„Sądziłam, że chłopak chce mnie uwiązać na smyczy, bo gorzej zarabiam. Nie chciałam mieć w domu sponsora, tylko kochanka”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„No i miał rację. Jeśli nie teraz, to kiedy? Przecież właśnie brak stabilizacji i perspektyw – bardziej niż różnica wieku między nami – powstrzymywał mnie przed przyjęciem jego oświadczyn. Znów westchnęłam, ale tym razem z ulgą. Podjęłam decyzję”.
/ 20.09.2022 11:15
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Wynajmowałam z dwiema koleżankami trzypokojowe mieszkanie na poddaszu starej kamienicy. Kiedy jedna z nich wzięła ślub i wyprowadziła się do swojego rodzinnego miasteczka, szukałyśmy kogoś, kto podnajmie trzeci pokój. Dałam ogłoszenie i już na drugi dzień zjawił się chłopak. Niebrzydki, grzeczny, uroczy. Początkowo nie brałyśmy pod uwagę przedstawiciela płci przeciwnej, ale kiedy się pojawił, uznałyśmy, że w zasadzie – dlaczego nie…

Problem sam się rozwiązał

Mateusz wpadł nam obu w oko, ale ja byłam szybsza. On miał dwadzieścia pięć lat, był ode mnie osiem lat młodszy, ale raczej nam to nie przeszkadzało, zwłaszcza że świetnie się dogadywaliśmy. W łóżku i poza nim.

Mateusz był raczej małomówny, za to umiał słuchać. Opowiadałam mu o tym i owym, głównie o każdej z moich trzech różnych „prac”, a on milczał, uśmiechał się, robił naleśniki, piekł ciasto, parzył kawę… W ogóle był idealny. Prawie, bo mógłby bardziej przykładać się do sprzątania. Sielanka trwała tylko rok, bo potem właściciele mieszkania zdecydowali się je sprzedać i musieliśmy szukać czegoś nowego.

Kiedy Mateusz zaproponował, żebyśmy zamieszkali tylko we dwoje, poczułam się jednocześnie fajnie i niefajnie. Niefajnie ze względu na Karolinę, moją dotychczasową sublokatorkę i przyjaciółkę od lat, a fajnie… wiadomo dlaczego. Na szczęście Karola oświadczyła, że wyprowadza się do innego miasta, bo podłapała tam robotę, i problem sam się rozwiązał. Ale wkrótce pojawił się inny…

Miesiąc później okazało się, że nie będę w stanie wybrać się na żagle z przyjaciółmi. Zaplanowali jak co roku wypad do Chorwacji, a ja nie miałam pieniędzy. Zwierzyłam się Mateuszowi z mojego kłopotu.

– No ale przecież ja ci mogę dać tyle kasy, ile potrzebujesz – zadeklarował bez chwili zastanowienia.

Zrobiło mi się autentycznie przykro. Facet będzie mi wakacje fundował jak jakiejś utrzymance! I do tego młodszy ode mnie facet, więc jeszcze wychodziłam na żałosną nieudacznicę.

– Nie o to chodzi – wymamrotałam.

– A o co? Skoro duma nie pozwala wziąć ci ode mnie pieniędzy, potraktuj to jak pożyczkę. Nie rozumiem, dlaczego masz jakieś opory.

– Masz rację, nie rozumiesz, bo jesteś smarkaczem – byłam tak rozgoryczona, że oberwało się Bogu ducha winnemu Mateuszowi. – A ja mam już swoje lata i co? Szkoda gadać!

Tyrałam, ale i tak cienko przędłam  

Potem już poszło… Wylałam z siebie dręczące mnie żale. Na moją pracę asystentki u stomatologa, bo dostałam mniej godzin, przez co mniej zarobiłam. Na moją pracę nocnej recepcjonistki w hotelu, bo miałam więcej godzin w weekendy, ale za te same pieniądze. No i na moją pracę masażystki, bo chociaż ją lubiłam najbardziej, to przynosiła z miesiąca na miesiąc coraz mniej pieniędzy.

Mateusz, jak to on, słuchał i co jakiś czas pomrukiwał zachęcająco, więc gadałam przez pół nocy. O moich zawiedzionych ambicjach zawodowych; o nudnym życiu, które przecieka mi przez palce, a ja nic nie osiągnęłam. O filozofii pracy, którą można streścić krótkim: „byle przetrwać”, bo przecież żyć z czegoś trzeba. O przyjaciołach, których zawiodę, nie stawiając się na coroczny zlot kumpli ze studiów. Kiedy wreszcie skończyłam, bo zachrypłam, Mateo najpierw mnie przytulił, a potem powiedział:

– Myślę, że powinnaś porozmawiać z moim tatą – podsunął mi pomysł.

