„Rzuciłem prawdziwą miłość dla >>skarbu<<, który okazał się podróbą. Chciałem jej się oświadczyć, a ona zabawiała się z nowym gachem"

Zdradziła mnie w dniu, w którym chciałem się oświadczyć fot. Adobe Stock, TheVisualsYouNeed
„– Dlaczego? – warknąłem. – Czego mi brakuje? Jestem brzydszy, gorzej zbudowany, a może on jest lepszy w łóżku? Dlaczego? – miałem ochotę mocno nią potrząsnąć. – Jak mogłaś mi to zrobić? I to akurat dzisiaj? – Nie przywiązuję wagi do dat – odparła zimno".
/ 15.09.2022 10:00
Zdradziła mnie w dniu, w którym chciałem się oświadczyć fot. Adobe Stock, TheVisualsYouNeed

Na własnej skórze przekonałem się, że w tym powiedzeniu jest sama prawda. Wprawdzie ja nie zginąłem, lecz dostałem bardzo bolesną nauczkę. I zapamiętam ją już na resztę życia.

To był ostatni większy salon jubilerski w mieście, a ja nadal nie znalazłem pierścionka godnego Alicji.

Bałem się, że nie zdążę na czas

Młodziutka sprzedawczyni zdawała się równie przejęta.

– Mój chłopak kupi mi na rocznicę co najwyżej kwiatek. Jeśli nie zapomni…

Westchnęła.

– Szczęściara z pańskiej dziewczyny!

Uśmiechnąłem się. Raczej nie nazwałbym Alicji dziewczyną. Była kobietą w każdym pięknym calu; światową, pewną siebie bizneswoman, starszą ode mnie o pięć lat, choć zwykle wybierałem młodsze „zdobycze”.

Tyle że tym razem role się odwróciły: to ja zostałem upolowany. Tkwiłem przy barze, gdy weszła do pubu… W czarnych obcisłych skórzanych spodniach i na niebotycznych obcasach miała nogi po samą szyję. Nie tylko mnie szczęka opadła; wszyscy faceci gapili się na nią pożądliwie. Nawet barman. A ona rozejrzała się wokół i gdy nasze spojrzenia się spotkały, puściła do mnie oko.

Zrozumiałem, że zostałem wybrany

Nie przeszkadzało mi to; ekscytująca odmiana z łowcy stać się celem łowów. Nie zwlekała długo. Kołysząc biodrami, podeszła do mnie i aksamitnym altem zaproponowała drinka. Poczułem, że wpadłem. Bezwiednie spojrzałem wówczas na zegar wiszący nad barem. Była 21.02. Jutro o tej porze minie równo pół roku…

– A może coś w tym stylu? – zwietrzywszy interes, właściciel salonu wyszedł z zaplecza i przyniósł biżuterię robioną na zamówienie.

Wskazywał rubin otoczony wianuszkiem diamencików.

– Piękny… – zgodziłem się. – Ale zbyt ostentacyjny.

Szafir wydał mi się z kolei ciut za blady, a topaz nazbyt toporny. Szmaragd, owszem, pasowałby kolorem do zielonych oczu Alicji, ale to nadal nie było to.

– Rozumiem – jubiler pokiwał z powagą głową. – Szukamy czegoś dla prawdziwej damy. Dla kobiety z klasą.

– Dokładnie – potwierdziłem, nieco rozbawiony tą liczbą mnogą. – Z klasą, ale to nie znaczy, że nudną i zimną.

O nie, Alicja na pewno nie jest chłodna…

Rozmarzyłem się na wspomnienie gorących, namiętnych nocy. Nie tylko nocy zresztą. Każda pora i niemal każde miejsce były dobre na seks. Niespożyta Alicja uwielbiała eksperymentować. Jubiler chrząknął, przywołując mnie do rzeczywistości.

– Brylanty stanowią klasę samą w sobie i nigdy się nie nudzą – oświadczył. – Zadowolą najwybredniejszy gust. Proszę spojrzeć na ten okaz. Szlif wielofasetkowy, waga dwa karaty.

Na tacce wyłożonej aksamitem spoczywał pierścionek z brylantem w oprawie z białego złota.

– Przy wyborze diamentów najlepsza barwa to brak barwy. Białe i przezroczyste najlepiej wydobywają tęczowe kolory z otoczenia, a prosta oprawa podkreśla ich piękno. Jak w tym przypadku.

– Istotnie, cudo… – poczułem, że wreszcie znalazłem, czego szukałem.

Pierścionek godny damy mego serca. Z okazji pół roku znajomości i nie tylko, zależy, jak się sytuacja rozwinie. Pół roku temu w życiu bym nie uwierzył, że zacznę rozważać podobną ewentualność. Za nic nie ofiarowałbym kobiecie pierścionka z brylantem, z obawy, iż potraktuje go jak ofertę matrymonialną.

Ale wtedy nie znałem Alicji...

Poruszyła struny w moim sercu, których istnienia nie podejrzewałem. Niektóre z moich byłych oskarżały mnie wręcz o brak serca. A Majka, z którą spotykałem się przed Alicją, nazwała mnie tchórzem i smętnym idiotą. Jej zdaniem z jednej strony unikałem zobowiązań jak diabeł święconej wody, a z drugiej – szukałem, czego nie zgubiłem.

