Leżałam w karetce, która przemierzała miasto na sygnale. Bolała mnie okropnie ręka, czułam też trzaski w głowie i smak krwi w ustach, ponieważ podczas upadku na śliski chodnik ugryzłam się w język.
To była chwila nieuwagi
Ale to, co najbardziej mnie bolało, to moje własne myśli. Jak mogłam nie zwrócić uwagi na tę zamarzniętą kałużę pod stopami?! Właśnie na nią stanęłam i nim zdążyłam zareagować, zobaczyłam jak świat zaczyna się kręcić! Usłyszałam trzask w mojej dłoni, która natychmiast zaczęła boleć jak diabli. Później uderzyłam głową w chodnik...
Bułki, które miałam w torbie, rozsypały się wszędzie, prosto pod nogi przechodzących osób. Ktoś nade mną się pochylił, inna osoba próbowała mi pomóc wstać, ale nie udało mi się podnieść. W końcu ktoś zadzwonił po karetkę.
"Najgorszy ze scenariuszy się spełnia" – pomyślałam wtedy z goryczą.
Musiałam sobie radzić
Po niespodziewanej śmierci mojego męża sześć lat temu, musiałam na nowo zorganizować swój świat. Przekroczyłam wówczas sześćdziesiątkę. Nie miałam pojęcia o codziennych obowiązkach, bo to zawsze Stefek je załatwiał. Kupiłam sobie specjalny notes, w którym zapisywałam nowe zasady mojego funkcjonowania: jakie rachunki mam opłacać, co kupować do jedzenia, aby pieniędzy wystarczyły do następnej emerytury, gdzie określone sprawy załatwiać... W skrócie, jak na nowo funkcjonować. Jedna z kartek w notesie była dedykowana zimie i zachowaniu ostrożności.
– Złamanie ręki w dwóch miejscach, dwa pęknięte żebra, głębokie skaleczenie na języku, wstrząśnienie mózgu – to wszystko wymienił lekarz w szpitalu, po tym jak przeprowadzono na mnie wszystkie niezbędne badania.
Czułam się samotna
Napadły mnie przerażające myśli: "Co jeśli stracę zdolność do samodzielnego funkcjonowania i nie będę w stanie nic sama zrobić? Wiedziałam, że czeka mnie pobyt w domu opieki, gdzie w sali pełnej ludzi będę oczekiwać na koniec". Takie smutne myśli towarzyszyły mi przez cały czas spędzony w szpitalu. Dodatkowo, do innych pacjentów często przychodzili ich bliscy, a ja leżałam tam sama i przygnębiona. Gdy dowiedziałam się, że idę do domu, zamiast poczuć radość, poczułam jeszcze większy smutek. Przynajmniej w szpitalu miałam jakąś opiekę...
Wróciłam taksówką. W mojej lodówce zalegały resztki starego jedzenia. Z wielkim trudem poszłam do sklepu, żeby zrobić zakupy. Nie mogłam kupić zbyt wiele, bo miałam sprawną tylko jedną rękę. Wybrałam więc jedynie najpotrzebniejsze rzeczy, wróciłam do domu, położyłam się na łóżku i... zaczęłam płakać. Tonęłam we łzach z poczucia bezradności i obawy o przyszłość. Zasnęłam w ubraniu.
Miałam dziwny sen
Pojawiła się w nim moja mama, która zmarła dawno temu. Była w nim ubrana w swoją ulubioną, kremową sukienkę, którą nosiła tylko podczas ważnych wydarzeń.
– Wiktorio – usłyszałam jej głos. – Jeśli zobaczysz coś po raz trzeci, nie zostawiaj. Rozumiesz? Jeśli zobaczysz po raz trzeci, nie zostawiaj! To zmieni twoje życie!