Jego rodziców poznałam rok temu; jego ojciec miał małą firmę reklamową i wydawniczą, w której pracowała też jego żona, a Mateusz współpracował jako grafik. Dotąd moje kontakty z nimi były sporadyczne i grzecznościowe, ale od razu ich polubiłam. Zachodziłam w głowę, jak rozmowa z ojcem mojego chłopaka miałaby pomóc mi w złagodzeniu frustracji?

Z drugiej strony rozmowy z Mateuszem zawsze mi pomagały. Po kimś przecież odziedziczył ten dar… Kiedy więc nazajutrz rano pan Mikołaj do mnie zadzwonił, zgodziłam się do nich wpaść. Wysłużonego volkswagena polo zaparkowałam przed zwykłym blokiem na zwykłym osiedlu, zaanonsowałam się przez domofon i już po chwili dzwoniłam do drzwi mieszkania na końcu korytarza.

Pan Mikołaj jeszcze w progu mocno mnie przytulił. Właśnie dlatego tak szybko ich polubiłam – byli otwarci, spontaniczni i w naturalny sposób skracali dystans. Całkowite przeciwieństwo moich rodziców. Po godzinie w towarzystwie rodziców Mateusza czułam się tak, jakbym znała ich od lat. A po godzinie w towarzystwie moich rodziców przypominałam sobie, dlaczego uciekłam od nich na drugi koniec Polski.

Szczerość i zaufanie to podstawa

– Chodź, córcia, i siadaj tutaj – pan Mikołaj zagarnął mnie ramieniem i wprowadził do dużego pokoju. – Chcesz coś do picia? Woda, sok, kawa, herbata?

– Poproszę sok – odparłam, moszcząc się w wygodnym fotelu.

– Mateusz wszystko mi opowiedział – zaczął, gdy już oboje siedzieliśmy ze szklankami soku w dłoniach, a ja spojrzałam na niego spłoszona i trochę zła, bo nie przywykłam do aż takiej szczerości na linii rodzice-dzieci. – Oj, nie złość się, córcia – pan Mikołaj zaśmiał się wesoło i puścił do mnie oko. – W naszej firmie i rodzinie nie ma tajemnic. Jak inaczej moglibyśmy się wspierać? Szczerość i zaufanie to podstawa. Zatem przejdźmy do konkretów: ile zarabiasz miesięcznie?

Nie byłam przygotowana na tak bezpośrednią rozmowę z ojcem Mateusza, ale skoro chciałam należeć do tej rodziny, próbowałam się dostosować.

– Dwa tysiące, w porywach do dwóch i pół. Łącznie.

W odpowiedzi tylko uniósł brew.

– A co lubisz robić najbardziej?

Wzruszyłam ramionami.

– Lubię rozmawiać, poznawać nowych ludzi, pomagać im w ten czy inny sposób, uwielbiam uczyć się nowych i pożytecznych… – urwałam, bo chyba nie o to pytał. Okazało się, że właśnie o to, i zachęcił mnie ruchem ręki.

– Dalej, dalej, kontynuuj, córcia.

– W zasadzie skończyłam.

– Dobra, no to teraz ja. Mam dla ciebie pewną propozycję, i jeśli się zgodzisz, a potem solidnie przyłożysz do pracy, to za rok będziesz mogła pojechać na żagle z przyjaciółmi. A może nawet wcześniej. Co ty na to?

– Jeszcze nie wiem – odparłam ostrożnie. – Jaka to propozycja?

Kusił mnie, w końcu przestałam się bać

– Pracuj z nami. Zostaw to, co teraz robisz, bo ślepy by zauważył, że to tyranie na trzech półetatach nie daje ci żadnej satysfakcji: ani emocjonalnej, ani materialnej. Po co się męczyć? Lepiej zacząć wszystko od nowa.

– A co konkretnie miałabym robić?

Milczał przez chwilę.

– Hm, konkretnie to ci powiem, jak się zdecydujesz. Zaufanie zaufaniem, ale konkurencja nie śpi – znowu puścił do mnie oko. – Ogólnie pomysł dotyczy książek reklamowych. Ten projekt chodzi za mną już od dawna, sądzę, że da się na nim zarobić, brakowało mi tylko odpowiedniej osoby, która by sprawą pokierowała.