Niby było nam dobrze razem. Ceniłem ją za poczucie humoru, lojalność, szczerość i bezinteresowność. Po prostu anioł, nie dziewczyna. Może dlatego spotykałem się z nią rekordowo długo, bo aż rok. Jednak kiedy uznała, iż nasz związek powinien ewoluować i zamierzała przedstawić mnie rodzicom, wycofałem się. Nie spodobał mi się kierunek tej ewolucji, rodzinne obiadki to nie moja bajka.

Majka zachowała klasę przy rozstaniu

Jako jedyna. Niczym we mnie nie rzuciła, nie wyzwała od najgorszych, pomijając tchórza i idiotę. Nie próbowała też odzyskać moich względów. Powiedziała tylko, że zaczeka, aż zmądrzeję.

– Byle nie za długo, gdyż nie zamierzam się zestarzeć, zgrywając Penelopę – dodała na koniec.

Nawet w takiej chwili umiała zdobyć się na żart. Świetna dziewczyna. Za dobra dla mnie. Ja najwyraźniej potrzebowałem kobiety, która mną wstrząśnie, wywróci mój świat do góry nogami. Dla której oszaleję na tyle, by zaryzykować stały związek. I stało się.

– Doskonały – przyznałem. – Ale ktoś go już zamówił, tak?

– Owszem, lecz zrezygnował. Cena wydała się klientowi zbyt wygórowana. Panu taki drobiazg jak cena nie przeszkodzi…? – jubiler pytająco uniósł brwi.

– Oczywiście – potaknąłem bez wahania.

Jako makler zarabiałem nieźle.

– Tylko czy będzie pasował? Alicja ma wąskie palce…– zaniepokoiłem się czym innym.

– W razie czego zwęzimy – zapewnił jubiler. – Ale intuicja mi mówi, że będzie pasował idealnie.

Wyszedłem ze sklepu z mocno uszczuplonym kontem, ale wcale mnie to nie martwiło. Kobieta taka jak Alicja zasługiwała na wszystko, co najlepsze.

W tym zasługiwała na mnie

Zadzwoniłem do niej natychmiast, by umówić się na jutrzejszy wieczór. I noc, bo nie wątpiłem, że nie zaśniemy do rana… I cóż za bolesne rozczarowanie!

– Sorry, nie mogę. Mam ważne spotkanie biznesowe, muszę się porządnie wyspać – usłyszałem.

Zdarzało się już wcześniej, że mnie spławiała lub odwoływała randki. Najpierw obowiązek, potem przyjemność, mawiała. Cóż, jako kobieta sukcesu, niezależna, energiczna i ambitna, miała wiele zajęć i nie reagowała na każde moje skinienie. Dla odmiany to ja musiałem o kogoś zabiegać i dopasowywać się do wypełnionego po brzegi grafiku.

Niemniej, dziwne… Nasza półrocznica wypadła przecież w sobotę.

– Jakież to biznesy załatwiasz w niedzielę?

– Ważne – powtórzyła. – I nie zamierzam ci się spowiadać. Szpiegujesz mnie czy co?

– Nie… – uraził mnie jej ostry ton. – Po prostu jutro jest specjalny dzień i mam dla ciebie specjalny prezent.

– Prezent? – zainteresowała się. – Uwielbiam niespodzianki, ale nic się nie stanie, gdy zrobisz mi ją kiedy indziej.

– Wykluczone – zaoponowałem trochę zniecierpliwiony.

Czyżby zapomniała?

– Jutro mija pół roku, od kiedy się poznaliśmy – przypomniałem.

– Matko Boska! – jęknęła z udanym przerażeniem. – Tak długo z tobą wytrzymałam?

– Jeżeli to miał być żart, jakoś mnie nie rozbawił – burknąłem.

– Już, już, nie nadymaj się. I nie nalegaj. Bo pomyślę, że zrobiłeś się irytująco sentymentalny. Spotkamy się w dogodniejszym dla obojga terminie, wtedy sobie odbijemy. Wynagrodzę ci tę zwłokę… – wymruczała namiętnie, a mnie momentalnie przeszła złość .

Przecież dlatego tak bardzo mnie fascynowała

Bo była trudna, nieuchwytna, kapryśna. Inna niż wszystkie inne. Nie zamierzałem więc odpuścić. Skoro lubiła niespodzianki… nazajutrz, punkt dziewiąta wieczór, stawiłem się pod jej drzwiami, gotowy dzwonić aż do skutku. Wpuści mnie, dam jej pierścionek, a potem się zobaczy.

Najwyżej sobie pójdę, ale w głębi duszy liczyłem na inne zakończenie. Jakaż kobieta nie oniemieje na widok brylantu? Wreszcie drzwi się uchyliły. Alicja miała na sobie jedwabny peniuar. Była zarumieniona, potargana, lekko zdyszana, jakby biegła.

Niedbałym gestem odgarnęła włosy za ucho i zmierzyła mnie nieprzychylnym spojrzeniem.

