„Rzuciłam znienawidzoną pracę i zamiast wsparcia, mąż zrobił mi awanturę. Według niego skazałam rodzinę na głodówkę”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, JustLife
„Liczyłam, że zrozumie, ale zobaczyłam, że twarz mojego męża tężeje. Wiedziałam, że to moja wina. Pozwoliłam mu przez tych ostatnich dziesięć lat uwierzyć, że jest stworzony do wyższych celów. A od zarabiania pieniędzy ma mnie. Jezu, on pewnie ma rację. Co ja najlepszego narobiłam? Jestem egoistką która myśli tylko o sobie”.
/ 16.09.2022 16:30
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, JustLife

Kiedy mój szef po raz trzeci w ciągu dwóch lat polecił mi zwolnić kogoś z mojego działu, w końcu powiedziałam: dość. I zmniejszyłam go o siebie.

– Ale jak to? No co ty, Gośka, oszalałaś? Przecież ja sobie bez ciebie nie poradzę.

– Jakoś będziesz musiał – rozłożyłam ręce. – Awansuj Kaśkę, zasłużyła. I da radę. To taka moja rada na pożegnanie. Od jutra wybieram cały zaległy urlop. Cześć!

Ta decyzja kosztowała mnie kilka nieprzespanych nocy. Ale teraz, gdy już było po wszystkim, poczułam wielką ulgę. Byłam wolna! Zawsze się zastanawiałam, czy moi pracownicy wiedzą, ile mnie kosztowały te zwolnienia. Wiem, to oni tracili pracę, ale ja traciłam szacunek do samej siebie.

Pamiętam, jak musiałam zwolnić Aldonę, samotną matkę. Miała mnóstwo nieobecności, jej projekty były opóźnione, po prostu nie wyrabiała. Miałam zwolnić Arka? Szybkiego, bystrego, nadzieję działu, tylko dlatego że nie miał dzieci? To też byłoby nie fair. Takie dylematy miałam za każdym razem. I dlatego uznałam, że dłużej nie dam rady.

Moja radość i duma nie trwały długo

Gdy przy kolacji powiedziałam o mojej decyzji Tomkowi i dzieciom, zapadła cisza.

– Gośka, to chyba jeszcze da się odkręcić, co? – zapytał w końcu mój mąż. – Poniosło cię, zrobiłaś przedstawienie, ale jutro pójdziesz do Jacka i powiesz, że tego nie przemyślałaś. Na pewno zgodzi się zapomnieć o twoim wypowiedzeniu. My przecież mamy kredyt do spłacenia...

– Mamuś, a ten kurs językowy w Irlandii? To co, nie pojadę? – mój starszy syn Krzyś miał łzy w oczach.

Na szczęście mały Adaś się do mnie uśmiechnął.

– To będziesz teraz w domu i nie będę musiał chodzić do przedszkola? Hurra!!! – Adaś zerwał się z krzesła i zaczął biegać wokół kuchni.

Przy stole zapadła głucha cisza. Dziubałam widelcem zapiekankę i wpatrywałam się tępo w talerz. Jezu, oni pewnie mają rację. Co ja najlepszego narobiłam? Jestem egoistką która myśli tylko o sobie.

Tomek, mój mąż, jest pisarzem. Właśnie pracuje nad drugą powieścią. Pierwsza przeszła bez echa, ale teraz jest pewien, że wyda bestsellera. Nie komentuję tego. Nie znam się. Jestem tylko ekonomistką. Od czasu od czasu Tomek napisze felieton albo artykuł. Ale głównym żywicielem rodziny jestem ja. Wiedziałam, co muszę zrobić. Podwinąć ogon i pójść rano przeprosić Jacka. I zastanowić się, kogo mam zwolnić tym razem.

Rano noga za nogą powlokłam się do pracy. Usiadłam przy biurku i czekałam, aż przyjdzie Jacek. W głowie układałam sobie przemowę. Musiałam się zamyślić, bo nagle usłyszałam tuż nad sobą śmiech mojego szefa.

– No proszę. Wróciłaś szybciej, niż myślałem. Obstawiałem, że pojawisz się za jakieś trzy, cztery dni.

Wtedy coś we mnie pękło. Zerwałam się zza biurka. Złapałam do ręki leżący na nim pierwszy z brzegu długopis i zamachałam nim Jackowi przez nosem.

Jak sobie poradzić z drugim Hłaską?

– Chyba żartujesz?! Wpadłam po mój ulubiony długopis. Nie daję bez niego rady. Pa!

Wybiegłam na zewnątrz. Wiedziałam, że nie ma mowy, bym kiedykolwiek tam wróciła. Wieczorem po kolacji zapukałam do pokoju Tomka. 

– Musimy pogadać. Byłam dzisiaj w pracy, lecz nie dałam rady. Jeżeli nie chcesz, żebym zamieniła się w zombie, nie będziesz mnie namawiał, żebym tam wróciła.

Liczyłam, że zrozumie, ale zobaczyłam, że twarz mojego męża tężeje. Wiedziałam, że to moja wina. Pozwoliłam mu przez tych ostatnich dziesięć lat uwierzyć, że jest stworzony do wyższych celów. A od zarabiania pieniędzy ma mnie.

Nie zawsze tak było. Zanim Tomek postanowił zostać pisarzem, pracował jako tłumacz. Zna biegle angielski i niemiecki, ma lekkie pióro, na brak zleceń nie narzekał. Gdy ja siedziałam na urlopie wychowawczym, Tomek utrzymywał dom. Kiedy urodził się Adaś, mąż właśnie wydał pierwszą powieść. I uwierzył, że zostanie nowym Hłaską. Powieść sprzedała się w kilku tysiącach egzemplarzy, nieliczne recenzje były powściągliwe. Ale Tomek zdecydował, że do tłumaczenia już nie wróci.

– Na tej książce się nie poznali. Przeboleję to. Ale to, co mi teraz chodzi po głowie, to będzie coś. Tylko muszę mieć czas – zapewniał.

Do pracy wróciłam po pół roku, Adasiem zajęła się niania. Potem był żłobek i przedszkole. Zmieniliśmy mieszkanie na większe, bo Tomek potrzebował gabinetu. Kredyt skończymy spłacać za trzydzieści lat. Postanowiłam, że tym razem nie dam Tomkowi dojść do głosu.

– Krzyś pojedzie na kurs za rok. W wakacje wybierzemy się pod namiot, będzie fajnie. W pracy dostanę półroczną odprawę, więc na jakiś czas na raty będziemy mieć. Pomyślałam, że mógłbyś wrócić do tłumaczenia. Przecież kiedyś to lubiłeś. Wielka polska powieść może chwilę poczekać, prawda? A ja jak się rozejrzę, to też coś znajdę, tylko pewnie trochę mi to zajmie. Do korporacji nie wrócę, ale jest tyle innych zajęć.

Marzyłam, żeby zostać swoją własną szefową!

Starałam się, jak mogłam, ale chyba męża nie przekonałam. Parsknął kilka razy, coś pomruczał pod nosem, złapał kurtkę i wyszedł. Trzask zamykanych drzwi dźwięczał mi w uszach dobrych kilka minut. Przez tydzień nie rozmawialiśmy. Starałam się nie przejmować i cierpliwie czekać. I cieszyłam się wolnością.

Codziennie odprowadzałam Adasia do przedszkola. Potem biegłam na basen albo siłownię. Przypomniałam sobie, jak się lepi pierogi i robi zrazy. Wreszcie jakaś odmiana po gotowanym codziennie naprędce makaronie. Codziennie przeglądałam strony z ofertami pracy, ale tak bardziej informacyjnie. Wiedziałam, że sama muszę sobie wymyślić jakiś pomysł na siebie.

W sobotę Tomek przemówił.

– Mam nadzieję, że nie masz planów na wieczór. Zaprosiłem gościa na kolację. Ugotujesz coś dobrego?

Już chciałam go uraczyć ripostą, że jak kogoś zaprosił, to niech sam sobie ugotuje, kiedy Tomek dokończył.

– To Marek, pamiętasz go?

Nie dałam po sobie poznać, jak bardzo się ucieszyłam.

– Marek, o miło, dawno się nie widzieliśmy. To może zrobię sushi?

Marek był kolegą Tomka ze studiów. Pracował jako redaktor w wydawnictwie, dla którego tłumaczył kiedyś Tomek. Miałam nadzieję, że ta wizyta oznacza to, co podejrzewałam.

Podczas kolacji rozmawialiśmy o wyjazdach, książkach, filmach. Po deserze przeprosiłam gościa i poszłam do sypialni poczytać. Wieczór był ciepły, okna i balkon pootwierane. Okazało się, że słyszę każde słowo z rozmowy obu panów. Odłożyłam książkę i nastawiłam ucha.
Przez chwilę rozmawiali o wspólnych znajomych ze studiów, i z pracy. W końcu Marek sam podjął interesujący mnie temat.

Wybacz, że byłem takim dupkiem...

– Tomek, myślałem o tobie. Wiem, co by mogło cię zainteresować. Będziemy wydawać literaturę faktu. Zaczynamy od cyklu o nieznanych bitwach drugiej wojny światowej. Pamiętam, że kiedyś się tym interesowałeś. Potrzebny mi jest ktoś, kto nie tylko przetłumaczy książki, ale też posprawdza fakty i dołączy przypisy. To odpowiedzialna robota, dlatego szef chce za tłumaczenia zapłacić dwa razy więcej niż za powieści. Moim zdaniem doskonale się do tego nadasz. Już szefowi o tobie napomknąłem. Jest zainteresowany…

Uśmiechnęłam się. Kochany Marek. Jak on dobrze znał mojego Tomka. I wiedział, jak wziąć go pod włos. W środę mąż poszedł na rozmowę. Wrócił tak podekscytowany, jakby o tej pracy marzył od lat. Powstrzymałam się od kąśliwych komentarzy, że jeszcze tydzień temu uważał, że zmuszam go do zgniłych kompromisów.

– W tramwaju przeczytałem dwa pierwsze rozdziały. I mam taki pomysł, że zamiast przypisów po każdym rozdziale dodam kilka stron, na których opiszę, co działo się w tym czasie w Polsce i jaki miało wpływ na nasze losy. Zaraz siadam do pierwszego kawałka, jutro zaniosę do wydawnictwa. Jestem pewien, że będą zachwyceni. To pa, idę pracować.

Pomysł rzeczywiście przypadł redaktorom do gustu. Pod koniec tygodnia ze Stanów nadeszła zgoda na taką ingerencję w książkę. I na to, żeby Tomek został umieszczony na okładce jako współautor.

– Wynegocjowałem nie tylko podwyżkę, ale i udział w zyskach. A że jestem pewien, że to będzie hit, to myślę, że i z tego obozu dla Krzysia nie musimy rezygnować.

Nie zamierzam zapeszyć!

Byłam z niego dumna. Ale postanowiłam zachować to dla siebie. Ciągle czekałam na przeprosiny. I podziękowania. W końcu to moja zasługa, że w Tomka wstąpiła nowa energia. Przetrzymał mnie jeszcze dwa dni. Gdy w piątek wróciłam z Adasiem z kina, na stole czekała na mnie smakowita kolacja, butelka szampana i wielki bukiet kwiatów.

– Rzucenie przez ciebie pracy to była najlepsza decyzja dla nas wszystkich. Teraz to wiem. Wreszcie się ogarnąłem. Przepraszam, że zachowywałem się jak ostatni dupek. Tylko pamiętaj, teraz to ja jestem głową rodziny!

Zaczęłam się śmiać i rzuciłam w niego kapciem. Uchylił się, złapał mnie za ręce i zaczęliśmy się całować. – Fuj! – zawołał zniesmaczony Adaś i uciekł do swojego pokoju.

– Z tą głową rodziny to jeszcze zobaczymy – wyszeptałam Tomkowi do ucha. – Kojarzysz ten pusty lokal przy parku? Mam pewien bardzo fajny pomysł. Ale o wszystkim opowiem ci dopiero po tym, jak podpiszę umowę najmu. Nie zamierzam zapeszyć!

Czytaj także:
„Licealny chłopak zostawił mnie z brzuchem i złamanym sercem. Wierzyłam, że po mnie wróci, ale byłam naiwna”
„Byłem dla córki ojcem i matką w jednym, a ona na stare lata mnie zostawiła i poleciała na drugi koniec świata. Jak mogła?!”
„Moja pacjentka uważała swojego męża za nieomylnego anioła stróża. Tak naprawdę to wredny manipulant i mizoginista”

Redakcja poleca

REKLAMA