„Samotnie wychowywałem syna i wreszcie poznałem kobietę swych marzeń. Oddałem jej serce, a ona zmieszała mnie z błotem"

załamany mąż fot. iStock, Goodboy Picture Company
„Zatkało mnie. Wysoka. Szczupła. Ciemna blondynka. Widać było, że biegła. Włosy rozwiane, zaczerwienione policzki, strój dość niedbały, w każdym razie w porównaniu z pozostałymi pańciami, bo szorty z wełny, kolorowe leginsy, do tego kozaki, luźna koszula, szal. W ręku trzymała kurtkę".
/ 04.11.2022 10:15
załamany mąż fot. iStock, Goodboy Picture Company

Nie będę oryginalny i zacznę od tego, jak zobaczyłem Edytę pierwszy raz. Siedziałem w zatłoczonej sali w nowoczesnej szkole językowej.

Kolejny kurs angielskiego – języka, którego kompletnie nie mogłem się nauczyć. Moja głowa odrzucała obce słówka. Może to brak zdolności językowych, a może byłem totalnie zakutą pałą, która za nic w świecie nie chciała się rozwijać? Niezależnie od oporu mojego mózgu, jakaś inna jego część, ta lepiej rozwinięta, raz w roku wysyłała impuls, który kierował moje ciało na kolejny kurs.

Tym razem wybrałem szkołę językową w centrum miasta, żeby mieć do niej szybki dojazd z biura. Jaka szkoła, tacy uczniowie. Gdy wszedłem do klasy, siedziały w niej tylko kobiety.

Wszystkie idealne, jak żony ze Stepford

Perfekcyjne makijaże, fryzury, kostiumy. Przyjechały prosto ze swoich prac. Nie rozmawiały ze sobą, tylko przeglądały maile i fejsa na ajfonach. Posłały mi obojętne spojrzenie. Nie byłem z ich świata. Przyjechałem na rowerze.

Była zimna końcówka kwietnia, co to przeplata trochę zimy, trochę lata. Miałem więc na sobie kilka warstw ciuchów. W łazience zdjąłem z siebie ortaliony i polary, co niewiele poprawiło mój wygląd. Żeby nie było, naprawdę starałem się w miarę dobrze wyglądać, ale świat mody i elegancji to nie była moja bajka.

Usiadłem z boczku. Z ulgą przyjąłem pojawienie się drugiego faceta. Usiadł, oczywiście, obok mnie.

– Lepiej trzymać się razem – rzucił.

Też był z innego świata niż ja. Jego ciuchy kosztowały pewnie tyle, co mój roczny dochód. Należał do tych nielicznych gości, którzy reprezentowali tak zwaną niedbałą elegancję. Jeansy, ale niszowej, amerykańskiej firmy. Bardzo drogie buty, brązowe, z miękkiej skórki, z charakterystycznymi nićmi ręcznego szycia. Koszula w delikatną kratkę wyglądała na zwykłą, ale na mankietach były spinki w kształcie dwóch literek, nie zdziwiłbym się, gdyby to były inicjały mojego nowego kolegi.

Taki styl pewnie bardziej podobał się facetom, ale kobiety też go doceniały. Na oko wyglądał na szefa zespołu złożonego głównie z mężczyzn. Konsultanci – tajemnicza grupa bardzo dobrze zarabiających kolesi, którzy nie wiadomo do końca, co robią.

Lektorką okazała się drobna pani po pięćdziesiątce. Przedstawiła program naszego trzymiesięcznego kursu i znowu stało się jasne, że będę tu siedział jak na tureckim kazaniu, bo poziom ewidentnie był dla mnie za wysoki. Mogłem się przenieść do innej grupy, ale nim podjąłem decyzję, do sali weszła Edyta.

Wtedy, oczywiście, nie wiedziałem, że tak ma na imię

Zatkało mnie. Wysoka. Szczupła. Ciemna blondynka. Widać było, że biegła. Włosy rozwiane, zaczerwienione policzki, strój dość niedbały, w każdym razie w porównaniu z pozostałymi pańciami, bo szorty z wełny, kolorowe leginsy, do tego kozaki, luźna koszula, szal. W ręku trzymała kurtkę.

Usiadła za mną i słyszałem jej przyspieszony oddech. Przez całą lekcję ledwo mogłem się skupić na nauce! Przypominałem sobie jej twarz.

„Wysokie czoło? Pełne usta? Niebieskie czy zielone oczy? Delikatnie zarysowane kości policzkowe? Przed czy po trzydziestce?”.

Zarejestrowałem, że jest szeroka w biodrach i ma długie nogi. Zajęcia były interaktywne, lektorka przemieszczała się po sali i zagadywała nas. Podążając za nią wzrokiem, mogłem parę razy zerknąć na Edytę. Wiedziałem już, jak ma na imię, bo trzeba się było przedstawić i powiedzieć parę słów o sobie.

Była graficzką, freelancerką. Koleś obok mnie jednak nie był konsultantem, lecz dziennikarzem w gazecie prawniczej. Większość pańć pracowała w marketingu. Ja przedstawiłem się jako programista.