– Więc jednak mnie sprawdzasz – wycedziła zirytowana.

– Ależ skąd! Po prostu nie mogłem czekać – wszedłem do środka, omijając ją.

Nie dam jej przecież pierścionka na progu. Pomaszerowałem do salonu. Tam odwróciłem się i przez chwilę dobierałem słowa.

– Długo szukałem, nim znalazłem coś godnego ciebie. Oto efekt – z dumą wręczyłem Alicji pudełko.

Wzięła je dziwnie niechętnie, otworzyła ostrożnie… Na moment jej oczy zabłysły, ale zaraz spochmurniały.

– Rany, brylant…! Czyżbyś mi się… oświadczał?

Skrzywiła się. Nie skakała z radości. Gorzej, wydawała się wręcz zażenowana. Tylko czym tak naprawdę? Coś mnie tknęło. Przyjrzałem się jej uważniej. Te rumieńce, potargane włosy, zadyszka…

Znałem ich możliwą przyczynę i znałem to spojrzenie przyłapanego na gorącym uczynku grzesznika. Wzrok winowajcy, który nie tyle ma wyrzuty sumienia, co czuje się niezręcznie. Wiele razy widziałem go w lustrze.

Jezu, ależ ze mnie smętny idiota

Majka miała rację. Szukałem, czego nie zgubiłem, a gdy znalazłem, mój skarb okazał się fałszem, podróbą. Minąłem Alicję bez słowa i udałem się do sypialni. Nie próbowała mnie zatrzymać. Może powinna, bo na widok gacha, leżącego na łóżku z durnym uśmieszkiem przylepionym do przystojnej twarzy, zrobiło mi się słabo. Wróciłem do salonu.

– Dlaczego? – warknąłem. – Czego mi brakuje? Jestem brzydszy, gorzej zbudowany, a może on jest lepszy w łóżku? Dlaczego? – miałem ochotę mocno nią potrząsnąć. – Jak mogłaś mi to zrobić? I to akurat dzisiaj?

– Nie przywiązuję wagi do dat – odparła zimno. – W ogóle się nie przywiązuję. Sądziłam, że ty również, i właśnie to mi się w tobie podobało. Ale zmieniłeś się, stałeś się męcząco ckliwy. A on po prostu jest młodszy, nie ma takich wymagań, nie przynosi mi pierścionków, nie żąda więcej, niż mogę mu dać.

Zrozumiałem, że dzisiejsza zdrada nie była pierwszą i poczułem mdłości. A ona? Chyba litość. Gdy ruszyłem ku wyjściu, wsunęła mi pudełeczko do ręki.

– Weź, nie mogę go przyjąć. Nawet na pożegnanie. Jest zbyt piękny, daj go komuś równie wspaniałemu. A między nami to koniec, Mikołaj. Oboje się zgadzamy, tak? Nie próbuj na siłę reanimować trupa. Nie poniżaj się, nie dzwoń, nie przysyłaj kwiatów…

Spojrzałem na nią ciężko.

– Sorry, już to przerabiałam i wolałabym uniknąć powtórki. Uznajmy, że było miło, ale się skończyło. Nie róbmy afery.

Co za banał! I ironia losu, bo swego czasu podobnymi frazesami częstowałem dziewczyny, z którymi zrywałem. Czy czuły wówczas to samo co ja teraz? Wściekłość, upokorzenie tak wielkie, że aż zatykało. Miałem ochotę nie tylko kląć, rzucać, czym popadnie – z trudem powstrzymywałem się, by Alicji nie uderzyć.

Więc wyszedłem, niemal uciekłem. Musiałem odetchnąć świeżym powietrzem, uwolnić się od tego zaduchu zdrady, fałszu, zawiedzionych nadziei. I nie miałem nawet komu się pożalić. Kto by mi współczuł? Sam byłem sobie winien – kto mieczem wojuje, od miecza ginie.

Szedłem ulicą bez celu, nie patrząc przed siebie, nie zważając na chłód. Nagle zorientowałem się, że nogi wiedzione nieomylnym instynktem, zaniosły mnie prosto pod dom Majki… Świeciło się w jej oknach.

Czy mówiła poważnie, że będzie czekać?

Nie zwykła kłamać, ale może się spóźniłem? Może znudziła się jej rola wiernej Penelopy? Tak, zmądrzałem. Nauczka była aż nazbyt bolesna. Wreszcie zrozumiałem, że miłość to nie gejzer, ale cicho szemrzący strumyk. To, czego szukałem, już miałem i odrzuciłem.

Ale już się nie bałem. Tylko czy miałem prawo błagać o kolejną szansę? Uniosłem głowę. Majka stała w oknie i kiwała na mnie… Lekko nie było. Musiałem zasłużyć na jej uczucie, dowieść, że może mi zaufać.

Ale gdy już ją przekonałem – pierścionek z brylantem pasował na jej palec idealnie. Tak jak przewidział jubiler. A że kupowany był dla innej? Moja narzeczona okazała się zbyt mądra i praktyczna, aby przeszkodził jej taki sentymentalny drobiazg.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA