– Taka się zrobiłaś stetryczała – mówi moja koleżanka z bloku obok. – Nic ci się nie podoba, wszystko krytykujesz, jeszcze trochę, a będą od ciebie ludzie uciekali, bo jesteś kwaśna jak ocet! Ogarnij się!
– Sama się ogarnij – odpowiadam.
– Myślisz, że to twoje pitu pitu i szczerzenie się sztucznymi ząbkami jest lepsze? Ja przynajmniej mówię, co myślę i jestem szczera, a ty – wiecznie coś albo kogoś udajesz!
Oczywiście po takiej wymianie zdań rozchodzimy się pokłócone, potem ze sobą nie rozmawiamy przez jakiś czas, wreszcie złość nam przechodzi i znowu się kolegujemy. Tak jest od czterdziestu pięciu lat, czyli od momentu, w którym, jako młode kobiety, mężatki i matki zamieszkałyśmy na jednym osiedlu…
Zaczęło się całkiem niewinnie…
Od początku byłyśmy zupełnie inne i psychicznie, i fizycznie, bo ja jestem bardzo szczupła i dosyć wysoka, a Jolanta okrągła, podskakująca i rumiana. Mówi się, że przeciwieństwa się przyciągają, więc może dlatego i my zaczęłyśmy się przyjaźnić.
Tym bardziej że obie miałyśmy ciężkie życie. Mój małżonek był łajdus, a jej pijak, ale ona wolała być wdową niż rozwódką, dlatego doczekała chwili, aż los ją uwolnił, a ja wystąpiłam o rozwód, który dostałam szybko i bez kłopotów.
Tak się złożyło, że obie nie miałyśmy dzieci, więc kiedy zostałyśmy same, spotykałyśmy się jeszcze częściej. Kto by przypuszczał, że rozdzieli nas całkiem idiotyczna sprawa, która nie tylko nie powinna się w ogóle wydarzyć, ale jeszcze nie powinna się wydarzyć nam, bo obie jesteśmy skrzętne i poukładane jak mało kto!
Pilnujemy swoich torebek, portmonetek, kluczy i tak dalej. Trzy razy wszystko sprawdzamy, zanim zamkniemy za sobą drzwi, mamy porządek w dokumentach i szufladach, więc do dzisiaj nie rozumiem, jaki diabeł tak namieszał, że zdarzyła się nam ta afera! A zaczęło się całkiem niewinnie…
Raz w tygodniu robimy zakupy w ogromnym domu handlowym, a później idziemy do tamtejszej kawiarenki, by odpocząć przy kawie i ciastku. Tym razem było podobnie, tylko ja wydałam całą kasę i nie miałam luźnych pieniędzy, więc kiedy trzeba było zapłacić, Jolanta wzięła to na siebie.
– Rozliczymy się – powiedziała. – Nie ma sprawy!
W tej samej chwili zobaczyłam swojego byłego małżonka. Stał parę kroków od nas i wgapiał się, ale nie we mnie, tylko w Jolantę. Jak sroka w kość. Wybałuszał oczy i robił głupie miny, jakby chciał pokazać wielką radość. Jolanta też go zauważyła, ale udawała, że nie wie, co się dookoła dzieje.
– Co ten palant tak się na ciebie gapi? – syknęłam. – Trzeci raz się kłania, nie widzisz?
– Nie widzę – odpowiedziała. – Zresztą, co mnie to obchodzi? Chodźmy już.
– Jak chodźmy? Trzeba zapłacić…
– To pójdę do bufetu – zaszczebiotała ochoczo. – Ty się zbieraj i czekaj przy windzie.
– Tu poczekam – zdecydowałam, bo od razu coś mnie tchnęło. – Zresztą tam jest kelnerka, zawołam…
Widziałam, że Jolanta nie była zadowolona, ale miałam to w nosie, bo nagle wróciły do mnie stare podejrzenia i wątpliwości, więc w szczególny sposób zaczęłam rejestrować wszystko, co się działo.
Czułam, że coś ich łączy...
Ona nadal odwracała głowę i patrzyła na boki, on zrobił dwa kroki w naszą stronę, ale najwyraźniej bał się podejść bliżej, więc tylko ściągał ją wzrokiem, a ja przypomniałam sobie, że przed laty byłam właściwie pewna, że mój były łazi do Jolanty, i że mnie z nią zdradza.
Wiele razy mówił, że lubi takie wesołe, okrągłe kobietki i że chciałby, żebym i ja taka była. Dostawałam wtedy szału ze złości i prawie Jolanty nienawidziłam, ale potem się rozeszliśmy, ja nie miałam żadnych dowodów na ich romans i sprawa przyschła. Do dzisiaj…
Jolanta zapłaciła rachunek, zebrałyśmy nasze pakunki, i poszłyśmy w stronę ruchomych schodów, ale tutaj jak zwykle musiałyśmy się rozdzielić, bo ja nienawidzę zjeżdżać schodami w dół. Kręci mi się w głowie i mam mdłości, dlatego schodzę normalnymi schodami, a Jolanta jedzie z bagażami.
Kiedy ją odszukałam w gęstym tłumie zakupowiczów, stała oko w oko z moim byłym i coś sobie szeptali. Była czerwona jak piwonia, on ją łapał za rękaw i wyraźnie przytrzymywał, żeby nie odeszła. Rozglądał się na boki i sprawdzał czy nie nadchodzę, a potem znowu ją uspokajał, że przedpole czyste i mogą jeszcze gadać.
Schowałam się za filarem i obserwowałam tych zdrajców, bo już byłam pewna, że mnie kiedyś wspólnie oszukiwali, a kto wie, może robią to do tej pory i się śmieją, że żyłam i żyję w głupiej nieświadomości!
Muszę powiedzieć, że kiedy kobieta poczuje taką zadrę zranionej ambicji, to nie ma znaczenia, czy jest młoda, czy stara. Boli tak samo! Więc i mnie zabrakło tchu, a kiedy poczułam się lepiej Jolanta już była sama i jakby nigdy nic machała do mnie, że niby czeka i się niecierpliwi.
Postanowiłam udawać, że nic nie widziałam i w domu na spokojnie przemyśleć, co powinnam zrobić i jak się zemścić, bo chciałam się odegrać.
Zemsta miała gorzki smak
Okazja nadarzyła się prawie natychmiast, bo w trakcie rozpakowywania toreb z zakupami, w jednej z nich znalazłam portfel Jolanty. Widocznie go tam wrzuciła, sądząc, że to jej torba, albo była tak skołowana, że nie myślała, co robi.
W każdym razie elegancki, skórzany portfel z kupą kasy, kartą bankomatową i dowodem osobistym Jolanty leżał teraz na MOIM stole. Zatelefonowała dopiero wieczorem, pytając, czy przypadkiem go nie widziałam jej?
Przypadkiem nie widziałam.
– A co, zgubiłaś? – udałam zmartwioną. – Może gdzieś się zapodział? A może nie zauważyłaś i ktoś cię okradł? Ale to niemożliwe, bo przecież nie rozmawiałaś chyba z nikim, oprócz mnie. Prawda?
– Prawda – skłamała, ale już się skapowała, że ją widziałam.
Zaczęła pociągać nosem, że to były jej wszystkie pieniądze, że nie wie, jak przeżyje do następnej emerytury i z czego zapłaci świadczenia, ale wcale nie było mi jej żal.
– Poradzisz sobie jakoś – powiedziałam twardo. – Zawsze sobie radzisz, to i tym razem będzie podobnie!
Nie odzywałyśmy się do siebie przez trzy następne dni.
Byłam taka głupia i przez lata dawałam się okłamywać. Postanowiłam, że muszę się zemścić. Tym bardziej że los sam mi podsunął okazję. Niech się zamartwia, niech się nalata podczas wymiany dokumentów, niech nie śpi spokojnie, niech się boi, że ktoś na nią weźmie pożyczkę i ona będzie musiała to spłacać przez długie lata, niech je suche bułki i popija sodówką, niech jej zbraknie na lekarstwa… Niech myśli, że tamten kochaś ja okradł, niech nie będzie taka pewna, że mnie kiedyś przechytrzyła!
Rosła we mnie niechęć do niej i żal
Spakowałam portfel z całą zawartością w drewniane pudełko, owinęłam klejąca taśmą i pojechałam nad Wisłę. Jeden ruch i mały pakuneczek wylądował tam, gdzie nikt go prędko nie znajdzie, a jeśli nawet znajdzie, to Jolancie będzie już wszystko jedno. Poczułam ulgę!
Następnego dnia wyjechałam do sanatorium, a kiedy wróciłam Jolanty nie było, bo z kolei ona siedziała u krewnych nad polskim morzem.
Zobaczyłyśmy się na początku sierpnia i jak gdyby nigdy nic zaczęłyśmy rozmawiać o tym i owym.
– I co – zapytałam. – Poradziłaś sobie?
– Musiałam – odpowiedziała.
– Mam trochę długów, ale to nic, jakoś je spłacę. Dam radę. Gorzej, że już do ciebie nie mam zaufania. Bardzo mnie zawiodłaś.
– Ja?! – oburzyłam się. – Kto, kogo zawiódł? Myślisz, że nic nie widziałam?
– Ale co ty w końcu widziałaś? Że twój były mnie zaczepiał? No owszem. Chciał mnie naciągnąć na pożyczkę, bo podobno coś kupował i mu zabrakło pieniędzy, ale mu odmówiłam. Kiedy byliście małżeństwem, wiele razy ode mnie pożyczał pieniądze i nie oddawał, więc kategorycznie odmówiłam. Był nachalny, ledwo się go pozbyłam.
– Pożyczał od ciebie pieniądze? Czemu nic nie mówiłaś?
– Po co? Żebyś się denerwowała? Wiesz, jaka jesteś… Zadręczasz się jakąś głupotą, a to niewarte nawet słowa. Dlatego teraz też ci nie powiedziałam, chociaż miałam zamiar to zrobić następnego dnia. Ale ty sama załatwiłaś sprawę. Zemściłaś się!
– Ja?!
– Nie udawaj. Przypomniałam sobie, że musiałam mój portfel wrzucić do twojej torby z zakupami. Miałyśmy identyczne, więc się pomyliłam. Wykorzystałaś to, przyznaj się… I tak dobrze, że się nie dostał w ręce jakiegoś oszusta. Jesteś zadowolona?
– Zwrócę ci tę kasę – powiedziałam. – I przepraszam.
– Co mi po twoim przepraszam? Kasę właściwie powinnaś zwrócić, ale ja nic od ciebie nie chcę. Będziemy znajomymi z osiedla i nic więcej. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Ostrzegałam, że na starość robisz się kwaśna jak ocet i w dodatku gorzka, a ja mam delikatny żołądek i nie wytrzymuję takiej mieszanki. Szukaj sobie innego smakosza!
Uśmiechnęła się i odeszła
Czasami ją widuję, ale nie rozmawiamy. Jest mi głupio, wstydzę się tego, co zrobiłam, ale bez przesady! Nie będę się kajała i błagała o przyjaźń. Nie, to nie! Bardzo mi brakuje naszych spotkań, rozmów, wspólnych wyjazdów i spacerów, nawet chciałabym, żeby mnie obsztorcowała i ustawiła do pionu, bo samotność i niedziele spędzane przy oknie za firanką są nie do zniesienia!
Myślę sobie, że mogłaby mi już odpuścić. W naszym wieku, to nawet niezdrowo się tak zapiekać w gniewie.
– Jolanta, nie wygłupiaj się, wybacz mi, przyjaciółko!
Czytaj także:
„Byliśmy zgodnym małżeństwem, dopóki Anka nie sprzedała domu po rodzicach. Napływ gotówki przewrócił jej w głowie”
„36 lat temu zakochany listonosz przestał przynosić mamie listy. Mało brakowało, a nie byłoby mnie przez to na świecie”
„Mój piętnastoletni syn pije. Chowa po szafkach puste butelki, a potem kłamie, że to kolegi. Gdzie popełniłam błąd?”