„Sama przysyłałam sobie do pracy kwiaty, żeby koleżanki myślały, że kogoś mam. Wydało się i najadłam się wstydu”

Kobieta z bukietem kwiatów fot. Adobe Stock
Pomyślicie, że zwariowałam. Jednak wymyśliłam to, aby moje życie przestało być tak strasznie nudne. Zamawianie kwiatów powinno być miłe, choć czasami bywa także kłopotliwe. Zwłaszcza jeśli potem wysyła się je do samej siebie…
/ 06.04.2021 12:12
Kobieta z bukietem kwiatów fot. Adobe Stock

Od pół roku co tydzień nowy bukiet ląduje na moim biurku w pracy. Z udawaną obojętnością obserwuję zazdrosne miny koleżanek i słyszę ich szepty, że „ten to musi ją kochać!”. Oficjalna wersja jest taka, że mój chłopak, Artur, pracuje w Irlandii i bardzo za mną tęskni. A nieoficjalna? Nie mam żadnego ukochanego.

Poszłam za radą babci i…wpakowałam się w kabałę

Moja babcia, która dla mnie była autorytetem, zawsze powtarzała, że najważniejsza jest autoreklama.
– Jak cię widzą, tak cię piszą – twierdziła, unosząc w górę wskazujący palec. – Musisz być tajemnicza i oryginalna. Nigdy nie zdradzaj facetowi wszystkich swoich sekretów – mawiała z naciskiem. – Intryguj, a zobaczysz – będziesz przebierać w adoratorach jak w ulęgałkach.

Dlatego od czasu do czasu wymyślałam na swój temat jakieś historie. I raczej nie miałam problemów ze zdobyciem chłopaka. Sęk w tym, że byłam bardzo zapracowana. Stąd kwiaty, żeby trochę podnieść swoją samoocenę. Ostatnio jednak coraz rzadziej bawił mnie mój pomysł. Nie cieszyły mnie spojrzenia koleżanek, bo doskonale wiedziałam, że za tymi bukietami nie kryje się żadna romantyczna historia. Kiedy więc w kolejny poniedziałek na moim biurku wylądował bukiet kremowych róż, nawet nie uniosłam głowy.

Ale tym razem obok nich położono jeszcze jeden! Znacznie skromniejszy.
– A to co? – spojrzałam, pytająco na posłańca.
– Kwiaty – odpowiedział.
– Ale ja za… – ugryzłam się w język, bo o mały włos bym się wygadała. – Nie spodziewałam się jeszcze jednego bukietu – dokończyłam, z trudem kryjąc zaskoczenie i dezorientację.
– Ja tam nie wiem. Mam zlecenie, to je realizuję – stwierdził, żując gumę.
– Może Artur się pomylił w wypełnianiu zamówienia i przysłano mi od razu dwa bukiety – rzuciłam do koleżanek.
– Albo masz tajemniczego wielbiciela! – zapiszczała Ela z sąsiedniego burka.

Drugi bukiet zrobił na dziewczynach niebywałe wrażenie…

Byłam przekonana, że to jakaś pomyłka, lecz w następnym tygodniu zdarzyło się to samo. Tym razem jednak drugi bukiet był nieco bardziej okazały.
– Jego uczucia do ciebie rosną – szepnęła podekscytowana Ela.
– Jakiego „jego”? – nie zrozumiałam.
– Tajemniczego wielbiciela!

Zamierzałam pójść do kwiaciarni i wszystko wyjaśnić, lecz ta dziwna gra zaczęła mnie wciągać. Tym bardziej, że nadal dostawałam rachunki tylko za pojedyncze przesyłki. W kolejny poniedziałek posłaniec przyniósł dwa identyczne bukiety. „Hm… To może przestanę zamawiać swój i zobaczymy, co się wtedy stanie” – pomyślałam i tak też zrobiłam. W poniedziałek czekałam w napięciu, co się wydarzy. Minęła jedenasta i wciąż nic się nie działo. Kiedy byłam już pewna, że niczego nie otrzymam, wniesiono ogromny kosz kwiatów.

Dziewczyny od razu mnie obskoczyły.
Jeśli to od Artura, to chyba wkrótce powinnaś spodziewać się pierścionka zaręczynowego! Temperatura jego uczuć osiągnęła punkt wrzenia – przekrzykiwały się wzajemnie. „Może i tak, ale… Kim jest ten »Artur«? A jeśli to jakiś zboczeniec? Teraz przysyła mi kwiaty, a potem zaatakuje?” – przeraziłam się nagle. Nie czekając na dalszy rozwój wypadków, postanowiłam to wyjaśnić od razu.

W przerwie na lunch wpadłam do kwiaciarni i z miejsca poprosiłam o sprawdzenie zamówień. Sprzedawczyni spojrzała do księgi, po czym poczerwieniała i stwierdziła:
– Poproszę szefa! Po chwili z zaplecza wyszedł przystojny trzydziestokilkuletni mężczyzna
– Tak, dostawała pani kwiaty od firmy. Czasami robimy takie akcje dla stałych klientów – stwierdził. Poczerwieniałam, bo czułam, że chyba sobie ze mnie żartuje.
– To dziękuję! – stwierdziłam i okręciwszy się na pięcie, wybiegłam ze sklepu.

„Sama się o to prosiłam! Po co mi była ta mistyfikacja z bukietem od ukochanego? – pomyślałam, gnając do pracy. – Koniec z tym!” – postanowiłam. Tymczasem następnego dnia posłaniec wniósł kolejne kwiaty.

Wraz z kwiatami dostałam tajemniczy bilecik

– Ho, ho, ho! To teraz już będzie tak codziennie? – zakrzyknęły dziewczyny. Tym razem do bukietu dołączony był bilecik. „Od wielbiciela dla wielbicielki kwiatów. A może wspólna kawa?”. Poczułam mrowienie w brzuchu. W tym momencie zadzwoniła mój komórka.
– Jak będzie z tą kawą? Serdecznie zapraszam – zapytał ktoś ciepłym głosem.
Na końcu języka miałam pytanie, skąd ma mój numer telefonu, ale przypomniałam sobie, że go przecież podawałam przy zamówieniu.
– Kiedy pan proponuje? – zapytałam.
– Jeszcze dzisiaj – zaśmiał się.

Wieczorem w kawiarni Tadzik wyznał mi z rozmarzeniem: – Obserwowałem cię od jakiegoś czasu i nie mogłem pojąć, dlaczego sama sobie wysyłasz kwiaty. A potem uznałem, że to właściwie nie ma znaczenia. Bo jesteś kobietą, którą sam chciałbym bez końca obsypywać kwiatami! 

Więcej prawdziwych historii:
„Straciłem wszystkie pieniądze, rodzinę i godność. Od 20 lat ukrywam się przed bliskimi i wierzycielami”
„Mąż bił ją w ciąży, a po urodzeniu dziecka jeszcze mocniej. Wszystko przez to, że ich syn urodził się bez nóżki”
„Narzeczony zostawił mnie, bo przez wypadek mam poparzoną całą głowę. Nie mogę go za to winić. Wyglądam jak potwór”

 

Redakcja poleca

REKLAMA