Pisałem programy komputerowe dla aptek, żeby panie magister wiedziały, ile mają, którego leku. A jak będzie się kończył, żeby przyszło powiadomienie, że trzeba uzupełnić zapasy.

Męczyła mnie ta praca

Po nocach marzyłem, że zostanę autorem kryminałów. Miałem już pomysł na pierwszy. Szalona farmaceutka zatruwa facetów, którzy prowadzą bogate życie seksualne – wie o tym na podstawie farmaceutyków, które kupują.

Edyta niewiele się odzywała. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnęła się serdecznie. Czy zauważyła, że mi się podoba? A może czuła, że się tu nie odnajduję.

– Za wysokie progi na moje nogi – szepnęła.

Na szczęście po polsku.

– Uciekamy?

Wzruszyła ramionami. Po lektoracie mogłem do niej podejść, w sumie przełamaliśmy już pierwsze lody. Zabrakło mi jednak odwagi. Minąłem ją potem, gdy jechałem rowerem, a ona szła na przystanek. Jako jedyni z naszej grupy nie mieliśmy samochodu.

Na następny angielski biegłem uskrzydlony. Dość szybko jednak zszedłem na ziemię. Edyta rozmawiała z dziennikarzem. Stali przy szatni wpatrzeni w siebie, on coś mówił, ona się śmiała. Nie widzieli świata poza sobą.

Poprawiła włosy, próbowała je upiąć w kok, ale wolały spadać na szyję, na ramiona. Oczy miała zdecydowanie niebieskie, z cienką linią brwi. Prosty nos, dość długi, ale zdecydowanie kobiecy, proporcjonalny. Malinowe usta skłonne do śmiechu.

Pozamiatane.

Tak to jest, jak się człowiek waha

Na lekcji usiadła za mną, a on obok mnie, więc chociaż to się nie zmieniło. Nie pozostało mi nic innego, jak skupić się na angielskim. Minął kwiecień, maj, nastał czerwiec. Starałem się nie myśleć o Edycie, ale nie mogłem jej nie zauważać, gdy spóźniała się na zajęcia albo, gdy się śmiała, odpowiadając na zadane przez lektorkę pytania.

Ucieszyło mnie, że przestała rozmawiać z dziennikarzem. Może to miało związek z zajęciami, na których każdy miał opowiedzieć o swojej rodzinie. Dziennikarz przyznał się, że ma żonę i dzieci. Edyta, że jest z kimś na poważnie. Ja też odkryłem karty i opowiedziałem o Agnieszce, z którą wychowywałem córeczkę z jej poprzedniego związku.

Może mi się zdawało, ale żony ze Stepford od razu inaczej na mnie popatrzyły, jakby przychylniej. Te zajęcia nas trochę zbliżyły. Grupa zaczęła ze sobą rozmawiać.

W końcu poszliśmy w kilka osób na pierwsze wspólne piwo. Edyta też była. Niewiele mówiła, raczej słuchała. Ja też, chociaż mogłem być babskim królem. Dziennikarz z nami nie poszedł, musiał wracać do pracy. Dobrze się bawiliśmy i za tydzień miała być powtórka. Jakoś tak jednak wyszło, że za tydzień tylko ja mogłem i Edyta.

Po zajęciach staliśmy obok szatni, a wszyscy nas mijali, mówiąc, że dziś to oni nie bardzo.

Powoli do mnie docierało, że będziemy sami

Wieczór był zimny. Wiatr z północy wciąż nie pozwalał wierzyć, że zaczęło się lato. Szliśmy z Centrum na Pragę, do kawiarni, która była na końcu Ząbkowskiej.

Żeby do niej dojść, trzeba było minąć opuszczone kamienice, sąsiadujące z odnowionymi, czarne bramy i modne lokale, kebaby i eleganckie restauracje, budynki z czerwonej cegły – dawną wytwórnię wódek, osiedle apartamentowców, a zaraz potem sklep 24h z trollami zionącymi alkoholem. Robiło się nieprzyjemnie, wiedziałem jednak, że za zakrętem czekać będzie na nas inny świat.

Kawiarnię prowadziła silna kobieta pochodząca znad Wołgi. Mówiła płynnie po polsku ze wschodnim akcentem, menu było pisane cyrylicą. Cały lokal zagracony był pamiątkami. Laleczki, obrazki, serweteczki, dzbanki, stare meble. W rogu gramofon i stos starych płyt. Przy nim trzy dwudziestolatki mówiące po francusku.

Znalazły płytę Edith Piaf i były bardzo szczęśliwe. Piaf zaczęła śpiewać swoje smutne piosenki, a one usiadły z dala od nas i zajęły się sobą. To ja się uparłem, żeby pokazać Edycie to miejsce. Kiedyś mieszkałem na Pradze, dobrze mi się kojarzyło. Zamówiliśmy pielmieni i wino gruzińskie. Czy mogło być bardziej romantycznie?

Mimo to czułem, że coś jest nie tak. Co? Wiedziałem, że jest z kimś związana, ona wiedziała, że ja też z kimś jestem. Nasze spotkanie nie było randką. Poznaliśmy się na angielskim, mieliśmy ochotę poznać się lepiej. Czy było w tym coś złego?

Z Edytą dobrze mi się rozmawiało

Ona, zresztą, ze wszystkimi gadała, więc nie byłem wybrańcem. Zjedliśmy, wypiliśmy po lampce wina i nagle coś się stało. Widziałem to wyraźnie. Ziewnęła i zdawkowo odpowiedziała na moje pytanie, jedno, drugie…

Wcześniej cały czas była ożywiona, opowiadała, pytała, i nagle zwrot o 180 stopni. Raczej nie stałem się nagle nudziarzem. Zresztą podczas tej nieoczekiwanej zmiany akurat nic nie mówiłem. Ona też. Zasłuchaliśmy się w Nat King Cola, który zastąpił Piaf. Śpiewał swoim zachrypniętym głosem „When I Fall in Love”.

Nie słuchałem słów, Edyta chyba też, oboje wciąż za słabo znaliśmy angielski. Muzyka ładna. Chociaż może dla niej nudna?

– Chcesz już iść?– uśmiechnąłem się, jakbym chciał zaznaczyć, że wcale mnie nie boli, że ziewa.

– Autobus mam za dwadzieścia minut – odburknęła.

Znów nie wiedziałem, o co jej, do diabła, chodzi. Te dwadzieścia minut strasznie się dłużyło. Kolejne piosenki Nata rozciągnięte jak guma z gaci. Wino stało się kwaśne. Tylko Edyta wciąż piękna. Uciekła wzrokiem. Może za bardzo się na nią gapiłem. Wstaliśmy. Na stole zostało pół butelki wina, jak niemy wyrzut.

Właścicielka knajpy popatrzyła na mnie z pretensją. Miałem wrażenie, że Francuzki też, dziesiątki laleczek znad Wołgi również. Starałem się iść wolno, ona szybko. Nie zwracała uwagi na mijane, odnowione kamieniczki, nawet na „Dziewczynę z chryzantemami” Boznańskiej, przyklejoną do starej fasady.

Jakiś szalony Francuz wymyślił, że przyozdobi zniszczone elewacje warszawskiej Pragi postaciami z pięknych obrazów. Fajnie to wyglądało, ale widać na Edycie nie robiło wrażenia. Przez głowę przewalały mi się myśli.

Może jednak to była randka?

Przecież Edyta strasznie mi się podobała. Musiała to wiedzieć. Ale przecież nie byliśmy wolni. Możemy sobie tylko pomarzyć i liczyć, że nam przejdzie. A może powinniśmy spróbować? Ona wspomniała, że wciąż kłóci się z tym swoim, wiedziała też, że ja nie jestem żonaty. Zresztą może tu nie chodzi o związek, może tylko o tę jedną noc. Może mogę jeszcze wszystko naprawić.

Zatrzymałem się.

– Za cztery minuty mam autobus – odwróciła się nagle i zniknęła w przejściu podziemnym.

Po prostu uciekła. O, nie! Zbiegłem za nią. Na dole owionął mnie zapach kebaba. W podziemiu było kilkanaście sklepików. Patrzyli się na mnie tubylcy, raczej nieżyczliwie, a może miałem obsesję, że nikt mnie nie lubi.

Edyta już skręciła na schody

Przyspieszyłem kroku.

– Edyta!

Zatrzymała się na górze schodów.

– Nie możesz tak odejść.

– Jak? – spytała zniecierpliwiona.

– Tak.

Zrównałem się z nią. Byłem niewiele wyższy. Przyznała się, że ćwiczyła kiedyś sztuki walki. Pewnie spokojnie mogłaby mi przywalić.

– Zaraz ucieknie mi autobus i tak straciłam za dużo czasu. Z tobą – chyba sama się zdziwiła swoją szczerością.

W każdym razie tak odczytałem wzniesione brwi do góry, a zaraz potem zmarszczone czoło. Szybko jednak uśmiechnęła się.

– Skoro jednak zaczęłam, to ci powiem. Jesteś koszmarnie beznadziejnym kolesiem. Uwiodłeś mnie, żeby co? Sprawdzić, że nie zardzewiałeś w związku? Że możesz wyrwać laskę, jak będziesz miał ochotę? A może chciałeś sobie samemu pokazać, jaki jesteś super? Wierny, odpowiedzialny, no opoka.

Stanąłem jak wryty.

– Co tak patrzysz? Śliniłeś się do mnie przez wszystkie zajęcia! Że niby taki zakochany, oczu nie mogłeś oderwać. A dziś po co mnie ciągnąłeś do tej knajpy?! I nagle zrozumiałam, że tu nie chodzi o mnie. Ile wcześniej tam lasek zaciągnąłeś? – popatrzyła ponad moją głowę. – Pa, cienki bolku, chociaż zasługujesz na dosadniejsze określenie!

Pobiegła do autobusu. Odprowadziłem ją wzrokiem. Naprawdę nie rozumiem kobiet… 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA