„Dostałam od teściowej kiczowaty prezent. Przez lata chciałam się go pozbyć, ale to nie było takie proste”

zamyślona kobieta fot. Getty Images, Eric Audras
„Wszyscy, którzy ją zobaczyli, mówili, że to najbrzydsza waza na świecie. Zamiast uchwytów miała dwie figurki delfinów, a pokrywkę podnosiło się, chwytając w dłoń złotą syrenę. Do zestawu dołączona była łyżka w kształcie rybaka z siecią, a sieć ta była tak rozłożona, że tworzyła chochlę. Była z prawdziwej porcelany, więc musiała dużo kosztować”.
/ 05.03.2024 07:15
zamyślona kobieta fot. Getty Images, Eric Audras

Agata usiłowała utrzymać poważny wyraz twarzy, jednak nie potrafiła tego robić zbyt długo. W końcu wypuściła powietrze z napompowanych policzków, wybuchła głośnym śmiechem. Było widać, że ma coś do powiedzenia, ale ze śmiechu nie mogła wydusić z siebie ani słowa.

– Bo... widzisz... to jest...

Moja córka Zosia, zdecydowana nastolatka, która przybiegła z własnego pokoju, przyciągnięta dziwnymi dźwiękami, stwierdziła:

– Ciocia ma atak śmiechu.

Zanim udało mi się jej zwrócić uwagę, że nie jest w porządku tak mówić o dorosłych, dostrzegła źródło tej rozbawienia, spojrzała na Agatę ze zrozumieniem i sama zaczęła się śmiać.

– Przepraszam, ale większej brzydoty w życiu nie widziałam – powiedziała Agata, kiedy w końcu się uspokoiła.

– Nie martw się, niestety to powszechna reakcja – odpowiedziałam. 

Wstydziłam się tego prezentu

Wszyscy, którzy ją zobaczyli, mówili, że to najbrzydsza waza na świecie, w kolorze beżowo-buraczkowym. Zamiast uchwytów miała dwie figurki delfinów, a pokrywkę podnosiło się, chwytając w dłoń złotą syrenę. Do zestawu dołączona była łyżka w kształcie rybaka z siecią, a sieć ta była tak rozłożona, że tworzyła chochlę. Co ciekawe, ten mały potwór został wykonany z prawdziwej porcelany, więc musiał kosztować dużo. Ten prezent ślubny dostałam od matki mojego pierwszego męża.

– Ludzie różnie reagują na jej widok, ale z drugiej strony to jednak pamiątka. To upominek od mojej teściowej, kiedy wychodziłam za mąż za jej syna i teraz pragnę, abyś ty została jej nową posiadaczką. Mam nadzieję, że dzięki temu poczujesz, że weszłaś do naszej rodziny – powiedziała moja teściowa, jakby przekazywała mi jakąś świętą relikwię.

Byłam w takim szoku, że nie umiałam wydusić z siebie ani słowa. Przez głowę przemknęła mi myśl, by prezent przypadkowo wypadł mi z rąk, ale stchórzyłam...

Mój facet  podszedł do tej paskudnej wazy, był z nią oswojony od najmłodszych lat. W naszym wymarzonym lokum z kominkiem i przestronną kuchnią, schowałam ją głęboko w szafie, tak aby był jak najmniej widoczny dla mnie i naszych gości. Wtedy naprawdę nam się dobrze wiodło. Pracowałam przede wszystkim dla zabawy, nie z powodu potrzeby – to mąż zajmował się sprawami biznesowymi. Bez wahania zaspokajał moje wszystkie kaprysy, dawał pieniądze na ubrania, wakacje, lekcje fotografii i kurs języka angielskiego. Akceptował fakt, że często mnie nie ma w domu, ponieważ sam wiele podróżował.

Mąż odszedł ode mnie

Pechowy dzień przyszedł pewnej soboty w kwietniu. Gdy wróciłam z zajęć, prawie zemdlałam. W ciągu kilku godzin, kiedy mnie nie było, mąż się wyprowadził. Nie wiem, jak to zrobił, ale udało mu się zabrać wszystko, co było jego. Na naszym pięknym stole zostawił mi jedynie notatkę z wiadomością, że od kilku miesięcy ma kogoś nowego i... tą paskudną wazę.

Gdy ujrzałam ją samotną w pustej szafie, jakby była tam królową, nagle odczułam złość. Zrobiłam coś, czego nie odważyłam się zrobić po weselu: podniosłam ją do poziomu mojej głowy, zamknęłam powieki, odliczyłam do trzech i rzuciłam nią o podłogę. Dźwięk, który dobiegł do moich uszu, był najpiękniejszą symfonią, jaką kiedykolwiek słyszałam. Uśmiechając się w duchu do samej siebie, otworzyłam oczy i spojrzałam w dół. Waza wciąż tam była, tylko teraz podzielona na dwie części: dół i pokrywka leżały osobno. Nie mam pojęcia, jak to się stało, ale waza przetrwała upadek prawie nienaruszona, tylko na brzegu pojawiło się małe uszkodzenie.

Powiedziałam sobie "wszystko jedno" i zostawiłam ją na stole. Wiedziałam przecież, że tam nie zostanie. W końcu musimy sprzedać nasze ukochane mieszkanie i podzielić się kasą.

Zmieniłam mieszkanie

Zdecydowałam się powierzyć przeprowadzkę profesjonalnej firmie. Wszystko, co dotychczas stanowiło moje życie, udało się spakować do kilkunastu pudeł. Największe z nich zajmowała waza. Wykonawcy potraktowali ją bardzo serio, owijając ją w kilka warstw folii bąbelkowej i zabezpieczając, na ile tylko potrafili. Nie było żadnej możliwości, żeby może przypadkowo roztrzaskała się podczas transportu.

– Powinnaś ją zostawić pod samochodem. Udawać, że zapomniałaś jej zabrać – zasugerowała Agata.

Cóż za mądrale, próbowałam się jej pozbyć nie raz. Ale była tak nietypowa, że się nie udawało. A może ludzie sądzili, że jest dla mnie cenna, bo przecież kto by trzymał w swoim mieszkaniu takie coś? W każdym razie bez względu na to, jak chciałam się jej pozbyć, zawsze "wracała".

– Podczas ostatniej przeprowadzki zostawiłam ją przy koszu na śmieci w nocy, kiedy nikt nie patrzył. Po kilku dniach znów była u mnie – powiedziałam ze zniechęceniem.

– Co?! To musi być jakiś cud – roześmiała się Agata.

– No właśnie, nawet pisarz nie wymyśliłby takiej historii – odparłam.

To było niewiarygodne

Wszystko zaczęło się, kiedy ktoś odnalazł wazę, zabrał ją ze sobą do domu, uwiecznił ją na zdjęciu i umieścił ogłoszenie o zgubie, sądząc, że jest ona coś warta. Na zdjęciu wazę rozpoznała moja była sąsiadka, ponieważ w tamtym okresie mieszkałam w maleńkiej kawalerce i nie miałam tam za dużo miejsca, więc waza zawsze była na wierzchu. Sąsiadka nie znała mojego aktualnego adresu, ale wiedziała, gdzie pracuję. Nie mogłam uwierzyć, gdy pewnego dnia rano na recepcji dostałam paczkę.

– Ktoś przyniósł to dla ciebie wczoraj. Myślałam, że to jakaś pomyłka, ale starsza kobieta była uparta – powiedziała recepcjonistka, starając się ukryć swoje rozbawienie.

Naczynie  towarzyszyło mi podczas wielu przeprowadzek. Mimo że nieumyślnie rozbijałam szklanki, kieliszki czy talerze, ta waza – z wyjątkiem jednego drobnego uszczerbku – nadal wyglądała jak nówka.

W końcu udało mi się ustabilizować moje życie: wyszłam za mąż za miłość mojego życia, na świat przyszło nasze dwoje dzieci, a my zamieszkaliśmy w domu naszych marzeń. Waza oczywiście była z nami. Przez wszystkie te lata nie uległa zniszczeniu, nie została porzucona na śmietniku, co sprawia, że teraz czułabym się niezręcznie, gdybym miała się jej pozbyć.

Chciałam oddać wazę za darmo

– A może warto dać jakieś ogłoszenie, że oddasz ją za darmo? W sieci są różne takie strony. Zobaczyłabyś, ile niechcianych przedmiotów ludzie tam umieszczają, a one trafiają do nowych domów – zasugerowała Agata. – Tobie waza może się nie podobać, ale może ktoś o takiej właśnie marzy?

Na słowo internet Zosia natychmiast się zainteresowała i nie minęło nawet trzy minuty, kiedy krzyknęła:

– Mamusiu, popatrz! Ciocia ma absolutnie rację! Ludzie oddają tam przeróżne rzeczy!