– A pan…?

– A ja nie mam czasu, poza tym zwyczajnie już mi się nie chce. Siły nie te, a pieniądze… – rozejrzał się po przytulnym, ale niewielkim mieszkaniu – nie są w życiu najważniejsza. Liczą się miłość, rodzina, wewnętrzne zadowolenie i święty spokój. Tylko dobrego pomysłu żal… – spojrzał na mnie oczami Mateusza i uśmiechnął się uroczo. – Po tym, co mi powiedział o tobie Mateusz, i na podstawie tego, co sami z żoną zaobserwowaliśmy, uważam, że to jest coś w sam raz dla ciebie. Jeśli chcesz coś zmienić w swoim życiu i jesteś gotowa zaryzykować to, co masz, by zacząć coś zupełnie nowego…

– Nie mam wiele do stracenia – uznałam.

– Tym usilniej będę cię kusił. Pracowałabyś w fajnym zespole, czyli z Mateuszem, ze mną, no i z moją żoną, bo to firma rodzinna. Budowałabyś z nami coś swojego. Miałabyś ciekawe zajęcie i niezłe zarobki.

– Okej, okej… A w czym tkwi haczyk? – zapytałam wprost.

Podrapał się po głowie.

– Jest i haczyk. Możesz się zniechęcić, może ci się nie udać. Możesz stracić to, co masz teraz, i, jeśli to nie wyjdzie, nie dostać nic w zamian.

– Niefajnie… – westchnęłam.

– Oczywiście to najgorszy możliwy scenariusz, który według mnie jest mało prawdopodobny. Wszystko zależy od ciebie. Sukces albo porażka.

– Boję się, że pana zawiodę.

– Zawiedziesz mnie, jeśli nie spróbujesz. Nie bój się, przecież nie rzucę cię od razu na głęboką wodę, pomogę ci, pokażę, nauczę, ponoć niezły ze mnie nauczyciel. Przemyśl to sobie.

Przemyślałam. Nie pojechałam na żagle, skoro nie miałam kasy, za to przez cały tydzień w każdej wolnej chwili notowałam w notesiku. Obliczałam szanse, analizowałam możliwości, starałam się wynaleźć wszelkie ewentualne zagrożenia, rozbierałam moje życie na czynniki pierwsze, sumowałam, odejmowałam, mnożyłam i… wciąż nie byłam pewna, co mi wychodzi z tych bezdusznych równań.

Znów westchnęłam, ale tym razem z ulgą

Po tygodniu Mateusz uznał, że pora wyrwać mnie ze stuporu. Zrobił spaghetti na kolację, kupił dwie butelki wina i niemal siłą nakarmił mnie i napoił. W połowie drugiej dokładki zapytał:

– I jaka jest twoja  odpowiedź?

– Na jakie pytanie? – grałam na zwłokę.

– Zdecydujesz się na propozycję taty?

Westchnęłam ciężko.

– Wbrew pozorom, mam jednak trochę do stracenia…

– Ale według mnie masz więcej do zyskania – zauważył ze spokojem.

– Owszem, istnieje ryzyko, ale pamiętaj, że będziemy w tym razem. Jak się uda, może wreszcie poważnie potraktujesz moje plany o naszym ślubie i powiększeniu rodziny. Nie obraź się, kotku, ale młodsza już nie będziesz.

Właściwie powinnam się obrazić, ale wybuchnęłam śmiechem – jego szczerość była rozbrajająca. No i miał rację. Jeśli nie teraz, to kiedy? Przecież właśnie brak stabilizacji i perspektyw – bardziej niż różnica wieku między nami – powstrzymywał mnie przed przyjęciem jego oświadczyn. Znów westchnęłam, ale tym razem z ulgą. Podjęłam decyzję.

Czytaj także:
„Podstarzałe singielki nawkładały mamie głupot do głowy. Teraz uważa, że podrywanie studentów to >>korzystanie z życia<<”
„Byłem pewien, że żona mnie zdradza, bo jestem bezpłodny. Zbierałem szczękę z podłogi, gdy odkryłem, że stoi za tym... mój ojciec”
„Nowa pracownica działała na mnie jak płachta na byka. Gówniara się panoszyła, bo trzymała szefa w garści”

Redakcja poleca

REKLAMA