoś wśród kuracjuszy upatrzy.

– To znaczy kogo? – spytałem.

– Jakiegoś pana… – dziewczyna zawahała się. – No, kandydata na towarzysza życia. Ona jest bardzo samotna, dzieci ją skrzywdziły, oddała im wszystko i sama nawet nie bardzo ma gdzie mieszkać, więc szuka łatwej okazji.

Pomyślałem o kawalerce ojca, on też po śmierci mamy niewiele sobie zostawił. Swoje duże mieszkanie oddał mnie, firmę przekazał mojemu bratu Michałowi, sam żył ze skromnej dość emerytury. A pięknej pani Anieli chyba nie o takiego towarzysza chodziło. Biłem się z myślami, jak o tym wszystkim powiedzieć ojcu, nie chciałem zbytnio go ranić. Wyglądał na prawdziwie zauroczonego Anielą, no i taka radość życia biła z jego oczu, jakiej od wielu lat u niego nie widziałem. Ale musiałem działać.

Dzień przed końcem mojego szkolenia, kupiłem znowu te jego ulubione kremówki i ruszyłem z ostatnią wizytą. Tym razem zapowiedziałem się wcześniej, nie chciałem, żeby tata znowu gdzieś się śpieszył. Ku mojemu zdziwieniu, okazało się, że bardzo chętnie się ze mną spotka.

– Nie wybierasz się dziś wieczorem na żadne tańce? – spytałem zaraz na progu pokoju. – Bo nie chciałbym ci przeszkadzać – zastrzegłem, podając mu ciastka.

– Nigdzie nie idę – odparł tata dziwnie zgaszonym tonem.

– Chodź, mam dobrą herbatę, pogadamy sobie…

Spostrzegłem, że gdzieś zniknęła jego niedawna radość życia.

Tym razem źle oceniła majątek kandydata

– A ta pani od utopionego zegarka? – spytałem ostrożnie.

– Zamoczonego – poprawił mnie machinalnie ojciec i wzruszył ramionami. – Wiesz, przestały ją interesować moje zegarki, gdy wspomniałem jej, że pracownię przekazałem młodszemu synowi – westchnął ciężko. – A wiesz, co mi na koniec powiedziała? – prychnął z gniewem.– Że na darmo sobie zniszczyła zegarek…

– Nie rozumiem…

– No, bo ona specjalnie sobie ten zegarek wrzuciła do wody, żeby się do mnie zbliżyć. Wiesz, myślała, że jestem facet z kasą, słyszała, jak ktoś do mnie mówił „mistrzu” – nagle ojciec roześmiał się. – No i przeliczyła się kobieta, bo nie dość, że nie mam już pracowni ani dużego mieszkania, to jeszcze nie naprawiłem jej tego cacka – śmiał się. – Bo co ona sobie myślała, że ja do sanatorium z całym warsztatem jeżdżę czy co?

Ja też się roześmiałem, bo w jednej chwili kamień spadł mi z serca – żaden sanatoryjny wamp nie skrzywdzi mojego taty. Ale gdzieś tam w duszy poczułem cień zawodu. Szkoda jednak, że to jesienne zaćmienie serca tak się skończyło.

– Tylko mi tego zegarka szkoda, to naprawdę był rarytasik – westchnął ojciec, a mnie zrobiło się od razu weselej.

Sięgając po kremówkę, pomyślałem, że każdy z nas czego innego żałował…

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA