Morze, mewy, ciepły piasek… Samotnie celebrowałam początek urlopu na pustoszejącej pod wieczór plaży. On stanął przede mną niespodzianie, taki opalony i przystojny, a jedną rękę miał schowaną za plecami.
– Czy pani czegoś nie zgubiła? – zagadnął, a ja odruchowo sięgnęłam do torebki.
Pokręciłam głową.
– Widziałem, że coś pani wypadło z kieszeni podczas zbierania muszelek – upierał się. – To nie pani własność?
W jego wyciągniętej dłoni ujrzałam swoje zapasowe okulary słoneczne.
– Oj, tak, rzeczywiście, nie zauważyłam – uśmiechnęłam się. – Bardzo panu dziękuję… Chyba już muszę się zbierać.
– Chętnie panią odprowadzę – zaproponował. – A może wypije pani ze mną kawę? Jako znaleźne za te okulary.
Do końca lipca byliśmy nierozłączni
Sądziłam, że jestem uodporniona na miłosny obłęd, ale widać nie znałam sama siebie. W niecały kwadrans po prostu zwariowałam na punkcie Alka. Miałam się dotąd za kobietę raczej chłodną, bez większych potrzeb i fantazji. Jednak wakacyjny romans z jasnowłosym marzycielem pozwolił mi odkryć moją drugą naturę.
Zdawałam sobie sprawę, że to związek bez przyszłości – dopiero niedawno otrząsnęłam się po rozwodzie, a moja kariera zawodowa wreszcie nabrała tempa. W poukładanym od nowa życiu nie przewidywałam miejsca dla partnera młodszego o parę lat, bez konkretnego wykształcenia, bez zawodu i planów na przyszłość. Mimo to nie chciałam o tym myśleć – było nam razem tak cudownie!
A jednak w przeddzień powrotu do pracy podjęłam jedyną słuszną decyzję – rozstać się i zapomnieć. Alek nie poznał mojego adresu, odjechałam bez pożegnania. Zaczęłam żałować już w pociągu. Alek studiował na kilku wydziałach (choć żadnego nie skończył). Może dlatego był równie błyskotliwym rozmówcą i uważnym słuchaczem jak doskonałym kochankiem.
„To nie tylko seks, ale też porozumienie, jakiego dawno nie doświadczyłam z facetem. A ja z tego lekkomyślnie zrezygnowałam! Z drugiej strony… To na pewno źle by się dla mnie skończyło. Doskonale o tym wiem” – szarpałam się całą drogę.
Postanowiłam wytrwać i dla własnego dobra wyrzucić letnią przygodę z pamięci. Jako prokurator okręgowy nie narzekałam na brak zajęcia. Chętnie brałam skomplikowane sprawy, które zostawiały niewiele miejsca na cokolwiek innego. Gdy mimo wszystko moje myśli wędrowały w zakazanym kierunku, nakładałam słuchawki na uszy i uczyłam się języków obcych z płyt.
Tak minęła jesień i zima
Potem dzień znowu zrobił się dłuższy. Spędzałam w pracy dużo czasu, przygotowując oskarżenie w sprawie grupy oszustów i złodziei schwytanej niedawno na gorącym uczynku. Próbowali sprzedać kradzione auta klientowi podstawionemu przez policję.
– O, tutaj są papiery tego pośrednika w transakcji – oznajmiła sekretarka, kładąc mi na biurku teczkę z kolejnymi aktami.
Otworzyłam ją i zamarłam: na wierzchu leżało potrójne zdjęcie mojego Aleksandra zrobione dla potrzeb policyjnej kartoteki! Sekretarka potwierdziła, że do procesu został zatrzymany w areszcie. Groził mu wyrok za paserstwo, nie było jednak dowodów na przynależność do gangu. Sprawdziłam, że to pierwszy konflikt z prawem w jego życiu.
– No tak, przez to bujanie w obłokach wpakował się w aferę! – domyśliłam się. – Pewnie znów miał jakiś genialny pomysł, potrzebował tylko gotówki…
Wiedziałam, że ze względów etyczno-profesjonalnych nie mogę osobiście oskarżać Alka. Ponieważ jeden z kolegów prokuratorów miał wobec mnie dług wdzięczności, poprosiłam go o rewanż.
Chętnie zgodził się przejąć sprawę, bo dawała duże widoki na wygraną. Przekazując mu materiały, podkreśliłam niewielkie znaczenie Alka w całej historii. Wcisnęłam koledze, że to syn znajomej, złoto nie chłopak, tylko naiwny. Zmyśliłam, że dał się namówić recydywistom i przez chwilę głupoty złamał sobie życie.
– Sabinko, jeśli będzie współpracował, nie trzeba go zamykać – oświadczył kolega, przeglądając akta. – Dostanie wyrok w zawieszeniu i pewnie już o nim nie usłyszymy.
Korzystając ze swoich uprawnień, udałam się do aresztu śledczego, gdzie Alek czekał na pierwszą rozprawę. Kiedy stanęłam w progu sali widzeń, kompletnie go zatkało.
– Nie pytaj o nic i niczego mi nie tłumacz, bo nie pora na to – zaczęłam chłodno, powstrzymując go gestem. – Dobrze ci radzę, powiedz prokuratorowi wszystko, co wiesz, i nie oglądaj się na wspólników. Nawet jeśli ci będą grozili, mów prawdę, chyba że chcesz razem z nimi trafić za kratki!
– A jak się z tego wywinę, spotkasz się ze mną choć jeden raz? – zapytał niespodzianie. – Błagam cię, Sabi…
– Nigdy więcej! – oznajmiłam stanowczo i uciekłam z rozmównicy, czując gwałtowne osłabienie silnej woli.
Alek skorzystał z dobrej rady
Jako jedyny z oskarżonych wyszedł warunkowo na wolność i podobno gdzieś wyjechał. Pewnego wieczoru siedziałam jak zwykle nad stertą papierów, gdy ostro zadźwięczał dzwonek domofonu. Rzuciłam okiem na zegar – było już po jedenastej.
– To ja, Alek, wpuść mnie, proszę cię… – w słuchawce zabrzmiał schrypnięty głos. – Ścigają mnie!
Po chwili stanął w moich drzwiach, blady, z zapuchniętą twarzą i spocony jak mysz.
– Moi zapuszkowani kolesie poprosili kumpli, żeby mnie ukarali za gadulstwo – wyjaśniał pospiesznie. – Jednemu przyłożyłem, a drugi uciekł. I właśnie jak się tłukłem z tym pierwszym, przyjechała policja, bo ktoś zawiadomił o bójce. Jestem zwolniony warunkowo, nie mogę dać się aresztować, bo zaraz by mi odwiesili wyrok, bez pytania, kto zaczął. Musiałem się wyrwać za wszelką cenę, więc popchnąłem policjanta, aż usiadł na asfalcie. Słyszałem, że mnie gonią, a twój dom był w pobliżu… Bo ja od dawna wiem, gdzie mieszkasz, łaziłem za tobą i wystawałem pod balkonem. Przepraszam.
Wtedy usłyszeliśmy policyjną syrenę.
– Tutaj wpadł, do tej klatki! – wołał ktoś.
– Nie ma drugiego wyjścia, musi być w środku! – przekonywał drugi głos.
Funkcjonariusze sprawdzali kolejne mieszkania. Na korytarz zaczęły wyglądać sąsiadki, wystraszone, że w porządnej kamienicy ukrywa się groźny bandyta, który pobił policjanta.
Gdy zapukali do mnie, w jednej chwili musiałam podjąć życiową decyzję.
– Mieszkam sama – oświadczyłam, patrząc policjantowi w oczy. – Jestem prokuratorem okręgowym, oto moje dokumenty. Oczywiście, jak tylko coś zauważę, zaraz was zawiadomię – obiecałam.
Czy to wysoka cena za rozkosze letnich nocy?
Zamknęłam drzwi i ciężko klapnęłam na fotel, bo nogi miałam jak z waty. Z kuchni wyszedł Alek i łagodnie mnie przytulił. Nazajutrz w prokuraturze napisałam wymówienie i zaczęłam porządkować rozpoczęte sprawy. Potem skontaktowałam się z kuzynką, która prowadzi na Wybrzeżu dobrze prosperującą firmę. Od dawna kusiła mnie kierowniczym stanowiskiem, więc ucieszyła się, że w końcu zmądrzałam i przyjęłam jej propozycję. Zaoferowała mi też służbowe mieszkanie, dopóki nie znajdę czegoś w Sopocie.
Teraz mogę po pracy spacerować wzdłuż morskiego brzegu, co nieodmiennie sprawia mi ogromną przyjemność. Zawsze kochałam nadmorski klimat. Aleksander odwiedza mnie od czasu do czasu, ale nie mieszkamy razem. Jego wciąż gdzieś nosi, a ja powoli oswajam nowe miejsce. Nie wiem, może kiedyś… W sumie ciągle dobrze mi z tym chłopakiem.
Czy jestem szczęśliwsza niż przedtem? I tak, i nie. Zmiany wyszły mi na zdrowie – czuję się wolna, lepiej zarabiam i wierzę, że jeszcze niejedno przede mną. Czasem jednak mam do Alka żal, że postawił mnie w sytuacji, w której jedynym uczciwym rozwiązaniem był koniec latami budowanej kariery. Czy to nie za wysoka cena za rozkosze letnich nocy?
Czytaj także:
„Nie sądziłam, że pies przyniesie mi w zębach... męża. Wziął go za złodzieja i słusznie, bo tajemniczy kochanek skradł moje serce”
„W młodości poleciałam w tango z gorącym kochankiem i zaszłam w ciążę. Nie przewidziałam, że to syn zapłaci za moje błędy"
„Mąż sąsiadki wydzielał jej pieniądze. Mówił, że finanse to zadanie mężczyzny. Nie przeszkadzało mu to żyć z jej pensji w jej mieszkaniu”