Nagle obudziłam się cała spocona. Mama nigdy wcześniej mi się nie przyśniła! Przez cały dzień zastanawiałam się nad tym snem. Nie potrafiłam zrozumieć, co oznacza. Co mam zobaczyć po raz trzeci? Czego nie powinnam porzucać? Najbardziej logicznym wydawało mi się to, że mama chciała mi przekazać, że nadal się o mnie troszczy i – być może – chciała zwrócić uwagę na przyszłe zdarzenia w moim życiu. Muszę przyznać – ten sen i myśl o tym, że mama na mnie patrzy, dodały mi sił.
Ten chłopak mnie wystraszył
Po pewnym czasie moja dłoń odzyskała pełną sprawność, a życie wróciło do normalności. Miesiące mijały jeden za drugim. Siedziałam na ławce w parku, ciesząc się ostatnimi promieniami słońca... Nagle z moich myśli wyrwał mnie czyjś głos:
– No, daj piątkę, babcia!
Spostrzegłam niezwykle mizernego nastolatka. Jego skóra była dość ciemna, oczy czarne, a brwi grube. Miał brudne ciuchy, na twarzy pryszcze, a na głowie kaptur. Dłonie miał schowane w kieszeniach i patrzył na mnie z aroganckim spojrzeniem.
– Ej, staruszko, wyskakuj z piątaka! – wyciągał w moim kierunku kościstą i zabrudzoną dłoń.
Zrobiło mi się gorąco i oblałam się potem. Choć wiedziałam, że to tylko dziecko, zdałam sobie sprawę z tego, co takie dzieci mogą zrobić. Czyż nie trąbią o tym nieustannie w telewizji?!
Na moje szczęście, wydawało się, że ten łobuz jest sam, a wzdłuż alejki parkowej nadchodziła rodzina z dziećmi. Podniosłam się bez słowa i podążyłam za tymi ludźmi. Chłopiec się poddał.
Znów go spotkałam
Kilka dni później udałam się na kontrolę do lekarza w przychodni. By oszczędzić sobie czasu, zdecydowałam przejść obok pobliskich ruder. Zniszczone budynki miały być zburzone, jednak w niektórych mieszkaniach koczowali ludzie, przeważnie bezdomni. Nie lubiłam tamtędy przechodzić, ale z racji chłodnej pogody, nie chciałam dodatkowo wydłużać trasy.
Kiedy przemierzałam rudery, ujrzałam scenę, w której lekko nietrzeźwy mężczyzna uderzał młodego chłopaka.
– Ty leniu! Łajzo! Przynosisz mi jakieś mizerne grosze! Do pracy, śmierdzielu! Mało w parku ludzi?! – wrzeszczał pijak, kopiąc chłopca i bijąc go po głowie.
– Tato! Skończ! – wołał chłopak.
Ostatecznie udało mu się uwolnić od swojego napastnika i rozpoczął ucieczkę. Kiedy przemknął obok mnie, zauważyłam, że to ten sam chłopiec z parku! Z nosa leciała mu krew, a oczy miał pełne łez... Sceny tej nie mogłam wymazać z pamięci do końca dnia. Współczułam mu, choć wcześniej mnie przestraszył. A kiedy następnego dnia rano spojrzałam przez okno, dostrzegłam kolejny, poruszający widok. Chłopiec spał na ławce niedaleko mojego bloku! Zwinął nogi, a na sobie miał jedynie bluzę, mimo że na dworze był mróz!
"Jeśli zobaczysz po trzeci raz, nie zostawiaj" – niespodziewanie, w mojej głowie zaświtało echo słów, które mama powiedziała we śnie. Dlaczego akurat w tym momencie przyszły mi do głowy? Nadal nie mam na to odpowiedzi.
Chciałam mu pomóc
Przygotowałam kilka kanapek, napełniłam termos ciepłą herbatą i zeszłam na dół.
– Obudź się – szturchnęłam chłopca.
Nagle podskoczył wystraszony.
– Pora na śniadanie – oznajmiłam, podając mu talerz pełen kanapek i termos.
Bez żadnej reakcji łapczywie sięgnął po jedzenie. Nawet nie pamiętam, kiedy widziałam kogoś tak bardzo głodnego! Wrzucał do buzi całe kromki chleba, niemal bez gryzienia, a herbatę pił bez ustanku.
– Dzię... Dziękuję pani – powiedział, kiedy na talerzu nie było już ani jednego okruszka.
Nagle wstał z ławki i zaczął biec przed siebie. Jednakże, następnego dnia znów tam się pojawił. Tym razem zdecydowałam się zrobić dla niego naleśniki. Następnego dnia podałam mu jajka z majonezem... Czułam, że potrzebuje wsparcia. Nie chciałam jednak od razu dzwonić na policję czy do opieki społecznej. Coś mi podpowiadało, że to nie jest odpowiednie rozwiązanie. Postanowiłam na razie go dokarmiać. Wieczorami zastanawiałam się, co zrobić na śniadanie – byłam przekonana, że rano znowu będzie siedział na tej ławce.I tak się działo każdego, następnego dnia.
Głównie milczeliśmy, jedynie co jakiś czas on wypowiadał "dziękuję pani". Udało mi się dowiedzieć, że nazywa się Dawid, ma 15 lat i nie ma już mamy. Do szkoły nie uczęszcza, gdyż musi pomagać ojcu. "Ciekawe, jak mu pomaga?" – przemknęło mi przez myśl, gdy przypomniałam sobie moment, kiedy ten pijaczyna uderzał i kopnął swojego syna.
Przygarnęłam go
Od miesiąca dokarmiałam tego chłopaka, aż nagle, gdy zapadł późny wieczór, ktoś delikatnie zapukał do moich drzwi. Otworzyłam. Dawid miał pod okiem śliwę, pod nosem zastygłą krew, a jego włosy były w takim nieładzie, że aż przykro było patrzeć! Na zewnątrz panowały ekstremalne mrozy.
– No więc... – zaczął mówić. – Ojciec kazał mi się wynosić z domu... Było tak zimno, a w parku nie było kogo prosić o jakieś pieniądze. Pobił mnie. Czy mogłaby pani... Nie mam gdzie się schronić – mówił z trudem.
Nagle spojrzał na mnie. W jego oczach dostrzegłam taki żal i smutek, że moje serce pękło mi na tysiąc kawałków. Wiedziałam, że mówi prawdę. Że jego obrażenia nie są skutkiem jakiejś bijatyki z rówieśnikami.
Otworzyłam drzwi jeszcze bardziej. Ruchem ręki zaprosiłam go do środka. Przygotowałam kolację, miejsce do spania na sofie i podałam mu czysty ręcznik. Okazało się, że pierwszy raz w życiu mył się w wannie!
– Dziękuję – szepnął, kiedy po zjedzeniu i kąpieli kładł się spać. – Dziękuję pani bardzo.
To było dobre dziecko
Gdy rano obudziło mnie stukanie, przez chwilę poczułam strach, ponieważ przypomniały mi się wydarzenia z poprzedniego wieczoru. Czyżby ten chłopiec teraz wykradał z mojego domu wszystko, co najcenniejsze? Ale szybko sama się z tego uśmiałam. W końcu nie miałam niczego wartościowego... Kiedy weszłam do kuchni, zobaczyłam, że Dawid, korzystając z mojego starych narzędzi męża, naprawia drzwiczki od szafki. Zawiasy się poluzowały, a ja nie potrafiłam temu zaradzić.
– Kochany, nie musisz – uśmiechnąłam się.
– Muszę, muszę – odparł. – Pani pokaże, co jeszcze jest do naprawy, a ja to wszystko zrobię.
Po śniadaniu nie miałam serca, żeby wygonić go na mróz. On sam także nie chciał opuścić ciepłego mieszkania. Brzmi to może niewiarygodnie, ale... został ze mną na stałe.
Do okrutnego ojca już nie wrócił. Co prawda, parę razy odwiedził swoje dawne miejsce zamieszkania, lecz ojciec rzucał w niego butelkami i usiłował go uderzyć. Dawid już tam nie chodził. To już rok, odkąd mieszkamy razem.
Zatroszczyłam się o niego
Dawid okazał się dobrym człowiekiem, tylko bardzo zapuszczonym. Gdy zamieszkał ze mną, nie umiał nawet posługiwać się nożem podczas posiłku! Nauczałam go wszystkiego powoli, bez presji czy zmuszania. Włączając w to dobre maniery, bo zazwyczaj używał tych, których nauczył się na ulicy. Ale nie chciał tam wracać. Bardzo pragnął domu i rodziny, potrzebował ich jak tlenu!
Musiałam kilka razy dziennie przekonywać go, że nie ma powodu się martwić, że go nie wyrzucę. Umówiłam go do psychologa, ponieważ borykał się z ogromnym lękiem i miał tiki nerwowe. Terapia pomogła mu wrócić do normalności. Choć nigdy nie stanie się intelektualnym mistrzem, to jest bystry, zawsze uśmiechnięty, a do tego ma świetne poczucie humoru, co sprawia, że w naszym domu często słychać głośny śmiech.
Traktuje mnie jak babcię
Kocha jeść, dlatego urósł, przybrał na wadze i stał się całkiem atrakcyjnym chłopakiem. Nazywa mnie "babcia", ale brzmi to całkiem inaczej niż wtedy, w parku, gdy próbował wyciągnąć ode mnie kasę. Przepraszał mnie już za to setki razy! A ja znam prawdę i wiem, że to ojciec zmuszał go do żebractwa. A jak chłopiec nie przynosił pieniędzy, to go lał.
Po pewnym czasie udało mi się przekonać Dawida do powrotu do szkoły. Wybrał zawodówkę związaną z motoryzacją. Następnie zaczął pracować w warsztacie samochodowym. Praca tam jest ciężka, ale jest z niej dumny, ponieważ nie musi już kraść czy prosić o jałmużnę. Po każdej wypłacie, na stół kładzie pieniądze na jedzenie, czynsz, prąd, chociaż staram się go od tego odwieść – wolę, żeby oszczędzał, bo mnie na te wydatki wystarcza emerytura.
– Weź to, babciu, przecież to dla nas obojga, żebyśmy mieli lepiej, a więc i smaczniejsze posiłki – mówi z figlarnym błyskiem w oku.
Dawid lubi siedzieć w domu. Wystrzega się jak ognia propozycji od znajomych, by pójść na piwo. Obawia się, że pójdzie w ślady swojego ojca. Nie przepada również za spacerami do parku. Mówi, że wtedy wszystkie złe wspomnienia do niego wracają. Dlatego na przechadzki do parku chodzę sama, ale w innych miejscach Dawid ochoczo mi towarzyszy. Bardzo dużo rozmawiamy.
Potrzebujemy siebie nawzajem
Mimo, że czasami między nami dochodzi do nieporozumień, to jednak wspólne mieszkanie sprawia nam radość. Wzajemnie sobie pomagamy i się wspieramy. Dawid zyskał we mnie kochającą babcię, a ja w nim ukochanego wnuczka. Obydwoje mamy dla kogo żyć! Niedawno odkryłam na dnie szuflady notes, który założyłam po odejściu Stefka. Dawno go nie otwierałam! Dałam go obejrzeć Dawidowi.
– Pozbądź się tego, babciu. W końcu już nie jesteś i nie będziesz sama. Ja się o ciebie troszczę – oznajmił z poczuciem dumy.
Przytuliłam go, poruszona... Dziękuję ci, mamo, że kiedyś we śnie dałaś mi znak, który odmienił moje życie – nie tylko moje! Dziękuję!
Czytaj także: „Mąż zdradził mnie z koleżanką z pracy. Twierdzi, że to moja wina, bo nie chciałam mieć dziecka”
„Chciałam zestarzeć się z mężem, a on mnie rzucił po 40 latach. Zbereźny dziadek przygruchał sobie małolatę”
„Dostałam od teściowej kiczowaty prezent. Przez lata chciałam się go pozbyć, ale to nie było takie proste”