Przyglądałyśmy się zdjęciom, na których były: stare przewody, zepsute zegarki, torby pełne słoików, przestarzałe, niedziałające telefony komórkowe, niewygodne meblościanki, gramofony, telewizory czarno-białe. Wśród wszystkiego znalazł się nawet jakiś wózek dziecięcy bez kół i częściowo zużyte produkty kosmetyczne. Co nas zaskoczyło, to fakt, że każdy z tych przedmiotów miał swojego nabywcę. Co więcej – pod niektórymi ofertami, którymi ja bym nawet się nie zainteresowała, tworzyła się kolejka zainteresowanych!

Zosia od razu zrobiła zdjęcie wazie i zamieściła je wraz z ogłoszeniem w jednej z grup. Nawet nam nie przyszło do głowy, że tyle osób będzie zainteresowanych! Czytałyśmy razem wiadomości od potencjalnych kupców, zastanawiając się, komu ostatecznie oddać wazę, a wtedy telefon znów dał znać o nowej wiadomości.

No nieźle – rzekła Zosia, zaczynając czytać nową wiadomość.

Zaintrygowana również ją przeczytałam i...

– No nieźle – powtórzyłam.

A jednak ktoś ją chciał

Autorką wiadomości była przyrodnia siostra mojego byłego męża. Wiedziałam o jej istnieniu, ale nigdy nie miałam okazji jej spotkać. Zanim mój teść wziął ślub, został ojcem. Jego nieślubne dziecko było jednak tematem tabu w rodzinie. Dostałam wiadomość, w której autorka informowała, że ojciec zmarł parę lat temu. Tego nie wiedziałam, bo całkowicie zerwałam więzi z dawną rodziną. Pisała też, że jego żona, czyli moja dawna teściowa, nie pozwoliła, aby córka miała jakiekolwiek pamiątki po nim czy jego rodzicach. Dlatego waza była dla niej tak cenna.

„Rozumiem, że jest brzydka, ale dla mnie jest bardzo ważna. Mój tata opowiadał o niej tak wiele razy, że od razu ją rozpoznałam, mimo iż nigdy wcześniej jej nie widziałam. Później Piotr, mój były mąż, potwierdził, że to na pewno ta waza” – napisała Ilona. Oczywiście bez wahania zdecydowałam się oddać jej ten przedmiot.

Poznałam historię teściowej

Gdy Ilona przyjechała po wazę, opowiedziała mi fascynującą historię tego niezwykłego naczynia.

– Twoja była teściowa była prawdziwą buntowniczką. Zamiast szybko wziąć ślub, upierała się, że musi podróżować. Kiedy skończyła 22 lata, spakowała walizkę, wsiadła do pociągu i przejechała przez całą Rosję, aż dotarła do Chin. Wyobraź sobie, samotna kobieta z Europy w Chinach, tyle lat temu! Zwiedziła mnóstwo miejsc, a kiedy wracała, tuż przed granicą, weszła do sklepu po jakąś pamiątkę i wybrała tę ohydną wazę.

Mój tata zawsze powtarzał, że zrobiła to na pewno celowo. Gdy patrzę na tę wazę, nie mogę zapomnieć o tym, co zrobiła. To daje mi wiarę, że my, kobiety, jesteśmy mocne, samodzielne i możemy zrobić wszystko, co chcemy.

Co za opowieść! – przemknęło mi przez myśl. Czy to dlatego ta waza tak uparcie nie chciała opuścić mojego domu?

Na szczęście, wszystko dobrze się skończyło: udało mi się pozbyć tego brzydactwa, Ilona zyskała pamiątkę po rodzinie swojego ojca, a ja – nową przyjaciółkę. Nigdy bym nie pomyślała, że siostra mojego byłego męża jest taką sympatyczną osobą!

Czytaj także: „Mąż twierdził, że się starzeję i jestem nudna. Pojechałam więc do sanatorium i pokazałam, jak potrafię zaszaleć”
„Śmierć córki sprawiła, że mój świat się zawalił. Na dodatek w spadku zostawiła nam 30 tysięcy długu”
„Marzę o rodzinie. Jestem atrakcyjna, mam 35 lat i nie mogę nikogo poznać. Może powinnam obniżyć standardy?”

 

Redakcja poleca

REKLAMA